Dominikanie z Korbielowa opowiadają, jak to w pewnym klasztorze
od lat brakowało powołań. Martwiło to przeora i wszystkich stareńkich
już mnichów. Podjęli specjalne modlitwy o powołania, ale nic to nie
pomogło. Klasztorowi groziło wymarcie. Wtedy przeor wybrał się do
pustelnika, który miał Bożego Ducha. Tam usłyszał, że problemy klasztoru
wkrótce się skończą, bo jeden z mnichów jest Mesjaszem, ukrytym pod
osłoną ludzkich słabości. Wracał przeor do swoich i usiłował zgadnąć,
który to. "Chyba nie ja - myślał - bo coś bym o tym wiedział. Nie
jest to brat kucharz, bo za gderliwy. Może brat ogrodnik? Taki małomówny?
Ależ on jest czasem gburowaty. I chyba nie brat zakrystian, bo w
kościele jest tylko z obowiązku...". Zwołał przeor wszystkich mnichów,
ale żaden się nie przyznał. Tylko wszyscy, na wszelki wypadek, zaczęli
się do siebie odnosić z większą miłością i szacunkiem. I wkrótce
do bram klasztoru zaczęli pukać nowi kandydaci.
Nie kwestionuję potrzeby modlitw o powołania kapłańskie
i zakonne. Szczególnie gorliwie czynimy to w Niedzielę Dobrego Pasterza,
gdy w wielu parafiach organizowane są spotkania z przedstawicielami
seminariów duchownych i instytutów życia konsekrowanego. Trzeba,
zgodnie z Chrystusową zachętą, prosić Pana żniwa, aby posłał robotników
na swoje żniwo, bo to Bóg powołuje do swojej służby tych, których
sam chce, i czyni ich zdolnymi do wypełnienia nowych zadań. Kapłaństwo
bez Bożego powołania byłoby dramatyczną uzurpacją. Chrystus, a nie
wspólnota wiernych, namaszcza do kapłaństwa. Powołanie jest łaską,
z którą zarówno adresat, jak i wspólnota, w której on wzrasta, ma
współpracować.
Powołany sam decyduje o współpracy z łaską Bożą. Jednak
ważne jest, by otoczenie ułatwiało mu podjęcie takiej decyzji. Dlatego
równolegle z modlitwą i apelowaniem do młodzieży potrzeba wysiłków
dla poprawy społecznego klimatu wokół powołań w rodzinach, parafiach
i domach zakonnych. Dobre powołania rodzą się bowiem z reguły w zdrowych
rodzinach, gdzie ojciec jest obrazem Ojca Przedwiecznego i gdzie
modlitwom o powołania towarzyszy gotowość ofiary z życia swoich,
a nie tylko cudzych dzieci. Myślę również, że łatwiej o powołania
do zakonów, gdzie mnisi i mniszki pamiętają, że we współbraciach,
mimo ich niedoskonałości, żyje Chrystus. I wiem, że łatwiej przeżywa
się kapłaństwo, lepiej świadczy o Chrystusie i o powołaniu w takiej
parafii, gdzie proboszcz jest bliższy księżom niż rodzony ojciec
i nikt nie czuje się najemnikiem.
Jeśli chcemy mieć dobrych kapłanów, trzeba się o nich
modlić - to najważniejsze. Ale i nie zapominać o wychowaniu narzeczonych,
kleryków i nowicjuszy - jako przyszłych rodziców, proboszczów i przełożonych
zakonnych. I jeszcze jedno: zadbać o wizerunek księdza w mediach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu