Reklama

Gaz ucieka błyskawicznie

Niedziela Ogólnopolska 16/2012, str. 12-13

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Państwowy Instytut Geologiczny opublikował w marcu „Pierwszy Raport: Zasoby wydobywalne gazu ziemnego i ropy naftowej w formacjach łupkowych dolnego paleozoiku w basenie bałtycko-podlasko-lubelskim w Polsce”, z którego wynika, że niedawny nasz hurraoptymizm był mocno przesadzony. Czy rzeczywiście to koniec bajki o polskim bogactwie?

PAWEŁ POPRAWA: - Przyznaję, że jeszcze kilka miesięcy temu mój optymizm był nieco większy, ale ciągle jestem umiarkowanym optymistą. Gaz w polskich łupkach nie jest bajką, on naprawdę istnieje. I to jest najważniejsze.

- Tyle że jest go kilkakrotnie mniej, niż się wcześniej spodziewano. Dlaczego ten raport został opublikowany dopiero teraz?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Można rzeczywiście powiedzieć, że jest spóźniony o co najmniej 3 lata, bo w istocie podsumowuje on stan wiedzy geologicznej, zanim firmy poszukujące gazu weszły do Polski. Raport został sporządzony we współpracy z amerykańską służbą geologiczną na potrzeby globalnego projektu, w którym oceniane są zasoby gazu łupkowego na całym świecie. Powstał wyłącznie w oparciu o nasze archiwalne badania, m.in. dlatego, że większość danych z nowych odwiertów poszukiwawczych jest jeszcze poufna. Uznaliśmy, że mimo to trzeba opublikować „raport otwarcia”, a później go aktualizować i weryfikować, w miarę napływania nowych danych.

- Jakimi konkretnie danymi kierowały się zatem firmy poszukiwawczo-wydobywcze, wchodząc tak entuzjastycznie do Polski już kilka lat temu?

- Każda z firm, która otrzymała w Polsce koncesje na poszukiwania, zapoznała się ze stanem polskich badań geologicznych, z bardzo bogatą dokumentacją naukową. Zainteresowane firmy korzystały także z naszych archiwalnych próbek i analizowały je we własnych laboratoriach. Na tej podstawie zapadały decyzje o wierceniach poszukiwawczych.

- Stare próbki były dostatecznie wiarygodne?

- Rzeczywiście można powiedzieć, że są nieco zwietrzałe. Wielu istotnych badań na tym starym materiale w ogóle nie da się przeprowadzić, np. badania nasycenia gazem, bo gaz ucieka błyskawicznie, powinno się go zamknąć szczelnie już w pierwszych minutach...

- Tym bardziej dziwne i niezrozumiałe, zwłaszcza w kontekście teraźniejszego raportu PIG, wydaje się to zainteresowanie wielkich firm poszukiwawczych polskim gazem z łupków.

- W tej branży zawsze tak jest. Taka jest natura procesu poszukiwań złóż geologicznych. Na obszarach, gdzie już od dawna prowadzi się eksploatację, jest coraz mniej poszukiwań, a coraz więcej rozwiercania już poznanego obszaru. Gdy firmy decydują się wejść na zupełnie nowy obszar, świadomie kalkulują element ryzyka i zawsze skaczą w ciemną wodę. To jest nieuniknione. Niezwykłą specyfiką przemysłu poszukiwawczego jest wykładanie ogromnych sum z założeniem możliwości całkowitej porażki. Wielkie firmy zdecydowały się wejść do Polski, mimo iż archiwalne dane na temat polskich skał łupkowych wcale nie były nadzwyczajnie zachęcające.

- Kiedy w Polsce uświadomiono sobie, że w łupkowym basenie bałtycko-podlasko-lubelskim można by szukać gazu? Impuls przyszedł z Ameryki?

- Tak. Gdy na początku tego wieku w Stanach Zjednoczonych rozpoczęto komercyjne wydobycie gazu z łupków, nikt się nie spodziewał aż tak błyskawicznej rewolucji. Mimo że koncepcja wydobywania gazu z łupków została w 100 proc. stworzona przez przemysł amerykański, a nie przez naukowców, to w Polsce już około 2005 r. ideę tę podchwycili przede wszystkim właśnie naukowcy. W grupie kilku osób zaczęliśmy się zastanawiać, czy u nas byłoby możliwe powtórzenie amerykańskiego scenariusza, oczywiście w odpowiedniej skali. W 2006 r. przygotowałem pierwszy raport na ten temat dla Ministerstwa Środowiska. Można powiedzieć, że w ten sposób doszło do udokumentowania koncepcji.

- Jednak ten łupkowy entuzjazm pojawił się w Polsce znacznie później. Dlaczego?

- Nie ma się czemu dziwić, gaz łupkowy, nawet w Ameryce, to ciągle nowość. Wprowadzanie tej koncepcji do Polski było żeglowaniem pod wiatr. Dopiero w 2010 r. zaczęto w Polsce publicznie mówić o możliwości wydobywania gazu łupkowego w Polsce. Wcześniej zajmowała się tą sprawą zaledwie garstka zainteresowanych osób, a potrzebny był przemysł, który wyłożyłby pieniądze na odwiercenie testujących otworów. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w tym czasie pod wpływem amerykańskiego sukcesu gazowego, sceptyczne początkowo, wielkie firmy rozpoczynały swą globalną ekspansję. W Polsce pierwszy pojawił się Exxon. Ponieważ obowiązuje zasada, że wielkie firmy szukają wielkich złóż, a małe - małych, to w świat poszedł sygnał, że w Polsce istnieją potężne złoża...

- Dlaczego Exxon zdecydował się na wejście właśnie do Polski?

- Poważna amerykańska agencja sugerowała wtedy dla Polski wielkie zasoby, prawdopodobnie opierając się przede wszystkim na tym, że sam obszar potencjalnych złóż jest gigantyczny. W Polsce od dawna wiedzieliśmy, że charakterystyka naszych skał łupkowych nie jest nadzwyczajna - wynikało to jednak ze starych danych, które w żaden sposób nie mogły być rozstrzygające. Exxon zdecydował się więc zaryzykować. W ślad za nim do Polski wkraczali kolejni giganci: ConocoPhillips, Chevron, Total - firmy z tzw. wielkiej szóstki naftowej, co było wielkim fenomenem i wymusiło zainteresowanie publiczne.

- Czy dzisiejszy „bilans otwarcia” PIG nie wypłoszy z Polski „naftowych gigantów”?

- Nie sądzę. Dokładnie w tym czasie, kiedy publikowaliśmy nasz „pesymistyczny” raport, pojawiła się, moim zdaniem, znacznie ważniejsza informacja, że firma ConocoPhillips, która jest partnerem firmy Lane Energy na północy Polski, po zbadaniu materiałów z pierwszych wywierconych otworów, mimo że nie wypadły nadzwyczajnie dobrze, zdecydowała się jednak wykupić od Lane trzy koncesje. Buduje już w Warszawie swoje biuro, ściąga specjalistów, wiąże zatem poważne nadzieje z wydobyciem gazu w Polsce.

- To znaczy, że zupełnie nie przejęła się minorowym raportem polskiej służby geologicznej?

- Niektórzy uważają, że ten raport zaszkodzi sprawie, bo nagle tworzy negatywne wrażenie. Wiadomo jednak, że żadna profesjonalna firma nie kieruje się raportami służb państwowych, czy to amerykańskiej, czy PIG. Ma swoje raporty i ufa przede wszystkim swojemu rozeznaniu. Każda z tych firm, wchodząc do Polski, zrobiła sobie własną analizę zasobów! To, co może je z Polski wypłoszyć, to nie raporty służb geologicznych, lecz wyniki ich własnych prac.

- Teraz nie można jeszcze powiedzieć, że coś takiego ma miejsce?

- Nie. Gdy Exxon ogłosił, że ma dość słabe wyniki z dwóch wywierconych w Polsce otworów, w branżowych zachodnich mediach natychmiast podano, że Exxon wychodzi z Polski... Jednak Exxon nie wychodzi z Polski!

- To znaczy, że zasoby gazu w polskich łupkach są, być może, jednak dostatecznie duże?

- Można tak przypuszczać. Przybywa informacji z nowych wierceń i prawdą jest, że nie wszystkie napawają wielkim entuzjazmem. Wiadomo jednak, że na podstawie zaledwie kilku wierceń nie można dobrze rozpoznać złoża. Spośród 100-150 otworów, które będą wywiercone w fazie poszukiwawczej, odwiercono dotąd zaledwie 18, ale prawdziwe testy złożowe można przeprowadzić dopiero po tzw. szczelinowaniu, zaś szczelinowań wykonano dopiero kilka... Ponadto część danych z tych wierceń jest ciągle poufna i jedynie firmy będące spółkami giełdowymi mają obowiązek ujawniania tego rodzaju danych.

- Jednak na podstawie tych pierwszych badań testowych można zakładać chyba raczej pesymistyczną przyszłość...

- Niekoniecznie! Prawda jest taka, że w bardzo wielu basenach łupkowych na świecie pierwsze wyniki nie były zachęcające, np. na słynnych łupkach Burnett, gdzie dzisiaj wydobycie rozwija się nadzwyczajnie, dane początkowe wcale nie były optymistyczne... W jednym z amerykańskich hrabstw, które obecnie należy do najbardziej zasobnych w gaz, odwiercono aż 67 „negatywnych” otworów, zanim uzyskano pierwszy pozytywny wynik. To prawda, że w Polsce pierwsze próby szczelinowania niespecjalnie się udały, ale oznacza to tylko, że być może trzeba zmodyfikować technologiczne podejście. Jeśli kolejne próby nie przyniosą pożądanych rezultatów, to i tak wiemy, że ten gaz mimo to wciąż tam jest. I trzeba tylko poczekać na odpowiedni postęp technologiczny - może 5, może10 lat - aby komercyjne wydobycie stało się możliwe. Myślę jednak, że stanie się to szybciej.

- Naprawdę możliwy jest ciągle ten bardziej optymistyczny scenariusz?

- Zdecydowanie tak. W każdym basenie łupkowym musimy śledzić tzw. learning curve, czyli krzywą postępu wiedzy. Zaczynając od negatywnego, niskiego poziomu, testuje się różne pomysły, różne podejścia technologiczne. Jeżeli dany basen ma duży potencjał, pojawiają się coraz lepsze wyniki, coraz wyższe wydobycie. W Polsce, trzeba to przyznać, zaczynamy z dość niskiego poziomu technologicznego, co nie znaczy, że na nim skończymy. Kiepskie wyniki pierwszych szczelinowań z całą pewnością niczego jeszcze nie rozstrzygają. Dopiero rozpoczyna się polski „learning curve” i można się spodziewać sporej dynamiki, przede wszystkim przebudowy tego, już przecież istniejącego w Polsce, rynku poszukiwań i wydobycia gazu z łupków.

- Jakiej przebudowy można się spodziewać?

Reklama

- Być może ci najwięksi gracze uznają, że nie ma w Polsce zadowalającego dla nich potencjału złóż i po pewnym czasie wycofają się do innych krajów. Ale na ich miejsce przyjdą inni. Rynek będzie się po prostu dostosowywał do skali złóż, które będą powoli coraz dokładniej dokumentowane. Myślę, że nawet gdyby wszystkie wyniki były konsekwentnie negatywne, to na pewno przez następnych 5-10 lat różne podmioty na różne sposoby będą próbowały w Polsce szczęścia...

- I skończy się na poszukiwaniach...?

- To byłby absolutnie najczarniejszy scenariusz, który nie jest przesadnie prawdopodobny, bo poszczególne wiercenia niezmiennie dokumentują jednak, że gaz jest. Nieszczęściem byłoby, gdyby pokazywały, że gazu nie ma. Jeżeli gaz jest, a tylko nie udaje się go produkować, to być może po prostu dzisiejsze technologie są niewystarczające albo akurat te konkretne podejścia technologiczne, które zastosowano, wymagają modyfikacji.

- Jednak już nam smutno, że tego gazu może nie starczyć na 300 lat, lecz zaledwie na 30...

- Nie potrzebujemy gazu na 300 lat! Założenie, że za 300 lat gaz będzie źródłem energii, jest nieracjonalne. Nawet te najskromniej dziś szacowane zasoby są dla nas zupełnie wystarczające. Problemem może być tylko to, że małe zasoby mogą uniemożliwić powstanie tzw. ekonomii skali, czyli konkurencyjnego rynku, niskich kosztów wydobycia i cen gazu. Może się okazać, że produkcja jest zbyt droga, a więc nieopłacalna. Ekonomia i technologia to największe wyzwania i zagrożenia.

- Jak można zminimalizować te zagrożenia?

- Dla Polski ważne są nadal wszelkie prace przy dywersyfikacji źródeł gazu, które powiększają pojemność rynku dla serwisu technicznego, przyciągają nowe technologie. Sektor przemysłu wydobywczego jest dziś bardzo zaniepokojony dyskusją o systemach podatkowych. Niektóre firmy wręcz oświadczyły, że wstrzymują pracę do czasu, kiedy zostanie przedstawiony nowy system podatkowy. Niepokojące są też propozycje przejścia z koncesji poszukiwawczej na wydobywczą poprzez procedurę przetargów. Moim zdaniem, pomysł ten może sprawić, że żadna z obecnych firm nie pozostanie w Polsce. Obawiam się tego bardzo, choć może się mylę... Na pewno najważniejsza jest jasność reguł gry, której w Polsce jeszcze nie mamy.

- A to znaczy, że najgorsza batalia jeszcze przed nami. Uważa Pan, że mimo wszystko są podstawy do „łupkowego optymizmu”?

- Tak, jeśli wkroczy realizm i rzetelna praca. Potrzeba więcej wysiłku i pracy, niż myśleliśmy na początku - będzie z pewnością trudniej. Nierozsądne byłoby zaklinanie rzeczywistości i przekonywanie się na siłę, że bogactwo gazu łupkowego rozwiąże wszystkie nasze problemy. Jednak naprawdę nie zdarzyło się jeszcze nic, co by zapowiadało jakiś czarny scenariusz.

* * *

Paweł Poprawa - geolog, od kilku lat zajmuje się badaniem potencjału niekonwencjonalnych złóż węglowodorów w Polsce

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ks. Węgrzyniak: trwać w Chrystusie - to nasze zadanie

2024-04-28 15:22

[ TEMATY ]

ks. Wojciech Węgrzyniak

Karol Porwich/Niedziela

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Ks. Wojciech Węgrzyniak

My jesteśmy jak latorośle. Jezus jest winnym krzewem. I to tak naprawdę On dzięki swojemu słowu nas oczyszcza. Jego Ojciec robi wszystko, żeby ta winorośl funkcjonowała jak najlepiej, a naszym zadaniem, jedynym zadaniem w tej Ewangelii, to jest po prostu trwać w Chrystusie - mówi biblista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak w komentarzu dla Vatican News - Radia Watykańskiego do Ewangelii Piątej Niedzieli Wielkanocnej 28 kwietnia.

Ks. Wojciech Węgrzyniak zaznacza, że „od czasu do czasu zastanawiamy się, co jest najważniejsze, cośmy powinni przede wszystkim w życiu robić”. Biblista wskazuje, że odpowiedź znajduje się w dzisiejszej Ewangelii. „Przede wszystkim powinniśmy trwać w Chrystusie” - mówi.

CZYTAJ DALEJ

Bp Piotrowski: duchowni byli ostoją polskości

2024-04-29 11:42

[ TEMATY ]

bp Jan Piotrowski

duchowni

archiwum Ryszard Wyszyński

Odsłonięcie i poświęcenie pamiątkowej tablicy przy ścianie śmierci - z nazwiskami kilkunastu duchownych katolickich, którzy zginęli w obozie Gross- Rosen w Rogoźnicy

Odsłonięcie i poświęcenie pamiątkowej tablicy przy ścianie śmierci - z nazwiskami kilkunastu duchownych katolickich, którzy zginęli w obozie Gross- Rosen w Rogoźnicy

Duchowni byli ostoją polskości, co uniemożliwiało skuteczne wyniszczenie narodu, zgodnie z niemieckim planem - mówił dzisiaj w kieleckiej bazylice bp Jan Piotrowski, sprawując Mszę św. przy ołtarzu Matki Bożej Łaskawej, z okazji Narodowego Dnia Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego.

- To duchowni, według Niemców, byli grupą niezwykle niebezpieczną, ponieważ poprzez swoją pracę duszpasterską wspierali wszystkich Polaków - podkreślał biskup w homilii. - Od początku wojny byli wyłapywani, torturowani, niszczeni i mordowani - dodał. Jak zauważył, „sakramentalne kapłaństwo było dla Niemców, Rosjan, a potem komunistów znakiem sprzeciwu”.

CZYTAJ DALEJ

O komiksach Juliusza Woźnego w szkole

2024-04-29 22:29

Marzena Cyfert

Juliusz Woźny w SP nr 17 we Wrocławiu

Juliusz Woźny w SP nr 17 we Wrocławiu

Uczniowie starszych klas SP nr 17 we Wrocławiu gościli Juliusza Woźnego, wrocławskiego historyka i autora komiksów. Usłyszeli o Edycie Stein, wrocławskich miejscach z nią związanych, ale też o pracy nad komiksami.

To pierwsze z planowanych spotkań, które zorganizowały nauczycielki Barbara Glamowska i Marta Kondracka. – Dlaczego postanowiłem robić komiksy? Otóż z myślą o takich młodych ludziach, jak Wy – mówił Juliusz Woźny.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję