Gdy w szkole jest głupio i nudno, a rodzice ciągle pracują, dzieci idą do świetlicy Caritas. Gdy pijani mężowie maltretują swe żony, one chronią się w ośrodku antykryzysowym. Gdy nieletnie matki muszą oddać do adopcji swe dzieci, zgłaszają się do Domu Samotnej Matki.
Adopcji coraz mniej
Reklama
Atmosfera w Domu Samotnej Matki w Zielonce jest trochę napięta.
Przed dwiema godzinami pojechała rodzić jedna z matek. - Zawsze tak
reagujemy, każda chciałaby zadzwonić z pytaniami do szpitala - mówi
Aneta
Weider-Tołoczko, kierownik. W domu zostały 4 matki z niemowlętami
i jedna oczekująca dziecka.
Dom współpracuje z Ośrodkiem Adopcyjnym przy ul. Grochowskiej
w Warszawie, ale... adopcji z Zielonki jest coraz mniej. W grudniu
ubiegłego roku przyszło na świat dziecko jednej z najmłodszych mam
w tym domu - 16-letniej Justyny. Justyna przyszła do domu w Zielonce,
aby doczekać porodu i oddać dziecko do adopcji. Kilka tygodni przed
urodzeniem zmieniła zdanie. Wbrew woli rodziców zdecydowała, że będzie
dziecko wychowywała. - Tak reaguje większość dziewcząt, które przychodzą
do nas - mówi pani Aneta. Pomagają sobie nawzajem czasem słowem pocieszenia
a czasem przykładem. W domu mogą przebywać przez kilka miesięcy po
urodzeniu dziecka. W tym czasie Caritas próbuje znaleźć im mieszkanie,
pracę. Tutaj, na terenie pobliskiej parafii odbywają się chrzty dzieci.
Placówka istnieje od 1995 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zamiast ukrywać się w lesie
Reklama
W Otwocku powstał właśnie "Dom Otwartych Serc". Jest to najnowsza
placówka Praskiej Caritas - potężny ośrodek przeznaczony przede wszystkim
dla ofiar przemocy w rodzinie. Znajdują tu schronienie głównie kobiety
z dziećmi, które są w trudnej sytuacji życiowej.
Miejsca noclegowe są na razie dla dziesięciu osób, ale
już teraz przebywa ich więcej. Mieszkają w dobrych warunkach, w pokojach
z łazienkami i kuchnią. Zazwyczaj kobiety z dziećmi. - Choć ostatnio
przyjęliśmy też mężczyznę, którego żona wygoniła z domu - mówi Paulina
Rozynek, kierownik placówki. Mieszkańcy "Domu Otwartych Serc" mogą
tu przebywać nawet przez pół roku, by w ten sposób mogły powrócić
do normalnego życia. Za pobyt płacą symboliczną sumę 200 zł. We własnym
zakresie natomiast organizują sobie wyżywienie. Gdy ktoś nie ma jednak
środków do życia, Caritas oczywiście organizuje pomoc z własnych
funduszy, czasem korzystając również z pomocy społecznej, niekiedy
z hurtowni czy supermarketów, które ofiarują swe produkty.
Ośrodek prowadzi również terapię indywidualną dla pensjonariuszy
Domu Otwartych Serc. W planach jest też terapia grupowa. Działa telefon
zaufania. Czynny jest codziennie, także w soboty i niedziele. Siedzą
przy nim na zmianę: psychoterapeuta, socjoterapeuta, pedagog.
Paulina Rozynek, kierowniczka: - Ostatnio odebrałam telefon
od kobiety, którą mąż wyrzucił z domu. Z szóstką dzieci ukrywała
się w lesie. Trzeba było natychmiast zorganizować pomoc.
Często dzwonią ludzie, którzy szukają mieszkania, zastraszone
kobiety, nad którymi znęcają się mężowie - alkoholicy czy psychopaci.
Dla dzieci pracownicy placówki w Otwocku prowadzą świetlicę
socjoterapeutyczną. Po skończonych lekcjach uczniowie szkół podstawowych
i gimnazjum spędzają tu czas, odrabiają lekcje, biorą udział w rozmaitych
zajęciach: pedagogicznych, profilaktycznych, sportowych. - Wśród
nich są dzieci, które uważają, że "w szkole jest głupio i nudno",
i które sprawiają problemy wychowawcze, dzieci z rodzin niepełnych
i tych, których rodzice długo pracują i nie mają czasu zająć się
dziećmi - twierdzi pani kierownik. I dodaje, że tych ostatnich jest
niestety coraz więcej: - Dla tych rodziców najważniejsza jest praca,
dzieci natomiast wyraźnie im przeszkadzają. Nie wykazują zainteresowania
synem czy córką, nie wiedzą, co znaczy rozmowa z dzieckiem czy poczytanie
bajki na dobranoc.
Caritas Praska prowadzi wiele podobnych świetlic, w których
wychowawczynie z poświęceniem opiekują się dziećmi: w Warszawie,
Legionowie czy w Mińsku Mazowieckim.
- Pragniemy, by każde dziecko, które do nas przychodzi,
znalazło tu choć odrobinę dobra, zobaczyło inny świat, niż ten, który
na co dzień ogląda w domu. Tak, by każde z nich można było ocalić.
Bo uratować jednego człowieka to uratować cały świat - podkreśla
ks. dyrektor Ukleja.
Za rok znów będą kolonie!
Reklama
Programy pomocy dzieciom są w Caritas priorytetem. Zwłaszcza
w Caritas Praskiej, która słynie z tego, że wysyła najwięcej w Polsce
dzieci na letnie kolonie i zimowiska.
Pierwszy wyjazd został zorganizowany w rok po utworzeniu
nowej diecezji i powstaniu Caritas, czyli już w 1993 r. Wyjechało
wtedy na wakacje pięćdziesiąt kolonistów. Liczba ta z roku na rok
rosła: w 1995 było już 250 dzieci na wypoczynku Caritas, w 1995 -
sześćset. Wtedy dzieciaki były w Międzyzdrojach, Ciechocinku, Busku
Zdroju i Czapielskim Młynie.
Od tamtej pory na kolonie Caritas wyjeżdżało ponad tysiąc
dzieci. Teraz, od dwóch lat liczba ta wynosi ponad cztery tysiące.
Jak twierdzą organizatorzy kolonii, dzieci wyjeżdżają
w góry, nad morze i na Mazury. W pierwszej kolejności te, które są
w ciągu roku objęte opieką Caritas w świetlicach socjoterapeutycznych.
Ale oczywiście nie tylko. Dołączają się do nich dzieci z rodzin należących
do parafii diecezji warszawsko-praskiej. Te, które pochodzą z rodzin
uboższych, mają zapewnione dotacje. Te, które żyją w zamożnych rodzinach,
płacą pełne koszty turnusu. W ten sposób nie tylko same miło spędzają
wakacje, ale też pomagają innym potrzebującym.
Dziećmi na każdym turnusie od początku opiekuje się wykwalifikowana
kadra: pedagodzy, nauczyciele, także wolontariusze: studenci kierunków
pedagogicznych warszawskich uczelni. Program kolonii Caritas jest
bogaty: mnóstwo rozrywek, sportu, wycieczek i zabaw. Są konkursy,
zawody w biegach plażowych a potem słodkie nagrody i inne niespodzianki.
Rozkład zajęć jest tak pomyślany, że nie ma miejsca na nudę.
Dla wielu te wyjazdy są szansą na zobaczenie normalnego
życia, świata bez przemocy, bez alkoholu, awantur i przekleństw.
Czasem jeden taki wyjazd może zdecydować o przyszłości dziecka, które
zobaczy, że można żyć inaczej. A bywa i tak, że dzięki Caritas niektóre
dzieci w ogóle po raz pierwszy wyjechały poza Warszawę.
Takich, którzy po powrocie nie chcieliby jeszcze raz
pojechać na kolonie Caritas praktycznie nie ma. Ks. dyrektor Ukleja
z dumą przyznaje: - Co więcej, te dzieci są ambasadorami naszych
kolonii wśród swoich rówieśników. Pocieszają się wzajemnie: "Nie
przejmuj się, za rok też będą kolonie"!
Wigilia ze świecą Caritas
Fundusze na kolonie, oprócz tego, że od sponsorów, pochodzą
z Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom, czyli akcji, w wyniku której
od pierwszej niedzieli Adwentu Caritas rozprowadza świece na stół
wigilijny. Na początku było ich 10 tys. A dzisiaj jest 100 tys.
Symbolika światła i ciemności, jak zaznacza o. Hubert
Matusiewicz, wicedyrektor Caritas Polska, doskonale wpisuje się w
adwentową liturgię. Światło u wszystkich budzi pozytywne skojarzenia,
jest znakiem pokoju, radości z czynienia dobra.
Świeca Caritas jest już stałym elementem naszej kultury,
wpisała się w polską tradycję obchodów Świąt Bożego Narodzenia. -
To znak, który łączy zgromadzonych przy wigilijnym stole, podobnie
jak puste nakrycie przypomina o ubogich i potrzebujących - mówi ks.
Wojciech Łazewski, dyrektor Caritas Polska. Dla chrześcijan natomiast
ta świeca to symbol Chrystusa, Boga - Człowieka, który przychodzi
na świat jako bezbronne dziecko i prosi o miłość.
W ostatnich latach świece ludzie stawiają także na cmentarzach.
Ks. Ukleja: Płomień świecy sprzyja modlitwie i refleksji,
przypomina, że człowiek tak naprawdę nie umiera, że miłość jest wieczna.
Ofiary złożone na świece Caritas przeznaczane są też
na paczki świąteczne dla dzieci: słodycze, żywność, odzież, zabawki.
Kilkaset dzieci co roku przychodzi do siedziby Caritas na spotkanie
z Mikołajem, który wręcza im te Bożonarodzeniowe upominki.
Przystań złotej jesieni
Dom Dziennego Pobytu w Mińsku Mazowieckim to prawdziwa przystań
dla emerytów, rencistów, osób samotnych i schorowanych. Kto może
przychodzi sam, pozostałych dowozi samochód. Dziennie robi dwa kursy.
Atmosfera jest jak w domu, wszyscy czują się potrzebni. Najmłodsza
osoba ma 42 lata. Przychodzi, ponieważ znalazła się bez środków do
życia. Niedawno świętowano urodziny najstarszej tu - 90-letniej podopiecznej.
Pani Janina straciła w pożarze dom, rany się już wygoiły, ale na
rękach zostały ślady poparzeń. Mieszka u córki, dzień spędza w Domu
Dziennego Pobytu. - Czuje się chyba lepiej niż jej dzieci, jest pełna
humoru, wnosi do domu wiele radości - mówi siostra kierowniczka.
Każdy z podopiecznych wymaga innego traktowania. - Czasem trzeba
słuchać wielokrotnie tej samej opowieści, umieć okazać zainteresowanie,
zrozumieć - mówi s. Dominika.
Niespodzianka była udana. Pani Janina była zaskoczona
i wzruszona
W domu znajduje się świetlica, pokoik z kanapą do wypoczynku,
kaplica. Dzień zaczyna się o 9.00, kończy o 16.00. Jest program rozrywkowy,
prelekcje o zdrowiu, spacery. Podopieczny zjadają pierwsze i drugie
śniadanie oraz obiad. Jest też czas na modlitwę: Różaniec, Koronkę
do Miłosierdzia Bożego. Teraz przychodzi 13 podopiecznych, ale zimą
zwykle jest prawie trzy razy więcej.