Reklama

Światy Ottona Grynkiewicza

Wrażliwość i liryzm tak poezji, jak malarstwa Ottona Grynkiewicza - urodzonego w Grodnie, osiadłego ostatecznie w Sędziszowie - sprawiają, że nawet okrutne realia syberyjskie, które stały się jego udziałem, tchną ciepłem, topiącym wieczny mróz na nieludzkiej ziemi. Święta Bożego Narodzenia? Tam ich nie było. Tam były: głód, zimno, karaluchy, wszy, katorżnicza praca

Niedziela kielecka 52/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Widzę tylko ich szare twarze/okolone wiankami szronu,/zawieszone w zaduchu marznącego powietrza./Nie ma ścian, nie ma prycz, barłogów,/nie ma ciał, nie ma tobołków, nie ma nic./Tylko twarze./W rozkołysanej czarnej przestrzeni/z oczami co patrzą szalonym zdumieniem,/z ustami w niemym bezgłośnym krzyku/twarze dzieci, kobiet, starców…”.

Pamięta

Reklama

Dzielnica domków w sąsiedztwie Sędziszowskiej Fabryki Kotłów, dom artysty przy ul. Jaśminowej, okolony niewielkim ogrodem, śpiącym pod czapami śniegu. Ze ścian salonu patrzą obrazy - „Taniec z chochołem” i „Trójca Przenajświętsza”, zimowe słońce igra w kolekcji porcelanowych lalek - to pamiątka po zmarłej żonie. Siwowłosy mężczyzna w typie sarmaty rzeczowo opowiada o życiu na tyle niezwykłym, że wydaje się - zbyt rzeczowo. - Może łatwiej będzie, gdy pokażę obrazy, może z wierszami… Istotnie - łatwiej. W tych obrazach parzy zimnem syberyjski śnieg, głód maluje twarze na szaro, dwójka dzieci tuli się do siebie niczym zamarzające kuropatwy.
„Cieniem się kładziesz na moich oczach,/bruzdę wyryłaś na moim czole/Jesteś udręką na myśli roztoczach/i ostrym cierniem, co kłuje boli./W czasach chłopięcych wzięłaś mnie w ramiona/i ciągle trzymasz…, aż życia dokonam”.
Ale pamięć jest jak klocki lego, pasują do siebie różne elementy. Urodzony w 1931 r. w Grodnie, chowany na Podlasiu, jakżeby mógł zapomnieć tamtą słodycz miodu z dziadkowej pasieki? Nie wyprze jej pamięć zesłania.
„Gdy dziadek wracał dymem osmalony (z gwiezdnej wyprawy po kosmiczne runo)/w dużej miednicy lepkie plastry miodu/stawiał na sole. Złocisto-zielone/spływały krople: nas stół, na serwetę…/A jak pachniało!”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Stół pod lipą

Reklama

Rodzina i strony rodzinne Grynkiewicza (a właściwie Hrynkiewicza, w zawirowaniach historycznych pogranicza pisownia uległa zmianie) - to urokliwe Podlasie. Mama Feliksa z d. Jagielnicka pochodziła z rodziny zasobnych gospodarzy, ojciec - podoficer, był zawodowym żołnierzem, służył w 76. Pułku Piechoty w Grodnie, aktywnie działał w Związku Strzeleckim „Strzelec”. I jeszcze była Julia, młodsza od Ottona o 5 lat. Mieszkali w Grodnie, wynajmowali mieszkanie z werandą.
Ojciec je obiad przy kuchennym stole; wrócił z pracy, pewnie jest zmęczony. Otton zabawia się pogrzebaczem i fajerką, rzegocze i turla ją po płycie kuchni, w te i we w te. Ojciec trzy razy prosi, aby przestał. Gdy nie pomaga, używa bardziej sprężystego argumentu w postaci żołnierskiego pasa… Byli wychowywani rygorystycznie, ale w aurze bezpieczeństwa i rodzicielskiej miłości. Otton z fantazją nosił mundurek i czapkę, stylizowaną na ułańskie czako, który to strój przysługiwał uczniom szkoły powszechnej im. Batorego. W wakacje korzystał z uroków zubożałego zaścianku szlacheckiego o nazwie Kozłowiki, gdzie mieszkali dziadkowie. Pomagał w polu, robił powrósła, pasł krowy. Dziadek miał dużą pasiekę. Opieka nad pszczołami, podbieranie miodu - to był rytuał. W zaścianku królowały stare lipy, istny raj dla pszczół. Wokół jednej z nich, takiej co to sześciu chłopa z trudem ją objęło - był stół w formie pierścienia, babcia przykrywała go specjalnym obrusem. Jedzone tam posiłki, smak miodu i ten jeden jedyny, dotąd nieodnaleziony zapach razowego chleba - to wszystko plącze się w wierszach, kładzie paletą barw na obrazach.

„Purga”, czyli zawieja

Reklama

Jeśli dzieciństwo rzutuje na dorosłe życie, co począć ze wspomnieniami dziecka dotkniętego syberyjską traumą? Grynkiewicz uczynił z nich artystyczną inspirację, która staje się dla niego rodzajem i utrwalania pamięci o zesłaniu i rozprawiania się z nim. Mówi: - Nie udało im się zabić ducha Kresów.
1939 r.- ojciec idzie na front, dzieci z mamą do Kozłowik, do dziadków. Przebywali tam do 1941 r., w tym czasie ojciec wrócił, trochę się ukrywał, trochę gospodarzył. Otton do wybuchu wojny ukończył III klasy szkoły powszechnej, potem IV klasę w szkole białoruskiej i V - w polskiej.
20 czerwca 1941 r. - ojca, oskarżonego o powstańczy spisek przeciwko władzy radzieckiej, aresztuje NKWD. Zapakowani całą rodziną do bydlęcych wagonów docierają do Prużan, gdzie zostają rozdzieleni - ojciec do więzienia, matka z dziećmi - w nieznane.
Jechali prawie 2 miesiące, dotarli do Nowosybirska, tam załadowano ich na parostatek i rzeką Ob - do Inkino. Dotąd pamięta dantejskie sceny spowodowane chmarą komarów. Tamtejsi ludzie nasycali dziegciem ubrania i jakoś sobie radzili, zresztą przywykli. W przerażonej, skłutej do krwi gromadzie zesłańców rozlegał się jeden wielki płacz.
Wreszcie, załadowani na tieliegi (rodzaj płaskiego wozu), podążyli w głąb tajgi, w Narymskij Kraj. Gdy na Syberii chciano kogoś przestraszyć, mówiło się: „pojedziesz w Narym”. Był to ogromny obszar tajgi, na równie rozległych bagniskach, drogi nieutwardzone, w zamian za to bierwiona łączone na bagnach, co trochę wyglądało jak tratwy, klimat skrajnie malaryczny. 40 km w głąb - dotarli do Jakowlewki. Spędzili tam 4 lata.
Dostali chałupę bez szyb, okna były przysłonięte nędznymi snopami, drzwi się nie domykały. Jest taki obraz Grynkiewicza „Sen”, gdzie trzy skulone, okutane w coś postaci, śpią w tej chacie na barłogu, rozłożonym na klepisku. Oczy matki czujnie otwarte, wokół napisy cyrylicą: głód, wszy, mróz, tęsknota, rozpacz. Na innym obrazie te same postaci boleśnie przegięte, brną gdzieś w zamieci śnieżnej, na kolejnym ich trójka z zarysem Kremla w tle - czytelna symbolika. Inne płótno - para wygłodniałych dzieci zagląda przez okno do dostatniego domu tubylców. Na stole paruje samowar, podano rybę, kawior. Bohaterem obrazu „Zdrowaś Maryjo” jest zesłaniec, wpatrujący się w ocalony skarb - medalion z Ostrobramską, który wydaje się niepokaźny przy rozświetlonym ikonostasie.
Najbardziej uciążliwy był głód. - Przeraźliwie głodowaliśmy - mówi Grynkiewicz. W jego obrazach i wierszach jest tęsknota za wolnością, katorżnicza praca w tajdze przy wycince drzew, jest bolesne pragnienie sprawiedliwości („…O chłopcu, co nie był o nic oskarżony”). Istotnie, Grynkiewiczowie nigdy nie mieli wyroku sądowego. Po amnestii wrócili do Inkino, matka pracowała w spółdzielni rybackiej, Otton opiekował się siostrzyczką.
W 1944 r. - 150 km piechotą po śniegu i wodzie, szarpani atakami malarii przewędrowali do Kołpaszewa. Zmiana klimatu kto wie, czy ich nie ocaliła. Mama pracowała w szwalni, Otton jako szewc. Kolejny etap to Stawropolskij Kraj, gdzie osadzono ich w sowchozie państwowym nr 3. Mama dostała pracę dojarki, on - pastucha. W 1945 r. zaświtała nadzieja oswobodzenia. Ileż było radości, gdy przewodniczący sowchozu oznajmił, iż dostaną podwodę na stację, bo formuje się pociąg do Polski. I wreszcie, po latach, granica na Bugu - witaj ukochana nad wszystko Polsko! Mama szczęśliwa, nigdy nie zgodziła się przyjąć narodowości białoruskiej.

Tułaczka, ale u siebie

Los rzucił ich do Trzebiatowa, zamieszkali w poniemieckim mieszkaniu. Mama dostała pracę salowej, on trafił do piekarza-cukiernika, człowieka o sercu litościwym dla eks-zesłańca. Ojciec, który także szczęśliwie wrócił do Polski, zabiera ich do Jasnej k. Elbląga. Otton się uczy, uzupełnia braki - kończy gimnazjum przemysłowo-energetyczne, zalicza wojsko, pracuje w elektrowni w Elblągu, zdaje maturę w technikum elektrycznym i studiuje na Politechnice Poznańskiej. W tym czasierozpoczyna kolejny ważny etap w życiu - poślubia Helenę Jadwigę, rzec można krajankę, z Podlasia, wkrótce przychodzi na świat dwójka dzieci. Jako inżynier elektryk pracuje w Elblągu. W 1974 r. obejmuje posadę głównego energetyka w Sędziszowskiej Fabryce Kotłów i osiedla się z rodziną w domu przy ul. Jaśminowej. Daleka droga za nim: z Grodna, przez Syberię i z drugiego końca Polski.

Twórczy sędziszowianin

Z kolejowym miasteczkiem na Kielecczyźnie Otton Grynkiewicz zrósł się przez te lata, dobrze się czuje w swojej parafii św. Brata Alberta, jest osobą zasłużoną, nagradzaną za swą twórczość. Jak to było z tą twórczością? Pamięta godło Polski, które zrobił w 3 klasie, wszystkim tak się podobało, przez lata udzielał się jako dekorator. Duży wpływ na rozdmuchanie twórczej pasji i na malarski warsztat miał artysta plastyk Zdzisław Jakubowski, prowadzący ognisko plastyczne w Elblągu. A pisywał od czasów gimnazjum (związał się z wydawnictwem „Płomienie”). W 2004 r. Urząd Miejski w Sędziszowie wydał tomik wierszy Grynkiewicza „Przypomnienia dalekie i bliskie”, strony opatrzone są reprodukcjami obrazów autora.
Motyw zesłania jest ważny w malarstwie i poezji Grynkiewicza, ale nie jedyny - artysta czerpie z obrzędowości ludowej i z rytmu życia wsi, wykorzystuje elementy baśniowe, z widocznym akcentem realizmu. Lubi portrety, ceni pejzaże. Inspiruje go sacrum, a zamiłowanie do ikon, właściwe ludziom z Kresów, wciąż w nim, jak mówi, „silnie tkwi”. Tworzy nasycone symbolizmem Pasje, sceny Ostatniej Wieczerzy i Bożego Narodzenia, wędrowców w mniszych habitach, ogromnie wymowne krzyże.
20 obrazów artysta podarował Muzeum Historii Kielc, sporo trafiło do świątyń i miejsc kultu. W 2009 r. przekazał obraz Matki Bożej Patronki Sybiraków do Kałkowa, co odbyło się bardzo uroczyście z delegacją Związku Emerytów i Rencistów z Sędziszowa, z ks. kan. Marianem Haczykiem, proboszczem. Także w tym roku delegacja Sędziszowa przekazała jego obraz „Jezus i Samarytanka” jako wotum podczas dożynek ogólnopolskich w Częstochowie. Kilka obrazów Grynkiewicza jest w parafialnym kościele. A już wkrótce Otton Grynkiewicz będzie miał galerię autorską, którą burmistrz Sędziszowa obiecał mu na piętrze oddanego do użytku we wrześniu tego roku nowoczesnego kompleksu edukacyjno-sportowego.

Dominującym motywem w twórczości artysty pozostaje los człowieka uwikłanego w dramaty współczesnego świata i różne trudne aspekty życia. Bohater Grynkiewicza jest zawsze wielkim symbolem. Staje się także pytaniem: co Ty na to? Co Wy wszyscy na to? Wobec obrazów kresowo-świętokrzyskiego artysty nie przechodzi się obojętnie, nie uniknie się próby konfrontacji siebie - z nimi. Uwagę na pewno przykuje ciekawa reliefowa forma i doskonała kolorystyka, ale przede wszystkim poruszy wzruszająca wrażliwość na drugiego człowieka i jego trudne bytowanie tutaj, na ziemi.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Nie ma takiego problemu, którego nie rozwiązałby Różaniec

Niedziela Ogólnopolska 40/2024, str. 14-16

[ TEMATY ]

różaniec

Karol Porwich/Niedziela

W objawieniach fatimskich Maryja nieustannie przypominała o sile modlitwy różańcowej. Podczas każdego z sześciu spotkań z trojgiem pastuszków przekazywała jedno, niezmienne przesłanie: „Odmawiajcie Różaniec”. Ta prośba, powtarzana niczym refren, stała się najważniejszym elementem objawień.

W maju Matka Boża wzywała: „Odmawiajcie codziennie Różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny”. Z każdym kolejnym miesiącem Jej głos rozbrzmiewał coraz silniej, jakby przypominał o pilności prośby. W czerwcu było to niemal jak wezwanie do codziennego rytuału: „Chciałabym, abyście każdego dnia odmawiali Różaniec”. Lipiec przyniósł kolejne napomnienie: „Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać Różaniec”, a w sierpniu Maryja powiedziała: „Chcę, abyście nadal odmawiali codziennie Różaniec”. We wrześniu Matka Boża jeszcze raz przypomniała o sile tej modlitwy, mówiąc: „Odmawiajcie w dalszym ciągu Różaniec, żeby uprosić koniec wojny”.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV: przed Bogiem zdamy sprawę z troski o bliźnich i świat stworzony

2025-10-01 17:47

[ TEMATY ]

Leon XIV

Monika Książek

„Bóg zapyta nas, czy pielęgnowaliśmy i dbaliśmy o świat, który stworzył (por. Rdz 2, 15), dla dobra wszystkich i przyszłych pokoleń, oraz czy troszczyliśmy się o naszych braci i siostry” - stwierdził Ojciec Święty podczas konferencji zorganizowanej w 10. rocznicę publikacji encykliki Laudato si’ w Centrum Mariapoli w Castel Gandolfo.

Zanim przejdę do kilku przygotowanych uwag, chciałbym podziękować dwojgu przedmówcom, [Arnoldowi Schwarzeneggerowi i Marinie Silva - brazylijska minister środowiska i zmian klimatycznych - przyp. KAI], ale chciałbym dodać, że jeśli rzeczywiście jest wśród nas dziś po południu bohater akcji, to są to wszyscy, którzy wspólnie pracują, aby coś zmienić.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję