Dokładnie 30 czerwca (według kalendarza juliańskiego) 1908 r. ok. godz. 7.20 w okolicach rzeki Podkamienna Tunguska (60 stopni 55 minut szerokości północnej i 101 stopni 57 minut długości wschodniej), 65 km od wioski Wanawara wydarzyło się coś, co do tej pory nie zostało wystarczająco wyjaśnione. Faktem jest, że doszło tam do niespotykanej dotąd eksplozji odpowiadającej sile ok. 15 megaton (moc największej termojądrowej bomby, jaką jest w stanie zbudować człowiek).
W tym miejscu na północ od jeziora Bajkał dosłownie wszystko zostało powalone na powierzchni ok. 2000 km2. Drzewa zostały połamane jak maleńkie zapałki. Fauna i flora w tym rejonie Rosji uległa zniszczeniu. Nic nie przeżyło. Fala zaś uderzeniowa, jaka powstała na skutek wybuchu, dwukrotnie obiegła Ziemię. Huk, który towarzyszył detonacji, był słyszalny w promieniu ponad 1000 km. Słup ognia natomiast sięgał na wysokość 20 km.
Po eksplozji zaobserwowano kilka jasnych nocy. Nie tylko podczas pierwszej z nich, np. w Europie czy na Kaukazie, można było czytać gazety. Nawet Alfred Szklarski, autor wielu popularnych książek adresowanych przede wszystkim do młodzieży, nawiązał do opisywanego zdarzenia w powieści o przygodach Tomka Wilmowskiego pt. „Tajemnicza wyprawa Tomka” (w dzieciństwie zaczytywałem się tego typu literaturą).
Tradycyjne rozwiązania
Reklama
Dopiero po 19 latach na miejsce zdarzenia udała się pierwsza ekipa badawcza pod kierownictwem Leonida Kulika z Sowieckiej Akademii Nauk. Wcześniej nie można było zorganizować żadnej ekspedycji, ponieważ carska Rosja borykała się z wieloma wewnętrznymi problemami. Zresztą niewielu naukowców dawało wiarę opowieściom o rzekomym obiekcie, który rozbił się tysiące kilometrów od Moskwy. Potem przyszła pierwsza wojna światowa. Następnie rewolucja październikowa i przejmowanie władzy przez komunistów.
W każdym razie od tamtego czasu uważa się, że prawdopodobnie w 1908 r. doszło do zderzenia ogromnego meteorytu z Ziemią. Wszystko byłoby OK, gdyby nie mały szkopuł. Badacze nie natrafili na żaden krater. Później wytłumaczono ten fakt teorią, że być może obiekt tunguski był pochodzenia planetoidalnego. Pędząc z prędkością 15 km na sekundę, 25 km nad powierzchnią rozpadł się na wiele kawałków, które po 15 km dalszej podróży po prostu eksplodowały, niszcząc doszczętnie powierzchnię. Pył powstały po wybuchu rozprzestrzenił się w górnych warstwach atmosfery. Od niego odbijały się promienie słoneczne, dając efekt „białych nocy”.
Inna z hipotez mówi, że doszło do zderzenia z naszym globem małej komety. Są i tacy, którzy twierdzą, że odpowiedzialność za destrukcyjny wybuch ponosi ogon komety Enckiego, która właśnie w tym czasie przelatywała nad Niebieską Planetą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Multum innych teorii
Według relacji naocznych świadków, tego feralnego dnia widziano wielki obiekt, który wielokrotnie zmieniał kierunek lotu. Temu zjawisku towarzyszyły efekty dźwiękowe i świetlne. Zgodnie z ustaleniami, tajemniczy przedmiot poruszał się ze wschodu na zachód. Dlatego też wielu uważa, że meteoryt tunguski to po prostu pojazd Obcych, który z nieznanych przyczyn (być może na skutek awarii) rozbił się nad tajgą. Niektórzy twierdzą, że była to tylko eksplozja zepsutego napędu UFO.
Nie brakuje również i takich, którzy są przekonani, że wszystkiemu winne jest ziarnko antymaterii. Miałoby ono wtargnąć do naszej atmosfery. Nie do końca potrafimy wyjaśnić, czym jest antymateria. W każdym razie wydaje się, że jest to substancja, która przestaje istnieć w zderzeniu z materią. Temu zetknięciu się z ziemską atmosferą towarzyszyć miało wygenerowanie ogromnych ilości energii jądrowej, co doprowadziło do eksplozji.
Wielu próbujących rozwikłać zagadkę sprzed stulecia jest przekonanych, że przez Ziemię przeleciała wtedy kosmiczna czarna dziura. Obserwujemy je we wszechświecie, ale, niestety, nie potrafimy wyjaśnić zjawisk w nich zachodzących. W tym przypadku raczej nie była to czarna dziura, gdyż jej grawitacja (nie da się nawet opisać jej siły) wessałaby Ziemię do środka. Po prostu nas by tu już nie było.
Próba rozwiązania
Nowa teoria wyjaśnienia fenomenu tunguskiego została zaproponowana przez Władimira Epifanowa z Syberyjskiego Naukowo-Badawczego Instytutu Geologii, Geofizyki i Surowców Mineralnych. Kierowany przez niego zespół badawczy doszedł do wniosku, że epicentrum eksplozji odpowiada pozostałościom dawnego krateru wulkanicznego sprzed 200 milionów lat. Można zatem przypuszczać, że meteoryt tunguski to nic innego jak… eksplozja gazu ziemnego. Na tym obszarze występują bowiem przeogromne złoża gazu ziemnego i ropy naftowej. Znajdują się one w skałach osadowych oddzielonych od powierzchni grubą warstwą lawy bazaltowej, która wydostała się na powierzchnię właśnie ok. 200 milionów lat temu.
Warto wiedzieć, że pod miejscem wybuchu przebiegają dwa głębokie uskoki tektoniczne. Dzięki nim ropa i gaz mogły przedostawać się wyżej. Nie jest zatem wykluczone, że wiek temu mocniejsze trzęsienie ziemi (nie zapominajmy, że sejsmografy odnotowały wtedy spore wstrząsy!) doprowadziło do pęknięcia pokrywy bazaltowej. Gaz wydostał się na powierzchnię pod dużym ciśnieniem. Być może zapalił się od wyładowania atmosferycznego w oparach pyłu wyrzuconego do atmosfery w czasie erupcji.
Zaprezentowana w skrócie hipoteza wydaje się w miarę dobrze wyjaśniać tę stuletnią zagadkę. Dzięki eksplozji m.in. gleba na tym terenie została wzbogacona w hel. Złoża gazu ziemnego są zaś obecnie głównym źródłem tego pierwiastka. Czy rzeczywiście meteoryt tunguski to zwykły wybuch gazu? Osobiście sądzę, że tak. Ale przecież może rację mają ci, którzy chcieliby widzieć w nim pojazd Obcych. Tym bardziej że podobno na Syberii co rusz podróżnicy odnajdują jakieś pozostałości po tajemniczych metalowych dyskach… Ale to już osobna historia…
Kontakt: