> Dziś raczej mówimy: zasiew, ale nasze językowe wyczucie
podpowiada nam, że słowo "siejba" brzmi bardziej uroczyście. To może
być ręka rolnika, która sięga po garść ziarna i bardzo uroczyście
rzuca je w ziemię. Ale dziś myślimy o siewnikach, o maszynach rolniczych,
o jakich nawet poeci nie marzyli w czasach Pana Jezusa. Ale starsi
wspominają obraz takiego rolnika, który jakby nabożeństwo odprawiał:
idzie boso po świeżo spulchnionej ziemi i sieje... Możemy także powiedzieć,
że on rzuca to ziarno pełną garścią, ale czyni to tak uroczyście,
tak dostojnie, jakby się modlił, jakby to ziarno czerpał z serca,
a nie z worka przewieszonego przez ramię. Nie mamy nic przeciw maszynom
rolniczym, ale dobrze byłoby, żeby także wtedy, gdy traktor ciągnie
siewnik, gdy ten zasiew dokonuje się kilkadziesiąt razy szybciej,
żeby i wtedy w tej siejbie było coś z tego dostojeństwa naszych dziadków
i pradziadków, obsiewających - jak to oni mówili - "swój zagon"...
Pan Jezus usiadł nad jeziorem, a kiedy zebrały się tłumy,
zaczął przemawiać i nauczać - mówi św. Mateusz. I znowu piękna, prosta
przypowieść. Jezus wszedł do łodzi. To jest Jego ambona. Takie ambony
w kształcie łodzi rybackiej spotykamy i dziś w wielu kościołach,
bo ten siew jest równocześnie połowem ludzkich serc. A przypowieść
to nie jest wykład. To nie teoria. To konkret z życia, który ma słuchaczy
zainteresować i pobudzić do myślenia, choćby przez to postawione
pytanie: Jakie jest podobieństwo między siejbą a kazaniem, między
ziarnem a słowem, między rolą a ludzkim sercem? Zakiełkowaniu ziarna
staje czasem na przeszkodzie sama przyroda: upalne słońce, które
nadmiernie wysuszy glebę, ptaki, które to ziarno wydziobią, ciernie
i chwasty, które nie są tak delikatne, jak pszenica. A jednak plon
- mówi Pan Jezus - może być nie tylko trzydziestokrotny, ale nawet
stokrotny.
Jaka więc gleba jest najmniej odpowiednia dla obfitego
plonu?... Bylibyśmy skłonni powiedzieć, że kamienista... A Pan Jezus
mówi, że "wydeptana przez ludzi". Bo musimy pamiętać, że aby przyjąć
słowo drugiego człowieka, nie tylko kaznodziei, trzeba najpierw znać
jego język. Gdy ktoś mówi do mnie po angielsku, a ja nie znam tego
języka, to go nie rozumiem, chociaż słyszę. Ludzkie serce na przyjęcie
słowa drugiego człowieka otwiera miłość. Choćbym znał doskonale język
mówiącego do mnie, jeżeli moje serce jest zamknięte egoizmem, pychą,
złością, to mogę doskonale słyszeć i nic nie zrozumieć. Bo tę ziemię
mojego serca może przeorać i przygotować na siejbę tylko miłość,
życzliwość, dobroć i gotowość przyjęcia prawdy, chociażby ona nie
była wygodna. Nawet gdyby mi się wydawało, że to serce, do którego
pukam słowem, jest kamienistą rolą, to i wtedy, gdy ziarnem jest
miłość, życzliwość, przebaczenie, zaufanie, to i wtedy wśród kamieni
zobaczymy wyrastające kłosy. A słowo Boże ma moc nawet kamienie zamienić
w żyzną glebę. Dlatego przed słuchaniem Ewangelii czy kazania módlmy
się jak dzieci przed swoimi lekcjami: "Duchu Święty, który oświecasz
serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności!...".
Pomóż w rozwoju naszego portalu