Reklama

Rodzina drogą Kościoła i Ojczyzny

Wielotysięczny tłum słuchający Ojca Świętego - to na małym ekranie telewizora gąszcz niewyraźnych wielobarwnych plamek. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że każda z tych kolorowych kropek to jedna, niepowtarzalna ludzka osoba. Słuchająca, bijąca brawo, modląca się tak jak my.
Aby przybliżyć poglądy i uczucia uczestników papieskich pielgrzymek, Redakcja Programów Katolickich TVP przy współpracy tygodnika „Niedziela” zamówiła cykl reportaży u wybitnego telewizyjnego dokumentalisty Krzysztofa Żurowskiego. Wkrótce w programie II TVP będziemy mogli obejrzeć jego film o papieskiej pielgrzymce do Słowacji. Zanim to nastąpi, możemy dowiedzieć się, jak powstawał reportaż z Chorwacji.

Niedziela Ogólnopolska 36/2003

Donato Banić

Donato Banić

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

W homilii wygłoszonej 8 czerwca 2003 r. podczas Mszy św. w malowniczej, nadmorskiej miejscowości Rijeka, która została odprawiona w Delcie, między dwoma portowymi kanałami, Jan Paweł II na początku powiedział: „Pozdrawiam w szczególny sposób liczne rodziny przybyłe tutaj w ten dzień im poświęcony: Wy stanowicie wielką wartość dla społeczeństwa i dla Kościoła, jako że «małżeństwo i rodzina są jednym z najcenniejszych dóbr ludzkości»”. Tysiące Chorwatów, którzy mimo nieludzkiego wprost skwaru wypełnili szczelnie Deltę i rejon poza miejscem wyznaczonym na Mszę św., wstało ze swych kartonowych, składanych stołeczków i gromko dziękowało Papieżowi oklaskami za te słowa. Na papierowych czapkach wiernych, podobnie jak na plakatach w całym mieście, widniało hasło tegorocznej pielgrzymki Papieża Słowianina do Chorwacji: Rodzina drogą Kościoła i Ojczyzny.
Podczas tej właśnie papieskiej Mszy św. w porcie Rijeka, poznałem chorwacką rodzinę Banić. Po Mszy św. zaprosili mnie do swego domu, który znajdował się na peryferiach miasta, na nadmorskim wzgórzu Pehlin, skąd rozpościerał się widok na całą zatokę i port w Rijece. W dwupiętrowym, własnoręcznie zbudowanym z kamieni domu z ogrodem mieszkały trzy pokolenia. Pierwsze piętro zajmowali „nona” i „nono”, co w miejscowym dialekcie oznacza: babcia i dziadek. Nad nimi i pod nimi mieszkały ich córki z rodzinami. Parter zajmowała młodsza córka Jania z mężem Tomisławem i trzyletnim synkiem. Małżonkowie byli informatykami. Tomisław pracował w prywatnej firmie komputerowej, Jania wychowywała synka i pracowała na pół etatu w Gimnazjum Katolickim Salezjanów w Rijece jako nauczycielka informatyki. Drugie piętro zajmowała starsza córka Krystyna z mężem Donato i piątką dzieci. Krystyna była inżynierem budowlanym. Pracowała jako kierownik w rozwijającej się firmie budującej drogi i mosty w Chorwacji. Donato był radiotelegrafistą w porcie, ale miał coraz mniej pracy. Jego zawód już zanikał ze względu na komputeryzację. Mieli czterech synów i córkę. Najstarszy syn Viekosław chodził do liceum w centrum Rijeki. Tego dnia był trochę śpiący, bo jego szkolny chór śpiewał podczas nocnego czuwania przed Mszą św. papieską w Delcie w Rijece. Damian chodził do tego samego Gimnazjum Salezjanów, gdzie uczyła siostra jego matki. Dwoje młodszych dzieci, Iwan i Maryjka, które chodziły do podstawówki, były bardzo zadowolone bo ich szkołę, zresztą jak wszystkie szkoły w całej Chorwacji, na czas wizyty Ojca Świętego zamknięto. Najmłodszy był czteroletni synek Nikola. To jego dotyczyła pierwsza „wizja”, o której opowiedział mi jego ojciec podczas naszego spotkania.

* * *

Reklama

Donato, zanim zaczął opowieść, najpierw poprawił spodenki dokazującego w ogrodzie Nikoli i pokazując mi cztery palce swej dłoni, powiedział łamaną angielszczyzną przemieszaną z rosyjskim:
- To mój czwarty syn. Kiedy byłem mały, miałem... nie marzenie, rozmowę z Bogiem... jak to powiedzieć po angielsku... Mieszkałem z rodzicami w małej wiosce, 20 domów, na wyspie, tu niedaleko na morzu, koło Rijeki. Byłem jeszcze bez braci i przyjaciół, i wtedy miałem takie wyobrażenie, wizję, że kiedy się ożenię, będę miał czterech synów - Donato spojrzał na Nikolę robiącego fikołka na trawniku koło winorośli i kontynuował:
- Gdy zaczęliśmy żyć w małżeństwie, rodziły się nam dzieci: trzech synów i córka. Myśleliśmy, że to już koniec. I kiedy oczekiwaliśmy na kolejne, piąte dziecko, przypomniało mi się moje marzenie z dzieciństwa o czwartym synu. Byliśmy już starsi. Żona i ja mieliśmy obawy, czy urodzi się żywe i zdrowe. W dniu, kiedy żona miała urodzić, z tą obawą poszedłem do kościoła na Mszę św. Był 6 stycznia - Trzech Króli. Ksiądz powiedział, że ten dzień jest symbolem - człowiek zaufał Bogu. Po Eucharystii zadzwoniłem do szpitala. Dowiedziałem się, że urodził mi się syn. To mnie bardzo poruszyło, bo spełniły się dosłownie moje marzenia. To był czwarty syn.
Opowieść przerwał nono - teść Donata. Zapraszał do środka domu, bo w ogrodzie było jeszcze zbyt gorąco. Na stole w jadalni stał tort. Nona zwróciła się do mnie:
- To na Twoją cześć. Jesteś rodakiem Papieża.
Krystyna, krojąc ciasto, dopowiedziała:
- U nas często są torty. Nawet kilka razy w miesiącu. Ciągle są czyjeś imieniny, urodziny, rocznice ślubu... Jest nas tu tyle...
Cała rodzina zaczęła zgodnie, melodyjnie śpiewać pieśń o ich regionie - Pirmorskij kraj, po czakawsku. W północnej części Chorwacji funkcjonują dziś trzy dialekty. Nazwy dialektów pochodzą od słowa „co”. „Cza” po czakawsku, więc - czakawski. „Szto” - sztokarski. „Kaj” - kajkarski. Chorwacki to język literacki, którym nikt na co dzień nie mówi.
- Jest inny problem. Używany przez nas język chorwacki - literacki jest innym językiem niż język czasów minionych, stosowany oficjalnie w całej Jugosławii przed ostatnią wojną - powiedziała Krystyna, wskazując na słownik serbsko-chorwacki, a następnie pokazała mi jakąś powieść z datą wydania 1985, dodając:
- Książek wydanych w latach osiemdziesiątych już moje dzieci nie są w stanie zrozumieć.
Jania, która nie miała jeszcze trzydziestki, wsparła się na ramieniu Krystyny i ze śmiechem dorzuciła:
- Jakie i my jesteśmy stare, bo jeszcze ten język umiemy, a nasze dzieci już nie.
Prawie w każdym pokoju na ścianie wisiały imitacje kamiennych tablic z wyrytymi napisami. Litery przypominały prymitywne znaki, ni to greckie, ni starocerkiewne. To była głagolica. Pismo, które wymyślił i opracował dwanaście wieków temu św. Cyryl. - To dzięki Cyrylowi i Metodemu Słowianie na pobliskich terenach od dawien dawna mieli Biblię i liturgię w swoim języku. Zwróciłem też uwagę na piękne współczesne hafty ludowe w kształcie krzyża, wiszące nad drzwiami. Nona westchnęła i powiedziała:
- Teraz jest inaczej, zmienił się system. Kiedyś nas zapisywali, gdy szliśmy do kościoła. Sąsiedzi nas zapisywali. Prowokowali dzieci w szkole. W owym czasie, za Tito, trudno było być wierzącym. Trzeba było wybierać. Były konsekwencje tego wyboru. Ale ja nie miałam dużych strat. Poza tym, że byliśmy obywatelami drugiej kategorii, że dzieci nie dostawały żadnych stypendiów i nie miały żadnych szans na karierę. Chociaż byliśmy rodziną robotniczą, a ja nie mogłam pracować, nie mogliśmy otrzymać żadnej pomocy od państwa na dzieci. Sami je wychowywaliśmy. Tylko Bóg nam pomagał. Szczęśliwa jestem, gdy patrzę na to, co mam, gdy widzę dziewięcioro wnucząt.
Viekosław przyniósł album rodzinny. Nona chwilę czegoś szukała i wreszcie pokazała mi fotografie dokumentujące budowę kościoła. Na zdjęciu przy ołtarzu obok katolickiego biskupa o dobrej, szlachetnej twarzy, z rysami wyrażającymi cierpienie stała roześmiana nieco młodsza „Nona”. Babcia prawie wykrzyknęła do mnie:
- I otworzyli nasz kościół na Pehlinie. Wreszcie mamy swoją parafię! Sama go budowałam. Tutaj nie było nic. Mogę z dumą powiedzieć, że byłam pierwszą kobietą, która przyszła do tego kościoła.
Cała rodzina pochyliła się nad albumem. Pokazywali mi go z dumą. Na zdjęciach, od czarno-białych do kolorowych, były: chrzty, Pierwsze Komunie św., śluby. Rozpoznawałem na nich dziadków, dzieci i wnuki rodziny Banić. Krystyna wzięła do ręki kolorowe, orwowskie, mocno przeczerwienione zdjęcie. Stała w białej sukni z mężem przy ołtarzu katolickiego kościoła. Nagle spoważniała i po chwili ciszy zaczęła opowiadać:
- Zanim poznałam mojego męża i zanim za niego wyszłam, miałam dziwny sen. Śniło mi się, że wchodziłam po jakichś ogromnych schodach. Miałam pokrwawione ręce i kolana, nie mogłam już iść dalej i resztką sił weszłam na ostatnie schody..., a tam stała Piękna Pani w białej szacie. I uniosłyśmy się bardzo wysoko, gdzie nie było nic poza chmurami. I tam na szczycie głos mi powiedział: „Tu musisz zbudować dom. Zbudować nowy kościół”. Gdy go zbudowałam, powiedziałam: „Gotowe”.
Krystyna przerwała. Ze wzruszenia nie mogła mówić dalej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

* * *

Wieczorem Donato odwoził mnie starą renówką do centrum miasta. Przejeżdżaliśmy obok wzgórza Trsat, gdzie na samym szczycie mieści się stare sanktuarium maryjne ze słynącym z cudów obrazem Matki Boskiej Trsackiej (które także nawiedził Ojciec Święty). Do sanktuarium przez całe wzgórze wiodły wąskie schody (miały 500 stopni), po których mieszkańcy Rijeki i pielgrzymi wchodzili na szczyt, niosąc swoje intencje. Do dziś zdarza się, że niektórzy wchodzą po tych schodach na kolanach - na sam szczyt. Gdy byliśmy u podnóża, przy kapliczce - bramie, od której zaczynają się schody, Donato skomentował opowieść Krystyny:
- Senne marzenie mojej żony, tak jak to widzę, było snem przeznaczonym dla niej, dla jej matki i księdza. W tamtym czasie musiała ona dokonać wyboru pomiędzy życiem w zakonie, jakie widziała dla niej jej matka, a życiem, jakie obiecał jej Bóg. Ksiądz powiedział jej, że Bóg chce, aby miała liczną rodzinę. Powiedział mojej żonie, że to, co pokazała jej we śnie Piękna Pani, ona może zrealizować w małżeństwie.
Kiedy dojechaliśmy do hotelu, w którym mieszkałem i skąd było widać migoczące światełka na pobliskich wyspach w morskiej zatoce, mąż Krystyny powiedział:
- Moje dzieciństwo i młodość spędziłem w wiosce, blisko natury. Miałem tam dużo wolności. W rodzinie mojej żony spotkałem się z mnóstwem zakazów, czego nie chciałbym komentować. Było wiele sytuacji, które oni postrzegali w jeden określony sposób i istniała tylko jedna wspólna wersja tego obrazu... Wiele razy złościłem się, ponieważ to jest... Nie mówię tu o takiej wolności, że będę robił, co mi się zachce, ale wiem, że potrzebuję dużo wolności, żeby wybierać. Moje życie, dom, gotowanie, bycie z dziećmi - wszystko chcę wybierać. Ponieważ ja tego chcę, a nie dlatego, że wszyscy uważają, że ja muszę to zrobić. Dziś, po 18 latach małżeństwa, wiele z tych obrazów, sytuacji musiałem zaakceptować.
Donato zaprosił mnie, bym przyszedł do nich nazajutrz.

* * *

Na drugi dzień zastałem całą rodzinę przy pracy. Kończyli budowę kamiennych schodów w ogrodzie przy ich domu. Mimo skwaru pracowali wszyscy. Kobiety i dzieci nosiły kamienie i mieszały cement. Mężowie: Donato i Tomisław robili pomiary i precyzyjnie, ze znawstwem przypasowywali kamienie. Jania z wulkanicznych ozdobnych kamieni układała ściek przy kranie ogrodowym. Z uśmiechem rzuciła do mnie:
- Wszyscy kochamy te kamienie i tę pracę. Budowa domu jednoczy nasze rodziny. Dwadzieścia lat już budujemy. Dwadzieścia lat minęło od czasu, gdy mój ojciec położył tu pierwszy kamień. Przedtem była tu pustka.
Po południu przy kawie znów zebrała się cała rodzina i zaczęła się rozmowa na temat obecnej sytuacji młodzieży w Chorwacji:
- Problemem jest, że w naszej ojczyźnie nie ma zbyt wielu możliwości dla młodych ludzi. Panuje kryzys. Brakuje nadziei. Młodzi nie chcą się z tym pogodzić, chwytają więc różne okazje i wyjeżdżają. Oni nie umieją czekać. Mają mało miłości od rodziców, słabe więzi z rodzinami - zaczął Donato, a zaraz włączyła się Krystyna:
- Wielu naszych rodaków wyjechało do Ameryki. Męża siostra jest w Australii. Tam wszyscy znaleźli nowe życie i przyszłość, ale pozostali cudzoziemcami, autsajderami, a tutaj zostawili swe korzenie.
Spytałem ich syna, czy chce wyemigrować. Viekosław po chwili zastanowienia odrzekł:
- Praca w Chorwacji jest bardzo źle płatna albo jej w ogóle nie ma i dlatego teraz moi koledzy wyjeżdżają. Ja nie chciałbym wyjeżdżać. Czasem o tym myślę, ale tutaj jest mój kraj, dom, rodzina. Poza krajem byłoby obco. Jednak myślę, że gdybym kiedykolwiek wyjechał, to zaadaptowałbym się w innym kraju.
Krystyna zaczęła śpiewać rzewną pieśń, którą można by tak przetłumaczyć:
Tu jest mój dom, tu jest mój świat, to, co mam najpiękniejszego w sercu...

Chorwacja, czerwiec 2003 r.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Tagle: Bolesne słyszeć o zakonnicach, które są traktowane „prawie jak niewolnice"

2025-09-08 17:11

[ TEMATY ]

kard. Luis Antonio Tagle

Ks. Paweł Kłys

Kard. Luis Antonio Tagle

Kard. Luis Antonio Tagle

Kardynał Luis Antonio Tagle wezwał około osiemdziesięciu nowo mianowanych biskupów z całego świata, aby traktowali swoją posługę jako służbę, a nie panowanie. „To Duch Święty nas mianuje. Nie wolno nam o tym zapominać” - powiedział w weekend w Rzymie pro-prefekt Dykasterii ds. Ewangelizacji. Kościół jest `Bożą trzodą`, a biskupi są jedynie `strażnikami`, a nie panami. "Ich powołaniem jest prowadzenie trzody zgodnie z wolą i pragnieniem” Boga - powiedział kard. Tagle. Szczególnie skrytykował również sposób, w jaki w niektórych diecezjach traktuje się zakonnice.

Biskupi uczestniczą obecnie w organizowanym przez Dykasterię ds. Ewangelizacji (Sekcja ds. Pierwszej Ewangelizacji i Nowych Kościołów Patrykularnych) , który tradycyjnie odbywa się we wrześniu i od 1994 r. stanowi stały element programu Kurii Rzymskiej. Ma on na celu umożliwienie biskupom zmierzenie się z wieloma wyzwaniami związanymi z pełnieniem ich funkcji.
CZYTAJ DALEJ

Atak islamistów na kościół, 4 zabitych; zdemolowano katolicką parafię

2025-09-09 09:19

[ TEMATY ]

atak na Kościół

Adobe Stock

Islamiści z Boko Haram zaatakowali trzy wioski w północnym Kamerunie. 4 osoby zginęły, wielu jest rannych. Zdemolowano również katolicką parafię w Ouzal. Dżihadyści przybyli z sąsiedniej Nigerii. Przypuszcza się, że jest to samo ugrupowanie, które 5 września w wiosce Darul Jana w stanie Borno zabiło co najmniej 60 osób.

O zdarzeniu inforumuje misjna agencja Fides. Islamiści napadli w nocy z soboty na niedziele na wioski Ouzal, Mandoussa i Modoko, w prowincji Mayo-Tsanaga w północnym Kamerunie.
CZYTAJ DALEJ

Papież o ataku Izraela na Hamas w Katarze: „sytuacja bardzo poważna”

2025-09-09 19:25

[ TEMATY ]

Hamas

Anna Katarzyna Emmerich

Papież Leon XIV

atak Izraela

Vatican News

Papież Leon XIV

Papież Leon XIV

Opuszczając papieską rezydencję w Castel Gandolfo, Leon XIV krótko odpowiedział na pytania dziennikarzy dotyczące bombardowania w Dosze: „Nie wiemy, dokąd zmierzają wydarzenia. Musimy się dużo modlić, a jednocześnie dalej działać i nalegać na pokój”. Odnosząc się do rozkazu ewakuacji w Gazie, Papież powiedział, że próbował skontaktować się z tamtejszym proboszczem: „Nie mam żadnych wiadomości”.

Leon XIV mówi o „naprawdę bardzo poważnych wiadomościach”, odnosząc się do izraelskiego bombardowania w Katarze, wymierzonego w niektórych przywódców Hamasu. W ataku ucierpiało kilka budynków mieszkalnych w stolicy. Papież został dziś zapytany o tę kwestię przez dziennikarzy, kiedy opuszczał rezydencję w Castel Gandolfo, dokąd przybył na niespełna jeden dzień wczoraj wieczorem.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję