"Polska, wysoka Izbo, nie przegrała żadnej wojny, wróg nie
zajął części naszego terytorium. Nie wiadomo też nic, żeby postawiono
nam ultimatum, z którego wynikałaby konieczność pozbycia się suwerenności
naszych nieruchomości. A jeśli tak, to dlaczego mielibyśmy podejmować
tak niezwykłą decyzję?" - pytał w piątek 15 marca 2002 r. z trybuny
sejmowej poseł Antoni Macierewicz z Ligi Polskich Rodzin. Trwała
debata dotycząca wniosku tego ugrupowania o przeprowadzenie referendum
ogólnokrajowego: Czy jesteś za sprzedażą polskiej ziemi cudzoziemcom?
Decyzja, o której mówił pos. Macierewicz, miałaby być ową decyzją
przesądzającą, że właśnie tak, polski rząd - przy aprobacie parlamentu
- rząd, który jest tak bardzo zaawansowany w obietnicach pod adresem
Unii Europejskiej, że polska ziemia dostanie się jej obywatelom -
dokończyłby pertraktacji w tej sprawie, które niezmiennie określa
jako "korzystny dla Polski kompromis". Dobiłby targu - handlując
nie swoją własnością, bowiem ziemia polska nie należy do komunistycznego
- ani też żadnego - rządu. Jest własnością narodu. Wobec galopującego
rozwoju wypadków, Liga Polskich Rodzin zdecydowała się na wysunięcie
postulatu referendum. Ale wojna, choć istotnie, jeszcze nie przegrana,
toczy się i jest niezwykle dramatyczna. Żeby debata w tej sprawie
jakoś uszła uwadze możliwie jak największej liczby Polaków, zdecydowano
się w polskim Sejmie na posunięcia bezprecedensowe. Posłowie lewicy
tego dnia przeciągali w nieskończoność pytania, tak by sprawę referendum
przenieść na godziny popołudniowe, gdy większość parlamentarzystów
jest nieobecna, a debatę oddzielić od głosowania. Mimo wniosków formalnych
posłów LPR - marszałek i wicemarszałkowie Sejmu nie zdecydowali się
zmienić porządku obrad i przenieść debaty na środę rano, gdy ławy
poselskie są pełne i można dyskusję wraz z pełną informacją o stanie
przejmowania ziemi przez obcokrajowców połączyć z głosowaniem na
temat referendum. Natychmiast też, gdy tylko - przy pustawej sali
- rozpoczynała się debata, Sejm opuściła Telewizja Polska, transmitująca
dotąd obrady, uznając, że opinia publiczna nie powinna interesować
się tym, co może się stać z polską ziemią. Interwencje posłów w tej
kwestii, odwołujące się do elementarnej sprawiedliwości, nie odniosły
skutku.
Zaiste, wojna się toczy. Jest to wojna informacyjna,
wojna psychologiczna. Lewica - w tym, niestety, najprawdopodobniej
większość PSL i Platforma Obywatelska - wraz z rządem i jego agendami
oraz wszystkimi, praktycznie świeckimi, mediami - usiłują wymóc na
Polakach bezsilną zgodę na ten, ostatni już, akt kapitulacji wobec
dyktatu sił międzynarodowych: za bezcen oddanie naszej ziemi w obce
ręce. Poseł Macierewicz przypomniał argumentację przedstawiciela
rządu, który negocjuje z UE warunki sprzedaży polskiej ziemi rolnej
cudzoziemcom - Jana Truszczyńskiego: po 12-letnim okresie przejściowym
Polacy mają rzekomo dojść do takiego poziomu, jeśli idzie o siłę
nabywczą, jak obywatele państw UE. "To kpina, to jakiś ponury żart!"
- wołał pos. Macierewicz. Zgodzono się też w wyniku negocjacji na
sprzedaż terenów dzierżawionych przez cudzoziemców po 3 lub 7 latach (
licząc od daty rozpoczęcia dzierżawy, nie wejścia Polski do UE!).
Jednocześnie upewnia się opinię publiczną - podkreślił poseł - że
żadne decyzje sprzedaży polskiej ziemi nie zostaną podjęte, zanim
nie powstanie ustawa regulująca obrót polską ziemią. A wszystko wskazuje
na to, że ustawa, o ile zostanie uchwalona, to pod dyktando Unii.
Polacy są w tej kwestii permanentnie oszukiwani.
Niedawno gość Radia Maryja, mieszkaniec jednego z krajów
UE, informował, że na Zachodzie doniesieniom mediów o pertraktacjach
z Polską w sprawie członkostwa w UE towarzyszy wielka kampania reklamowa
pod hasłem: "Polska już niedługo będzie na sprzedaż po korzystnych
cenach. Kupujcie ziemię w Polsce! Polska ziemia twoim najlepszym
interesem. Polska w UE - to najlepszy biznes". Istotnie - jak przypomniał
pos. Macierewicz - cena ziemi w Holandii wynosi 10 tys. marek za
hektar, we wschodnich landach Niemiec - 5,5 tys. marek, a w Szczecińskiem
- 3,5 tys. zł. Czyż to zatem nie złoty interes kupować bogatą, żyzną,
a przede wszystkim zdrową ziemię w Polsce od ludzi, którzy z rozpaczy,
nie widząc szans na przeżycie kolejnego roku, zdecydują się ją sprzedać?
Jest dzisiaj w świecie ogromne zainteresowanie ziemią. Europa Zachodnia
nie ma ziemi, lecz dusi się na małych skrawkach. Wobec manipulacji
materiałem genetycznym roślin uprawnych, które przyniosły skażenie
ogromnych połaci ziemi, nie nadających się dziś do uprawy (Stany
Zjednoczone, Argentyna), ziarno genetycznie zmodyfikowane "wypiera"
ziarno zdrowe - każdy skrawek dobrej ziemi jest na wagę złota.
O prawdziwych rozmiarach zainteresowania nabywaniem ziemi
przez potężne firmy i prywatnych przedsiębiorców rolnych informuje
chociażby taki fakt, iż firma odzieżowa Bennetton zakupiła ostatnio
2 mln ha ziemi uprawnej w Ameryce Południowej. Na polską ziemię czekają
niecierpliwie nie tylko Holendrzy (holenderska ziemia jest nieodwracalnie
skażona chemią), którzy już dzierżawią w Polsce 200 tys. ha, i Niemcy,
którzy wskutek dwuznacznych, a właściwie całkiem jednoznacznych deklaracji
- bądź przemilczeń - przedstawicieli polskiej dyplomacji zamierzają
sięgnąć po naszą ziemię jak po swoją własność. Czeka wielka rzesza
przedsiębiorców rolnych, świadomych bardziej niż Polacy katastrofy
ekologicznej na Zachodzie, świadomych zniechęcenia nabywców do produkowanej
tam metodą przemysłową żywności. Wszyscy generalnie mają tej żywności
dosyć i marzą o normalnym jedzeniu. Pos. Macierewicz podał też informację
niebywałą. Podczas gdy państwowe źródła twierdzą, że cudzoziemcy
w Polsce dzierżawią 178 tys. ha, Instytut Spraw Publicznych ujawnił
w swoim raporcie, zredagowanym przez Lenę Kolarską i Andrzeja Rosnera,
iż w istocie ponad milion ha jest dziś w Polsce przez nich dzierżawione.
To porażające fakty. Wobec rozmiaru zjawiska nie dziwi już, że tak
gwałtownie i konsekwentnie próbowano ukryć przed opinią publiczną
prawdę o gigantycznej transakcji, która - o ile naród nie zaprotestuje
- będzie miała miejsce na naszym suwerennym terytorium. Gdyby nie
Radio Maryja, debata poselska na ten temat nie przedostałaby się
poza mury parlamentu. Zrelacjonował ją również obszernie tygodnik
Głos (12/2002). "Czyż nie jest tak - wołał w swoim dramatycznym,
niezwykle precyzyjnie nazywającym wszystkie elementy tej tragicznej
zmowy nowej socjalistycznej lewicy rządzącej Europą pos. Macierewicz
- że wszystko, co rząd w tej sprawie mówi polskiej opinii publicznej,
jest tylko sposobem na wprowadzenie nas w błąd, jest tylko wiarą
w nieprawdopodobną naiwność polskiego społeczeństwa?".
Polityk LPR przypomniał też ów logiczny aż do bólu ciąg
wydarzeń, ową sekwencję kłamstw o "uzdrowieniu polskiej gospodarki"
i "wychodzeniu z kryzysu" etc.: "... ci sami politycy, którzy dzisiaj
zapewniają nas, że wyprzedaż polskiej ziemi w niczym nam nie zaszkodzi
- ba, nawet nam pomoże - 12 lat temu zapewniali w tej Izbie cały
naród polski, że tzw. plan Balcerowicza przyniesie w ciągu roku,
a najdalej dwóch lat wspaniałe odrodzenie całej gospodarki. Ci sami
ludzie zapewniali później - w 1993 r., że tzw. narodowe fundusze
inwestycyjne umożliwią wszystkim Polakom realny udział w prywatyzacji.
Dziś zdecydowano, że mamy zostać pozbawieni ostatniej już własności
- ziemi. Zabrano nam fabryki, stocznie, pozbawiono nas banków. Bezradnie
patrzymy na rabunek polskich finansów, a teraz mamy się jeszcze pogodzić
z wyprzedażą polskiej ziemi? (...) Przez 10 lat przygotowywaliście
polskie ustawodawstwo i polskie społeczeństwo do wejścia do Unii
Europejskiej. Jak to uczyniliście? Czy przez wzmocnienie naszej gospodarki?
Przez upowszechnienie własności? Przez zakorzenienie naszego rolnika
i przedsiębiorcy na Ziemiach Zachodnich? Nie. Uczyniliście wszystko,
by, gdy przyjdzie moment wejścia do Unii, Polacy byli bezradni i
bezsilni, a polska gospodarka niezdolna do realnej konkurencji".
W dwa dni po tej debacie można było przeczytać w Gazecie
Wyborczej pełne pogardy słowa przewodniczącego rady Fundacji CASE (
Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych) Marka Dąbrowskiego: "W dyskusji
na temat obrotu ziemią nie tylko argumenty ekonomiczne są nieobecne,
ale brakuje również elementarnego zdrowego rozsądku (trywializując,
można przecież zapytać, czy kupioną w Polsce ziemię cudzoziemiec
wyniesie lub wywiezie za granicę)".
Zmowa - bo tylko to słowo najlepiej oddaje istotę rzeczy
w kwestii polskiej własności, a więc polskiej wolności - zmowa mediów,
rządzących, zawiadujących ekonomią i finansami, trwa. Ale, czyż nas,
Polaków, może to przerażać? Realnie rzecz biorąc, nie ma na świecie
siły, która zmusiłaby polskich właścicieli ziemskich do oddania ziemi,
ziemi która oznacza - Polskę. Do oddania za garść srebrników.
PS W środę 20 marca tuż przed północą Sejm większością 263 głosów odrzucił wniosek o referendum. 140 posłów poparło wniosek LPR. Rzecznik Ligi - Antoni Macierewicz zapowiedział złożenie kolejnego wniosku o referendum w sprawie sprzedaży ziemi - wniosku opatrzonego milionem podpisów obywateli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu