Reklama

Ludzie ważniejsi niż czas

Brat Sebastian Maria z Krakowa (przed zakonem: Tomasz Kajko) urodził się w Krakowie. Mając 6 lat, wyjechał z rodzicami do Toronto. Dziś jest jednym ze 135 Franciszkanów Odnowy, nazywanych Braćmi z Bronksu. W maju przyjmie święcenia kapłańskie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Małgorzata Cichoń: - Bracie, jak to jest odwiedzać rodzinne miasto, którego nazwę nosisz w swoim imieniu? Naprawdę nazywają Cię teraz „Sebastianem Marią z Krakowa”?

Br. Sebastian Maria z Krakowa: - Tak! Nasi bracia przeważnie biorą sobie imiona z nazwami miejsc, z których pochodzą albo gdzie najdłużej przebywali. To mój trzeci pobyt w Polsce, skąd jako dziecko wyjechałem. Odwiedzam braci kapucynów, moją rodzinę. Przez miesiąc byłem na doszkalającym kursie języka polskiego, bo w Stanach pracujemy z wieloma Polakami.

- Jak to się w ogóle stało, że zostałeś amerykańskim zakonnikiem?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- W 1981 r. razem z rodzicami i bratem wyjechaliśmy do Kanady. Zawsze wierzyłem w Boga, ale poznałem Go dopiero, gdy miałem 19 lat. Doświadczyłem wtedy, że Bóg mnie naprawdę kocha. Moje życie się zmieniło. Rok po nawróceniu pojechałem do Indii - pracowałem na misji z dziećmi. Nie chciałem stamtąd wyjeżdżać. Tam Pan Bóg nauczył mnie, co znaczy ofiarować siebie. Bardzo chciałem mieć wtedy żonę i dzieci... Myślałem, że będę świeckim diakonem. Po powrocie z Indii pojechałem na rekolekcje powołaniowe. Potem obejrzałem film o św. Franciszku z Asyżu. Pomyślałem, że chciałbym być taki jak on - wolny, zakochany i radosny. Poznałem franciszkanów konwentualnych w Toronto i mając 21 lat, wstąpiłem do zakonu. Po dwóch latach jednak zrezygnowałem. Stwierdziłem, że to nie dla mnie. Dalej mnie ciągnęło do małżeństwa. I czegoś mi brakowało w życiu. Zacząłem się spotykać z dziewczyną, pracowałem, poszedłem na studia. Szykowałem się do małżeństwa. Jednak po roku studiów rozeszliśmy się, bo znowu nie miałem pokoju w sercu… To był bardzo trudny czas - jak rozstać się z kimś, w kim jest się zakochanym? Jednak ona wiedziała, że mam powołanie.

- Kiedy trafiłeś do Braci z Bronksu?

- Byłem zaangażowany w różne ruchy, m.in. w Odnowę w Duchu Świętym, grałem w młodzieżowym zespole na perkusji, uczestniczyłem w różnych spotkaniach. Na konferencjach często widziałem zakonników z Bronksu. Wiedziałem, że tam się dzieje coś ciekawego, coś radykalnego. Wreszcie tam pojechałem. Było to 10 lat temu. Od razu zapamiętałem ich plan dnia, bez którego teraz nie wyobrażam sobie życia.

Reklama

- Przyjęto Cię do tej wspólnoty bez żadnego problemu?

- Myślałem, że mnie nie przyjmą. Bracia sami wybierają, kogo zaproszą do swojego domu. Wiedzą, kogo szukają: osób zakochanych w Jezusie. Ktoś mi powiedział, że jeden z braci z Bronksu, o. Glen Sudano, ma dar rozeznania. Byłem pewny, że mi powie: - Miło, że przyjechałeś, ale spakuj się i do widzenia. Ale powiedział coś innego: - Chyba rozumiesz, dlaczego my tę reformę zaczęliśmy. Myślę, że Pan Bóg wzywa cię do naszej wspólnoty. - Ojcze, ja też tak myślę - odpowiedziałem mu.

- Na czym polega reforma, o której mówił o. Glen?

- W latach 70. Kościół w Stanach znalazł się na złej drodze. Habity zrzucone, modlitwa minimalna, zdarzało się, że kapłani nie odprawiali codziennie Mszy św. Chciałem być w zgromadzeniu, w którym chodzi się w habitach, modli się, gdzie lubią Matkę Bożą i papieża. To jest takie przykre, nie będę o tym dużo mówić: jeśli ktoś idzie do zakonu, ale nie otrzymuje w nim życia zakonnego, to jest to nieuczciwe. Niektórzy bracia chcieli to zmienić, ale nie brano ich zdania pod uwagę. Nie widzieli więc innego wyjścia, jak - za pozwoleniem biskupa Nowego Jorku - założyć nową wspólnotę. Nasza odnowa bazuje na św. Franciszku, Soborze Watykańskim II, Janie Pawle II i proponowanej przez niego „nowej ewangelizacji”, która ma rozpalać miłość. Cieszę się bardzo, że tu, w Krakowskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów, istnieje wewnętrzna reforma, bez rozłamu. Niektórzy zakonnicy żyją w małych, ubogich wspólnotach, prowadzą życie żebracze, tak jest np. w Katowicach-Załężu.

- Dlaczego franciszkanie Odnowy nazywają Matkę Teresę z Kalkuty swoją ciocią?

- 28 kwietnia 1987 r. o. Benedykt Groeschel zadzwonił do Matki Teresy: - Mam 800 dolarów, jest nas 8 braci i nie wiem, co dalej. Powiedziała: - Zdecydujcie dzisiaj, co będziecie robili i nigdy nie zmieniajcie tej decyzji. Poleciła nam też, byśmy mieli codziennie jedną godzinę wspólnej adoracji.

- I co bracia tego dnia wybrali?

- Postanowili, że będą pracować z ubogimi i głosić Słowo. I nic więcej. Dlatego nie mamy szkół, parafii, seminariów. Każdy dom jest mały i nastawiony bezpośrednio na pracę z ubogimi. Prowadzimy dla nich kuchnie, przytułki, rozmawiamy z nimi, odwiedzamy, uczymy, jak się medytuje nad Pismem Świętym. Biedne dzieci, które mają po 8-9 lat, słyszą głos Boga. Bracia dużo się od nich uczą. Pracujemy też z kobietami, które dopuściły się aborcji lub mają taki zamiar, modlimy się przed klinikami, prowadzimy działalność pro-life. Zawsze chodzimy w habitach. Zawsze jesteśmy dostępni. Chcemy, by ktoś nas zaczepiał. Jak się ma być ojcem - to trzeba być otwartym dla swoje duchowe dzieci. Nawet jeśli mi to w danym momencie nie pasuje (ale widocznie Bogu i temu człowiekowi pasuje). Zawsze chcemy być otwarci dla tych wspaniałych momentów. Staramy się żyć jako misjonarze, gdziekolwiek jesteśmy.

- Jak jest na Bronksie?

- Niebezpiecznie, biednie. Mamy napisane w konstytucjach, że gdyby życie na osiedlu się polepszyło, to my się wyprowadzamy. Bo dla nas jest ważne, żeby być z ubogimi. Oni też się dzielą z nami. Wiedzą, że żyjemy z tego, co wyżebrzemy. Przychodzą więc do nas: - Bracie, zostało nam pół chleba, chcecie? - Pewnie, że chcemy!

- Jaka jest Wasza misja wśród tych ludzi? Z pewnością nie chodzi Wam tylko o wsparcie socjalne…

- Chcemy wchodzić z nimi w relacje. Oni nikomu nie ufają. Dużo wiedzą. Mówią nam wszystko. Otwierają się przed nami, czasami wspólnie płaczemy. Ludzie ciągle siebie ranią. A przecież nasze główne powołanie to miłość. Byśmy miłowali i byli miłowani. Życie jest proste.

- Człowiek potrzebuje być zrozumiany i wysłuchany... Nie sądzisz, że ludzie są głodni głębokiej rozmowy?

- Muszę to zapisać (Brat wyjmuje zza habitu notes i pisze, pod zapiskami z medytacji).

- To chyba nie jest aż tak odkrywcze, żeby zapisywać...?

- Jest! Przychodzą do nas i mówią: - Bracie, ty mnie rozumiesz. Dajemy im kawę, herbatę, lub wodę gdy jest gorąco, kanapkę z masłem orzechowym i dżemem. Ale nie po to przychodzą. Chcą być wysłuchani i zrozumiani. W Ameryce ludzie są tacy zabiegani i przemęczeni. A przecież ludzie są ważniejsi niż czas...

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Turniej WTA w Madrycie - Świątek wygrała w finale z Sabalenką

2024-05-04 22:18

[ TEMATY ]

sport

PAP/EPA/JUANJO MARTIN

Iga Świątek pokonała Białorusinkę Arynę Sabalenkę 7:5, 4:6, 7:6 (9-7) w finale turnieju WTA 1000 na kortach ziemnych w Madrycie. To 20. w karierze impreza wygrana przez polską tenisistkę. Spotkanie trwało trzy godziny i 11 minut.

Świątek zrewanżowała się Sabalence za ubiegłoroczną porażkę w finale w Madrycie. To było ich 10. spotkanie i siódma wygrana Polki.

CZYTAJ DALEJ

Żołnierz Chrystusa

Niedziela Ogólnopolska 18/2023, str. 22

[ TEMATY ]

św. Florian

Adobe Stock

Św. Florian

Św. Florian

Jako żołnierz i urzędnik cesarski odważnie wyznał wiarę w Chrystusa.

Florian w młodym wieku został dowódcą wojsk rzymskich stacjonujących w Mantem (obecnie w północno-wschodniej Austrii). Był urzędnikiem cesarskim w prowincji rzymskiej Noricum (dzisiaj środkowa Austria). Kiedy wybuchło prześladowanie chrześcijan podczas rządów Dioklecjana, został aresztowany wraz z czterdziestoma żołnierzami i przymuszony do złożenia ofiary bogom, jednak stanowczo tego odmówił. Poddano go chłoście i torturom. Namiestnik prowincji – Akwilin – kazał szarpać jego ciało żelaznymi hakami; wreszcie uwiązano kamień u jego szyi i utopiono go w rzece Enns.

CZYTAJ DALEJ

Ludzie o wielkim sercu

2024-05-04 15:21

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Z okazji wspomnienia św. Floriana w Sandomierzu odbyły się uroczystości z okazji Dnia Strażaka.

Obchody rozpoczęła Mszy św. w bazylice katedralnej, której przewodniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz. Eucharystię koncelebrował ks. kan. Stanisław Chmielewski, diecezjalny duszpasterz strażaków oraz strażaccy kapelani. We wspólnej modlitwie uczestniczyli samorządowcy na czele panem Marcinem Piwnikiem, starostą sandomierskim, komendantem powiatowym straży pożarnej bryg. Piotrem Krytusem, komendantem powiatowym policji insp. Ryszardem Komańskim oraz strażacy wraz z rodzinami.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję