Reklama

Wobec żywiołu trzeba pokory

Niedziela rzeszowska 28/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dorota Zańko: - Jak dużym wysiłkiem była tegoroczna powódź dla strażaków?

St. kpt. Marcin Betleja: - Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że na Podkarpaciu zawodowo pracuje 1700 strażaków, to kilkanaście razy każdy z nich był przy akcji w ciągu jednego miesiąca. Średnio, w zwykłe dni na Podkarpaciu służy ok. 300 strażaków. 2 tygodnie po powodzi dziennie pracowało 700, a w trakcie powodzi - dwa razy tyle. Mobilizacja była pełna.

- Jak dało się pracować w takich trudnych warunkach?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Dla każdego to był ogromny stres związany z tym, że robimy coś ponad nasze siły, bo wiemy, że zmagamy się z żywiołem, który jest nie do opanowania. Wiedzieliśmy, że jeżeli woda przerwie wały, umocnienia, które były dzień w dzień, noc w noc układane za pomocą milionów worków z piaskiem, nawet na kilkukilometrowych odcinkach wysiłkiem tysięcy rąk - bo pomagali nam mieszkańcy zagrożonych powodzią terenów i strażacy ochotnicy - to nic nie jest w stanie jej zatrzymać. Widzieliśmy strach tych ludzi przed wodą, przed tym, że przerwie te zabezpieczenia. I tak się zdarzyło w kilku miejscowościach. Widzieliśmy ludzi, którym zostało to, w czym wyszli z domu, bez dokumentów, bez pieniędzy, często bez kontaktu z bliskimi. Spotkałem człowieka, który został ewakuowany z Sandomierza na drugą stronę Wisły do Tarnobrzega i tak został. Bo nie miał jak wrócić do Sandomierza, nie miał przy sobie dokumentów, prosił nas o pomoc i tej pomocy mu udzieliliśmy. Został przewieziony łódką na drugą stronę rzeki. Nie wszyscy chcieli się ewakuować. Woleli zostać w domach, które wiedzieli, że będą zalane i pilnować dobytku gromadzonego, często przez całe pokolenia. Łudzili się, że jak zostaną, to może woda ich ominie, że swoją obecnością w domu coś pomogą.

- Jak zachowują się powodzianie?

- To jest całe spektrum zachowań, od euforii i radości, że przyszliśmy, po zniechęcenie, że doszło do tragedii, po rozpacz, strach, czasami agresję, z reguły słowną nawet w stosunku do strażaków. Uczestniczyliśmy już w powodziach, ale chyba nikt nigdy w dwu powodziach na raz w tym samym miejscu, w dwu zalaniach z totalnym załamaniem się ludzi, którzy raz stracili wszystko, woda zeszła, zaczęli sprzątać, a tu w ciągu kilku następnych dni od nowa to samo. To wtedy faktycznie można się załamać, usiąść na schodach lub jak niektórzy na dachach i tylko zapłakać…

- Ta powódź dla strażaków to był nie tylko stres, ale też bezsenne noce…

Reklama

- Tak. Pracowaliśmy bez przerwy, ile się dało. Było powiedziane, że pracujemy 24/24 godziny (praca/odpoczynek).W większości przypadków tak było, ale zdarzały się momenty, że trzeba było zostać, że te 24 h zmieniały się w 36 i więcej. Ale nikt nie narzekał i narzekać nie będzie. Tak była potrzeba, byliśmy potrzebni. Przyjeżdżała podmiana po 24 godz., ale decydowaliśmy się, żeby uzupełniła nasze siły. Tak było na Łęgu, Wiśle, praktycznie w każdy miejscu, w powiecie mieleckim, dębickim pracowaliśmy, umacnialiśmy wały szczególnie przy drugiej fali, gdzie ziemia była tak bardzo nasiąknięta, że nie przyjmowała ani jednej kropli wody. Spadły obfite, acz krótkotrwałe deszcze i zaczęło się od nowa. Każdy, kto mógł stawał ramię w ramię i pracował. Zdarzało się nawet, że przychodzili ludzie chorzy.

- Powodziowe obrazki trudno będzie wymazać z pamięci. A podkarpaccy strażacy widzieli najwięcej…

Reklama

- Widzieliśmy i przeżyliśmy wszystko, od momentu, kiedy zaczyna zalewać miejscowości i próbę ewakuacji, panikę ludzi, poddanie się ich, do chwili zalania i stagnacji, później załamanie się ludzi, pływanie na łódkach, rozwożenie chleba i lekarstw, wołanie, prośby o pomoc, gdzieniegdzie ewakuacja do lekarza, przywiezienie lekarza na miejsce do osoby potrzebującej. Potem pompowaliśmy wodę, pomagaliśmy wyrzucać to, co trudno błotem nazwać, w smrodzie, tuż po powodzi w ogromnym upale. I to nie tylko podkarpaccy strażacy, bo tutaj na Podkarpaciu było kilkuset strażaków z całej Polski, ale też z Czech, Niemiec, Ukrainy i dobrych kilkanaście dni pomagali nam walczyć z żywiołem. Było kilka takich momentów, gdzie włos się jeżył na głowie. Były przypadki, że płynęliśmy z ewakuowanymi ludźmi i została rozerwana jedna z burt łódki. Bardzo niebezpieczna i trudna jest ewakuacja zwierząt. Często trudno nam było wytłumaczyć ludziom, że na ponton nie weźmiemy konia, bo nie ma fizycznej możliwości, a właściciele upierali się, żeby tego konia ewakuować przed nimi, czemu się nie dziwiliśmy, bo dla wielu rodzin zwierzęta są jedynymi żywicielami. Dla dużych zwierząt wołaliśmy wojskowe amfibie. Zapełnione, stanowiły swego rodzaju „arki Noego”, bo każdy gatunek zwierzęcia, który można spotkać na wsi lub w mieście, mieliśmy na tych arkach razem z ludźmi. Ryk zwierząt, szloch dorosłych, płacz dzieci i szczęk gąsienic. Były to sceny dosyć dramatyczne, które nawet nas szokowały, ludzi, którzy widzieliśmy wiele.

- W takim dramacie, strażacy musieli też być psychologami.

- Mieliśmy w szkołach pożarniczych zajęcia z psychologii. Ale nie wszystko da się przewidzieć, nie każdą reakcję, nie zawsze jest wiadomo, jak się zachować. Ale dawaliśmy z siebie wszystko. Byli też na miejscu księża, którzy wspierali powodzian. Byli psycholodzy policyjni, cały sztab ludzi, który mógł pomoc, jeżeli nie ramieniem, nie siłą, to przynajmniej słowem, gestem. A w pewnym momencie to dobre słowo i ten gest to była główna pomoc, której powodzianie oczekiwali.

- Powódź zweryfikowała też wyposażenie i siły podkarpackiej straży pożarnej. Jakie braki obserwujecie?

- Wiemy, że potrzeba nam większych pomp, które wyciągają po 90 tys. litrów wody na minutę (nasze wyciągają po 10 tys.) i zakupimy je - na wszelki wypadek. Słyszałem głosy, że łódek było za mało. Było ich wystarczająco, na zalanym, zurbanizowanym terenie, nie może ich być za dużo, bo pływanie w takich miejscach jest niebezpieczne, o czym mówiłem wcześniej.
Ludzi do pracy nie brakowało. W miarę możliwości pomagali nam strażacy z całego kraju - przypominam, że tylko 3 województwa w Polsce nie walczyły z powodzią. To był kataklizm ogólnopolski. W najgorszym momencie na Podkarpaciu mieliśmy rozlewisko o powierzchni ponad 150 km˛, a bieszczadzka Solina na 20 km˛.

- Jakie refleksje ta powódź budziła w Panu?

- Przy żywiole, zwłaszcza wodzie, jesteśmy maleńcy. Ogień jest dużo łatwiej zgasić. Woda jest niezwykle silna, wielki szacunek i respekt trzeba mieć dla tego żywiołu, dla sił nim kierujących. I my go odczuwamy. Nie można być zbyt pewnym tego, co się robiło i robi. Ludzie potracili wszystko w ciągu kilkunastu minut. I jeszcze jedno - zawsze trzeba być człowiekiem. Umieć ofiarować pomocną dłoń, uśmiech. Korzystając z okazji chciałbym podziękować za słowa otuchy, które w trakcie akcji kierowali do nas strażaków też ci, którzy wydawałoby się, tego pocieszenia wymagali bardziej od nas. Pocieszali nas, że damy sobie radę, że widać, że jesteśmy i to nas też motywowało do pracy, którą mam nadzieję wykonaliśmy dobrze, a staraliśmy się jak najlepiej.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dlaczego Jezus musiał nas zbawić właśnie na krzyżu?

2025-04-10 20:45

[ TEMATY ]

zbawienie

Katechizm Wielkopostny

BP Episkopatu

Wielki Post to czas modlitwy, postu i jałmużny. To wiemy, prawda? Jednak te 40 dni to również czas duchowej przemiany, pogłębienia swojej wiary, a może nawet… powrotu do jej podstaw? Dziś co nieco o zbawieniu.

Czy wiesz, co wyznajesz? Czy wiesz, w co wierzysz? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? Jeśli nie, zostań z nami. Jeśli tak, tym bardziej zachęcamy do tego duchowego powrotu do podstaw z portalem niedziela.pl. Przewodnikiem będzie nam Katechizm Kościoła Katolickiego.
CZYTAJ DALEJ

Pan zaprasza nas do zatrzymania się i spojrzenia w głąb siebie

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

pixabay.com

Rozważania do Ewangelii J 11, 45-57.

Sobota, 12 kwietnia. Wielki Post
CZYTAJ DALEJ

Podczas nabożeństwa Kalwarii Rokitniańskiej polecano Ojczyznę

2025-04-12 13:00

[ TEMATY ]

kalwaria

Zielona Góra

Rokitno

Kalwaria Rokitniańska

Angelika Zamrzycka

Kalwaria Rokitniańska

Kalwaria Rokitniańska

Około 300 wiernych uczestniczyło w piątek 11 kwietnia 2025 w 24. Nabożeństwie Kalwarii Rokitniańskiej. W tym roku rozważania poprowadził kustosz Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie ks. kan. Paweł Bryk.

Wędrowanie kalwaryjskimi dróżkami jest dobrą formą duchowego przygotowania do Wielkiego Tygodnia. Nabożeństwo rozpoczęło się w bazylice rokitniańskiej Godziną Miłosierdzia. O godz. 16:00 rozpoczęła się Msza św., której przewodniczył ks. kan. Paweł Bryk. W nabożeństwie uczestniczyli też miejscowi duszpasterze: kustosz ks. kan. Marcin Kliszcz, wicekustosz ks. Przemysław Żurakowski i ks. kan. Zbigniew Garbarek. Następnie pątnicy dotarli autobusami do pierwszej stacji. Nabożeństwo Kalwarii Rokitniańskiej pielgrzymi rozpoczęli jak co roku przy stacji Wieczernik nieopodal Jeziora Lubikowo. Rozważania, które prowadził kustosz Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie, dotyczyły nie tylko Ojczyzny, ale również nas - ludzi tworzących Ojczyznę.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję