Reklama

Aspekty

Łączy nas jeden Bóg

Uśmiech czy wyciągnięte ręce na całym świecie znaczą to samo – opowiada o swoim doświadczeniu misyjnym Anna Gorzelana.

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 44/2022, str. IV

[ TEMATY ]

misje

Uganda

Anna Gorzelana

Anna Gorzelana

Anna Gorzelana

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katarzyna Krawcewicz: Tegoroczne wakacje spędziłaś w niezwykły sposób.

Anna Gorzelana: Byłam w Ugandzie. Pojechałam tam razem z Akademickim Kołem Misjologicznym im. dr Wandy Błeńskiej, które zrzesza studentów ze wszystkich poznańskich uczelni. I właśnie podczas tegorocznych wakacji udało nam się po raz pierwszy od początku pandemii pojechać na doświadczenie misyjne poza Europę.

Wyjazd do Ugandy był dla nas znaczący zwłaszcza z jednego względu. Patronką naszego AKM jest dr Wanda Błeńska, której proces beatyfikacyjny właśnie się toczy. Pochodziła z Poznania i przez ponad 40 lat posługiwała właśnie w Ugandzie jako lekarka na misjach. Bardzo dużo zmieniła, jeśli chodzi o podejście do trądu, szczególnie w kontekście tabu, jakie wokół tej choroby panowało. Więc miejsce naszego wyjazdu nie było przypadkowe.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W czasie naszego pobytu podróżowaliśmy między kilkoma miejscowościami, a nawet diecezjami. Mieszkaliśmy głównie w Villa Maria w diecezji Masaka. Zwiedziliśmy też miejscowości Kabale i Kampala. Odwiedziliśmy Bulubę w diecezji Jinja, czyli wioskę, gdzie leczyła i mieszkała sługa Boża Wanda Błeńska.

Reklama

Czym się różni wyjazd na doświadczenie misyjne od wyjazdu na misje?

Bardzo często ludzie stosują taki skrót myślowy i mówią po prostu o wyjeździe na misje. Zacznijmy od tego, że każdy z nas jest misjonarzem na mocy chrztu św. Jednak są wśród nas osoby, które w wyjątkowy sposób rozeznają swoje powołanie misyjne i wyjeżdżają na dłuższy czas, a nawet na całe życie. My natomiast w AKM formujemy się przez cały rok, a podsumowaniem tego jest wakacyjny wyjazd na wolontariat misyjny, który jest zaledwie doświadczeniem misyjnym. Nie mówimy o sobie, że jesteśmy misjonarzami, bo nie wybieramy takiej ścieżki życiowej, tylko doświadczamy namiastki misji. Wiadomo, że w tak krótkim czasie nie zewangelizujemy żadnej dużej społeczności, a jedynie wykonamy konkretne zadanie, które zostanie nam wyznaczone, i doświadczymy drugiego człowieka na odległym kontynencie.

W takim razie opowiedz, jakie konkretnie wyznaczono Wam zadanie?

Jechaliśmy razem z siostrą klawerianką (Zgromadzenie Sióstr św. Piotra Klawera). Właśnie siostry z tego zgromadzenia zaprosiły nas do Ugandy. Nasza pomoc, która była odpowiedzią na potrzeby lokalnego Kościoła, to praca na farmie prowadzonej przez tamtejsze seminarium. Na tamtym terenie to zupełnie normalne, że wspólnoty Kościoła mają dużo pól i potrzebują rąk do pracy. Więc przede wszystkim poświęciliśmy się pracy fizycznej, na roli czy w fabryce cegieł, ale też opiekowaliśmy się dziećmi. Ta opieka nie była naszym głównym zadaniem, ale i tak pochłaniała dużo czasu i energii.

Z perspektywy czasu widzę, że wcale nie chodziło o tę konkretną pracę, którą wykonaliśmy, ale bardziej o poznanie świata misyjnego, o obecność drugiego człowieka, zupełnie innego, a jednocześnie takiego samego. Spotkaliśmy misjonarzy, siostry zakonne, osoby, które nas zaprosiły, i rzeczywistość, w której żyją. Mogliśmy zaczerpnąć z ich doświadczenia.

Myślę, że patrząc z perspektywy Polaków, których spotkaliśmy i którzy tęsknią za ojczyzną, nasza wizyta była bardzo cenna. Ubogaciliśmy się wzajemnie.

Reklama

Czy wiedzieliście z góry, do jakiej pracy jedziecie, czy to się okazało dopiero na miejscu?

Z grubsza wiedzieliśmy, o co możemy być poproszeni, ale byliśmy też przygotowani na to, że te plany mogą się zmienić. I tak rzeczywiście było. Z góry wiedzieliśmy np. że będziemy pomagać w seminarium, jednak nasze zajęcia zmieniały się każdego dnia, w miarę potrzeb. Taki trochę nieplanowany był czas, który spędzaliśmy z tamtejszą młodzieżą albo z dziećmi. Te spotkania były bardzo spontaniczne. Dzieci spędzają tam wiele godzin bez opieki, bo rodzice muszą pracować. Więc bawiliśmy się z tymi, które chciały do nas podejść. Uczyliśmy ich naszych gier i zabaw, a one pokazywały nam swoje.

A jak się porozumiewaliście?

Uganda była kolonią brytyjską, więc językiem urzędowym jest tam angielski. Co nie znaczy, że wszyscy się nim posługują, choćby dlatego, że wiele osób nie chodzi do szkoły. Zresztą tamtejszy angielski jest bardzo różny od tego, którego my się uczymy. Jest tam też język ugandyjski, ale on ma czterdzieści kilka dialektów. Nawet kiedy zapisywałam sobie niektóre słowa, to w kolejnej miejscowości do niczego mi się one nie przydawały. Więc trochę po angielsku, a przede wszystkim mową niewerbalną. Uśmiech czy wyciągnięte ręce na całym świecie znaczą to samo.

Reklama

Co było dla Ciebie najbardziej zaskakujące?

W Ugandzie bardzo doświadczyłam, jak prawdziwe jest powiedzenie, że Europejczycy mają zegarki, a Afrykańczycy mają czas. Tam spontaniczne podejście do planu dnia jest nie tylko normalne, ale i potrzebne. Oni mają bardzo lekkie podejście do planowania, kierują się zasadą „co ma być, to będzie”. Do tego stopnia, że Afrykańczycy nie mają zwyczaju gromadzenia zapasów. Tam przez cały rok – a przynajmniej w obszarze równikowym, gdzie byliśmy – coś rośnie. Więc zbiory odbywają się znacznie częściej niż u nas. Kiedy przyjechaliśmy, akurat zaczynała się pora deszczowa. Sadziliśmy kasawę (takie bulwy) i wiedzieliśmy, że za miesiąc ona już będzie do zebrania. Nam trudno stosować się do zasady, że dzień ma dość swoich zmartwień, a Afrykańczycy skupiają się na teraźniejszości, mniej martwią się o przyszłość. Tam na własne oczy zobaczyłam przeciwieństwo kultury pośpiechu.

Wyjazd na tereny misyjne kojarzy się nam głównie z tym, że to Europejczycy będą kogoś uczyć, prowadzić. Tymczasem okazuje się, że my również możemy się wiele nauczyć od tamtejszych ludzi.

To prawda. Jakie to niesamowite, że mamy zupełnie inny start, inne możliwości, inną świadomość, a jednocześnie jesteśmy tacy sami. Dzieci tak samo się cieszą i płaczą. Dorośli tak samo się zakochują, rozpaczają, pracują. Choć żyjemy w różnych rzeczywistościach, wyglądamy inaczej, mamy inną mowę niewerbalną, to jednak to, co najważniejsze, jest takie samo.

Od tamtejszej społeczność nauczyłam się dużo w kontekście wdzięczności. I tu mogę przywołać pewien przykład. Byliśmy w kilku miejscowościach. W tej pierwszej była woda, nawet czasem ciepła. W kolejnej nie było w ogóle ciepłej wody. A później po prostu wody zabrakło. Tam to jest zresztą normalna sytuacja. I przez kilka dni wody nie było, tylko to, co w magazynach. Więc musieliśmy ją bardzo oszczędzać. A kiedy woda wróciła, byliśmy tak szczęśliwi, że wtedy pomyślałam, że gdyby jej nie zabrakło, to nigdy nie przyszłoby nam do głowy być za nią wdzięcznym. Nauczyłam się tam naprawdę doceniać proste rzeczy. I myśleć już nie tak racjonalnie, a bardziej intuicyjnie.

Dzięki doświadczeniu misyjnemu dostrzegłam też wielobarwność Kościoła. W Afryce religijność jest zupełnie inna niż w Europie. I nie chcę tu oceniać, która jest lepsza, bo to nie o to chodzi. Raczej zobaczyłam, jakie to jest piękne, że mimo tylu różnic łączy nas jeden Bóg.

Bardzo mnie ten wyjazd przemienił. I to nie dzięki pięknym widokom czy ciekawym przygodom, ale przede wszystkim dzięki obecności drugiego człowieka, której mocno tam doświadczyłam.

Anna Gorzelana zielonogórzanka, animatorka Ruchu Światło-Życie, działa w Akademickim Kole Misyjnym w Poznaniu

2022-10-25 14:10

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wadowice: papieskie miasto wspiera misjonarzy z Ugandy

[ TEMATY ]

Wadowice

Uganda

Magda i Mirek Osip-Pokrywka

Rynek w Wadowicach

Rynek w Wadowicach

Specjalny medal wydany przez Wadowice z okazji 100. rocznicy urodzin św. Jana Pawła II trafi na licytację, a zebrane w ten sposób pieniądze wspomogą prowadzoną przez polskich misjonarzy szkołę w Kakooge w afrykańskiej Ugandzie.

Patronem tamtejszej szkoły technicznej jest papież-Polak. 25 listopada władze papieskiego miasta przekazały dary franciszkanom konwentualnym – w sumie dwa papieskie medale, 140 koszulek dla każdego z uczniów afrykańskiej szkoły oraz pamiątkowe przypinki.
CZYTAJ DALEJ

Pozostawiam Ci moją wiarę... Błogosławieni małżonkowie Alojzy i Maria Quattrocchi

Niedziela Ogólnopolska 30/2015, str. 14-15

Giovanechiesa.blogspot.com

Maria i Alojzy (Luigi) Beltrame Quattrocchi

Maria i Alojzy (Luigi) Beltrame Quattrocchi

Wszystko zaczęło się w wielopokoleniowej rodzinie, która prowadziła normalne życie przy mało ruchliwej Via Depretis w Wiecznym Mieście – Rzymie. Najważniejsze w ich domu były wiara oraz rozwój duchowy...

Niecodzienna normalność rodziny błogosławionych Marii i Alojzego (Luigiego) Beltrame Quattrocchich, wychowujących czwórkę dzieci w niezwykle burzliwych czasach faszyzmu, obydwu wojen światowych czy niszczącego wartości modernizmu właściwie nie powinna różnić się od codzienności naszych sąsiadów, rodziny „X”, a nawet naszej monotonii dnia. Dlaczego więc my nie potrafimy tak przeżywać szarej rzeczywistości?
CZYTAJ DALEJ

Bulwersujące! Applebaum, Holland i Tokarczuk otrzymały tytuły doktora honoris causa UMCS

2024-11-25 19:57

[ TEMATY ]

doktor honoris causa

PAP/Wojtek Jargiło

Agnieszka Holland

Agnieszka Holland

Publicystka Anne Applebaum, reżyser Agnieszka Holland oraz pisarka, noblistka Olga Tokarczuk otrzymały w poniedziałek tytuły doktora honoris causa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Uczelnia świętuje w tym roku 80-lecie istnienia.

Senat Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie o przyznaniu tytułów zdecydował na dwóch posiedzeniach. W przypadku Anne Applebaum i Agnieszki Holland uchwały w tej sprawie przyjęto 24 września 2024 r., a przypadku Olgi Tokarczuk - jeszcze 25 maja 2022 r.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję