Reklama

O muzyce, radości i modlitwie

Rafał Blechacz urodził się 30 czerwca 1985 r. w Nakle n. Notecią. Naukę gry na fortepianie rozpoczął w wieku pięciu lat. Obecnie kończy studia w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy w klasie fortepianu prof. Katarzyny Popowej-Zydroń. W 2005 r. został laureatem I nagrody w XV Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. F. Chopina (drugiej nagrody nie przyznano) oraz wielu nagród specjalnych, m.in.: Polskiego Radia - za najlepsze wykonanie mazurków, Towarzystwa im. F. Chopina - za najlepsze wykonanie poloneza, Filharmonii Narodowej - za najlepsze wykonanie koncertu. Złoty Medal w Konkursie Chopinowskim otworzył mu drzwi do najbardziej prestiżowych sal koncertowych na świecie. W osobistym kontakcie urzeka skromnością, otwartością i szacunkiem, jakim darzy publiczność. 26 stycznia br. koncertował w częstochowskiej Filharmonii, a dnia następnego udzielił wywiadu dla „Niedzieli”. W tym samym dniu odwiedził również Jasną Górę.

Niedziela Ogólnopolska 10/2007, str. 19

Koncert w Dusznikach, 2006 r.
Archiwum rodzinne

Koncert w Dusznikach, 2006 r. <br>Archiwum rodzinne

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Wyszyńska: - Częstochowska Filharmonia była ostatnia na Pana trasie koncertowej od Białegostoku przez Lublin, Rzeszów, Katowice. Z jakimi uczuciami wraca Pan do domu?

Rafał Blechacz: - To jest uczucie szczęścia i spełnienia, zwłaszcza że koncerty były udane i dobrze przyjmowane. To w pewnym sensie jest też nagroda za pracę włożoną w przygotowanie utworów i całego cyklu koncertowego. Po takim okresie wytężonej pracy, napięcia, niezbędny jest moment zatrzymania się, relaksu, pobycia z najbliższymi.

- Kiedy zaczęły się Pana kontakty z muzyką?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Zaczęło się od organów, bardzo lubiłem chodzić do kościoła i słuchać muzyki organowej. To było w wieku 3-4 lat. Organy pasjonowały mnie od najwcześniejszego dzieciństwa, tak zresztą jest do dzisiaj. Lubiłem po powrocie z kościoła grać to, co usłyszałem - pieśni kościelne czy kolędy - na pianinie, które było u nas w domu. Grałem ze słuchu, a rodzice po pewnym czasie zapisali mnie do ogniska muzycznego w Nakle. Tam chodziłem przez rok, potem była szkoła muzyczna w Bydgoszczy. Wtedy polubiłem fortepian bardziej niż organy, ale w wolnym czasie nadal grywam na organach w naszym kościele parafialnym pw. św. Wawrzyńca.

- Stąd wniosek, że dobrze, gdy proboszczowie dbają o dobry poziom muzyki w kościele.

Reklama

- Nasz poprzedni proboszcz - ks. prał. Jan Andrzejczak jest wielkim pasjonatem muzyki. Od dwóch lat jest w Bydgoszczy, ale nasza parafia wiele mu zawdzięcza: dbał o muzyczną oprawę Mszy św. i uroczystości, troszczył się o chór, organizował koncerty. Mnie także bardzo wspomagał radami w początkowym okresie edukacji muzycznej. Obecny proboszcz ks. Grzegorz Nowak również kocha muzykę. Zgodził się i bardzo pomógł w zorganizowaniu mojego koncertu w kościele 2 września 2006 r. Zagrałem wówczas dwa koncerty fortepianowe Fryderyka Chopina z Orkiestrą Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Antoniego Witta. Było to wielkie wydarzenie w naszym mieście.

- Skoro w domu było pianino, to znaczy, że w rodzinie są tradycje muzyczne?

- Tak, mamy tradycje muzyczne. Z opowiadań rodziców wiem, że pradziadek grał na kilku instrumentach, dziadek również, a tata i jego brat uczyli się w ognisku muzycznym.

- W jaki sposób koncerty i konkursy, w których Pan uczestniczył, wpływały na życie rodzinne?

