Reklama

Historia

Czy mogliśmy przetrwać?

W 85 lat od wybuchu II wojny światowej znów pojawiają się fundamentalne pytania: czy mogliśmy uniknąć wojny? Czy we wrześniu 1939 r. mogliśmy wygrać?

Niedziela Ogólnopolska 35/2024, str. 10-13

[ TEMATY ]

Jan Józef Kasprzyk

pl.wikipedia.org

Polska, zawierając sojusze z Francją i Wielką Brytanią, otrzymała gwarancje, że mocarstwa te pospieszą z realną pomocą. Nie zrobili nic. Na zdjęciu: żołnierze francuskich sił powietrznych na skraju lotniska, 28 listopada 1939 r.

Polska, zawierając sojusze z Francją i Wielką Brytanią,
otrzymała gwarancje, że mocarstwa te pospieszą
z realną pomocą. Nie zrobili nic. Na zdjęciu: żołnierze
francuskich sił powietrznych na skraju lotniska,
28 listopada 1939 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

O świcie 1 września 1939 r. wojska niemieckie wkroczyły na teren Polski; zaatakowały zaciekle z lądu, morza i powietrza. Niespełna 3 tygodnie później sowiecka Rosja wbiła walczącym z ogromną determinacją Polakom nóż w plecy. Los osamotnionej Rzeczypospolitej był przesądzony. Dokonał się IV rozbiór Polski.

W matni geopolityki

Reklama

Niemcy i Związek Sowiecki przez cały okres międzywojenny dążyły do wywrócenia ładu europejskiego zbudowanego misternie podczas konferencji pokojowej w Wersalu, obradującej tuż po zakończeniu I wojny światowej. Niepodległa Polska, która w końcu 1918 r. powróciła po trwającej półtora wieku niewoli na mapy świata, była traktowana przez swoich sąsiadów jako byt, który nigdy nie powinien powstać. Niemcy nie chcieli się pogodzić z utratą zasobnej Wielkopolski, Pomorza i części Górnego Śląska, które znalazły się w granicach Rzeczypospolitej. Sowiecka Rosja wyznawała z kolei doktrynę niezmienną od czasów cara Piotra I, według której, ziemie polskie są albo częścią, albo przynajmniej strefą wpływów rosyjskich. Choć na użytek propagandy bolszewicy jak zawsze posługiwali się kłamstwem, szermując hasłem o „prawie narodów do samostanowienia”. Odzyskanie przez Polskę niepodległości Niemcy traktowali jako „coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć”, i uważali nasz kraj za krótkotrwałe „państwo sezonowe”. Sowieci nazywali rzecz dosadniej, czego wyrazem były haniebne słowa komisarza spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesława Mołotowa, określające Polskę jako „bękarta traktatu wersalskiego”. Jedni i drudzy byli zgodni co do tego, że Polska odrodzona musi zniknąć. Temu podporządkowywali swoją politykę zagraniczną. Polacy byli świadomi tego zagrożenia. Dlatego na progu niepodległości Józef Piłsudski próbował zrealizować ideę Międzymorza. Pragnął stworzyć blok sfederowanych niepodległych państw leżących na obszarach przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Taki sojusz geopolityczny byłby w stanie skutecznie oprzeć się imperialnym zakusom sąsiadów, zwłaszcza sowieckiej Rosji, i na dziesięciolecia stworzyłby bezpieczną przyszłość dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Okazją do realizacji tego planu była toczona w latach 1919-20 wojna z bolszewicką Rosją. I choć zakończyła się ona wielkim triumfem polskiego oręża, marzenia o federacji legły w gruzach. Głównie z powodu braku zainteresowania ideą ze strony Litwinów, Białorusinów i znacznej części Ukraińców. Jak czas pokazał, za brak zrozumienia dla polskiej koncepcji federacyjnej narody te zapłaciły, podobnie jak Polska, ogromną cenę, tracąc wolność. Tymczasem izolowane początkowo na arenie międzynarodowej Niemcy i ZSRS zaczęły współpracować ze sobą, czego czytelnym dowodem był wzajemny układ podpisany w 1922 r. w Rapallo. Trzy lata później doszło do rozczarowującej Polskę przykrej niespodzianki. Oto w Locarno mocarstwa zachodnie podpisały z Niemcami układ, który nie gwarantował utrzymania zachodniej granicy Polski. Sytuacja zaczęła się komplikować jeszcze bardziej wraz z dojściem do władzy Hitlera w 1933 r. Większość Niemców w demokratycznych wyborach poparła jego program, którego jednym z istotnych punktów była idea budowania germańskiej „przestrzeni życiowej” (niem. Lebensraum). A to oznaczało, że w przyszłości dojdzie do wojny. Na razie Niemcy były do niej nieprzygotowane. Postanowił to wykorzystać Piłsudski.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Atak jako obrona

Reklama

Marszałek był jednym z pierwszych polityków europejskich, którzy trafnie zdiagnozowali niebezpieczeństwo, które dla pokoju światowego niosły rządy narodowych socjalistów z NSDAP, popierane przez większość Niemców. Tuż po objęciu przez Hitlera urzędu kanclerskiego wysłał do Paryża swoich emisariuszy. Chciał przekonać polityków francuskich, że jest to ostatni moment, aby plany odbudowy imperium germańskiego stłamsić w zarodku. Pytany przez adiutanta kpt. Mieczysława Lepeckiego, czy Hitler zaatakuje niebawem Polskę, Marszałek odpowiedział wymownie: „Nawet gdybyśmy my na niego napadli, to też byłaby obrona”. Celem tajnej misji, na czele której stanął Bolesław Wieniawa-Długoszowski, było namówienie Francuzów, aby wspólnie z Polską podjęli działania militarne wymierzone w III Rzeszę, czyli wojnę prewencyjną. „Niebezpieczeństwo niemieckie wzrastać będzie z każdym miesiącem; należy wyjść mu na spotkanie – nie czekać, lecz już teraz, bezzwłocznie, zgnieść je zawczasu, przez radykalne uderzenie zapobiegawcze” – relacjonował zamiary Piłsudskiego Władysław Pobóg-Malinowski. „Należy postawić Niemcom stanowcze ultimatum w sprawie zbrojeń, jeżeli Hitler odrzuci je, należy natychmiast wkroczyć zbrojnie do Rzeszy – armia polska do Prus Wschodnich i na Śląsk, francuska do Nadrenii i Bawarii. Ze strony Anglii wystarczy energiczna interwencja dyplomatyczna, ryzyka żadnego nie ma – połączone siły Polski i Francji mają miażdżącą przewagę nad 100-tysięczną Reichswehrą, zresztą rządy Hitlera zostałyby zapewne obalone przez wewnętrzny przewrót w Rzeszy, a nawet gdyby się utrzymał, to będzie łatwo narzucić mu pęta”. Francuzi nie podjęli jednak wyzwania, które z perspektywy czasu należy ocenić jako ostatnią właściwie szansę zapobieżenia hekatombie wojny totalnej, która rozpoczęła się 6 lat później i trwała tyleż lat. Piłsudski ponowił propozycję jeszcze jesienią 1933 r. Aby pokazać polską gotowość do tej operacji, zorganizował w Krakowie wielkie obchody 250. rocznicy wiktorii wiedeńskiej. Tylko nieliczni wiedzieli, dlaczego przesunięte one zostały na październik, choć zwycięstwo nad muzułmanami wojsk króla Jana III Sobieskiego z 1683 r. miało miejsce miesiąc wcześniej, czyli 12 września. Zgrupowane w Krakowie dwanaście pułków kawalerii, wsparte czterema dywizjami piechoty, gotowe było uderzyć na niemiecki obszar Śląska. Ale i tym razem Francuzom zabrakło odwagi, aby ruszyć z zachodu. Brytyjski wiceminister spraw zagranicznych Robert Vansittart zanotował po latach: „Wśród mężów stanu Piłsudski był jedynym, który zrozumiał, że Hitler może podpalić świat. Piłsudski miał koncepcję i zapuścił sondę, czy nie przyłączyłby się ktoś do akcji usunięcia narośli”. Na bezczynność Zachodu nie trzeba było długo czekać. Niemcy wystąpili z Ligi Narodów, odmówili podpisania traktatu rozbrojeniowego, a Hitler rozpoczął zbrojenia na niespotykaną dotąd skalę wcześniej, rzuciwszy hasło: „Armaty zamiast masła”.

Głaskanie bestii

Reklama

W tej sytuacji Piłsudski zmuszony był prowadzić inną grę. Doprowadził do zawarcia dwóch paktów o nieagresji, czyli niestosowaniu przemocy w sytuacjach napiętych relacji międzynarodowych. W 1932 r. podpisano taki pakt z sowiecką Rosją, a 2 lata później – z Niemcami. Piłsudski wiedział, że dla państw totalitarnych podpisane dokumenty nie mają większego znaczenia, ale chciał zyskać na czasie. Był on potrzebny, aby ożywić polską gospodarkę i wzmocnić potencjał obronny Rzeczypospolitej. „Muszę grać – powiedział na odprawie z inspektorami armii i kierownictwem MSZ – bo Zachód jest obecnie parszywieńki. Jeżeli niebawem nie przejrzy i nie stwardnieje, będzie katastrofa”. Miał świadomość, że zegar historii przyspiesza. „Mając te dwa pakty, siedzimy na dwóch stołkach. To nie może trwać długo” – stwierdził na rok przed swą śmiercią. „Musimy wiedzieć, z którego najpierw spadniemy i kiedy. Pewną reasekurację dają sojusze z Francją i Rumunią, ale ich wartość jest ograniczona. Gdy dojdzie do wybuchu wojny przeciwko Niemcom – dostaniemy wsparcie sojuszników, przeciwko Rosji – nie”. Przestrzegał też, że najgorszą rzeczą, która może spotkać Polskę, jest sojusz niemiecko-rosyjski. Wielu uważało to za rzecz zupełnie nierealną, bo Hitler tworzył z Włochami i Japonią „pakt antykominternowski”, teoretycznie wymierzony w sowiecką Rosję. „Na świecie powstawały już dziwniejsze sojusze – powiedział Marszałek ministrowi spraw zagranicznych Józefowi Beckowi. – Gra jest trudna, przy paraliżu woli i krótkowzroczności Zachodu oraz nieudania się moich planów federacyjnych”. Tymczasem mocarstwa zachodnie przyjęły wobec Niemiec przedziwną strategię, określając ją jako appeasement, co można tłumaczyć jako uspokojenie, ale i... zaspokojenie. „Dla utrzymania bezpieczeństwa Europy okres uspokajania jest niezbędny – zaznaczył w Izbie Gmin Anthony Eden. – Jeśli zostanie zaspokojony (appeased), gniew Hitlera ustąpi, jego obawy przed otoczeniem Rzeszy przez wrogów zanikną; narodowi socjaliści wolni od niepokoju i niepewności staną się rozsądnymi, stabilnymi sąsiadami w Europie wolnej od nienawiści”. Ta miękkość została błyskawicznie wykorzystana przez rozzuchwalonego Hitlera, który czynił kolejne kroki, śmiejąc się w twarz demokracjom zachodnim. Łamiąc ustalenia wersalskie, Niemcy dokonali remilitaryzacji Nadrenii, zwiększyli stan liczebny swojej armii, zajęli Austrię, Czechosłowację, Kłajpedę i wreszcie wysunęli wobec Polski żądania aneksji Wolnego Miasta Gdańska oraz budowy eksterytorialnej trasy przez Pomorze. Świat zmierzał ku wojnie, a ostateczną decyzję Hitlera przyspieszył pakt zawarty 23 sierpnia 1939 r. ze Stalinem, który dzielił Europę Środkowo-Wschodnią na niemiecko-sowieckie strefy wpływów.

Klucz do zwycięstwa

Kierujący polityką zagraniczną Polski min. Józef Beck pamiętał dobrze instrukcję pozostawioną przez Piłsudskiego: „Balansujcie, dopóki się da, a gdy już się nie da – podpalcie świat”. Rozumiał, że w sytuacji ostatecznej nie wolno dopuścić do tego, aby najazd niemiecki na Polskę stał się „konfliktem lokalnym”, nad którym mocarstwa zachodnie przejdą do porządku dziennego, tak jak przyzwoliły na zajęcie Austrii czy rozbiór Czechosłowacji. Uważał, że w interesie Polski jest przekształcenie wojny z Niemcami w konflikt o charakterze ogólnoeuropejskim. Była to diagnoza trafna, o czym świadczą słowa Hitlera, który na odprawie ścisłego kierownictwa NSDAP powiedział: „Zatarg z Polską doprowadzi do sukcesu jedynie wówczas, jeżeli mocarstwa zachodnie nie wmieszają się do wojny”. Dlatego wzmocniony został sojusz polsko-francuski i podpisane zostały porozumienia z Wielką Brytanią. Oczywiście, na żadne układy z Hitlerem Polacy nie chcieli iść, mimo że ten kilkukrotnie kusił nas wspólnym marszem na Rosję. Uważano jednak, że taki krok doprowadzi do zwasalizowania Polski przez III Rzeszę ze wszystkimi tego konsekwencjami. Polska koncepcja obrony zakładała prowadzenie możliwie jak najdłuższej wojny granicznej. Obawiano się, że Hitlerowi na tym etapie wojny wystarczy jedynie zajęcie dawnego zaboru pruskiego. A wtedy Polska podzieli los Czechosłowacji, na której rozbiór wyraziły zgodę rok wcześniej mocarstwa zachodnie. Polska musiała męstwem swych żołnierzy udowadniać swe prawa do Wielkopolski, Śląska i Pomorza. Wojna graniczna miała być jednak tylko etapem. Potem miało dojść do przegrupowania i umocnienia linii Wisły, a gdyby i to się nie powiodło – wycofania się na południowo-wschodnie rubieże kraju i dalszej walki. Żaden z polskich dowódców nie zakładał, że Polska tę wojnę wygra samodzielnie. Zbyt duża była dysproporcja sił stron walczących. Klucz do zwycięstwa leżał jedynie w koalicyjnym charakterze wojny. Polska, zawierając sojusze z Francją i Wielką Brytanią, otrzymała gwarancje, że mocarstwa te pospieszą z realną pomocą. Szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Wacław Stachiewicz stwierdził wyraźnie: „Zatrzymać ofensywę niemiecką będziemy mogli dopiero, gdy nastąpi zmiana niekorzystnego stosunku sił, związana z odciążeniem naszego frontu przez ofensywę na Zachodzie. Działania nasze do tej chwili mają charakter walki o czas, walki o przetrwanie”.

Cena za brak odwagi

Gdy 3 września 1939 r. Francja i Anglia formalnie wypowiedziały Niemcom wojnę, pojawiły się radość i nadzieja wśród walczących żołnierzy wspieranych bohatersko przez ludność cywilną. Mimo przegranej bitwy granicznej polski opór tężał. W kwaterze głównej Hitlera zapanował strach. Niemcy bali się jak ognia ofensywy z zachodu, wiedząc, że zmieni ona losy wojny. Wprowadzając bowiem na teren Polski znaczące siły militarne, odsłonili swoje zachodnie granice. Tłumacz Hitlera dr Paul Schmidt pozostawił znamienną relację z odprawy, która miała miejsce po południu 3 września 1939 r. „Co teraz? – zapytał Hitler, zwracając się do Ribbentropa. Miał dzikie spojrzenie, jak gdyby zarzucał swemu ministrowi spraw zagranicznych, że go wprowadził w błąd, jeśli chodzi o prawdopodobną reakcję brytyjską. Göring zwrócił się do mnie, mówiąc: Jeśli przegramy tę wojnę, to niech Bóg ma nas w swojej opiece”. Tego samego dnia wieczorem, na osobiste polecenie Hitlera, wysłana została tajna depesza do sowieckiego sojusznika z prośbą o pomoc w szybkim zdławieniu polskiego oporu. „Ten czas jeszcze nie nadszedł. Być może jesteśmy w błędzie, ale wydaje się nam, że przez przesadny pośpiech możemy narazić na szwank naszą sprawę i przyczynić się do jedności pomiędzy naszymi przeciwnikami” – odpisał po 2 dniach Mołotow. Stalin też nie miał pewności co do zachowania się państw zachodnich. Czekał aż do chwili, gdy wywiady niemiecki i sowiecki doniosły o zaskakującej decyzji podjętej 12 września 1939 r. w Abbeville przez Najwyższą Radę Wojenną, w której zasiadali dowódcy francuscy i brytyjscy. Oto wojska alianckie uznały, że nie są gotowe do ofensywy i mimo wypowiedzenia wojny nie będą prowadzić akcji zbrojnej przeciwko III Rzeszy! Lotnicy brytyjscy, zamiast zrzucać bomby na niemieckie zakłady zbrojeniowe, zrzucali ulotki „apelujące do sumień” żołnierzy Wehrmachtu, a francuscy żołnierze, zamiast atakować Niemców, uprawiali ogródki nieopodal linii Maginota. Powojenny dowódca sił lądowych NATO w Europie francuski dowódca Alphonse Juin stwierdzał gorzko: „Cóż za niewybaczalny błąd! Pozwoliliśmy zdruzgotać Polskę związaną z nami paktem sojuszniczym. Cóż za hańba!”. Za ten błąd i hańbę, za ten brak odwagi Europa i świat zapłaciły w następnych miesiącach i latach sześćdziesięcioma milionami ofiar. O tym, że alianci nie ruszą z pomocą, Polacy dowiedzieli się jako ostatni. Wojnę można było zakończyć w ciągu kilku tygodni, a najwyżej miesięcy. Niemcy byliby pokonani, sowiecka Rosja nie odważyłaby się zaatakować Polski, tak jak zrobiła to 17 września 1939 r. Naczelny dowódca Wehrmachtu feldmarszałek Wilhelm Keitel ocenił: „Gdyby Francuzi natarli, Niemcy mogli im przeciwstawić tylko pozory obrony”, a jego szef sztabu gen. Alfred Jodl dodał: „Rzesza uniknęła katastrofy dzięki bezczynności 110 dywizji francuskich, które nie natarły na 23 dywizje niemieckie”. Potwierdzała się maksyma, że jeżeli przywódcom brakuje odwagi, następne pokolenia płacą za to krwią.

historyk, doradca Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, w latach 2016-24 był szefem Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.

2024-08-27 14:29

Oceń: +10 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Trudne czasy dla Rzeczypospolitej

Niedziela Ogólnopolska 10/2024, str. 38-39

[ TEMATY ]

Jan Józef Kasprzyk

Mateusz Wyrwich

Jan Józef Kasprzyk

Jan Józef Kasprzyk

Lewacka rewolucja kulturowa i czas „barbarzyńców w ogrodzie” przeminą – z przekonaniem mówi Jan Józef Kasprzyk.

Mateusz Wyrwich: Pozwolę sobie podziękować za to, co zrobił Pan dla środowiska kombatantów, dla historii Polski i odkrywania „białych plam”. Pokazał Pan w ciągu 8 lat swoich dwóch kadencji, jak wiele Polska, historycy i badacze historii Polski mieli i nadal mają do powiedzenia, ale też do zrobienia dla propagowania naszej historii. Również w środowisku Jasnej Góry czy Niedzieli. Jan Józef Kasprzyk: Kiedy premier Beata Szydło powierzyła mi funkcję szefa Urzędu, potraktowałem to jako okazję do spłaty długu wdzięczności wobec pokoleń, którym zawdzięczamy niepodległość. Także wobec mojego śp. Taty – żołnierza Armii Krajowej i więźnia KL Gross-Rosen i Buchenwald-Dora. Pracę traktowałem jako służbę wobec tych, którym nie zabrakło odwagi, męstwa, którym nie zabrakło wiary, nadziei i miłości, którzy myśleli nie o sobie, ale o następnych pokoleniach. Odbywało się to na wielu płaszczyznach. Udało się znacząco zwiększyć budżet przeznaczony na pomoc doraźną i okresową dla naszych podopiecznych, tak aby każdy weteran, kombatant, działacz opozycji antykomunistycznej, ofiara represji mogli otrzymać takie wsparcie, jakiego potrzebują. Gdy przychodziłem do Urzędu, środki na ten cel oscylowały w granicach 10 mln zł w skali roku. Teraz budżet ten wynosi prawie 300 mln zł. Udało się też zrealizować pomysł śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i sybiracy otrzymali wreszcie świadczenia rekompensacyjne za katorgę na „nieludzkiej ziemi”. Upomnieliśmy się skutecznie o środowisko pracujących niewolniczo „żołnierzy-górników”, zrównując ich w uprawnieniach z innymi represjonowanymi w okresie zniewolenia komunistycznego. Uprawnienia otrzymali też warszawiacy, których Niemcy wygnali po powstaniu ze stolicy i osadzili w obozie Dulag 121 w Pruszkowie. Również na polu pamięci historycznej udało się wiele uczynić. Z pomocą znakomitego zespołu zorganizowaliśmy w ciągu 8 lat prawie 1,5 tys. uroczystości upamiętniających naszą walkę o wolność i godność. Odbywały się one zarówno w kraju, jak i poza granicami: na Monte Cassino, w Bredzie, Bolonii, Ankonie, Falaise, Arnhem, w Mauthausen-Gusen, Holiszowie, we Lwowie, w Hucie Pieniackiej, na Wileńszczyźnie, w Izraelu. Chodziło o to, aby świat nigdy nie zapomniał, że swoją wolność zawdzięcza krwi przelewanej przez Polaków na wszystkich wojennych frontach. Te uroczystości miały wymiar zarówno międzynarodowy, jak i wielopokoleniowy. Cieszę się, że tak licznie brała w nich udział młodzież, która od świadków historii uczyła się „Dekalogu Polaka”, czyli tego wszystkiego, co tworzy nasz polski kod kulturowy. Cieszę się też, że wiele uroczystości mogliśmy wraz z podopiecznymi zorganizować na Jasnej Górze. Zaczęło się od pielgrzymki dziękczynnej kombatantów w 1050. rocznicę chrztu Polski, później były: zjazdy represjonowanych w stanie wojennym, zjazdy Kresowian, odsłonięcie tablicy poświęconej ofiarom rzezi wołyńskiej, upamiętnienie obrony klasztoru przed Moskalami w czasie konfederacji barskiej czy otwarcie wspólnie z abp. Wacławem Depo wystawy poświęconej powstaniu styczniowemu. W miejscu, gdzie jak mówił Ojciec Święty Jan Paweł II: „zawsze byliśmy wolni”, miałem też okazję wręczać odznaczenia państwowe przyznane bohaterom naszej wolności, a także złożyć uroczyście do Skarbca odznaczenia, które należały do ostatniego prezydenta II RP Ryszarda Kaczorowskiego. Na Jasnej Górze mogliśmy wielokrotnie spotykać się z niezwykle zasłużonym dla Kościoła i ojczyzny o. prof. Eustachym Rakoczym, który od dziesięcioleci dba o podtrzymywanie ducha narodu. Tygodnik Niedziela zawsze relacjonował nasze działania, za co raz jeszcze dziękuję, a wyrazem wdzięczności były wręczone w listopadzie ub.r. przedstawicielom redakcji medale Pro Bono Poloniae i Pro Patria.
CZYTAJ DALEJ

Jutro XVI Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym

2024-11-09 10:30

[ TEMATY ]

KEP

Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym

S.O.S. Dla Ziemi Świętej

Pomoc Kościołowi w Potrzebie

Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym

Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym

„S.O.S. Dla Ziemi Świętej” - to hasło tegorocznego, XVI Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym, do którego przeżywania w niedzielę 10 listopada zachęca przewodniczący Episkopatu Polski abp Tadeusz Wojda. - Postarajmy się, by w tym dniu, pomyśleć o wierzących mieszkańcach Ziemi Świętej, wesprzeć ich swoją modlitwą, swoim cierpieniem, udzielić wsparcia finansowego, oni naprawdę tego potrzebują - apeluje arcybiskup.

Przewodniczący KEP przypomina, że w tym roku uroczystość ta wzywa do zwrócenia szczególnej uwagi na dramatyczną sytuację chrześcijan w Ziemi Świętej, nazwanej przez abp. Tadeusza Wojdę „ziemią samego Jezusa Chrystusa”, obejmującą Izrael, Palestynę i część krajów sąsiednich. Obszar ten jest domem dla miejsc świętych chrześcijan, ale też terenem, gdzie życie codzienne staje się coraz trudniejsze i bardziej niepewne.
CZYTAJ DALEJ

Pragnienie świętości

2024-11-09 19:43

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Ponad dwustu kapłanów przybyło 9 listopada do Sandomierza na Dzień Modlitw o Świętość Kapłanów.

Spotkanie rozpoczęła cicha adoracja Najświętszego Sakramentu w bazylice katedralnej, która zakończyła się odmówieniem modlitwy o nowe powołania do stanu kapłańskiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję