Reklama

Łaskami słynący obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Mościskach

Niedziela przemyska 39/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Po formalnym objęciu przez redemptorystów, 31 maja1883 r., klasztoru i kościoła w Mościskach, sługa Boży o. Bernard Łubieński w uroczystej procesji wprowadził 8 września 1883 r. kopię cudownego obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Ufundowali ją w Rzymie: Hiszpan Aleksy Sarachagu i Anglik Herman Grisewood, a poświęcił papież Leon XIII.
O. Bernard od seminaryjnych już lat, spędzonych w Anglii, przejęty kultem Matki Bożej Nieustającej Pomocy rozbudzał go wszędzie, jako kapłan misjonarz, tak we własnych klasztorach, jak i na misjach, wśród wiernych, jak i wśród duchowieństwa.
W 1889 r. przyczynił się do założenia w Mościskach, na pierwszej placówce w zaborze austriackim, Bractwa Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Alfonsa, aby przez Maryję pogłębić życie duchowe wiernych. Wśród wielu tysięcy członków tego Bractwa są zapisani: proboszcz ks. Bolesław Twardowski z Tarnopola, późniejszy arcybiskup lwowski, i bp Anatol Nowak, ordynariusz przemyski.
W każdą drugą niedzielę miesiąca, zamiast nieszporów odprawiano przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy nabożeństwo maryjne z wystawieniem Najświętszego Sakramentu, kazaniem i procesją. Po kazaniu kaznodzieja odczytywał kartki z podziękowaniami składanymi przez wiernych. Nabożeństwa te cieszyły się zawsze wielką frekwencją wiernych, zwłaszcza podczas pierwszej i drugiej wojny światowej, i przetrwały one aż do kasaty klasztoru przez bolszewików 14 maja 1948 r. Przychodzili modlić się przed tym obrazem wierni z okolicznych wiosek, Polacy i Ukraińcy. W wielu domach, zwłaszcza w wioskach, widnieją po dzień dzisiejszy obrazy Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Otaczała Ona Mościska i okoliczne parafie szczególną opieką, wypraszała u Boga łaski, nieraz nawet niezwykłe, cudowne. Pierwszym, który doznał takiego cudu był o. Bernard Łubieński. Spowiadając wiernych całymi godzinami w zimnym kościele, przeziębił się i został sparaliżowany. Pisał o tym w pamiętniku: "Leżałem dwa tygodnie prawie nieprzytomny. Jeżeli tym razem nie umarłem, zawdzięczam to modlitwom naszego ludu w Mościskach, bo oni godzinami za mnie się modlili przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy".
W czasie pierwszej wojny światowej, w czerwcu 1915 r., przez dwa tygodnie Austriacy atakowali Mościska z powietrza i z lądu. Pociski uszkodziły kościół parafialny i cerkiew greckokatolicką, klasztorny kościół został nietknięty. Gdy 14 czerwca 1915 r. wojska austriackie zajęły Mościska, jeden z oficerów zapytał: "Co wy tu macie, żeście z tych walk wyszli bez szwanku?". Odpowiedziano mu - nami opiekowała się Matka Boża Nieustającej Pomocy.
Pewien chłopak, 14-letni Błażej, syn Szczepana Baszy, gospodarza w Strzelczyskach, już od dłuższego czasu chorował na oczy. Chodzili z nim rodzice do doktorów, przykładali rozmaite leki, ale zamiast lepiej - było coraz gorzej, tak że musieli go wszędzie prowadzić, bo sam nic nie widział. Pewnego dnia matka jego przyprowadziła go do naszego klasztoru w Mościskach, wyspowiadał się i Komunię Świętą przyjął, a potem matka udała się z nim przed ołtarz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, z wielką wiarą prosząc o Jej Nieustanną Pomoc. Namaściła mu oczy masłem z gorejącej pod obrazem lampki. "A co wy mi tak dobrego na oczy kładziecie" - przemówił chłopak. Błażej zupełnie wyzdrowiał, a matka pełna radości i wdzięczności dziękowała Maryi za tak wielką łaskę.
Michał Maciuk, dobrze znany gospodarz z Trzcieńca, wskutek zaziębienia czy też innej przyczyny, zupełnie ogłuchł. Przez sześć tygodni różne leki zażywał, a nawet specjalnie sprowadzone lekarstwo ze Lwowa, lecz wszystko na próżno. Nareszcie przybył do nas do klasztoru, wyspowiadał się i poprosił, aby mu Ewangelię świętą nad głową odczytano. Ojciec, do którego się udał, radził mu ufać Matce Nieustającej Pomocy i pomodliwszy się przed Jej ołtarzem nasmarować sobie w uszach masłem z lampki palącej się przed ołtarzem. Uczynił tak gospodarz i tej samej nocy, jak mówił, doznał dziwnego świerzbienia w uszach. Z rana zaś zupełnie słyszał tak jak dawniej i przybył do naszego kościoła podziękować Matce Bożej za cud z Jej rąk doznany.
Mały Alfons Ziober z Zakościela ciężko zachorował. Matka nie wiedząc skąd szukać ratunku, rozpoczęła nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Po tygodniu stan dziecka jeszcze bardziej się pogorszył, ojciec Alfonsa siedział przy nim i płakał, chciał zabrać go do lekarza. Matka o innym lekarzu nie chciała słyszeć jak tylko o Matce Bożej, na to ojciec zaprzągł konie i dziecko powieźli do klasztoru. Ojciec minister pomodlił się nad dzieckiem przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy, ale było jeszcze gorzej. Nareszcie przyszedł 15. dzień nowenny i tego dnia dziecko wstało zupełnie zdrowe.
Alfred Jędrzejewski opowiedział co następuje: żona moja Stefania zachorowała na zakażenie krwi, a do tego przyłączyło się zapalenie płuc i opłucnej. Wezwani lekarze stwierdzili, że ratunku już nie ma i śmierć nieunikniona. Gorączka utrzymywała się bardzo wysoka, a choroba trwała już od pięciu miesięcy. Byłem, jak stwierdza, wprawdzie wierzącym katolikiem, ale niezbyt gorliwym, szczerze to nie miałem wielkiego nabożeństwa do Matki Bożej, bo mówiłem sobie, jak Matka może być dziewicą, a oprócz tego nic nadzwyczajnego w Niej nie ma. Wtedy powiedziałem sobie: jeżeli Matko Boska przywrócisz zdrowie mojej żonie - uwierzę w Twoją wszechwładną przyczynę i cześć Ci oddam jako Pani nieba i ziemi. Zamówiłem w niedzielę Mszę św. do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i sam cały czas klęcząc modliłem się - tak jak mi serce dyktowało. Trzeciego dnia po odprawionej Mszy św. stał się cud. Nagle zakażenie krwi znika, zapalenie płuc i opłucnej również, a gorączka ustępuje - chora wraca do siebie pozostając tylko osłabioną. Po kilku dniach małżonka zupełnie zdrowa stanęła na nogach. Lekarze nie mogą sobie wytłumaczyć jak to jest możliwe, nawet sąsiedzi pełni zdziwienia nie mogą uwierzyć (opowiadający prosił, aby ten cud ogłoszono ludziom).
Na początku drugiej wojny światowej, we wrześniu 1939 r., Niemcy bombardowali Mościska, jedną z bomb zrzucili tuż przy wejściu do ogrodu klasztornego, gdzie stała gromada kleryków podczas rekreacji. Pocisk ten zarył się głęboko w ziemi i nie eksplodował. Świadkami tego wydarzenia byli: o. Henryk Piszkalski i o. Jan Krawiec, który opisał to wydarzenie, a żyjący Jan Szumilak - obecny kościelny, był świadkiem wydobycia tej bomby przez saperów sowieckich.
W czerwcu 1941 r., w czasie ataku wojsk niemieckich na rosyjskie, na linii frontu patrol bolszewicki pochwycił o. Jana Wojnowskiego, który wracał po zaopatrzeniu sakramentami ciężko rannego Polaka. Groziło mu rozstrzelanie. Pewna kobieta widząc to, wraz ze swoimi dziećmi upadła na kolana i błagała Matkę Bożą Nieustającej Pomocy o ocalenie uwięzionego. Dowódca patrolu podjął decyzję, by zaprowadzić o. Jana do dowódcy garnizonu. Ten okazał się bardziej litościwym i polecił patrolowi odprowadzić ojca do klasztoru. O tym zdarzeniu mówił sam o. Jan w drugą niedzielę miesiąca, w czasie nabożeństwa maryjnego, dziękując publicznie Matce Bożej i tym, którzy modlili się za niego (świadek kazania - o. Władysław Ziober).
Po drugiej wojnie światowej wielu Polaków opuściło Mościska. W klasztorze pozostało czterech zakonników. Rektor o. Aleksander Kałużewski, obawiając się najgorszego, kilku zakonników odesłał do Polski. Zabrali oni ze sobą obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Obraz ten przechowywano najpierw w kaplicy klasztoru Redemptorystów w Krakowie, a potem w kaplicy Wyższego Seminarium Duchownego Redemptorystów w Tuchowie. Tymczasem 14 maja 1948 r., w Mościskach zaaresztowano ojców, a dwóch z nich - o. Kazimierza Lendziona i o. Marcina Karasia wywieziono do łagrów w głąb Rosji. Świątynia klasztorna w Mościskach ocalała, gdyż wykorzystano ją na magazyn szpitalny. Doczekała się ponownego otwarcia, które nastąpiło 21 grudnia 1991 r., przy udziale bp. Marcjana Trofimiaka, proboszcza mościskiego ks. Józefa Legowicza, licznych kapłanów z innych parafii, oraz kapłanów greckokatolickich z licznym udziałem wiernych z okolic i z Polski. Z początku łaskami słynącą ikonę Matki Bożej Nieustającej Pomocy zastąpił stary oleodruk tego obrazu. Przystąpiono do gruntownej odnowy mocno zdewastowanej świątyni. Odnawiali ją wierni z Mościsk i pobliskich miejscowości w czynie społecznym. Rodacy z Polski pomagali w finansowaniu wykonywanych prac, przyczyniła się do tego również "Instytucja renowacji".
28 września 1996 r., przy udziale abp. Mariana Jaworskiego, metropolity archidiecezji lwowskiej, bp. Bolesława Taborskiego z Przemyśla i bp. Kurta Krenna z Austrii, kapłanów obydwu obrządków, kleryków, sióstr zakonnych, licznie zgromadzonych wiernych z Ukrainy i z Polski, przy akompaniamencie orkiestry z Medyki, w uroczystej procesji wprowadzono obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy do kościoła klasztornego w Mościskach. Na zachowanej tablicy w bocznej nawie kościoła czytamy, że 24 kwietnia 1902 r. konsekrował ten kościół ku czci Matki Bożej Nieustającej Pomocy bp Józef Sebastian Pelczar (obecnie błogosławiony). Od ponownego uroczystego wprowadzenia obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy, w 1996 r., znowu ożywiło się nabożeństwo do Niej. Jest to Nieustanna Nowenna, odprawiana w każdą środę tygodnia, w nieco innej formie odpowiadającej naszym czasom. Wierni różnych narodowości i różnych obrządków, także prawosławni, przynoszą pisemne prośby i podziękowania (od 30 do 40 kartek na każdą Nowennę). Wśród nich niektóre można by zakwalifikować jako cuda, niezwykłe łaski (wszystkie kartki są zachowane).
Od Uroczystości Odpustowej Matki Bożej Nieustającej Pomocy 27 czerwca 1998 r., za inicjatywą ks. kan. Józefa Legowicza, proboszcza i dziekana mościskiego, rozpoczęła się peregrynacja obrazu (oleodruku) przysłanego z Rzymu i poświęconego przez Ojca Świętego Jana Pawła II, z jego błogosławieństwem potwierdzonym własnoręcznym podpisem.
Peregrynacja ta została dobrze przyjęta przez wiernych i duchownych obu obrządków, również przez prawosławnych. Spełnia ona rolę znaku opatrznościowego, który zbliża różne wyznania religijne i obrządki kościelne, dzięki czemu ma niemałe znaczenie dla ruchu ekumenicznego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prezydent: nie było żadnych wątpliwości, kto powinien otrzymać awans generalski

2024-05-03 09:32

[ TEMATY ]

Andrzej Duda

WOT

PAP/Paweł Supernak

Nie było żadnych wątpliwości, kto powinien otrzymać awans generalski, kto powinien zostać mianowany na te najważniejsze stanowiska dowódcze w wojsku polskim - podkreślił prezydent Andrzej Duda w swoim wystąpieniu po wręczeniu nominacji na stanowisko dowódcy generalnego RSZ i na stanowisko dowódcy WOT.

Prezydent Andrzej Duda wręczył w piątek akty mianowania gen. broni Markowi Sokołowskiemu na stanowisko dowódcy generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych i gen. bryg. Krzysztofowi Stańczykowi na stanowisko dowódcy Wojsk Obrony Terytorialnej.

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Rzeszowskie spotkania maryjne

2024-05-03 21:00

Irena Markowicz

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

W maju, miesiącu przesiąkniętym wdzięcznością do naszej Matki w Niebie łatwiej też

odnajdujemy ślady jej obecności w naszym otoczeniu. Kamienna figura Pani Rzeszowa na osiedlu Staroniwa, bliźniaczo podobna do tej, która objawiła się Jakubowi Ado w 1513 na gruszy w ogrodzie bernardyńskim...

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję