Czesław Ryszka: - Zaprosiliśmy do rozmowy w redakcji Niedzieli fachowców zajmujących się zawodowo sprawami wsi, ubezpieczeniem rolników w KRUS, a także produkcją rolno-spożywczą. Chciałbym, abyśmy porozmawiali o tym, jaki jest krajobraz polskiego rolnictwa na kilka tygodni przed akcesją z Unią Europejską. Czy można mówić o polskim rolnictwie z nadzieją?
Reklama
Gabriel Janowski: - Chciałbym na wstępie bardzo serdecznie podziękować Księdzu Infułatowi za podjęcie w Niedzieli najważniejszej dzisiaj sprawy dla Polski - tematu wsi. Rolnictwo jest naszym narodowym dobrem i musi służyć wszystkim. Tymczasem to dobro od początku przemian było skazane na likwidację. Razem z siedzącymi tu posłami już w 1989 r. protestowaliśmy przeciw planowemu likwidowaniu polskiego rolnictwa. Zwracaliśmy się do premiera Mazowieckiego, udowadniając, że tzw. plan Balcerowicza doprowadzi do upadku polską wieś. W 1990 r. jako pierwsi rozpoczęliśmy blokady dróg, wysypywanie ziemniaków, blokady importu zboża z zagranicy..., aby uzmysłowić wszystkim, jak zostanie zniszczone polskie rolnictwo. Za to wtedy byliśmy odsądzani od czci, pomawiani, że sprzeciwiamy się nowemu porządkowi ekonomicznemu. Ta permanentna działalność układów i sił przeciw polskiemu rolnictwu miała na celu osłabienie potencjału rodzinnych gospodarstw. A przypomnę, że kiedy przejęliśmy władzę i w 1991 r. na krótko zostałem ministrem rolnictwa, używanie terminu: „polityka rolna” było zakazane. Wszystkim miał rządzić rynek, polityka rynkowa, czyli wszystko puszczono na żywioł - miało kształtować się samo. Opracowaliśmy wówczas program: „Szanse dla wsi i rolnictwa”, ograniczyliśmy import towarów z Zachodu, wprowadziliśmy kredyty preferencyjne, dopłaty do paliwa, wygospodarowaliśmy środki na infrastrukturę wsi (gaz, woda...). Niestety, nasi następcy tego nie kontynuowali. Dopiero w latach AWS-u udało się przekonać premiera Jerzego Buzka do zmiany polityki wobec wsi, nie na tyle jednak, aby przyniosło to wymierne korzyści. Dlatego dzisiaj krajobraz wsi i rolnictwa jest w dużej części zniszczony. A na dodatek przyszedł najbardziej dramatyczny moment - wejście do UE, co grozi zagładą polskiego rolnictwa. Toczymy walkę o przetrwanie, czego dowodem jest ta kuriozalna ustawa o nadmiernych zapasach. Przecież jeśli ktoś ma jakieś zapasy, świadczy to o jego gospodarności - jak można za to karać? Nie wolno wszystkich polskich przedsiębiorców traktować jak spekulantów.
Mimo tych uwag, chciałbym powiedzieć z nadzieją, że polskie rolnictwo, w porównaniu do zachodniego, ma jeszcze wielką potęgę, nie jest tak nadmiernie uprzemysłowione, schemizowane - nasze produkty są zdrowe. Gdybyśmy dzisiaj jako naród opowiedzieli się po stronie polskiego rolnictwa, bardziej cenili to, co mamy, wspomagali się wzajemnie, korzyści odnieśliby wszyscy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Piotr Krutul: - Czy można mówić o polskim rolnictwie z nadzieją? Nie tylko można, ale trzeba mówić, ponieważ mamy do tego atuty. Jest to przede wszystkim oparcie rolnictwa na gospodarstwach rodzinnych, potwierdzone w naszej konstytucji - do takiego modelu w UE dopiero się dąży. Mamy tanią i zdrową ekologicznie żywność. Czego brakuje? Brakuje możliwości zbytu, ponieważ w minionych latach nastąpiło nadmierne otwarcie granic dla dotowanej żywności z Zachodu. Brakuje odpowiedniej polityki rolnej, ponieważ od początku przemian zbijano inflację kosztem rolnictwa. Gdyby dano nam równe warunki z rolnikami unijnymi, to wygralibyśmy każdą konfrontację. Ale warto pamiętać, że Światowa Organizacja Handlu zaleca, aby odejść od subwencji, od państwowego interwencjonizmu. Gdyby do tego doszło, zbliżylibyśmy się do równych warunków w produkcji rolnej. Na razie jednak traktat akcesyjny jest tragiczny dla polskiego rolnictwa, dopuszcza on bowiem zmiany w polityce rolnej UE po akcesji. Po prostu UE może wszystko zmienić, jak to obserwujemy obecnie: zamrożono kwotę mleczną dla Polski, próbuje się opodatkować zapasy, stwarza problemy z wejściem na rynki unijne, żądając drogich dostosowań i atestów.
I w związku z tym ważna uwaga: wmawia się polskim konsumentom, że polski rolnik otrzyma dopłaty - jakby to był jakiś haracz za posiadanie ziemi. Nic bardziej kłamliwego. Dopłaty tylko w części rekompensują wydatki rolnika: wzrost cen z powodu zwiększenia podatku VAT na materiał siewny, środki ochrony roślin, materiały budowlane, akcyzę na paliwo... W rzeczywistości dopłaty nie pokrywają tych wydatków. To nie jest więc wzbogacenie rolnika, ale zwrot poniesionych kosztów, i to nie w całości.
W najbliższym czasie potrzebna będzie większa solidarność z rolnikami, porozumienie związków zawodowych i partii politycznych, aby ocalić polskie rolnictwo. Jeżeli też sami rolnicy będą z Bogiem i Maryją, przeżyjemy ten trudny okres. Jeżeli polski rolnik przetrzyma najbliższy okres, od 3 do 5 lat, później może rzeczywiście zapanuje nad sytuacją. W jedności z Kościołem przetrzyma to, a jeśli da się poróżnić - przegra.
Reklama
Zdzisław Pupa: - Powiedziano już, że za przemiany ustrojowe w III Rzeczypospolitej najwięcej zapłaciło polskie rolnictwo. Obecnie, wstępując w struktury UE, polska wieś i polski rolnik zapłacą kolejną wysoką cenę za nieudolne negocjacje czy wręcz szkodliwe decyzje rządzących. Stając w otwartych drzwiach UE, miejmy świadomość, że rolnictwo i produkcja rolna w krajach UE są pod szczególną ochroną i wyłączone są z tzw. gry rynkowej. UE, działając w interesie swoich obywateli i własnej gospodarki, 48% własnego budżetu przeznacza na wsparcie w różnego rodzaju formach właśnie rolnictwa. Dlaczego aż tyle? Ponieważ państwo ma obowiązek utrzymania bezpieczeństwa żywnościowego kraju, stąd winno przedsięwziąć takie działania, które zabezpieczą określoną produkcję, gwarantując swoim obywatelom wysokiej jakości żywność w rozsądnych cenach. Nie może być tak, że koszty dystrybucji produktów rolnych są przesadnie wyższe od kosztów ich produkcji. Rząd i parlament mają obowiązek właściwej regulacji produkcji podstawowych produktów, tj. zboża, mleka, mięsa i cukru. U nas natomiast przyjęto rozwiązania godzące w polskiego rolnika, jak to dzieje się chociażby przy tzw. ustawie cukrowej czy ustawie dotyczącej rynku mleka.
Bez jasnej i rzetelnej polityki rolnej państwa, uwzględniającej zarówno interes polskiej wsi, jak i konsumenta, nie jest możliwa poprawa kondycji materialnej 2 mln gospodarstw.
Reklama
Eugeniusz Bernat: - Nasze rolnictwo nie będzie mogło tak konkurować na rynku unijnym, jak byśmy chcieli, to fakt. Składają się na to różnego rodzaju zaszłości historyczne, jak i obecny brak polityki rolnej - o czym była już mowa. Wchodząc do UE na warunkach unijnej polityki rolnej, będziemy konkurować dopiero wówczas, gdy otrzymamy te same warunki. W tej chwili o konkurencji nie można mówić. Nasz rolnik może tylko próbować konkurować. Nie chodzi tylko o wysokość dopłat, ale trzeba pamiętać, że dziś większość rolnictwa unijnego jest na wyższym poziomie technologicznym. Więc nie konkurencja, ale walka o byt. Wchodzimy bowiem w inne uwarunkowania. Waga polskich przepisów będzie mniejsza. Dyrektywy unijne będą rozstrzygać, dlatego trzeba je znać, umieć się w nie wgrać i wykorzystać. Musimy więc prowadzić własną politykę rolną, chociaż przy muzyce, którą będą nadawać z Brukseli; należy więc tańczyć polskie kroki na melodię unijną.
W rolnictwie polskim należy więc wrócić do ruchów spółdzielczych, grup producenckich. Rolnicy muszą działać wspólnie, aby uzyskać efekt skali. Powinni łączyć się z grupami producenckimi, z przetwórstwem, aby mieć pewność zapłaty. Korzystać z doradztwa, z tego wszystkiego, co uzyskuje się wspólnym wysiłkiem. Tak można konkurować, można tak promować polskie produkty, które są konkurencyjne, bo lepsze, zdrowsze i tańsze. O tym trzeba mówić, chociażby Unia oficjalnie zakazywała.
Reklama
Marek Hołubicki: - „Hanka, wstawaj! Jedziemy do miasta. Babcia dostała emeryturę”. Ten okrzyk dziecka rolnika powinien brzmieć w uszach naszych parlamentarzystów jak wyrzut sumienia. Dla 53% dzieci z wiejskich gospodarstw do 5 ha, produkujących prawie wyłącznie na własne potrzeby, emerytura dziadków jest jedynym stałym dochodem miesięcznym. Otrzymują go dzięki ustawie z grudnia 1990 r. o ubezpieczeniu społecznym rolników. Rząd, zmieniając dzisiaj to ubezpieczenie, dopuszcza się wielkiej niesprawiedliwości. Niszczy się grupę społeczną, która przez cały powojenny okres bądź była społecznością drugiej kategorii, bądź obciążano ją największymi kosztami transformacji. Nikt, kto zna realia życia polskiego rolnika, nie powinien przejść obojętnie obok wyrządzanej mu krzywdy. Po skandalicznych negocjacjach L. Millera z UE w Kopenhadze, teraz dokłada rolnikom cały rząd. W planie ratowania finansów publicznych wicepremiera Hausnera założono z góry wysokość oszczędności w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS). Mówi się nawet o 4 mld zł. Pociągnie to za sobą również podniesienie wysokości składek (mówi o tym m.in. poufny dokument Komitetu Rolnictwa Krajowej Izby Gospodarczej, analizującego reformę KRUS). Jakby tego było mało, wymienionej wyżej 53% grupie rolników grozi renta państwowa, równająca się z przeniesieniem jej do pomocy społecznej z powodu znaczącego wzrostu bezrobocia na wsi (mówi się nawet o 7 mln osób).
Dzisiaj mówimy już o „rozlanym mleku”, ponieważ decyzje zapadły. Pamiętać jednak należy, że zrobiono to w atmosferze kłamliwych oszczerstw i ataków prasowych na system ubezpieczeniowy rolników, w myśl sprawdzającej się u nas zasady: cel uświęca środki. Atakowano KRUS za 95% dopłaty budżetowej, gdy realnie wynosi ona ok. 78% (porównywalna z Niemcami i Francją, gdzie sytuacja ekonomiczna rolników jest znacząco lepsza niż w Polsce), za nieszczelność systemu i ubezpieczonych „hodowców kanarków”, za to, że rolnicy z własnych pieniędzy, zarabianych w pozabudżetowym Funduszu Składkowym, chcieli sobie poprawić dostępność do ochrony zdrowia i ubezpieczeń wzajemnych, chociaż już wcześniej z odpisów tego Funduszu wspierali budżetową Kasę (dzięki znaczącym dochodom Funduszu można było poważnie podnieść wysokość świadczeń chorobowych i wypadkowych). Wydawano na KRUS wyroki, zapominając, że wszystkie wyżej wymienione „nieprawidłowości” działy się zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawy i przepisów wykonawczych. Chociaż wcześniej wielokrotnie wskazywano na nieszczelność systemu i niesprawiedliwe zapisy dotyczące wysokości składek, nie było woli politycznej, aby te sprawy uregulować.
Jestem ciekawy, ilu chłopskich synów wśród posłów podniosło rękę, akceptując te haniebne zmiany w systemie KRUS? Czy byli świadomi krzywdy, jaką czynią środowisku, w którym wyrośli? Czy rolnicy będą nadal, tak jak dotąd, mówić o Kasie: „nasz KRUS”?
Reklama
Ks. Ireneusz Skubiś: - Cieszę się, że mogę uczestniczyć w tak fachowej rozmowie o rolnictwie. Ważne są słowa o nadziei. Na te słowa czeka ogromna rzesza ludzi mieszkających na wsi. Czasy przychodzą ciężkie, jak Panowie twierdzicie, ale i dzisiaj muszą rodzić się twórcze pomysły, jak temu wszystkiemu zaradzić. I to jest także zadanie naszego spotkania.
Warto zwrócić uwagę na wspomnianą tu kwestię solidarności. Wieś tworzy środowisko, które trudno nieraz zgromadzić razem. Tym bardziej że nie ma własnych środków przekazu, co sprawia, że ludziom jeszcze trudniej porozumieć się i dograć. O to należy zadbać. Niedziela pragnie służyć dobru ludzi mieszkających na wsi. To poważna część naszych Czytelników. Dobrze byłoby, żeby duszpasterze wiedzieli, że w naszym tygodniku poświęcamy dużo miejsca problemom wsi, dokształcamy i informujemy, dbamy o to, by w naszym wychowaniu zwracać uwagę na szacunek dla pracy rolnika. Trzeba więc ciągle podkreślać, że to, co nasze, jest lepsze, że piękne, zachodnie opakowanie, na które nas może nie stać, zawiera nierzadko gorszy produkt.
Parafie dzisiaj muszą otworzyć się dla młodych ludzi. Nie wolno dopuścić do tego, by polska wieś stała się bezwyznaniowa, by w niedziele, kiedy jest Msza św., wielu młodych kierowało się do baru. Jeśli Polska będzie solidarna, patriotyczna, zjednoczona - ocalejemy. Trzeba, zwłaszcza na wsi, pilnować tego, co polskie i co chrześcijańskie.
Czesław Ryszka: - Rolnicy, gospodarstwa rodzinne - to jedyna powszechna, dwumilionowa grupa właścicieli, czyli ta warstwa społeczna, na której państwu powinno najbardziej zależeć. Co uczynić, aby nie tylko mogła przetrwać, ale i rozwinąć się? Prosiłbym, abyśmy teraz skupili się na tym, co robić, na co zwrócić uwagę, z czego i jak rolnicy powinni skorzystać.
Reklama
Gabriel Janowski: - Wspólna polityka rolna w UE jest najbardziej zbiurokratyzowanym systemem na świecie. Czy nasi urzędnicy, samorządy lokalne, izby rolnicze, nierzadko z małym doświadczeniem, będą mogli działać z korzyścią dla nas? Dlatego i w Brukseli, i w Polsce należy pilnować naszych interesów. To zadanie dla góry. A na szczeblu lokalnym urzędnicy powinni służyć rolnikowi. Nie restrykcje, ale służba. Lekarze weterynarii nie mogą być agentami Brukseli, ale mają pomagać polskiemu rolnikowi. Oni także powinni wziąć cząstkę odpowiedzialności na siebie.
Kolejna sprawa to właściwie ułożone stosunki między rolnikiem a przedsiębiorcą. To nie może być wyzysk, ale stosunki partnerskie. Wiadomo, że jako producenci rolnicy mają mniejsze dochody, dlatego powiększają swoje zyski przez udziały. Temu powinna sprzyjać właściwa polityka rolna. Np. w poprzedniej kadencji walczyliśmy o polski cukier. To było przełomowe myślenie o polskim rolnictwie. Ale z jakim atakiem to się spotkało ze strony SLD! Byliśmy posądzani o próbę stworzenia monopolu. A niemiecki bauer nie zagrażał monopolem? Jakie potężne siły działają u nas, żeby polskie rolnictwo osłabić?! Dlatego sami rolnicy muszą łączyć się w zespoły, grupy producenckie, w związki, bo tylko występując razem, można coś uzyskać.
I ostatni temat, podkreślany wcześniej - związek z Kościołem. Tu powinno być wspólne zrozumienie, a nieraz się wydaje, że rolnik zostaje ze swoimi problemami sam. Wierzę, że polskie rolnictwo się ostanie i będzie nadal blisko Pana Boga, bo czerpie z natury, a nie z cywilizacji śmierci - z chemii i genetycznych modyfikacji.
Reklama
Piotr Krutul: - Nawiązując do ostatniej poruszonej kwestii, sądzę, że należy wrócić do korzeni, czyli rozwinąć duszpasterstwo rolników, jak to było w latach 80. za śp. bp. Romana Andrzejewskiego. To jest mój apel, ponieważ wiem, że rolnikom brakuje jedności ducha, myślenia wspólnotowego, solidarności w organizowaniu się. W tym pomagał dawniej Kościół.
Wspomniano, że nie ma polskiej polityki rolnej. Tej polityki nie będzie też po 1 maja. Co więcej, czeka nas np. zakaz promowania tego, co polskie. Nie będzie wolno umieszczać napisów: „Polska, zdrowa żywność”, dlatego nasi konsumenci powinni już teraz wiedzieć, co kupują, aby po otwarciu granic, gdy napłynie do nas żywność genetycznie zmodyfikowana, szkodliwa dla zdrowia, nie dać się na nią nabrać. Trzeba się też w bardziej zdecydowany sposób przed nią bronić, bo w przeciwnym razie za kilka lat zniszczy ona naszą glebę, nasz materiał siewny, zarodowy itd.
Co do konkurencji - błędem byłoby, gdyby bogaty rolnik czekał na upadek biednego, licząc, że przejmie jego gospodarstwo. Rolnictwo jest jedno i musimy wspólnie stawić czoła konkurencji z Zachodu. Apeluję o składanie wniosków o wszystkie pieniądze z UE. To są nasze pieniądze, które z naszego budżetu przekazujemy do Brukseli. Należy do 25 maja składać wnioski o nadanie numeru identyfikacji gospodarstwa, a następnie do 15 czerwca wnioski o dopłaty bezpośrednie do ARiMR (dotyczy tych, którzy mają przynajmniej 1 ha gruntów ornych). Przestrzegam również przed mało roztropnym podpisywaniem umów wieloletnich z zagranicznym kontrahentem, obecnie może korzystnych cenowo, ale za rok okaże się, że będą to ceny nieopłacalne. Takie umowy muszą być wynegocjowane mądrze i przewidująco. Doraźne korzyści źle się kończą.
Zdzisław Pupa: - Rolnicy w obliczu zagrożeń, jakie płyną ze złych warunków wynegocjowanych z UE, powinni podjąć wysiłek organizacyjny. Niestety, Izby Rolnicze powołane do tego celu, zostały upolitycznione, związki zawodowe mają kondycję podobną do kondycji ogólnej wsi i często mówią różnym głosem. Aby móc przeciwstawić się niszczeniu dorobku pokoleń, należy bronić się razem. Wysiłek organizacyjny musi być skierowany na właściwe zagospodarowanie produkcji od rolnika do konsumenta. Dzisiaj rolnikowi potrzebny jest menedżer, który potrafiłby zorganizować kanały dystrybucji towaru. I to zadanie powinny na siebie wziąć organizacje, jak chociażby Ośrodki Doradztwa Rolniczego czy Izby Rolnicze. Jestem przekonany, że odbyłoby się to z korzyścią dla nas wszystkich.
Eugeniusz Bernat: - Jak polskie rolnictwo ma przetrwać, a nawet wygrać? Recepty nie ma, ale przede wszystkim należy zająć się dokształcaniem rolników, ponieważ wchodzą w nowe otoczenie prawne, geopolityczne. Muszą się przeorientować na tzw. produkcję rynkową. Skończyło się myślenie, że „jakoś sprzedam”. Rzeczywistość jest brutalna. Skoro już jesteśmy w UE, trzeba sięgać po różne środki pomocy, po różne unijne fundusze, wspólnie brać to, co się da. Oczywiście, jak powiedziano, to są nasze pieniądze, bo najpierw trzeba było wpłacić, żeby coś wyciągnąć z powrotem. Nie wolno lękać się mówić: „dobre, bo polskie”. Nie będzie promocji w telewizji, ale nikt nam nie zabroni chwalić wszem i wobec polskiej żywności, polskich producentów.
Potrzebna będzie specjalizacja nawet w małym gospodarstwie. Należy więc wykorzystać nasze warunki klimatyczne, rozwijać rolnictwo ekologiczne, agroturystykę. Na rynku europejskim jest nadprodukcja podstawowych towarów - mięsa i zbóż, dlatego trzeba produkować co innego. Trzeba wprowadzać nowe uprawy, których wcześniej w masowej skali nie było, np. wiklinę, biomasę, rzepak na biopaliwo, uprawę ziół, zająć się produkcją wysoce pracochłonną, która będzie się u nas opłacać.
Marek Hołubicki: - Pragnę jeszcze wrócić do tematyki ubezpieczeń, podkreślając, że osłona socjalna najuboższych, będąca do niedawna sztandarową częścią programu ugrupowań lewicowych w Polsce, została zdradzona. Dzisiaj, gdy zapadły już decyzje, gdy ten znaczący instrument polityki wobec wsi przestaje być pod nadzorem ministra rolnictwa, należy zapytać: czy zamierzony efekt tych zmian zostanie osiągnięty? Wielu polityków coraz częściej mówi, a prasa pisze, że oszczędności będą iluzoryczne, kryteria dotyczące m.in. wysokości składek - niejasne, obciążenie rolnika - znacząco większe niż dotychczas. Coraz częściej mówi się też o poważnym zagrożeniu dla funkcjonowania bardzo sprawnego dotychczas organizacyjnie systemu. Zniszczono funkcjonujący dotychczas, bardzo ważny dla ustroju demokratycznego państwa, solidaryzm społeczny.
Co z nadzieją dla polskiej wsi? Chciałbym i na to zwrócić uwagę. Powstaje dzisiaj wiele podmiotów, stowarzyszeń, fundacji, które chcą nieść pomoc. Oczywiście, wiele z nich chce na tym zarobić, ale są i działające non profit. Biorę udział w pracach Ruchu Inicjatyw Społecznych „Praca”, który - bazując na lokalnych liderach i w kontakcie z duszpasterzami - podejmuje próby wzbudzania aktywności i wykorzystywania pojawiających się możliwości dla zmniejszania bezrobocia na wsi.
Wśród szans rozwoju i poprawy warunków życia na polskiej wsi należy wymienić renty strukturalne, które w swych zasadniczych celach mają: 1) zapewnić dochód rolnikom rezygnującym z prowadzenia działalności rolniczej w wieku przedemerytalnym; 2) obniżyć średnią wieku osób prowadzących działalność rolniczą i przyspieszyć proces wymiany pokoleń; 3) przekazać grunty rolne na cele nierolnicze w przypadku, gdy działalność rolnicza nie może być na nich prowadzona w zadowalających ekonomicznie warunkach. Będzie to działanie w ramach Planu Rozwoju Obszarów Wiejskich i mam nadzieję, że polscy rolnicy wykorzystają tę szansę.
Dziękując Księdzu Infułatowi za zaproszenie do tej debaty, chciałbym, dołączając się do wyrażonej tu już opinii o znaczącej roli Kościoła w nadchodzącym czasie, zwrócić uwagę na działalność Ludowych Uniwersytetów Katolickich. Należałoby je jeszcze bardziej uaktywnić, a także wzbogacić ich program o sprawy umożliwiające wykorzystywanie programów unijnych dla naszego rozwoju.