Reklama

„Danusza”, uśmiech delikatny jak tęcza

Jest wrzesień - miesiąc pamięci narodowej. Przez wiele lat wspominamy okropieństwa wojny. Dlaczego zakopano do grobu niepamięci lub wystawiono na drwiny pomoc wielu ludzi miłosiernego serca, takich jak: nieżyjąca już pani Solveig Raabe, nieznani adresaci z Portugalii i wielu, wielu innych?

Niedziela toruńska 36/2008

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Urodziła się we Włocławku. Nie pamięta trudów II wojny światowej. Ojciec szybko został wzięty do hitlerowskich więzień, a po ostatnim osadzeniu w Rawiczu wrócił w 1945 r. z gruźlicą płuc i kompletnie wyniszczony. Paczki z Portugalii od nieznanych adresatów jeszcze w czasie wojny niewiele osłodziły smutny czas bez ojca, z niepokojami i cierpieniem wojennym. Jednak zagrożoną gruźlicą Danusię potrafił umieścić w grupie 26 dzieci, które w 1947 r. pojechały na prawie 3-miesięczne wakacje, na zaproszenie do rodzin w Norwegii. 3 dni podróży pociągiem, potem z Gdańska statkiem „Piłsudski” do Bergen. „Okręt kołysał mocno i dlatego wszyscy chorowali na morską chorobę, ja też chorowałam, ale niemocno” - relacjonowała Danusia w swoim pierwszym i jedynym liście do Polski do kochanej mamusi i tatusia. Gdy wyszli z okrętu, pisała: „W porcie poczekaliśmy do rana. Rano przy wysiadaniu sypali nam głowy białym proszkiem na wszy. Czy kto je miał, czy nie, miał być posypany. Potem wsiedliśmy w pociąg i jechaliśmy nim 3 godziny...”.
I wreszcie Danusia Godlewska z grupą znalazła się na miejscu spotkania z rodzinami norweskimi. Każde dziecko było zaopatrzone w identyfikator z danymi osobowymi oraz nazwiskiem i adresem rodziny zapraszającej. Dzieci zostały już wzięte przez swoje rodziny, a Danusia ciągle czekała... była zszokowana i płakała. W końcu jednak w eleganckim aucie przyjechała elegancka pani Solveig Raabe i zabrała ją do swego domu w Borgeskogen. „Po polsku nikt tam mówić nie umie. Trzeba tylko porozumiewać się na migi albo rysunkiem”. I tak trwała rozmowa serc przez cały pobyt w rodzinie pani Solveig. Jej córeczka w wieku Danusi i młodszy synek szybko znalazli porozumienie i radość wspólnej zabawy. „Danusza” była zdziwiona, że „na ścianach tych państwa nie ma żadnych świętych obrazów”. Jednak codziennie modliła się przy łóżeczku, wszak była już po I Komunii św. Pani Solveig umiała znaleźć odpowiednio nabożną papeterię na list do Polski.
Znajomi przychodzili oglądać wychudzoną, polską, 9-letnią dziewczynkę (22 kg) niewiele więcej ważącą od 3-letniego synka pani Solveig. „Danusza” została poddana kuracji odżywienia. Zaczęto ją karmić i ważyć dla sprawdzenia co 2 tygodnie. Opanowała wiele słów języka norweskiego. Rozrywką stały się samodzielne, drobne zakupy w sklepie, oczywiście, z nagrodą w postaci loda albo banana. Lody to było odkrycie, przybrana córka „Danusza” zapamiętała je do dziś. Ich smaku nie odczuła potem nigdy w żadnych lodach. Solveig brała także „Danuszę” na spacer po plaży i tam prosiła o zaśpiewanie polskiego hymnu zaprzyjaźnionym rodzinom. Razem też wysłały 2 paczki do mamusi w Polsce. Małżonek pani Solveig był, podobnie jak ojciec „Danuszy”, w obozie niemieckim, stało się to więc szansą na wymianę listów w latach późniejszych. „Danusza” nie widywała nikogo z grupy polskich dzieci, z którymi jechała do Norwegii. Spotkanie tej grupki na zakończenie wakacyjnego pobytu udokumentowano tylko zdjęciem.
Danuta Godlewska wróciła do swojej rodziny, do Polski, do szkoły. Ojciec bardzo chorował. Pani Solveig wspomagała go lekarstwami i tzw. złotymi zastrzykami, które były bardzo drogie, nawet jak na warunki norweskie. W 1950 r. ojciec zmarł. Potem były studia, przeprowadzka do Torunia, założyła rodzinę, urodziła syna Jacka.
Pani Solveig dochowała wierności swojej przybranej córce „Danuszy”. Przez 41 lat od jej wyjazdu z Norwegii utrzymywała kontakt w setkach listów, przysyłała paczki, które były cenne dla nie najlepiej sytuowanej materialnie rodziny. Mąż Roman, asystent na uniwersytecie, jej zarobki początkującej nauczycielki, potem bibliotekarki - nie były zbyt wysokie. Aż doszło do ponownego spotkania w Norwegii, pojechali Danusia i Jacek. Roman zmarł na krótko przed ich wyjazdem. Radości ze spotkania nie było końca. Jak pisała o tym norweska, regionalna gazeta, „łzami zalewała się 78-letnia Solveig Raabe z Porsgrunn, gdy po 41 latach rozłąki mogła znowu spotkać przybraną córkę. I znowu na ustach Danuty pojawił się uśmiech delikatny jak tęcza...
Do dziś sporo starszych osób pamięta smak czekolady czy mleka w proszku z metalowej puszkiUNRRA. Do dziś wiele pań tuli w ramionach pamięci lalkę z główką z porcelany, gładzi błękitną sukienkę z falbankami, paskiem wiązanym w tyle na kokardę i rękawkami na kształt bufki... był też taki czas dziecięcego uśmiechu.
Może dlatego właśnie teraz nie jesteśmy zwolnieni z obowiązku stworzenia w naszych sercach przestrzeni miłości, kształtowania wrażliwości i wyobraźni miłosierdzia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zmiany kapłanów 2025 r.

2025-05-19 08:45

[ TEMATY ]

zmiany księży

zmiany personalne

zmiany kapłanów

Karol Porwich/Niedziela

Maj i czerwiec to miesiąc personalnych zmian wśród duchownych. Przedstawiamy bieżące zmiany księży proboszczów i wikariuszy w poszczególnych diecezjach.

Biskupi w swoich diecezjach kierują poszczególnych księży na nowe parafie.
CZYTAJ DALEJ

Indie: cud eucharystyczny w Vilakkannur

2025-05-19 20:01

[ TEMATY ]

cud Eucharystyczny

Indie

Karol Porwich

Na 31 maja zaplanowane jest ogłoszenie uznania przez Stolicę Apostolską cudu eucharystycznego, do jakiego doszło w Indiach. 15 listopada 2013 roku w czasie porannej Mszy św., odprawianej przez ks. Thomasa Pathickala w kościele Chrystusa Króla w Vilakkannur, w stanie Kerala, na konsekrowanej hostii pojawiła się twarz Jezusa Chrystusa.

O watykańskim uznaniu cudu poinformował 9 maja abp Joseph Pamplany, metropolita Tellicherry obrządku syromalabarskiego. Uroczyste ogłoszenie tej decyzji nastąpi w kościele w Vilakkannur podczas Mszy odprawianej przez nuncjusza apostolskiego w Indiach abp. Leopoldo Girellego.
CZYTAJ DALEJ

Przeciwności pacjentów onkologicznych w walce o życie

2025-05-21 16:58

[ TEMATY ]

zdrowie

lekarz

Adobe Stock

W ciągu ostatniej dekady leczenie nowotworów przeszło prawdziwą rewolucję, która radykalnie zmieniła rokowania wielu pacjentów. Nowotwory, które kiedyś były wyrokiem, dziś stają się chorobami przewlekłymi. Choć leczenie onkologiczne jest coraz skuteczniejsze, nadal wiąże się z istotnymi skutkami ubocznymi i toksycznością, które mogą wpływać na jakość życia pacjenta. Wielu pacjentów chce świadomie i bezpiecznie wspierać swój organizm w walce z chorobą korzystając z potencjału medycyny komplementarnej. Dziś różne grupy interesu chcą odebrać im tę szansę.

Julia jeszcze jako nastolatka zachorowała na nowotwór mózgu. Diagnoza brzmiała strasznie: „gwiaździak drugiego stopnia, nieoperacyjny”. Dla Julii i jej mamy był to szok. Dotąd była aktywną nastolatką, uprawiała sport, lubiła taniec i pływanie. Choroba wywróciła ich życie do góry nogami. Po wielu miesiącach diagnozy trafiła do jednego z warszawskich szpitali, gdzie rozpoczęła chemioterapię. Bardzo szybko z wysportowanej nastolatki zmienia się nie do poznania. Miała problem z apetytem, schudła, często wymiotowała, wypadły jej włosy. Z dnia na dzień jej stan się pogarszał, a dotychczasowa terapia nie przynosiła oczekiwanych rezultatów. Z dnia na dzień jej ciało było coraz słabsze, jednak coraz silniejsza była chęć życia. – Nie chciałam rezygnować z leczenia konwencjonalnego, ale przez ogromne osłabienie organizmu nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Przede mną była studniówka i przede wszystkim matura. Nie chciałam rezygnować z życia – wspomina Julia.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję