Obecny rok, który przeżywamy jest rokiem kilku ważnych rocznic. Na Jasnej Górze biskupi razem z wiernymi odnawiali Śluby Jasnogórskie w 50. rocznicę pierwszych ślubów napisanych przez Prymasa Stefana Wyszyńskiego, dziś sługę Bożego, w Komańczy w czasie Jego uwięzienia. W tym trudnym czasie Prymas uważał, że nie wystarczy liczyć tylko na wysiłek człowieka, trzeba zawierzyć Bożej pomocy i trzeba to uczynić z ufnością. Ze szczególną nadzieją w pomoc Matki Najświętszej, Jej chciał powierzyć losy Narodu w trudnym momencie dziejów, które sam przeżywał jako więzień. A był to czas, kiedy wielu biskupów było więzionych lub skazanych na odosobnienie, a kilkanaście stolic biskupich nie miało swoich Pasterzy. Również większość polskich patriotów była wówczas więziona i skazywana na śmierć. Prymas zaufał Bogu i zachęcał cały Naród do zaufania Matce Najświętszej. Ktoś patrzący z zewnątrz mógł mieć wątpliwości, mógł nie wierzyć, że przyniesie to jakikolwiek owoc. Pewnie byli i tacy, którzy w sercu gardzili tym aktem, może myśleli, że lepiej zawezwać pomocy potężnych sił Zachodu, może Ameryki i w ten sposób próbować pokonać tego molocha ze Wschodu. Inne jest myślenie ludzkie, a inne myślenie Boże. Prymas był Bożym człowiekiem, myślał po Bożemu.
Słyszymy to również w dzisiejszej liturgii Słowa: Pan Jezus mówiąc o swoim Ciele, chlebie życia, który dał do spożywania, zażądał najpierw wiary. Ludzie nie rozumieją. Odchodzą. Jakże to pożywać Ciało. Piotr natomiast daje świadectwo wiary w słowach - „Panie do kogóż pójdziemy. Ty masz Słowa życia wiecznego” (J 6, 68).
Ludzie chcą najpierw poznać, żeby uwierzyć. Normalnie tak jest w świecie. Chcą poznać warunki życia, żeby uwierzyć, że będą w tym miejscu, kraju mogli pracować. Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii domaga się odwrócenia porządku w umysłach i sercach ludzi, którzy za Nim idą. Piotr to zrozumiał i odpowiedział na oczekiwanie Jezusa: „myśmy uwierzyli i poznali” (J 6, 69). Także i dzisiaj to wymaganie Jezusa jest istotnym warunkiem na drodze naszego duchowego rozwoju, jako ludzi wiary - coraz pełniej wierzyć i zaufać!
Jeśli cofniemy się do 1956 r., zauważymy jak to przebudzenie wiary w siebie i tęsknoty za wolnością rosło, potężniało: Najpierw poznański czerwiec, a potem odnowienie Ślubów Jasnogórskich. Prymas nie wiedział o rewolucji w Poznaniu. Dopiero pod koniec uwięzienia otrzymał możliwość poczytania starej prasy. Potem przyszedł październik tego pamiętnego roku i uwolnienie Prymasa. Cały naród dał wyraz swojej wierze, że Pan Bóg nas nie opuści, Jemu ufamy i wierzymy. Milion ludzi w Częstochowie - to był bardzo ważny znak. Komuniści bardzo się tego wystraszyli.
Tak, to był wielki rok i za ten 1956 r. dziękowaliśmy Panu Bogu i Matce Jego Syna. Za to, że Polska mimo wszystkich bólów i chorób, które nas dręczyły i dręczą, przeszła obronną ręką czas próby. Mimo wszystko w polskich sercach, nawet w sercach prześladowców Kościoła, było przywiązanie do polskiej ziemi. Trzeba to dzisiaj w dniu święta miłości ziemi przyznać, że mimo wielkich nacisków, płynących ze Wschodu, oparli się polscy komunistyczni przywódcy tendencjom upaństwowienia całej polskiej ziemi. A stara to prawda, że tyle wolności i niezależności, ile wolności rolnika i przywiązania do ziemi. Rolnik indywidualny, nawet na najmniejszym skrawku ziemi wypracowywał chleb i w tych ciężkich latach oddychał wolnością.
Za parę dni, jak donosi prasa, odbędzie się premiera filmu Tajne akta Lenina. Lenin zostawił po sobie testament. Był on ukrywany w bunkrze przeciwatomowym aż do ostatnich lat. Wśród wielu rewelacji, które w nim znaleziono, była i ta, że Lenin przestrzegał, wprost żądał, aby nie przekazywać po nim władzy Stalinowi, bo to jest człowiek okrutny. Mimo, że sam nie był wzorem cnoty, widział jak straszne mogą stać się dzieje ludzkości pod rządami człowieka jeszcze gorszego. Ideologia oparta na ambicjach ludzkich, a nie na Bogu, jest ideologią perspektywy śmierci, upokorzenia i podeptania człowieczeństwa.
Jest dziś nakazem chwili obowiązek przyjęcia prawdy, że dziejami ludzkimi kieruje Bóg. Jeśli człowiek sobie to uświadomi, jeśli uzna, że jest tylko włodarzem, a nie właścicielem ziemi, jeśli będzie zwracał się do Pana, który ludzi uczynił dziećmi swoimi, jeśli będzie się liczył z sumieniem, to wtedy ludzkość bezpieczną idzie drogą. Jeśli ludzie będą budować na interesach, a nie na sumieniu, przyszłość ludzkości i świata będzie bardzo niebezpieczna. Trzeba to ciągle sobie przypominać. Trzeba o tym mówić. Trzeba wreszcie pomagać innym szukać i znaleźć Jezusa i pomóc w przyjęciu Jego nauki.
Jeszcze inna prawda wypływa z dzisiejszej Ewangelii - Jezus stawiał wymagania trudne. Kościół przez Jezusa ustanowiony, nie może postępować inaczej. Dlatego nie łudzi człowieka. Nie przyklaskuje ludzkim namiętnościom, zgadzając się na zawieszenie prawdy czy przykazań. Kościół domaga się pełnej wierności Bogu, zgodnie z drogą wskazaną przez Jezusa i mimo, że ludzie, jak w dzisiejszej Ewangelii, mówią: trudna to mowa - nie zmieni swojej nauki. Bywa, że wtedy ludzie szukają innych, łatwiejszych nauczycieli.
Razem z Kościołem pragnę przypomnieć - trzeba w życiu wrócić do Pana Boga, do Prawdy, bo inaczej człowiek będzie budował nietrwale, na piasku, na kłamstwie, na fałszywych obietnicach, które nie mogą się spełnić.
To trudny głos. Trudna prawda, tym bardziej, że ludzie są skłonni do dawania posłuchu fałszywym nauczycielom, łatwo wierzą w zodiaki, a nie w Boga, uciekają w złudzenia. Spójrzmy - tyle lat po wojnie, tyle straconych lat. W 1989 r. była nadzieja na odcięcie się od tamtych koszmarów. A jednak nie zrobiono tego, co zrobić było trzeba. Powstała „Solidarność” i ludzie prostej pracy mają tu wielkie zasługi, ale przecież i ich wiara została wykorzystana do zrealizowania doskonale zaplanowanego scenariusza, zachowania starego porządku, powiem więcej, zakonserwowania go. Oddano władzę zewnętrzną, ale nic nie zmieniło się we władzy wewnętrznej. W rękach tej wewnętrznej władzy zostały pieniądze, środki socjalne, telewizja, prasa. Wymyślono iście makiawelistyczny pomysł grubej kreski. Po co? Dla kogo? Dziś jest coraz oczywistszym, że miała ona chronić tych, którzy oszukiwali, okradali państwo, rolnika i robotnika. Okłamywali naród. Bo na zdrowy rozsądek nie bardzo można wyjaśnić, od czego ludzi uczciwych miała chronić ta kreska.
Dzisiaj widzimy i odczuwamy skutki tamtej decyzji - ciągle nie możemy wyjść na prostą drogę prawdy i odpowiedzialności za czyny. Dlatego kłamie się dalej, twierdząc, że przyczyna tkwi w Kościele, bo byli w nim jacyś agenci. Ale już ciszej mówi się tym, że obok tajnych współpracowników byli przede wszystkim ci, którzy werbowali i to za duże pieniądze, które zresztą biorą do dziś.
Trzeba zatem głośno powiedzieć o tych mistrzach nieprawości, nie tyle o jakimś biednym, pogubionym ormowcu, ale o elitach władzy, decydentach, aby wszystkim, także tym mistrzom nieprawości pomóc oczyścić się i nawrócić, wyjść z zaułka, który grozi im wiecznym nieszczęściem.
Potrzebą chwili jest budzenie odpowiedzialności, bo czasy współczesne naznaczone są ucieczką od odpowiedzialności. Ludzie nie chcą brać odpowiedzialności za swoje czyny i dlatego są jak dzieci, które winę zrzucają na kogoś innego.
Kościół mimo ludzkiej słabości niektórych swoich synów nie może odejść od Chrystusa, nigdy. Ma Jego głosić. Ile razy by o tym zapomniał, musi wracać i wracać do prawdy z Ewangelii. Nie może się wyprzeć Chrystusa przez pokusę unikania stawiania trudnych wymagań.
Jedną z prawd, która dzisiaj wystawiona jest na próbę, to pokusa zniszczenia sakramentalnego małżeństwa. Nie może Kościół milczeć, przytakiwać żądaniom przyznania praw rodzicielskich tzw. związkom partnerskim. Nie może. Musi mówić o miłości, którą św. Paweł przyrównał do miłości Chrystusa do Kościoła. A jest to miłość aż do ofiary życia. Więcej, Kościół głosi prawdę, że możliwy jest wzrost miłości, nawet jeśli u swych początków karmiona była ludzką kalkulacją. Tak, możliwy jest w małżeństwie rozwój miłości, nawet tej, która była słaba u fundamentów rodzinnej wspólnoty, u jej początków.
Wreszcie musimy wołać o miłość czystą i ofiarną, która nie boi się kolejnego dziecka. To już nie tylko Ewangelia, to codzienne doświadczenie. Naród umiera, bo słabnie rodzina. Rodzi się mniej Polaków niż ich umiera. Do tego dochodzi emigracja. Dwa miliony w ostatnim roku. To jest znak, że coś się psuje w relacjach społecznych. Trzeba zdawać na nowo egzamin z miłości. Chrystus i nas dzisiaj pyta: „Czy i wy chcecie odejść?”. Warto wzbudzić w sobie wiarę Piotra i odpowiedzieć: „Panie do kogo pójdziemy”. Ty masz słowa życia wiecznego”.
Rolnicy są w dalszym ciągu potęgą naszego Narodu. Są wielką nadzieją. Wiem też i o trudnościach. Dzisiaj wszystko przekłada się na zysk, na łatwy kawałek chleba. A łatwy kawałek chleba jest najczęściej niestrawny. Niebezpieczny niekiedy. Chleb zdrowy, to chleb krzepiący i o tym dobrze wie każdy rolnik. Ziemia daje poczucie wolności, niezależności. O tym dobrze wiedzą ci, którzy próbują decydować o losach ludzi na arenie międzynarodowej. Oderwać ludzi od ziemi, od przywiązania do ziemi, to zawiesić ich w próżni. Wtedy będzie można z nimi robić co się zechce, bo będą skazani na łaskę bossów, a nie na własną niezależną pracę na swoim gospodarstwie.
Rolnik wie, że zależy egzystencjalnie od ziemi, od pogody, od Pana Boga, od sąsiedzkiej pomocy w trudnościach. A to są te trwałe wartości, cnoty ludzkie, które warto i trzeba rozwijać.
Niech pokrzepieniem dla nas będą słowa Jezusa, który zapewnia, że zawsze jest z nami, że będzie nas krzepił swoim Słowem i swoim Ciałem, a my z naszej strony starajmy się nieustannie otwierać umysły i serca na tę Jego naukę, wyznając ze św. Piotrem: „Panie, Ty, nie kto inny, masz Słowa życia wiecznego. Do kogóż pójdziemy”. Idziemy za Tobą. Prowadź nas aż po dzień Zmartwychwstania. Amen.
Tytuł homilii nadany przez redakcję
Pomóż w rozwoju naszego portalu