Reklama

Polska

Chrześcijaństwo w świeckim państwie

Całe nasze prawodawstwo, łącznie z prawami człowieka, oparte jest na zasadzie przyrodzonej godności człowieka. Kluczowym kontekstem dla powstania tej zasady jest chrześcijaństwo – mówi prof. dr hab. Michał Gierycz.

Niedziela Ogólnopolska 26/2021, str. 28-29

[ TEMATY ]

Kościół

społeczeństwo

Archiwum Niniwa

Michał Gierycz

Michał Gierycz

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Andrzej Tarwid: Kiedy w debacie publicznej podejmuje się temat religii i polityki, to o Kościele mówi się źle, a częściej bardzo źle. Pan w swojej książce Mała pochwała katolicyzmu. Kościół i polityka w późnej nowoczesności napisał, że to katolicyzmowi zawdzięczamy, iż rządzący szanują np. wolność i godność człowieka, a więc wartości powszechnie cenione. Skąd zatem wziął się ten negatywny obraz Kościoła?

Prof. dr hab. Michał Gierycz: Składa się na to wiele czynników. Obecnie na taki wizerunek wpływa z pewnością zgorszenie przypadkami przestępstw seksualnych niektórych duchownych, wykorzystujących dzieci i młodzież, oraz ich ukrywaniem przez przełożonych, w tym biskupów. Widziałbym w tym zgorszeniu m.in. źródło istotnego spadku zaufania do Kościoła oraz przyrostu aktów apostazji. Nie łudziłbym się jednak, że jest to jedyna przyczyna negatywnego obrazu Kościoła w przestrzeni publicznej. Wydaje się raczej, że sposób relacjonowania tych spraw w mediach, niekiedy daleki od standardów rzetelnego dziennikarstwa, odsłania wcześniejszy od tego problemu negatywny stosunek do Kościoła. Sięga on bardzo głęboko w przeszłość. W istocie od oświecenia, a zatem od blisko 300 lat, Kościół traktowany jest jako przeszkoda na drodze postępu ludzkości. Nawet Immanuel Kant, niewątpliwie najwybitniejszy przedstawiciel filozofii wieku świateł, drwił z wiary, pisząc, że dogmaty i formułki to „dzwoneczki błazeńskie wiecznie trwającej niepełnoletności”. Owo paradoksalne przekonanie o wyższości intelektualnej ateizmu czy agnostycyzmu nad katolicyzmem jest nad wyraz trwałe i naznacza również dzisiaj dyskurs publiczny.

W jaki sposób?

Jednego z najwybitniejszych obecnie profesorów prawa – Josepha Weilera, religijnego żyda, zapytał kiedyś kolega z uniwersytetu: „Jak to możliwe, że ty, taki inteligentny człowiek, wierzysz?”. W świecie nauki wiara uznawana bywa za nierozumny zabobon, ale przecież nie tylko tam. Wystarczy wspomnieć o języku, jakim mówi się o wierzących w sferze publicznej. Określenia „mohery” czy „ciemnogród” ciężko uznać za szczególnie afirmujące i zapraszające do dialogu. Wreszcie warto dostrzec, że argumenty religijne są właściwie wykluczone z debaty publicznej, jako de facto niepoważne. Kiedy parę lat temu jeden z polityków publicznie stwierdził, że nie zrobi czegoś, bo poniósłby szkodę na duszy, śmiechu w mediach było przez tydzień. Racje religijne zyskują prawo obecności w dyskursie jedynie po przetłumaczeniu ich na „język świecki”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Na przykład?

Nawet kiedy dyskutujemy o ochronie prawnej niedzieli, to dyskusja publiczna dotyczy ochrony „dobra kulturowego” albo prawa do odpoczynku... No cóż, nietrudno dostrzec, że takie „tłumaczenie” pozbawia istotnej treści sens niedzieli – dnia, w którym świętujemy zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. To trochę tak, jakby chronić Wielkanoc ze względu na śmigus-dyngus. Odsłania to poważny problem, który zauważają nawet myśliciele lewicowi, np. Jürgen Habermas. Mianowicie, wykluczając język religijny z debaty publicznej, odcinamy się od źródeł sensu...

Gdzie można znaleźć korzenie pozytywnego wpływu naszej wiary na wartości uznawane obecnie w naszym kręgu cywilizacyjnym?

Weźmy pierwszy z brzegu przykład. Całe nasze prawodawstwo, łącznie z prawami człowieka, oparte jest na zasadzie przyrodzonej godności człowieka. W prawie zasada ta ma charakter aksjomatu – jest niepodważalna i oczywista. Nietrudno jednak zobaczyć, że nie wszędzie na świecie jest równie oczywista. Rodzi się pytanie: skąd się wzięło przekonanie o przyrodzonej godności człowieka? Co sprawiło, że właśnie w Europie ta idea się wykształciła? Nie ulega wątpliwości, że kluczowym kontekstem dla powstania tej zasady jest właśnie chrześcijaństwo, niosące przekonanie o stworzeniu człowieka na „obraz i podobieństwo” Boga, jak również o wcieleniu Boga w Jezusie Chrystusie i dokonanym przezeń odkupieniu człowieka.

Już słyszę, jak liberalni i i lewicowi filozofowie protestują. Co by im Pan odpowiedział?

Wybitny filozof Nikolaus Lobkowicz, analizując różne uzasadnienia godności na gruncie filozofii, stwierdził, że wiele przemawia za przypuszczeniem, iż doktryna „nienaruszalnej godności osoby ludzkiej niezbyt daje się utrzymać, a jeszcze mniej uzasadnić, bez przekonania, że osobę ludzką stworzył osobowy Bóg”. Trudno się dziwić tej konkluzji.

Reklama

Można jednak zauważyć, że również na Zachodzie oczywistość godności człowieka obecnie słabnie. Czy np. postulaty „prawa do aborcji” można pogodzić z zasadą przyrodzonej godności człowieka?

Nie, nie można. To, na co zwraca Pan uwagę, to argument a contrario za moją wcześniejszą tezą. Im bardziej sekularyzują się nasze społeczeństwo i nasza polityka, a zatem im mniej wiara oddziałuje na nasze myślenie, tym mniej oczywista staje się prawda o przyrodzonej godności człowieka. Niektórzy będą się w niej dopatrywać nawet „szowinizmu gatunkowego”.

Stawia Pan tezę, że katolicyzm przyczynia się również do ograniczenia ambicji władzy politycznej czy – inaczej mówiąc – zawęża pole jej działania. W jaki sposób?

Jeśli w społeczeństwie istnieje pamięć o prawdziwym Mesjaszu, to nie będzie mu łatwo sprzedać erzacu mesjanistycznego, nadziei na ostateczne rozwiązanie problemów społecznych przez politykę. Pamięć o królestwie Bożym i tęsknota za nim, kultywowana przez Kościół, zmienia nasze postrzeganie doczesności, ograniczając ambicje polityki, nie pozwalając na skręt w kierunku polityki totalnej, nieograniczonej.

Reklama

Jakie jeszcze następstwa dla reguł życia publicznego niesie chrześcijaństwo?

Pamięć o Jezusie przypomina również o tym, że potrzebujemy odkupienia; że choć pragniemy tego, co dobre, jest w nas jakaś skaza, skłonność do zła, którą w teologii katolickiej wiąże się z grzechem pierworodnym. To teza ważna nie tylko teologicznie, ale również hermeneutycznie – pomaga zrozumieć naszą rzeczywistość społeczną i polityczną. Uznanie obiektywnego – niezależnego od nas charakteru dobra i zła ma fundamentalne znaczenie dla zaistnienia polityki życzliwej człowiekowi, mającej faktycznie na celu dobro wspólne. Świetnie rozumieli to ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych, tworząc system checks and balances, pozwalający na wzajemną kontrolowanie się różnych instytucji władzy politycznej, a zarazem szanujący wiarę w Boga.

Zupełnie inaczej niż w bliższej nam rewolucji francuskiej...

Tam zanegowano zarówno Boga, jak i grzech pierworodny, co doprowadziło Maximiliena de Robespierre’a do utożsamienia demokracji i terroru. Nie był to „wypadek przy pracy”. Wynikało to nieuchronnie z odrzucenia Absolutu i uznania człowieka za centrum rzeczywistości. Leszek Kołakowski dowiódł, że totalitaryzm to całkowita sekularyzacja, która osiąga kulminację w przeniesieniu tego, co absolutne, na sferę profanum.

Zapewne wiele osób popierających postulat „całkowitego rozdziału” Kościoła od państwa nie zdaje sobie z tego sprawy.

Sam postulat rozdziału jest, rzec można... katolicki. Patrząc na to przez pryzmat historii – chrześcijaństwo nigdy nie narzucało państwu prawa wywodzonego z objawienia, tworząc w ten sposób miejsce na „świecką” politykę. Problem leży w dążeniu do „całkowitości” rozdziału, a zatem uznania religii za kwestię nieistotną dla wspólnego życia. Nietrudno zobaczyć, że taka teza nie ma nic wspólnego z neutralnością.

Jakie jest więc sedno takich postulatów?

To próba budowy państwa „tak, jakby Boga nie było”, a zatem narzucenie społeczeństwu ateizującego paradygmatu. Jeśli spojrzeć z tej perspektywy, idea „całkowitego rozdziału” jest sprzeczna z ideą świeckiego państwa. Istotą tego ostatniego jest bowiem – jak trafnie ujmuje to nasza konstytucja – bezstronność światopoglądowa. Jest ono świadome, że w najistotniejszej kwestii ludzkiego życia – jego ostatecznego celu i sensu – polityka nie ma nic do powiedzenia.

2021-06-22 14:24

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Chrystus obecny w Kościele

Niedziela świdnicka 41/2015, str. 5

[ TEMATY ]

Kościół

Jezus Chrystus

Karina Wiśniowska/karina.wisniowska@gmail.com

Jezus Chrystus, który dokonał dzieła naszego zbawienia, nie pozostał w widzialnej postaci wśród nas, ale odszedł do nieba, zesłał Ducha Świętego. Pozostał z nami w swoim Kościele, ale już w sposób niewidzialny, sakramentalny, dalej działając przez swojego Ducha. Jezus znikł sprzed oczu historii, zostawiając jednak na ziemi swoich uczniów, widzialnych uczniów, tych, których wybrał, którym odsłonił głębię swojej nauki, na oczach których czynił cuda, którym ukazał się po zmartwychwstaniu i których obdarzył darami Ducha Świętego. On odszedł, a oni zostali. Ale i On też jakoś pozostał, powiedział przecież: „Jestem z wami aż do skończenia świata” (Mt 28, 20), ale wiemy, że Jezus mówił o obecności innej, niewidzialnej, o obecności sakramentalnej. Ci uczniowie dali początek dziełu Chrystusa, któremu na imię Kościół. Kościół, lud nieogarniony, ochrzczony w imię Chrystusa stał się miejscem działania i obecności Chrystusa na ziemi, działania w mocy Ducha Świętego. Czasem stawiamy takie pytania: dlaczego Chrystus założył Kościół? dlaczego swoją naukę i dzieło odkupienia złożył w Kościele? Odpowiedź wydaje się być prosta: Chrystus przyszedł na świat dla wszystkich: dla wszystkich ludzi i dla wszystkich pokoleń; chciał, żeby Jego dzieło zbawcze było dostępne dla wszystkich ludzi, wszystkich narodów i wszystkich czasów. Nie przyszedł zatem tylko dla tych, których spotkał za swego ziemskiego życia, chciał być, chciał stać się wszystkim dla wszystkich i ten Boży ogień, który Jezus zapalił w sercu ludzkości, miał odtąd płonąć i ogarnąć całą ludzkość. On płonie, nie spala się, w Kościele, który jest budowlą wzniesioną na opoce, którą jest Chrystus. Chrystus pozostał w tajemnicy Kościoła: pozostał w swoim słowie, pozostał w sakramentach, ale pozostał też w ludziach, których wybiera; w ludziach, którzy w Nim rozpoznali Zbawiciela, którzy przyjęli chrzest; w ludziach, którzy przyjmują Chrystusowy model życia, którzy na wzór swego Pana chcą być zawsze wierni Ojcu. A więc Kościół to Chrystus wszędzie obecny i udzielający się; Kościół uwielokrotnia i aktualizuje obecność Chrystusa, sprawia, że Chrystus jest obecny w różnych miejscach geograficznych i w każdym czasie historii. Jezus w pewnym momencie swego życia powiedział: „Lepiej dla was, żebym odszedł” (zob. J 16, 7), mając na myśli to, że kiedy jest w ludzkiej, widzialnej postaci wśród nas, jest dostępny tylko niektórym ludziom, natomiast będąc w postaci sakramentalnej, ma możliwość dotarcia do wszystkich.
CZYTAJ DALEJ

Narodowe rekolekcje – na dużym ekranie

2025-03-31 11:11

[ TEMATY ]

film

św. Jan Paweł II

Rafael Film

Już od 2 kwietnia w kilkuset kinach w Polsce będzie można zobaczyć wyczekiwany dokument "21.37" w reżyserii Mariusza Pilisa. To wyjątkowa filmowa opowieść o czasie odchodzenia św. Jana Pawła II; o okresie, w którym miliony ludzi żegnały ukochanego papieża Polaka.

- Czas odchodzenia i to, co wydarzyło się po śmierci św. Jana Pawła II, to moment dziejowy. Żadne doświadczenie globalne nie zatrzymało w taki sposób czasu. To był czas wyjścia z codzienności, wejścia w inny wymiar. Dziennikarze pochylali się wtedy nad opisem każdego detalu. Pisali o kwiatach, świecach, wstążeczkach, odtwarzali przebieg wydarzeń z minuty na minutę. Zwykle nie mają na to miejsca i czasu. W «papieskim tygodniu», którego początek wyznacza dzień i godzina śmierci papieża Polaka, było inaczej. Czas płynął powoli, jak modlitwa różańcowa, a każdy drobny gest, świadczący o ludzkiej dobroci, był skrupulatnie odnotowywany. Telewizje i radia przerywały emisję programów, samochody zatrzymywały się na ulicy. Ludzie gromadzili się w kościołach, spotykali się w „miejscach papieskich”, łączyli w modlitwie. Godzina 21.37 była godziną modlitwy indywidualnej, ale też umownym czasem, w którym inicjowały się spotkania i społeczne inicjatywy – mówi reżyser Mariusz Pilis.
CZYTAJ DALEJ

Muzea Watykańskie: prace konserwatorskie w Sali Konstantyna ujawniły nową technikę Rafaela

2025-03-31 16:44

[ TEMATY ]

Watykan

Kaplica Sykstyńska

Vatican News

Renowacja Sali Konstantyna

Renowacja Sali Konstantyna

Po zakończeniu prac konserwatorskich w tzw. Stanze di Raffaello w Muzeach Watykańskich Sala Konstantyna odzyskała dawny blask. Jej renowacja ujawniła wcześniej nieznane techniki i nowe szczegóły dotyczące warsztatu mistrza włoskiego renesansu.

800 metrów kwadratowych pełnych pytań i niesamowitych odpowiedzi – tak można podsumować trwającą dziesięć lat renowację największej z tzw. Stanze di Raffaello. Prace konserwatorskie prowadzone przez Laboratorium Restauracji Malarstwa i Materiałów Drewnianych Muzeów Watykańskich rozpoczęły się w marcu 2015 r., a zakończyły w grudniu 2024 r. Osiem etapów prac przebiegało według kolejności powstawania dzieł Rafaela. Renowacja pozwoliła na dokonanie cennego i bezprecedensowego odkrycia w kontekście badań nad warsztatem artysty.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję