Zarówno Pani Aleksandrze, jak i Pani Małgorzacie (nr 4/2002 "
Gorzko - słodko") należą się duże dzięki. Autorki rozważają, czy
samotność wielu ludzi nie wynika z nadmiernej koncentracji na własnych
oczekiwaniach. Ich odpowiedzi na to zagadnienie są doskonałe i porównywalne.
Obie Panie zaprezentowały dobrą znajomość przedmiotu i w sposób prawie
mistrzowski sięgnęły sedna sprawy. Delikatnie - ale przejrzyście
- dały odpowiedź prawie na każde pytanie. Po takiej lekturze - jako
niedoszły autor pomysłu podobnej zachęty i wskazań - doznałem ulgi
i zawstydzenia. Stwierdziłem i tym razem, że my, mężczyźni, bardziej
nadajemy się do fizycznej pracy niż do wsparcia uczuciowo-duchowego.
A kiedy już mówimy czy piszemy, robimy to tak, jakby ostatnie słowo
należało do nas. Natomiast wypowiedzi wyżej wymienionych Pań w pełni
wyjaśniają wszystko, nie urażając nikogo. A ponieważ wspomniałem,
że wcześniej miałem zamiar piszącym do Was dać podobne wskazówki
i poradę - przyznam, że zamiast delikatnej perswazji i pouczeń z
głębi serca - wyjechałbym z często niezasłużonymi uwagami. Jest bowiem
sprawdzonym faktem, że takich osób - czy chcą czy nie chcą - jest
wiele.
Samotność, tęsknota czy wiele innych pragnień dobrych
i szlachetnych ludzi są powszechne. Przerost cywilizacyjny mocno
zubożył kulturę i uczucia. Kształcenie pojęć bez równoległego, a
nawet wyprzedzającego kształcenia uczuć nie czyni prawdziwego postępu
- wręcz nawet degraduje człowieka. I mimo że trudno dziś w to uwierzyć,
tak jednak jest. I to prawie w każdej specjalności i, niestety, w
każdym stanie. Może nie odkrywam Ameryki, bo pewnie o tym też wiecie,
ale przytoczę tu bardzo ważny szczegół. Otóż, prawie dwa i pół tysiąca
lat temu zapytano wielkiego mędrca Sokratesa - od jakiego wieku rozpoczyna
się wychowywanie człowieka? Odpowiedział: "W dużym przybliżeniu -
przynajmniej dwadzieścia lat przed urodzeniem". I nie dlatego, że
dawniej była taka przesada i moda, o nie!
Na wielkość czy małość człowieka składa się dużo "cegiełek"
w długim okresie. Dlaczego to akcentuję? Ano - by nie urazić tych
duchowo, a może i ciałem samotnych, których winą nie jest popełnianie
błędów czy zwykłych zaniedbań, o co ich często posądzamy - oni się
tacy urodzili. Nie pod taką czy inną planetą, jak błędnie nas się
ogłupia. Dziedziczność każdego z nas obejmuje wiele pokoleń. To jest
ogromna, bardzo skomplikowana i długa w czasie praca ciała i ducha.
I ci żebrzący wsparcia nie są winowajcami, jak to się wielu wydaje.
Ale to już osobny temat.
Obecnie, by Was nie zamęczać smętnymi wywodami, dodam,
że ludzkość mimo bardzo pozornych wyskoków czy fascynacji czeka duchowe
sieroctwo i miernota. Maszyny liczące i przeróżne dziwactwa wyjaławiają
umysł i ducha. Płaskie, jednowymiarowe, standardowe życie szybko
staje się marne i puste. Prawie wszystko bez fundamentów i trwałego
odniesienia. Obok przesytu - nieprawdopodobna nędza. Miast głębi
serca i ducha - płycizna pełna szpetoty i robactwa.
I właśnie stąd ta nieugaszona tęsknota za drugim prawdziwym
człowiekiem.
Andrzej
Pan Andrzej przypomniał tu pewną prawdę - że bez przeszłości
nie ma przyszłości. To dzięki tradycji i historii Polska istnieje
od wieków; mimo niewoli, upadków, a nawet znikania z map świata wciąż
jest obecna, wciąż jest żywotna. Myśląc o naszej historii, często
nasuwa mi się porównanie z USA. Oni - dwieście lat, my - tysiąc.
Dlatego za oceanem tak bardzo dba się o tradycję, o korzenie i historię,
bo to łączy, to scala. Flaga amerykańska to niemal relikwia, nie
mówiąc już o różnych, czysto amerykańskich świętach i obyczajach,
które tak chętnie i bezkrytycznie przejmujemy. Ameryka będąc matką
przybraną dla swych wielonarodowych dzieci - stara się być matką
najlepszą. Dlatego tak ją kochają te "sieroty" z całego świata, bo
jak inaczej nazwać jej obywateli? Owszem, wielu z nich przyszło na
świat już w nowym kraju. Ale ich korzenie tkwią przecież daleko od
nowej ojczyzny.
Czytam teraz tomik wierszy Gułag polskich poetów - od
Komi do Kołymy zebrany przez p. Ninę Taylor-Terlecką. Bo "wśród miliona
czy dwóch milionów Polaków wywiezionych do Sowietów w 1939-1941 znajdowała
się ponad setka ludzi pióra". Tomik wydany został przez Polską Fundację
Kulturalną w Londynie (2001 r.). Dlaczego w Londynie, czemu nie w
Polsce?... Czyżby wciąż "o pewnych rzeczach dziś jeszcze pisać nie
wolno", jak to zdarzało się po wielekroć, o czym pisze Autorka.
I do nas piszą Polacy zza wschodniej granicy. Przecież
nie wyjechali tam dla przyjemności i ciekawych podróży. A my nawet
nie potrafimy wyciągnąć do nich braterskiej ręki i pomóc powrócić
do ojczystego kraju. Wciąż wolimy oglądać tasiemcowe seriale telewizyjne
i dajemy się nabierać na mgliste tłumaczenia władzy, na którą zezwoliliśmy
swoim głosowaniem.
Nie tylko na pojedynczego człowieka składa się historia
poprzedzających go pokoleń, ale tak się dzieje też w skali narodu.
Więc dlaczego wobec morza polskiej krwi, jakie jest za nami, wciąż
robimy te same błędy? Wizja Pana Andrzeja jest ponura i przerażająca.
I tylko od nas zależy, czy i jak się spełni jego przepowiednia.
Aleksandra
Pomóż w rozwoju naszego portalu