- W konkursach brałem udział od dzieciństwa. Rodzice bardzo się cieszyli z sukcesów ogólnopolskich, to było potwierdzenie, że muzyka jest ważnym elementem w moim życiu i powinienem dalej kształcić się w tym kierunku. Ale to wymagało też dużej mobilizacji rodziny. Dojeżdżałem zwykle 3 razy w tygodniu do Bydgoszczy na zajęcia w szkole muzycznej, równolegle uczyłem się w liceum w Nakle. W ostatnich klasach szkoły podstawowej i w liceum miałem już indywidualny tok nauczania. Dzięki temu miałem więcej czasu na ćwiczenia na fortepianie. W wielu wyjazdach konkursowych i koncertach towarzyszył mi tata. Na finał Konkursu Chopinowskiego przyjechała już cała rodzina. Teraz, kiedy nadarza się okazja, też jeździmy razem. W listopadzie ub.r. na koncerty w Japonii pojechałem z tatą, mamą i młodszą siostrą Pauliną.

- Czyli - muzyka łączy Waszą rodzinę?

- Wszyscy tą muzyką żyją. Do sukcesu w Konkursie Chopinowskim dochodziliśmy wszyscy, przez wiele lat.

Reklama

- Jak Pan radził sobie z wielkim testem na odporność psychiczną, jakim był Konkurs Chopinowski?

- W czasie Konkursu towarzyszyła mi i pomagała modlitwa. Zawsze przed ważnymi wydarzeniami modlitwa daje oparcie, pozwala zachować spokój, uświadomić sobie, że zrobiłem wszystko, co jest w mojej mocy, a resztę zostawiam Panu Bogu. Myślę, że tak jest u każdego człowieka wierzącego, wiemy przecież, że sami nie jesteśmy w stanie nad wszystkim zapanować, i że trzeba zaufać Bogu.

- Krótko po Konkursie przyjechał Pan na Jasną Górę.

- Regulamin Konkursu przewidywał, że zaraz po jego zakończeniu dam cykl koncertów w Polsce. Wracając, przyjechałem na Jasną Górę, by podziękować Matce Bożej. Przed Konkursem także byłem na Jasnej Górze, by pomodlić się o potrzebne łaski. Nie była to zresztą moja pierwsza obecność w tym miejscu. Pierwszy raz przyjechałem, kiedy miałem 9 lat, po drodze na warsztaty pianistyczne w Krynicy Górskiej. W sumie byłem tutaj 9 lub 10 razy.

- Czym jest dla Pana miejsce tak ważne dla Polaków?

- To miejsce wyjątkowe, duchowa stolica, miejsce, gdzie można zostawić wszystkie swoje troski, gdzie człowiek czuje się bezpiecznie. Zauważyłem też, że w Bazylice są wspaniałe organy - przypuszczam, że takie Sanktuarium, z tak wielką historią, ma również bogate tradycje muzyczne. Niestety, nie miałem jeszcze okazji zapoznać się z nimi.

Reklama

- Po Konkursie wszedł Pan w wielki świat artystyczny. Jak się Pan czuje w tym świecie?

- To był bardzo szybki przeskok, jakbym znalazł się w innej rzeczywistości. Co prawda, wcześniej też były konkursy i koncerty, ale nie w takim wymiarze. Konkurs Chopinowski zmienił wszystko, bo ten jeden z najbardziej prestiżowych konkursów na świecie otwiera wszystkie estrady. Nagle trzeba umieć rozeznać, jak należy postępować w nowych sytuacjach, co jest ważne, a co mniej ważne, jakie propozycje przyjmować, a z czym jeszcze poczekać. To było trudne. Nagle znalazłem się wśród setek ludzi, z których prawie każdy miał do mnie ważną sprawę. Potrzeba było trochę czasu, żeby to się unormowało, i dobrego organizatora, który by zaplanował kalendarz koncertów tak, żeby nie kolidowały ze studiami, z pracą nad nowym repertuarem i oczywiście z odpoczynkiem. Początek był trudny, teraz to wszystko dobrze się układa. Dużo pomógł mi Krystian Zimerman i jego rady.

- Kiedy poznał Pan Krystiana Zimermana?

- Było to w marcu 2005 r., na kilka miesięcy przed Konkursem. Krystian Zimerman odbierał w Katowicach doktorat honoris causa Akademii Muzycznej, potem udzielał konsultacji dla studentów. Wtedy miałem okazję grać przed nim.

- Co powiedział po wysłuchaniu Pana gry?

Reklama

- Grałem Poloneza As-dur. Po zakończeniu powiedział, że wszystko jest dobrze i nie widzi potrzeby, żeby ingerować w moje wykonanie. To był dla mnie ważny sygnał, że idę w dobrym kierunku. Po Konkursie przysłał list z gratulacjami, a na końcu napisał, że zawsze mogę się zwrócić do niego o pomoc i radę, z czego zresztą korzystam.

- To znaczy, że jak jest problem, dzwoni Pan do Bazylei?

- Tak, rady i życzliwość Krystiana Zimermana są dla mnie bardzo cenne. Nie ukrywam też, że jego rekomendacja pomogła w podpisaniu kontraktu z Deutsche Grammophon na nagrania płytowe. Jak dotąd Krystian Zimerman był jedynym Polakiem, z którym ta słynna wytwórnia zawarła wyłączny kontrakt płytowy.

- Czy dużo koncertował Pan w minionym roku?

- Po tourneè w Polsce pojechałem z orkiestrą Filharmonii Narodowej do Japonii, później miałem recital w Konserwatorium w Moskwie. Moje bardzo ważne ubiegłoroczne debiuty to koncerty w Dortmundzie, Zurychu, Amsterdamie i udział w Muzycznym Festiwalu w Verbier. W listopadzie odbyło się wspominane już drugie tourneè po Japonii. Składało się na nie 12 recitali wypełnionych muzyką Chopina, którego Japończycy bardzo kochają, no i fan club także czekał na muzykę Chopina.

- Fan club?

- Po Konkursie Chopinowskim w Japonii powstał mój fan club. Jego członkowie jeżdżą na koncerty i stwarzają bardzo miłą atmosferę. Fan club ma swoją stronę internetową i, jak słyszałem, powiększa się. Mówiono mi nawet, że niektóre osoby chciałyby przyjechać do Polski, odwiedzić moje rodzinne miasto - Nakło n. Notecią.

- Co Pan pokaże japońskim fanom w Nakle?

Reklama

- Nakło to miasto na Kujawach, położone ok. 25 km od Bydgoszczy. Liczy 20 tys. mieszkańców, jest bardzo malownicze, otoczone pięknymi lasami, gdzie lubię biegać i jeździć na rowerze. Niestety, Nakło w czasie wojny zostało mocno zniszczone, ale zachowały się dwa piękne kościoły, m.in. mój kościół parafialny, zbudowany w stylu barokowym. Bardzo lubię to miasto, czuję się w nim dobrze, mam spokój, mogę pracować.

- Jakie ma Pan najbliższe plany?

- Kończę studia w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Obecnie piszę pracę magisterską, której temat dotyczy wykonawstwa muzycznego w trzech aspektach: konkursu muzycznego, koncertu estradowego i nagrania studyjnego. Po otrzymaniu dyplomu chciałbym kształcić się dalej pod kierunkiem wybitnych muzyków, marzę o pracy pod kierunkiem Krystiana Zimermana, ale to może być trudne, ponieważ on dużo koncertuje. Także mój kalendarz koncertowy jest wypełniony na najbliższe dwa lata. W marcu czeka mnie tourneè w Niemczech, potem kolejny wyjazd do Japonii - tym razem z orkiestrą - następnie koncerty w Londynie. W lipcu - nagrania płytowe dla Deutsche Grammophon. W Polsce płyta ukaże się najprawdopodobniej w październiku.

- Czy o tych nadchodzących, wypełnionych pracą, miesiącach myśli Pan z radością?

- Udział w Konkursie Chopinowskim, wygranie tego Konkursu przyniosło mi wielką radość, szczęście. Chociaż z drugiej strony było to, oczywiście, także wielkie wyzwanie - przyszły odpowiedzialne koncerty i mnóstwo rzeczy, o których wcześniej nawet nie myślałem. Nadal jest to ciężka, odpowiedzialna praca, jednak muzyka, praca nad nowym utworem, odkrywanie go dla siebie, a potem ukazanie publiczności - to wszystko daje mi ogromną satysfakcję. Najważniejsze jest, by ludziom, którzy przychodzą na koncert, dostarczyć wrażeń, wzruszeń i radości.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Posty nakazane zachowywać

Niedziela warszawska 46/2003

monticellllo/pl.fotolia.com

Przykazania kościelne są zaproszeniem do współodpowiedzialności za Kościół Zachęcają do przemyśleń, czy wiara ma wynikać z tradycji, czy z przekonania
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

Niemal 200 interwencji strażaków; wojsko będzie pomagać w usuwaniu skutków ulewy (aktl2. wideo)

2025-04-19 00:17

PAP

Blisko 200 razy wyjeżdżali podkarpaccy strażacy do usuwania skutków burz, które w piątek po południu i wieczorem przeszły nad częścią Podkarpacia. Najpoważniejsza sytuacja jest w gminie Pawłosiów, gdzie do pomocy w usuwaniu m.in. błota skierowane zostało wojsko.

Jak poinformował rzecznik podkarpackich strażaków bryg. Marcin Betleja, interwencje polegały głównie na wypompowywaniu wody z zalanych piwnic, budynków, posesji i na udrażnianiu przepustów drogowych.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję