Reklama

Miłość ma barwy pamięci

Wzgórza, których się zazdrości (2)

Niedziela przemyska 10/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Późniejsze spotkania z Marianem ujawniły, jak wielu jego przyjaciół, a może kumpli od kieliszka, nie zdążyło doświadczyć wolności. Odchodzili jak zwiędłe kwiaty porażone przymrozkami, a nawet mrozem nałogu. To mogło nieco tłumaczyć determinację Mariana. Mój kolejny przyjaciel, który staje się okazją do mojego wadzenia się z Bogiem, nie doświadczył Marianowej nędzy. Nie, wręcz przeciwnie. Młodszy, zwolennik zasady korzystania z życia na sposób medialnie nagłaśniany i medialnie określany mianem postępowego. Na dodatek Pan Bóg obdarzył go „zdewociałą” żoną, która nie potrafi radzić sobie z twardym życiem i każde niepowodzenia przekłada na łzy wylewane w zaciszach mrocznych świątyń. Nasze spotkanie miało miejsce kilka tygodni przed oazą rekolekcyjną w Maćkowicach. Kiedy żegnaliśmy się, Krzysiek ujawnił swoje kolejne „cierpienie”.
- Wygląda na to, że się wkrótce spotkamy i to na dłużej - westchnął. Widząc zaś moje zdziwione spojrzenie, wyjaśnił, że właśnie Ewa wymusza na nim udział w jakichś dwutygodniowych rekolekcjach zamkniętych.
- Ja, proszę księdza, jestem zwyczajnym chłopem i nie nadaję się na takie duchowości.
Wiedziałem, że trudno go będzie utrzymać w Maćkowicach przez dwa tygodnie. Rzuciłem na odchodne jakieś zdawkowe zdanie i zostałem z myślą - co zrobić żeby się udało.
Krzysiek, gdyby był swoją żoną, udałby się natychmiast do kościoła i szukał pomocy jakiegoś sceptycznego w młodości świętego. Ale przecież jest twardzielem. Dla niego miejscem rozwiązywania dylematów niewieściego zniewolenia byli kumple i kulturalne sączenie piwa w pubie. Tym razem strategiczne debaty trwały do drugiej w nocy. Plan został misternie ułożony. Znajomi dostali numer komórki i w trzy dni po rozpoczęciu rekolekcji miał rozpocząć się smsowo-telefoniczny alert w postaci monitów o niezbędnej, nieodzownej konieczności powrotu Krzyśka do pracy. Póki co, trzeba było jechać. Oddajmy głos samemu Krzyśkowi - to jego słowa wypowiedziane w godzinie świadectwa:
- Byłem jednym z najbardziej szczęśliwych facetów. Kiedy zobaczyłem, że trzeba mieszkać w kilkuosobowych pokojach, z ciuchami w torbach podróżnych, z kolejkami do łazienki, byłem dumny z powodu mojej uprzedzającej zapobiegliwości. W pierwszy wieczór ks. Suchy, którego już znałem, czując, że pewnie nie tylko we mnie, ale i w paru innych męskich twardzielach trwa walka iście szekspirowska, zażartował, a może miał to przemyślane, tego nie wiem: „Widzę po twarzach, że jest tu kilku braci, którzy już myślą o opuszczeniu tego miejsca. Rozumiem niepokój. Ja też mam taką ochotę. Ale spróbujmy podjąć męską decyzję - dajemy sobie trzy dni. Choćby na brzytwie, wytrzymamy”. Zadrżałem z radości. Skąd gostek wie, że ja właśnie jestem ubezpieczony za trzy dni? Poszedłem spać w poczuciu męskiej dumy i spałem nieźle. Patrzyłem z politowaniem na moją żonę, która wzdychała tylko z radości, że udało się jej mnie usidlić na te pobożności. Och, kobieto - myślałem - żebyś ty wiedziała to, co ja wiem. Niestety, na drugi dzień zaczęło się ze mną dziać coś niedobrego. Ci smutni faceci i zdewociałe, w moim odczuciu, kobiety, zaczęli mnie zniewalać. Zaczynałem się wciągać w czytanie Pisma Świętego, w rozmowy. Odkryłem piękno modlitwy w mojej nieudolności nawet. Nadszedł trzeci dzień, a ja pół nocy prześlęczałem nad komórką i wydzwaniałem do moich „wybawicieli”, żeby nie dzwonili, że ja nie chcę, że wytrwam. Najpierw myślałem, że coś będę zmyślał, ale już na pierwsze pytanie kumpla: „co ci się stało?”, odrzekłem z całą szczerością: - Nie wiem. Po prostu coś się tu dzieje. Ja chcę tu zostać. Miałem jeszcze jedno postanowienie - nigdy nie podejdę do znajomego księdza do spowiedzi. Prowadzący należał do kategorii znajomych i oczywiście był wykluczony, jako mój spowiednik. Nie wiem, co się stało, dość, że na dwa dni przed rekolekcyjną spowiedzią poprosiłem go o spowiedź w jego pokoju i po raz pierwszy od dawna, może w ogóle po raz pierwszy w życiu rozwyłem się przed mężczyzną.
Moje wadzenie się z Bogiem, polega na próbie odpowiedzenia na pytanie - dlaczego dla Krzysztofa stał się tak dotykalny, a nie dla mnie, który ciągle borykam się z tajemnicą, obijam się o ścianę mojej pychy, egoizmu. Kiedy patrzę jak ten stuprocentowy mężczyzna ma łzy w oczach, opowiadając o tym, jak Pan Bóg go dotknął, kiedy niemal płacze, żałując, że coś takiego nie spotkało go na początku małżeńskiej drogi, to naprawdę człowiek milknie wobec tajemnicy.
- Niech ksiądz tak nie żałuje. Gdyby ksiądz miał to na co dzień, to byłby może mniej zazdrosny - kokieteryjnie przedrzeźnia się Ewa.
Potraktujmy te słowa, jako wielkopostną konferencję rekolekcyjną, bo przecież któż z nas nie ma w zanadrzu zachowań, które mają nas uchronić przed spotkaniem z Bogiem, takim na zabój. historia Krzysztofa może nas utwierdzić w tym, że Pan Bóg i na to ma swoje sposoby!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rozważania na niedzielę: Jak się uczyć miłości?

2024-05-02 20:31

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Mat.prasowy

To jest wręcz szalone że współczucie i empatia mogą zmienić świat szybciej niż konflikty i przemoc. Każdego dnia doświadczamy sytuacji, które testują naszą wrażliwość - naszą miłość do siebie samego do bliźnich i oczywiście do Boga.

Czy możemy się tak przygotować by te testy zdać pomyślnie, by one nas nie rozbiły?

CZYTAJ DALEJ

Czy mam w sobie radość Jezusa?

2024-04-15 13:37

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii J 15, 9-17.

Niedziela, 5 maja. VI niedziela wielkanocna

CZYTAJ DALEJ

Ks. Tadeo z Filipin: na pielgrzymce łagiewnickiej zobaczyłem nadzieję Kościoła

2024-05-05 14:58

[ TEMATY ]

Łagiewniki

Jezus Miłosierny

Małgorzata Pabis

Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy…

Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy…

„Na pielgrzymce do sanktuarium Bożego Miłosierdzia zobaczyłem młodych ludzi, rodziny z dziećmi, nadzieję Kościoła” - mówi ks. Tadeo Timada, filipiński duchowny ze Zgromadzenia Synów Miłości, który uczestniczył po raz pierwszy w bielsko-żywieckiej pielgrzymce do sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Przeszła ona po raz 12. z Bielska-Białej do krakowskich Łagiewnik w dniach od 30 kwietnia do 3 maja br. Wzięło w niej udział ponad 1200 osób.

W połowie lat 90. ubiegłego wieku, kiedy to papież Jan Paweł II odwiedził Filipiny, przyszły kapłan obiecał sobie, że przyjedzie do Polski. Dziś ks. Tadeo pracuje jako przełożony we wspólnocie zgromadzenia zakonnego kanosjanów w Padwie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję