Reklama

Historia

Eugenia Pol. Kat polskich dzieci

Kat polskich dzieci to biografia Eugenii Pol jednej z najbardziej sadystycznych nadzorczyń w obozie dziecięcym w Łodzi. Z Błażejem Torańskim, publicystą i pisarzem, autorem książki, rozmawia ks. Mariusz Frukacz.

[ TEMATY ]

książka

Mat.prasowy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Mariusz Frukacz: Jest Pan współautorem wspólnie z Jolantą Sowińską-Gogacz bardzo ważnej książki Mały Oświęcim. Dziecięcy obóz w Łodzi. Teraz do rąk czytelników trafiła kolejna publikacja Kat polskich dzieci. Opowieść o Eugenii Pol. Na ile te publikacje poszerzyły wiedzę, a zwłaszcza świadomość istnienia w okresie II wojny światowej obozów dziecięcych, takich jak ten w Łodzi? Czy może nadal jest to zmaganie o prawdę historyczną i wołanie do sumień historyków, a także ludzi mediów?

Błażej Torański: Mały Oświęcim miał wstrząsnąć sumieniami i przywrócić zbiorowej pamięci Polaków jedyny w Polsce niemiecki obóz koncentracyjny dla dzieci. Książka sprzedała się już w nakładzie trzydziestu tysięcy egzemplarzy i osiągnęła swój cel. To po jej wydaniu prof. Piotr Gliński, wicepremier i minister kultury, utworzył w Łodzi Muzeum Dzieci Polskich – ofiar totalitaryzmu. Wielu historyków rozpoczęło badania, dziennikarze prześcigają się w publikacjach, realizowane będą filmy, powstaną, mam nadzieję, kolejne książki. Niechaj będzie ich jak najwięcej – i tych naukowych, i publicystycznych, reporterskich – bo stan wiedzy o niemieckim piekle dla dzieci jest nadal niski, a temat zasługuje na upamiętnienie na miarę Jad Waszem. I niech wreszcie powstanie nowoczesny architektonicznie gmach muzeum. Niestety, władze Łodzi ociągają się ze wskazaniem lokalizacji, a byli więźniowie obawiają się, czy dożyją budowy gmachu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Książka o Eugenii Pol oparta jest na dokumentach, do których udało się Panu dotrzeć, ale przede wszystkim jest głosem świadków.

Kata polskich dzieci zbudowałem na materiałach archiwalnych łódzkiego IPN. Analizowałem 28 tomów akt, kilka tysięcy stron, z procesu Eugenii Pol. To jest kopalnia wiedzy na temat obozu: zeznania świadków, byłych więźniów, członków załogi obozowej i oskarżonej, zdjęcia z obozu, wspomnienia, fotokopie dokumentów, a nawet teksty piosenek czy wierszy.

Reklama

Książka ujawnia postać Genowefy Pohl vel Eugenii Pol, która była jedną z najbardziej sadystycznych nadzorczyń w środku piekła obozowego. Na ponad 200 stronach książki odnajdujemy głosy świadków, którzy opowiadają o tym, że jako dzieci obozowe były bite, dręczone przez Eugenię Pol. Padają określenia: anioł śmierci, sadystka. Była bardziej Niemką czy Polką? Dlaczego dopiero teraz poznajemy jej biografię?

Teraz, bo nikt wcześniej nie wpadł na ten pomysł. W publicystycznej książce Reportaż z pustego pola, wydanej przez Wiesława Jażdżyńskiego w 1965 r., autor przedstawia ją jako „dobrą kucharkę pomagającą więźniom obozu”. Nie kryje, że korzystał z materiałów zbowidowskich. Tymczasem Eugenia Pol była jedną z najbardziej sadystycznych wachmanek, „wychowawczyń” w podobozie dla dziewcząt, prawą ręką Sydonii Bayer, zwanej „doktor Frau”, która lizolem polewała otwarte rany więźniów. Bayer wywlekała dzieci na śnieg i polewała je zimną wodą. Torturowała, chłostała biczem, zwanym Kazimierzem, kopała i biła. Wyjątkowa sadystka. Co takiego wyprawiała w obozie Eugenia Pol? Przytoczę kilka zeznań złożonych pod odpowiedzialnością karną. Czesława Werner, rocznik 1930, zeznała przed sądem: „Widziałam, jak Pol przed dziecięcym blokiem toczyła nogami kulę śnieżną, z której wystawały nogi. Jak się później dowiedziałam (…) «bawiła» się w ten sposób zwłokami dziewczynki, która zmarła z głodu. (…) Tocząc kulę śnieżną ze zwłokami dziewczynki, śmiała się, zupełnie tak, jakby to sprawiało jej olbrzymią radość. Z kuli, o której mówiłam, Pol ulepiła bałwana. Bałwan ten stał przed barakiem dziewczęcym (…) około dwóch, trzech dni”. Maria Wiśniewska-Jaworska wspominała: „Potrafiła dziecko zamknąć w szafie na noc, a ono mdlało, bo nie miało dostępu powietrza. Mówiła do nas: „I tak wszystkie zdechniecie”. Maria Prusinowska (Migacz) dostała paczkę żywnościową z domu. „Pol wezwała mnie do swojego pokoju. Powiedziała, że dostanę paczkę, jak przeczołgam się od drzwi wejściowych do jej stóp i wycałuję jej nogi. Nie chciałam, więc pobiła mnie kijem po ciele, szczególnie po głowie”. Były więzień Jan Woszczyk opisywał scenę, jaka rozegrała się przy kopaniu fundamentów. „Zauważyłem, jak esesman, który nas pilnował, trzyma w ręku pistolet i nerwowo depcze niedopałek papierosa. Czułem, że coś się wydarzy, bo Genowefa Pol podeszła za plecy mojego kolegi, podniosła czterokilogramową cegłę i uderzyła go w głowę, prosto w potylicę, krzycząc: «Giń, polska świnio». Kiedy upadł na ziemię, deptała go butami. «To była masakra» – zeznał przed sądem. Innym razem, ten sam Jan Woszczyk mówił: „Wiązano nas do drzew i kazano śpiewać niemieckie piosenki”.

Reklama

Zygfryd Żurek pracował z grupą chłopców w ogrodzie przy pieleniu. Było lato 1943 r. Powietrze przeszył przeraźliwy krzyk. „Pol złapała (…) jakiegoś chłopca, który miał czerwone oznakowania na ubraniu” – opisywał. Obserwował to z odległości dwudziestu metrów. Wachmani Eugenia Pol i Edward August „chłopca tego złapali za nogi i głową w dół topili go w beczce (przeciwpożarowej). Wpychali go i wyciągali razem, gdyż August go trzymał i zanurzał do beczki, a Pol przytrzymywała (…), jak był zanurzony (…) głową w dół, to woda wylewała się nawet i pryskała (…). Razem go topili (…). Gdy chłopiec się rzucał, to Pol go wpychała. Oboje – i August, i Pol – śmiali się przy tym. (…) Wyciągnęli go, August rzucił go na bok, na ziemię, koło tej beczki i odszedł razem z Pol (…). Chłopiec został utopiony (…). Leżał (…) przy tej beczce aż do wieczora. Bez ruchu. Więźniowie zanieśli go do trupiarni (…). Do szopy, gdzie składano zwłoki”. Teodor Tratowski widział, jak myjące się w balii dzieci zalewała tak bardzo gorącą wodą, że powstawały im na skórze pęcherze. Alicja Molencka-Gawryjołek żaliła się, że za jedno słowo polskie albo za wzięcie zgniłego kartofla biła ją, kopała butami, a nawet uderzała cegłą. Wymieniać dalej?

Reklama

Krzysztof Kalinowski

Błażej Torański

Błażej Torański

Nie, wystarczy. Jakie było jej pochodzenie?

Urodziła się w 1923 r. w Ozorkowie pod Łodzią, w rodzinie śląsko-niemiecko-polskiej. W jej domu musiało dochodzić do przemocy fizycznej i psychicznej. Do deptania godności. Ojciec Jan, z zawodu murarz, majster budowlany, trzymał swoje dzieci twardą ręką, jak robotników na budowie. Był Niemcem i nazwisko zapisywał Pohl, z niemym niemieckim „h”. Matka Janina była Polką, z domu nazywała się Wróblewska. W październiku 1941 r. Eugenia miała osiemnaście lat i osiem miesięcy, kiedy zadeklarowała przynależność do narodu niemieckiego wraz z całą rodziną: ojcem, matką i bratem Mieczysławem. Jej matka dostała folkslistę sześć miesięcy później. Na dokumencie, poświadczającym przynależność do niemieckiej grupy narodowej, przyszła wachmanka podpisała się: Eugienie Pohl. Z perspektywy dziesiątek lat przyjęcie folkslisty jednoznacznie oceniamy jako zdradę narodu polskiego, ale wtedy na Górnym Śląsku nie miało to takiego znaczenia. Nawet przedwojenny biskup katowicki Stanisław Adamski namawiał do jej przyjmowania. Miał to być kamuflaż pomagajacy przetrwać wojnę. Jan Pohl pochodził z Koźla na Górnym Śląsku, a dla takich ludzi jak on alternatywą był tylko obóz koncentracyjny, który najczęściej oznaczał śmierć.

Po zadeklarowaniu przynależności do narodu niemieckiego Eugenia Pol zyskała bezpieczeństwo i dodatkowe kartki żywnościowe, ale musiała też podjąć pracę. Z urzędu zatrudnienia skierowano ją do siedziby komendy niemieckiej policji kryminalnej, gdzie w 1942 r. dostała karteczkę z adresem jej miejsca pracy: powstającego właśnie obozu przy Przemysłowej w Łodzi.

Reklama

Jak to się stało, że po wojnie Eugenia Pol tak długo unikała wymiaru sprawiedliwości? Zatrzymano ją dopiero w grudniu 1970 r.

Tuż po wojnie odbyły się procesy dwojga wachmanów z obozu przy Przemysłowej. Sydonię (Isoldę) Bayer powieszono w listopadzie 1945 roku, a Edwarda Augusta w styczniu 1946 r. Ten ostatni esesman Edward August był wyjątkowo okrutny: scyzorykiem wycinał więźniom genitalia, bił i kopał ich w najczulsze miejsca, wpychał do skrzyń z piaskiem, topił w beczułce z wodą. Trzeci oskarżony z załogi obozu – Teodor Busch, esesman, folskdojcz, pracownik niemieckiej policji bezpieczeństwa – nie doczekał procesu, choć akt oskarżenia był już gotowy. W lipcu 1946 r. w celi łęczyckiego więzienia został rozszarpany przez współwięźniów.

Poza tą trójką (i po latach Eugenią Pol) nikt nie poniósł odpowiedzialności za zbrodnie w jedynym niemieckim obozie koncentracyjnym dla dzieci w Polsce. Żaden z komendantów – ani Hans Heinrich Fuge, ani Arno Wruck, ani Ehrlich Enders, ani nadzorujący ich pracę Karl Ehrlich, szef niemieckiej policji kryminalnej. Nie ukarano też polskiej załogi obozu.

Tymczasem Eugenia Pol natychmiast po wojnie wtopiła się w nowy, wspaniały świat komunistycznej Polski. 5 czerwca 1945 r. w Rejonowej Komendzie Uzpełnień Łódź-Miasto zarejestrowała się jako Eugenia Polówna. Polska pisownia jej nazwiska widnieje też na legitymacji kursu administracyjno–handlowego, na który chodziła do Władysława Poździeja. To była sprytna mistyfikacja wachmanki, dzięki której uratowała skórę.

W latach 1945-49 łódzka sędzia Sabina Krzyżanowska prowadziła w śledztwo w sprawie Eugenii Pol, ale nie potrafiła (albo nie chciała) jej namierzyć. Z Urzędu Bezpieczeństwa i Biura Ewidencji Ludności dostała odpowiedź, że Genowefa „Pohl nie jest meldowana w Łodzi”. Rzeczywiście była wachmanka zamazała swoją tożsamość. Jako Eugenia Pol stale mieszkała w Łodzi przy Chełmońskiego 16 A. Ale trzeba też wyraźnie powiedzieć, że w nowej, narzuconej przez Moskwę rzeczywistości społeczno-politycznej nikt nie ścigał w Polsce byłych zbrodniarzy. Brytyjski historyk Laurence Rees, autor książki Auschwitz. Naziści i „ostateczne rozwiązanie trafnie zauważa: „W chaosie pierwszych lat powojennych, kiedy ludność dostosowywała się do rządów nowych władców przysłanych ze Związku Radzieckiego, nikogo nie interesowało wymierzanie sprawiedliwości sprawcom prześladowań byłych więźniów obozów koncentracyjnych”. Eugenia Pol zyskała parasol ochronny w strukturach komunistycznego państwa. Zwłaszcza ze strony ZBoWiD-u. Komuniści i ubecy ją chronili. Kiedy byłe więźniarki próbowały nieśmiało mówić o jej zbrodniach, komunista i działacz ZBoWiD-u Franciszek Kubiak bronił wachmanki: „Powiedział, żeby zbrodniarzy nie szukać na swoim podwórku, a w NRF. Żebym dała spokój. Że ojciec oskarżonej jest zasłużony”.

Reklama

W książce Kat polskich dzieci publikuję rozmowę z dr. Giennadijem Płużnowem, psychiatrą i psychoterapeutą zaangażowanym w inicjatywy edukacyjne upamiętniające dzieje obozu przy Przemysłowej. Doktor Płużnow stawia hipotezę, że „Pol miała kontakty z Urzędem Bezpieczeństwa, później być może Służbą Bezpieczeństwa”. Muszę jdnak wyraźnie podkreślić: nie znalazłem na to dowodów w archiwum IPN. Ale może to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego wymiar sprawiedliwości dopadł ją dopiero w 1970 r.?

Po 1956 r. pracowała w żłobku. Jak to odczytać? Jako próbę ukrycia się? A może była to jakaś próba zagłuszania sumienia?

Rzeczywiście przez kilkanaście lat pracowała w żłobku Zakładów Przemysłu Bawełnianego im. Armii Ludowej jako intendentka. Jej koleżanka z pracy Monika Kwiatkowska zeznała w procesie wachmanki, że „Polowa serdecznie żyła z dziećmi. Kiedy jakieś dziecko zachorowało, to szukała lekarza. Kiedy jakieś dziecko się zagubiło, to jeździła rowerem po mieście i go szukała”. Pyta Ksiądz: czy próbowała zagłuszyć sumienie? Ona nigdy nie przyznała się do zbrodni i nie miała poczucia winy. Pobytu w obozie nie traktowała jako służbę Hitlerowi, tylko jako zwykłą pracę. Twierdziła, że był to obóz wychowawczy, poprawczy. Nie miała świadomości pracy w obozie koncentracyjnym.

Reklama

W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku nigdy się nie kryła. W Klubie Sportowym Włókniarz uprawiała kilka dyscyplin, m.in. rzut oszczepem. Zdobywała medale, gazety opisywały jej wyczyny, publikowały jej zdjęcia. Regularnie chodziła na pochody pierwszomajowe. I tylko od czasu do czasu mogła poczuć strach, kiedy na ulicy przypadkiem natknęła się na swoją ofiarę. Jadwiga Orłowska, numer obozowy 37, zamiast ukłonu powiedziała jej: świnia.

W 1975 r. Sąd Wojewódzki w Łodzi skazał ją w procesie poszlakowym na 25 lat więzienia, ale wyszła na wolność po 19 latach: w 1989 r. Zmarła w 2003 r. Na rodzinnym grobie Polów widnieje polska pisownia nazwiska.

Jak trudne dla Pana było napisanie tej biografii, nie tylko od strony dziennikarskiej, ale również tej ludzkiej?

Trudne. Bardzo. Musiałem wyłączyć swoją wrażliwość i empatię, zachować się jak profesjonalista. Jak chirurg, który walczy o życie pacjenta i nie może rozmyślać, czy na stole operacyjnym leży papież czy jego własna matka. Chciałem ocalić tę historię od zapomnienia.

2022-09-27 10:30

Ocena: +4 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

"Jutro Święto", czyli potrzebujemy dobrego przeżycia dni świątecznych

[ TEMATY ]

książka

Karol Porwich/Niedziela

"Jutro Święto" to już czwarta książka z bestsellerowego cyklu „Jutro Niedziela”, której autorami są ks. Przemysław Śliwiński oraz ks. Marcin Kowalski. Wprowadza w liturgię najważniejszych uroczystości oraz wybranych świąt i wspomnień. Prezentacja tomu odbyła się w Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie.

W prezentacji udział wzięli: ks. Przemysław Śliwiński – autor; ks. Marcin Kowalski – autor; s. Judyta Pudełko – dyrektor Szkoły Biblijnej Collegium Joanneum; o. Michał Legan OSPPE – kierownik Redakcji Audycji Katolickich TVP. Wydarzenie poprowadził Marcin Przeciszewski – prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej.

CZYTAJ DALEJ

Dlaczego trzeba spowiadać się przed kapłanem?

2024-03-27 08:03

[ TEMATY ]

spowiedź

Magdalena Pijewska

Skąd wzięła się spowiedź w Kościele? Dlaczego trzeba spowiadać się przed kapłanem? Na czym polega dobrze przeżyta spowiedź? Na te i inne pytania odpowiada nowa książka „Dar przebaczenia. O spowiedzi dla wątpiących” wydana nakładem Wydawnictwa Serafin.

„Dar przebaczenia. O spowiedzi dla wątpiących” to książka wielu autorów. Bogata jest w teksty doświadczonych duchownych: ks. Przemysława Artemiuka, ks. Mariusza Rosika, o. Kazimierza Fryzła CSSR, br. Adama Gęstwy OFMCap, br. Błażeja Strzechmińskiego OFMCap, br. Luisa Dri OFMCap. Nie zabrakło także spojrzenia osoby świeckiej - swoim doświadczeniem podzieliła się publicystka Magdalena Urbańska. Poniżej przedstawiamy fragment książki:

CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś: zawsze możesz spełnić czyn miłości! | Wielki Czwartek

2024-03-28 20:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

– Jeśli nie ma wrażliwości na siebie nawzajem, jeśli nie ma wzajemnego, w duchu, klęknięcia przed sobą, żeby obmyć sobie nogi, to spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej z ołtarza, jest spożywaniem potępienia, to mówi św. Paweł – powiedział kard. Ryś podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej. 

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję