Reklama

Polityka

Boże, błogosław Amerykę!

Wiara odgrywa ważną rolę w życiu większości Amerykanów. Co więcej, czymś zupełnie powszechnym jest obecność Boga w przestrzeni publicznej. „God Bless America” – to słowa, które stanowią połączenie patriotyzmu i religijności, bo w Ameryce te dwa pojęcia są ze sobą ściśle powiązane

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Był 30 lipca 1956 r., w Białym Domu urzędował prezydent Dwight Eisenhower, a świat żył w cieniu zimnej wojny. To właśnie tego dnia prezydent zatwierdził i podpisał nowe prawo, w myśl którego oficjalnym mottem Stanów Zjednoczonych stała się fraza „In God We Trust” (ang. Bogu ufamy). Zdecydowano się na taki ruch w odpowiedzi na szerzenie „państwowego ateizmu” przez Związek Sowiecki. Chciano w ten sposób podkreślić, jak bardzo Ameryka różni się od komunistycznego Imperium Zła. Dewiza ta została zaczerpnięta z tekstu hymnu USA, którego fragment brzmi: „A to niech będzie nasze motto: «W Bogu pokładamy ufność»”. Do dzisiaj widnieje ona nie tylko na amerykańskich dolarach – spotkać ją można również w Kongresie Stanów Zjednoczonych, w oficjalnych dokumentach państwowych, w szkołach, na pomnikach i w wielu innych miejscach w tzw. przestrzeni publicznej.

Z sondażu przeprowadzonego we wrześniu 2003 r. przez CNN, dziennik „USA Today” oraz Instytut Gallupa wynikało, że 90 proc. Amerykanów popiera napis „In God We Trust”, widniejący na amerykańskich dolarach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Tutaj nadal wierzymy w Boga

Stany Zjednoczone, w przeciwieństwie do Starego Kontynentu, nie wyrzekły się chrześcijańskich fundamentów swojej cywilizacji. Amerykanie pozostają społeczeństwem konserwatywnym i religijnym. Co więcej – kiedy w Europie publiczne odwoływanie się do wiary w Boga stało się czymś niepoprawnym politycznie, w USA Jego imię bardzo często pojawia się w przestrzeni publicznej.

– Bóg zawsze był obecny w świadomości Amerykanów, od początku istnienia ich państwa, i nigdy nie przestał być obecny. Szczególnie w XX wieku, kiedy Amerykanie kojarzyli ateizm z komunizmem. Od tej pory uważa się, że ci, którzy nie wierzą w Boga, nie są godni pełnić funkcji publicznych i reprezentować Stanów Zjednoczonych – mówi „Niedzieli” prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. – W Ameryce nigdy nie pojawił się żaden silny ruch ateistyczny. Nie doszło do sytuacji masowego zaprzeczania istnieniu Boga, co w Europie w dużej mierze nastąpiło pod wpływem ruchów komunistycznych – dodaje.

Reklama

W trakcie ceremonii zaprzysiężenia nowego prezydenta kładzie on rękę na Biblii i wygłasza słowa: „Tak mi dopomóż Bóg”. Na Pismo Święte przysięga się również w amerykańskich sądach. Jak Ameryka długa i szeroka, w wielu szkołach uczniowie, z ręką na sercu, codziennie recytują „Pledge of Allegiance” (ang. Przysięga wierności), której fragment brzmi: „Jeden naród, a nad nim Bóg, naród niepodzielny, ofiarujący wolność i sprawiedliwość dla wszystkich”.

Przemówienia prezydentów USA bardzo często kończą się słowami: „Boże, błogosław Amerykę”. We współczesnej historii Stanów Zjednoczonych sformułowania tego po raz pierwszy użył Richard Nixon w trakcie swojej przemowy 30 kwietnia 1973 r.; sen z powiek spędzała mu wtedy afera Watergate. Jednak zwyczaj ten na dobre zagościł w amerykańskiej rzeczywistości politycznej dopiero za czasów prezydentury Ronalda Reagana. Konserwatywny i religijny George W. Bush w trakcie swojej prezydentury wielokrotnie odwoływał się do wiary chrześcijańskiej, bardzo często sięgał również po frazę: „Boże, błogosław Amerykę”. Słowa te padają jednak także z ust prezydentów wywodzących się z amerykańskiej lewicy, czyli Partii Demokratycznej. Zarówno Bill Clinton, jak i Barack Obama używali sformułowania „God Bless America”, gdy kończyli swoje przemowy przy okazji tzw. State of the Union, czyli corocznych przemówień o stanie państwa, a także w wielu innych momentach swojej prezydentury. Lewicowy polityk mówiący o Bogu w swoim przemówieniu? W Europie to coś nie do pomyślenia, w Stanach Zjednoczonych – chleb powszedni. Boże, błogosław Amerykę!

Komu wadzi Bóg?

„Teraz pośród nas są tacy, którzy chcą się Go pozbyć i wymazać Jego imię ze wszystkiego, na czym opiera się ten kraj” – brzmią słowa patriotycznej piosenki amerykańskiego zespołu Diamond Rio. Jak widać, nawet w USA działają ludzie, których moglibyśmy określić mianem wojujących ateistów. Są oni najczęściej związani z amerykańską skrajną lewicą. Za oceanem powiedzielibyśmy na nich radykalni liberałowie. Ich celem jest zwalczanie amerykańskiego konserwatyzmu, za sprawą którego Bóg jest obecny w amerykańskiej przestrzeni publicznej. Choć brak im poparcia ze strony większości społeczeństwa, uparcie prowadzą swoją krucjatę. Od czasu do czasu dają o sobie znać przy pomocy różnych pozwów sądowych, w których domagają się wykreślenia imienia Boga z amerykańskich dolarów, zakazania odwoływania się do wiary w oficjalnej dewizie USA, w sądach, w szkołach, na samochodach policyjnych i wozach strażackich czy też w patriotycznych pieśniach śpiewanych na uroczystościach państwowych.

Reklama

Ateiści idą do sądów

Obecność Boga na amerykańskich dolarach została po raz pierwszy zakwestionowana w 1970 r. Sprawa trafiła do sądu apelacyjnego, który uznał, że pozywający Stefan Ray Aronow nie ma racji, słowa „In God We Trust” nie naruszają bowiem zasady rozdziału państwa od Kościoła zapisanej w konstytucji i nie są przejawem faworyzowania przez rząd żadnej konkretnej religii.

– Wokół nas od wieków toczy się wojna o dusze, więc nic dziwnego, że niektórym przeszkadza Bóg w przestrzeni publicznej – mówi „Niedzieli” Piotr Jaskiernia, kierowca ciężarówki, który od ponad 30 lat mieszka w USA. W internetowym serwisie YouTube prowadzi popularny kanał pod pseudonimem „Hiob”. Jego przejmującą historię opowiadaliśmy już na łamach naszego tygodnika („Z Bogiem w ciężarówce” „Niedziela”, nr 40/2010, str. 26-27).

Trzy lata temu organizacje ateistyczne, którym przewodziła „Freedom From Religion Foundation”, reprezentowane przez prawnika Michaela Newdowa, przegrały w okręgowym Sądzie Federalnym w Nowym Jorku. Domagały się usunięcia frazy „Bogu ufamy” z amerykańskich dolarów. To kolejna już porażka wojujących ateistów po drugiej, tej bardziej religijnej, stronie Atlantyku. Z pewnością nieraz jeszcze usłyszymy o próbach wykreślenia Boga z przestrzeni publicznej w USA. Można jednak być pewnym tego, że Amerykanie, w przeciwieństwie do Europejczyków, nie zapomną o chrześcijańskich wartościach, które stworzyły ich kraj, i nie wymażą Jego imienia z kart swojej historii.

Reklama

Czy Bóg ogląda baseball?

Wspaniałe, widowiskowe oprawy imprez sportowych są nieodzownym elementem tego, co nazwać możemy amerykańskim stylem życia. Eskadra myśliwców bojowych przelatująca nad stadionem? Proszę bardzo! Reprezentacyjny oddział wojska dumnie maszerujący z flagą USA? Jak najbardziej! W dodatku w przerwie zapraszamy na minikoncert jednej z wielu gwiazd amerykańskiej sceny muzycznej, która poruszy serca kibiców, śpiewając hymn Stanów Zjednoczonych. To wszystko dopełnia najważniejsze widowiska sportowe za oceanem. Są one doskonałą okazją do wyrażania miłości do ojczyzny, o czym doskonale wiedzą amerykańscy kibice. Publiczność na trybunach dzielą barwy klubowe, ale wszystkich łączy Gwiaździsty sztandar – flaga Stanów Zjednoczonych.

Po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 r. Major League Baseball, czyli główna liga baseballowa w USA, zarządziła, aby w trakcie meczów uroczyście odgrywano patriotyczną pieśń „Boże, błogosław Amerykę”. Obecnie śpiewa się ją głównie w czasie rozgrywek weekendowych oraz w święta. Jednak nowojorska drużyna New York Yankees praktykuje ten zwyczaj na wszystkich meczach, które odbywają się na ich domowym stadionie – „Yankee Stadium”, znajdującym się na Bronksie w Nowym Jorku.

– W Dzień Niepodległości podczas 7. zmiany wszyscy zawodnicy przerwali grę i ustawili się w rzędzie. Także kibice powstali z miejsc, a następnie zostało odśpiewane „God Bless America” – opowiada Artur Strzałka, młody zawodnik New York Yankees, którego znaleźli w Polsce amerykańscy łowcy talentów. – Myślę, że to bardzo fajna tradycja, która jest dla Amerykanów kwestią honoru i przejawem patriotyzmu – dodaje.

Reklama

Ta piękna tradycja, łącząca wiarę i miłość do ojczyzny, nie wszystkim się jednak podoba. Gersh Kuntzman – dziennikarz lewicowej gazety „New York Daily News” w swoim artykule wezwał do zaprzestania śpiewania „God Bless America”, a samą pieśń nazwał „urażającą wszystkich”. Zdaniem dziennikarza, kibice nie powinni uroczyście śpiewać tej pieśni, stojąc i trzymając rękę na sercu, bo nie jest to hymn narodowy. Dalej Kuntzman przekonuje, że pieśń ta nie łączy, a dzieli Amerykanów, tak jak robi to polityka. Oczywiście, lewicowemu żurnaliście najbardziej chyba przeszkadza sam fakt obecności Boga w tekście utworu.

Skontaktowałem się z rzecznikiem prasowym zespołu New York Yankees. Nie chciał on jednak komentować tej sprawy.

„Dołączcie do mnie 4 lipca i będąc w świątyni baseballu, nie wstawajcie i nie ściągajcie swoich czapek na odśpiewanie pieśni, która nie jest hymnem narodu, który nie jest wyjątkowo błogosławiony przez jakieś bóstwo, które nawet nie istnieje” – czytamy w tekście Kuntzmana.

Chociaż tego typu apeli może być więcej, to lewicy nie uda się wyrzucić Boga i patriotyzmu z amerykańskich stadionów, bo Ameryka to nie Europa!

„Starość” nie zawsze idzie w parze z mądrością – w tym przypadku Stary Kontynent powinien uczyć się podejścia do tematu wiary od Nowego Świata.

Ronald Reagan powiedział kiedyś: „Bez Boga demokracja nie może długo przetrwać. Jeżeli kiedykolwiek zapomnimy, że jesteśmy jednym narodem pod Bogiem, wtedy staniemy się narodem straconym”. Niech te słowa będą przestrogą dla tych wszystkich, którzy chcą zapomnieć o judeochrześcijańskiej genezie naszej zachodniej cywilizacji.

* * *

Tomasz Winiarski
Student dziennikarstwa, amerykanista zafascynowany kulturą, polityką i historią USA. Dziennikarz dla Polonii w Stanach Zjednoczonych. W życiu stara się kierować mottem: Nie ma rzeczy niemożliwych!

2016-08-10 08:25

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święte oburzenie nieprawicy

Niedziela Ogólnopolska 43/2012, str. 14-15

[ TEMATY ]

polityka

dziennikarze

www.radiownet.pl

Red. Krzysztof Skowroński - prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

Red. Krzysztof Skowroński - prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

W Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich zawrzało, jak nigdy dotąd w jego długiej historii, w związku z osobą jego prezesa Krzysztofa Skowrońskiego, który poprowadził dwa spotkania zorganizowane przez partię opozycyjną

Nawet stan wojenny i późniejsze perturbacje z odzyskiwaniem utraconej siedziby nie wywoływały tak wielkich namiętności, jak obecna dyskusja o politycznym zaangażowaniu prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP) Krzysztofa Skowrońskiego po stronie nielubianej w środowisku dziennikarskim partii opozycyjnej. Krzysztof Skowroński, demokratycznie wybrany prezes SDP i szef prywatnego Radia Wnet prowadził debatę ekonomiczną i konferencję PiS.
Zdaniem sygnatariuszy listu otwartego (grupy członków SDP) pt. „My się na to nie zgadzamy” Skowroński naruszył art. 21 kodeksu etyki dziennikarskiej SDP mówiący o tym, że angażowanie się dziennikarzy w bezpośrednią działalność polityczną i partyjną prowadzi do konfliktu interesów i należy „wykluczyć podejmowanie takich zajęć oraz pełnienie funkcji w administracji publicznej i w organizacjach politycznych”. Być może Skowroński jako prezes postąpił nierozważnie (bo mógł przewidzieć, że zostanie skrytykowany), ale warto by dokładniej rozważyć, czy rzeczywiście aż tak bardzo naruszył etykę dziennikarską, czy raczej uraził przede wszystkim sympatie polityczne wewnątrz samego SDP? Warto też osądzić jego czyn w szerszym, dziennikarsko-politycznym kontekście. Wtedy ocena zdarzenia nie będzie już tak jednoznaczna i oczywista, jak w liście oburzonych z SDP.
Czy Krzysztof Skowroński powinien ustąpić z funkcji prezesa SDP? Nie wszyscy członkowie stowarzyszenia są co do tego przekonani, doszło do politycznego podziału. Nic dziwnego, bo organizacja ta nie jest już dawnym monolitem pod honorowym patronatem historycznego prezesa Stefana Bratkowskiego. Mniej więcej rok temu pojawiła się w niej świeża krew - ludzie z całkiem innej bajki, bliżsi „Gazecie Polskiej” niż „Wyborczej”. To oni doprowadzili do wyboru Skowrońskiego, ku ogromnemu niesmakowi tych „bardziej dla stowarzyszenia zasłużonych”. To za ich sprawą SDP stało się prawicowe, niepoprawne politycznie. A teraz - piszą w swym proteście m.in. takie tuzy dziennikarstwa, jak Stefan Bratkowski, Maciej Wierzyński, Krzysztof Bobiński - stało się też jednostronnie polityczne. Piszą: „Od lat 80. ubiegłego wieku Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich pracowało na opinię niezależnej organizacji dziennikarskiej. Włączenie się Krzysztofa Skowrońskiego w działalność partyjną oznacza wybór kariery partyjnej i zejście z drogi niezależnego dziennikarstwa. Nie wyrażamy zgody na rujnowanie dorobku i pozycji SDP. Przywrócenie autorytetu SDP w środowisku dziennikarskim i społeczeństwie wymaga od Krzysztofa Skowrońskiego ustąpienia z funkcji prezesa naszego Stowarzyszenia”.
To „postbolszewicka część warszawskiego SDP szykuje zadymę wymierzoną w prezesa SDP” - tak to z wielkim przejęciem skomentowały media życzliwe Skowrońskiemu, czyli te spoza tzw. głównego nurtu.
Prezes Krzysztof Skowroński ustępować nie zamierza pod naciskiem od samego początku nieżyczliwej mu grupy, bo jak uzasadnia, został wybrany w demokratycznych wyborach, a jego zgoda na prowadzenie konferencji PiS nie wiązała się z żadną partyjną transakcją, nie była aktem bezpośredniego zaangażowania w działalność polityczną i partyjną, nie było więc żadnego konfliktu interesów, a siedziba SDP powinna być ważnym miejscem debaty publicznej. Z pewnością to tłumaczenie nie przekonuje tych, którzy poczuli się urażeni, którzy uważają, że cnota polskiego dziennikarstwa została nadszarpnięta. Ale pojawia się też nadzieja, iż może wreszcie to urażenie zaowocuje dyskusją o jakości polskiego dziennikarstwa, jego miejscu i roli w demokratycznym państwie. Mówi o tym sam podsądny, ciesząc się z wywołanej przez siebie burzy: „Z przyjemnością spotkam się z każdym, by dyskutować o tym, czym jest niezależne dziennikarstwo”.

CZYTAJ DALEJ

Była aktorką porno - teraz robi różańce!

2024-04-22 14:36

[ TEMATY ]

świadectwo

nawrócenie

świadectwa

Adobe Stock

Była aktorka porno Bree Solstad została przyjęta do Kościoła katolickiego w Wielkanoc. Znana w mediach społecznościowych jako "Miss B", od początku roku publikuje na platformie X posty o swoim wstąpieniu do Kościoła katolickiego jako "Miss B Converted".

"Moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Płakałam z radości, kiedy po raz pierwszy przyjęłam ciało i krew Jezusa" - powiedziała amerykańskiemu portalowi „The Daily Signal”. W dniu 1 stycznia 2024 r. opublikowała na X: "Zdecydowałam się zaprzestać pracy seksualnej. Pokutować za moje niezliczone grzechy. Porzucić moje życie pełne grzechu, bogactwa, wad i próżnej obsesji na punkcie własnej osoby. To upokarzające doświadczenie, które przez wielu będzie wyśmiewane lub analizowane. Rezygnuję ze wszystkich moich dochodów i oddaję swoje życie Jezusowi" - napisała Solstad.

CZYTAJ DALEJ

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec

2024-04-24 17:59

[ TEMATY ]

Konferencja Episkopatu Polski

Konferencja Episkopatu Polski/Facebook

W dniach 23-25 kwietnia br. odbywa się coroczne spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec. Gospodarzem spotkania jest w tym roku abp Stanisław Budzik, przewodniczący Zespołu KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

Głównym tematem spotkania są kwestie dotyczące trwającej wojny w Ukrainie. Drugiego dnia członkowie grupy wysłuchali sprawozdania z wizyty bp. Bertrama Meiera, ordynariusza Augsburga, w Ukrainie, w czasie której odwiedził Kijów i Lwów. Spotkał się również z abp. Światosławem Szewczukiem, zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję