Słowo „tajemnica” zawsze budzi zainteresowanie i stawia pytania. O co chodzi? Dlaczego? Kto? Jak? I wiele podobnych. Pobudza także człowieka do działania, które ma na celu jej odkrycie.
Taką tajemnicą kościoła św. Bartłomieja, w niewielkiej podlegnickiej miejscowości Nowej Wsi Legnickiej, jest kamienny krzyż, który stoi na terenie przykościelnym, obok muru otaczającego plac. Można powiedzieć, że od zawsze każdy, kto tamtędy przechodzi, w swoich myślach zastanawiał się nad jego historią i tajemnicą. Wpatrując się w kamienny krzyż można zauważyć wyraźnie wyżłobiony rysunek miecza. Pytanie, które się rodzi to, kto i dlaczego go tam postawił? Dlaczego właśnie wyrył na nim miecz?
Znając historie krzyży pokutnych, możemy sobie zadać pytanie: czy właśnie tutaj, przy kościele, w miejscu świętym, dokonano zbrodni? I chociaż historii tego krzyża nie znamy, bo wiemy tylko to, że jak podają źródła historyczne, prawdopodobnie pochodzi z XV wieku i domniemywać należy, że został postawiony, jako wyraz pokuty przez człowieka, który właśnie dokonał zbrodni. Wykonał go ku pamięci i przestrodze potomnych.
Krzyży pokutnych w kraju i nawet w naszym regionie jest wiele. Można je spotkać w różnych miejscach, w wioskach, miasteczkach, przy drogach, w lasach i przy kościołach.
Krzyże pojednania, zwane także pokutnymi, które pewnie każdy z nas gdzieś już widział, to zazwyczaj proste i surowe kamienne formy, wykonane z miejscowego materiału. Przyjmuje się, iż w XIII wieku zaczęto sporządzać pisemne porozumienia, zwane traktatami pokutnymi. Umowy zawierano między rodziną ofiary, a mordercą, w obecności władz Kościoła. Na mocy traktatu, skazany był zmuszony do pokrycia kosztów pogrzebu, procesu sądowego. Na wyrok składały się m.in.: pokrycie wydatków, związanych z pogrzebem ofiary, zamówienie nabożeństwa żałobnego, dostarczenie Kościołowi określonej ilości wosku, czy oliwy, odbycie pielgrzymki do miejsca świętego. Natomiast wobec rodziny zmarłego zbrodniarz był zobowiązany łożyć na żonę i dzieci ofiary oraz im pomagać. W miejscu popełnienia przestępstwa musiał postawić kamienny krzyż pokutny lub kamienną kapliczkę. Rodzina wyrzekała się zemsty, a pod krzyżem zawierane było pojednanie z zabójcą. Po spełnieniu pokuty mógł nastąpić powrót grzesznika do normalnego życia.
Taka jest zazwyczaj historia tych krzyży. Krzyży, które mają swoje tajemnice. Zatrzymując się przy nich, warto pamiętać, że są one świadkiem czyjejś tragedii, najczęściej stoją na miejscu zbrodni, ale też są świadkami pojednania i formy zadośćuczynienia.
W słoneczne popołudnie 15 czerwca 1934 r. min. Bronisław Pieracki przybył do klubu przy ul. Foksal 3 w Warszawie. Spotykała się tu śmietanka towarzyska stolicy, a szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jadał tam obiady. Szedł sam, nie znosił bowiem, gdy otaczali go ochroniarze. Ta jego maniera była powszechnie znana, tym razem jednak ściągnęła na niego nieszczęście.
Wdrzwiach klubu za ministrem stanął młody mężczyzna w płaszczu z dużą paczką dzierżoną pod pachą. Oddał w stronę min. Pierackiego trzy strzały i uciekł w stronę ul. Kopernika, czym zmylił – skutecznie – pościg. Pieracki został odwieziony do Szpitala Ujazdowskiego, gdzie zmarł 2 godziny później, nie odzyskawszy przytomności. Rozpoczęło się intensywne śledztwo w sprawie zamachu na życie jednego z czołowych polityków II Rzeczypospolitej, który miał ogromne zasługi dla państwa. Pieracki kierował Ministerstwem Spraw Wewnętrznych przez 3 lata, ciesząc się ogromnym uznaniem i zaufaniem Józefa Piłsudskiego. Należał do grona jego najbliższych współpracowników od lat młodzieńczych, gdy tworzył na Sądecczyźnie oddziały strzeleckie. Przeszedł cały szlak bojowy I Brygady Legionów, a po kryzysie przysięgowym współtworzył Polską Organizację Wojskową. Walczył z Ukraińcami o Lwów, a w wojnie z bolszewikami był oficerem łącznikowym Naczelnego Wodza. Należał do tzw. grupy pułkowników, czyli ścisłego kierownictwa obozu piłsudczykowskiego. Po przewrocie majowym zajmował wiele ważnych stanowisk w administracji państwowej: był posłem, zastępcą szefa sztabu Wojska Polskiego, wiceministrem spraw wewnętrznych, a w 1930 r. – wicepremierem w rządzie Walerego Sławka. Rok później został powołany na szefa resortu spraw wewnętrznych. Musiał wtedy sprostać ogromowi wyzwań związanych ze zwalczaniem terrorystycznej aktywności komunistów, a także pacyfikowaniem destabilizujących państwo działań skrajnych organizacji nacjonalistycznych, zarówno polskich, takich jak część Obozu Narodowo-Radykalnego, jak i powiązanych z mniejszościami narodowymi, takimi jak Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Ta ostatnia, współkierowana przez Stepana Banderę, prowadziła walkę z państwem polskim, nie przebierając w środkach. „W walce nie ma etyki” – głosił jeden z dokumentów programowych OUN. „Każda droga, która prowadzi do naszego najwyższego celu, bez względu na to, czy nazywa się u innych bohaterstwem, czy podłością, jest naszą drogą”. Akcje terrorystyczne stawały się częścią codziennego krajobrazu Polski lat 30. XX wieku. W 1931 r. od kul ukraińskich zamachowców zginął poseł Tadeusz Hołówko, przewodniczący klubu parlamentarnego Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem. Jego śmierć była szokiem także z tego powodu, że był jednym z najgorętszych rzeczników zbliżenia polsko-ukraińskiego i współtwórcą ruchu prometejskiego. Dla ukraińskich nacjonalistów jednak było to obciążające – chcieli budować samodzielną Ukrainę w kontrze, a nie we współpracy z Polską.
Ostatnio informowaliśmy, że ksiądz z Krosna na Podkarpaciu był wśród czterech osób zatrzymanych przez dolnośląską policję w związku z ich krytycznymi wypowiedziami i komentarzami wobec dr Gizeli Jagielskiej, która przeprowadziła aborcję w 36. tygodniu ciąży. O sprawie jako pierwsza napisała „Gazeta Wyborcza”. Jej doniesienia potwierdziła Kaja Godek, która szeroko odniosła się do sprawy w swoich mediach społecznościowych. Dziś głos zabiera Kuria Metropolitalna w Przemyślu.
W związku z działaniami podjętymi przez organy ścigania w stosunku do ks. Grzegorza, kapłana Archidiecezji Przemyskiej, a także wobec publikacji medialnych dotyczących związanych z nimi faktów, Kuria informuje, że:
Zgodnie z decyzją papieża Franciszka od grudnia 2015 r. z grzechu aborcji rozgrzeszyć może każdy kapłan; z kar zarezerwowanych dla Stolicy Apostolskiej mogą zaś zwalniać "misjonarze miłosierdzia" - powiedział PAP ks. Robert Wielądek. Czy praca misjonarzy zostanie przedłużona zdecyduje nowy papież.
W Kościele rzymskokatolickim za aborcję wierny zaciąga karę ekskomuniki latae sententiae, czyli przez sam fakt popełnienia przestępstwa. Zwolnienie z tej kary do 8 grudnia 2015 r. a więc ogłoszenia w Kościele "Roku Miłosierdzia" było prawem biskupa. Mógł on zgodnie z postanowieniami Konferencji Episkopatu Polski upoważnić do zwalniania z ekskomuniki w zakresie sakramentalnym konkretnych księży.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.