Reklama

Sanktuaria diecezji sandomierskiej

Częstochowa ziemi sandomierskiej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Nie bez powodu tym właśnie mianem określa się często sanktuarium w Sulisławicach. Do znajdującego się tam cudownego obrazu Matki Bożej Bolesnej od blisko czterech wieków pielgrzymują niezliczone tłumy wiernych.
Niewielka miejscowość, przy krajowej dziewiątce, słynie jako miejsce kultu Maryjnego. We wsi stoją dwa kościoły. Historia starszego sięga połowy XIII stulecia. To romańska budowla, która mimo późniejszych modernizacji zachowała swoje pierwotne rysy. Tu przechowywano niegdyś cudowny wizerunek Matki Bożej. Namalował go nieznany artysta szkoły nowosądeckiej, najprawdopodobniej ok. roku 1470, na desce o wymiarach 22x22 centymetry. Obraz przedstawia umęczonego Chrystusa, który stoi w skrzyni służącej do tłoczenia winogron i unosi przebite dłonie, a obok Maryja usiłuje pomóc Synowi, tamując krew sączącą się z Jego ran. Na rewersie obrazu widnieje chusta św. Weroniki. Niegdyś wizerunek stanowił wieczko pudełka używanego przez kapelana wojskowego. Nie wiadomo, w jaki dokładnie sposób znalazł się na Rusi. W 1610 r. Wespazjan Rusiecki z pobliskiej Ruszczy, uczestnik bitwy pod Kłuszynem, przywiózł do kraju piękną brankę, córkę duchownego prawosławnego Dorotę Ogrufinę, która miała ze sobą obraz Matki Bożej Bolesnej i pod koniec życia ofiarowała go sulisławskiej świątyni.
Wkrótce zasłynął on szczególnymi łaskami. Do Sulisławic ściągać zaczęły tłumy pielgrzymów, pragnących polecić Maryi swe troski i zmartwienia. Trudno dziś zliczyć wszystkie cuda, które miały tu miejsce. Było ich wszakże bardzo dużo, wystarczy spojrzeć na przechowywane w kościele wota dziękczynne. W wydanym niedawno przewodniku po sanktuarium, jego autor, o. Wincenty Suwała wylicza niektóre spośród cudownych znaków dokonanych za przyczyną Matki Bożej Sulisławskiej. W 1726r. utonęło jedno z dzieci kąpiących się w sadzawce w niedalekich Wojcieszycach. Ludzie nie mogli znaleźć jego ciała. Zwrócono się o pomoc do Maryi. Dziecko wypłynęło martwe. Wtedy wierni zaczęli modlić się o łaskę życia dla niego. Na oczach wszystkich obecnych dokonał się cud. Szczęśliwi rodzice mogli zabrać swoją pociechę do domu.
W roku 1758 uzdrowienia przed sulisławskim Obrazem doznała Marianna Ciźlina z Żurawicy, która, jak pisze o. Suwała, dręczona prawdopodobnie reumatyzmem, ledwie była w stanie doczołgać się do świątyni. Są również odnotowane przypadki cudownych uzdrowień, jakie miały miejsce w ostatnich latach, m.in. odzyskanie wzroku przez Władysławę Kwiatek z Czaplowa (22 września 1996 r.), uratowanie życia ciężko choremu, 3-letniemu Piotrusiowi Garncarzowi z Trzykos (7 kwietnia 1999 r.), czy uzdrowienie 2,5-letniej Wioletki Urbańskiej z Małej Bukowej (2004 r.), cierpiącej na blokadę nerek, z którą nie mogli poradzić sobie lekarze.
Wstawiennictwo Matki Bożej kilkakrotnie ratowało okoliczne miejscowości w czasie epidemii cholery. W niedalekim Staszowie taki cud wydarzył się w pierwszej połowie XIX wieku. Dawny proboszcz i dziekan staszowski, ks. Wawrzyniec Siek, opisał całą historię w swojej książce poświęconej dziejom miasta. „Na tę pamiątkę rokrocznie ze Staszowa chodzi kompania po oktawie Bożego Ciała do Sulisławic” - pisał. Nie jest to zresztą jedyna pielgrzymka do sanktuarium, mająca tak długą tradycję. Od ponad stu lat pielgrzymują tu również mieszkańcy Łoniowa i Koprzywnicy. Nieco tylko krócej pątnicy z Trzykos.
W 1865 r. tuż obok starej świątyni, niebędącej w stanie pomieścić wszystkich przybywających do wsi wiernych, rozpoczęto budowę nowego, okazałego gmachu kościelnego, do którego 23 lata później przeniesiono cudowny wizerunek Matki Bożej. Warto wspomnieć, że świadkiem tej uroczystości był m.in. Stefan Żeromski, który upamiętnił Sulisławice w powieści Popioły. Konsekracji świątyni dokonał biskup kielecki Tomasz Teofil Kuliński.
W 1913 r. ordynariusz sandomierski bp Marian Ryx koronował Cudowny Obraz diamentami papieskimi. Było to bodaj największe zgromadzenie religijne w historii diecezji do czasu wizyty w nadwiślańskim grodzie Jana Pawła II. Na podstawie liczby rozdanych wiernym komunikantów, można oszacować, że w uroczystej koronacji uczestniczyło ok. pół miliona osób. Powtórnej koronacji dokonał przed piętnastoma laty nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk.
W kwietniu 1940 r. nieznani sprawcy skradli wota i korony z obrazu. Jeszcze większy dramat rozegrał się nocą z 27 na 28 października 1992 r. Łupem złodziei padł wówczas cudowny wizerunek Sulisławskiej Pani. Odnaleziono go dopiero 17 marca 1994 r. Uroczystej reintronizacji obrazu dokonał bp Wacław Świerzawski, przy udziale m.in. arcybiskupów Józefa Michalika i Stanisława Nowaka, a także biskupów Edwarda Majerskiego, Jana Śrutwy, Mariana Zimałka i Edwarda Frankowskiego.
Począwszy od roku 1951, opiekę nad sanktuarium sprawują Ojcowie Zmartwychwstańcy. Pierwszym proboszczem parafii sulisławskiej wywodzącym się z tego zgromadzenia był ks. Tadeusz Świtek. Obecnie funkcję tę sprawuje ks. Mariusz Mazur.
W całym kompleksie od wielu miesięcy trwają zakrojone na dużą skalę prace remontowe. Jednym z ich głównych inspiratorów i koordynatorów jest działające od trzech lat Stowarzyszenie Miłośników Sanktuarium Matki Bożej w Sulisławicach. Na czele zarządu Stowarzyszenia stoi Kazimierz Szostak, który na pytanie o liczbę członków organizacji odpowiada, że tak naprawdę są nimi wszyscy, którzy stają tu w kościele przed ołtarzem. Główny cel Stowarzyszenia to przywrócenie blasku miejscowym świątyniom, przed przypadającym w 2010 r. jubileuszem 400-lecia obecności Cudownego Obrazu.
Zamysł gruntownej renowacji sanktuarium, w związku ze zbliżającą się rocznicą, zrodził się dość przypadkowo. Wszystko zaczęło się od remontu kościelnych organów.
- Ich stan był opłakany - tłumaczy Kazimierz Szostak. - Pojawiły się nawet wątpliwości, czy uda się je odratować. Wtedy z pomocą przyszedł staszowski organista Eugeniusz Fac, który podjął się trudnego zadania.
Instrument trafił do Sulisławic z innej, większej świątyni. Do dziś nigdy nie zabrzmiał jeszcze pełnią swoich możliwości. Podczas montażu okazało się, że cała konstrukcja nie zmieści się na tutejszym chórze, konieczne było odłączenie części piszczałek. Teraz chór został diametralnie przebudowany i powiększony o ponad 20 m2. Dzięki temu możliwa będzie również rozbudowa organów.
- W ciągu ostatnich miesięcy wykonaliśmy już nowy kontuar stołu do gry, odnowiliśmy również klawiaturę - wylicza prezes Szostak. - Przy okazji dzięki wsparciu finansowemu Tadeusza Wrześniaka zakupione zostały też nowe cyfrowe organy. W tym miejscu należą się również wielkie podziękowania Wiesławowi Kotowi, Janowi Orzechowskiemu, Mariuszowi Suchojadowi i Romanowi Bieniaszewskiemu, którzy bezinteresownie włożyli mnóstwo wysiłku w modernizację chóru.
Remont instrumentu stał się bodźcem do dalszych działań mających na celu konserwację sanktuarium. Zawilgocenie ścian kościoła stało się przyczyną powstania wielu groźnych spękań. Najbardziej katastrofalny okazał się stan dwóch wież, które, jak wykazały fachowe ekspertyzy, w każdej chwili groziły zawaleniem.
- O tym, jak poważne było to zagrożenie, najlepiej świadczy fakt, że nikt nie chciał podjąć się ich zabezpieczenia - mówi ks. M. Mazur. - Dopiero opracowany przez prof. Kaczmarczyka z Krakowa sposób wzmocnienia konstrukcji pozwolił na rozpoczęcie prac remontowych.
Wieże zostały naszpikowane specjalnymi kolcami spinającymi betonowe bloki. Zamontowano ich 500 - na tyle pozwoliły środki finansowe będące w dyspozycji parafii i Stowarzyszenia. Aby jednak efekt zabezpieczenia był trwały, potrzeba ich trzy razy więcej. A to dopiero początek prac modernizacyjnych.
- W kolejce na odnowienie czekają malowidła ścienne, dach, dzwonnica, stare soboty, czyli wiaty dla pielgrzymów. Konieczna jest również zmiana systemu ogrzewania kościoła, zainstalowanie nowej aparatury antywłamaniowej i antypożarowej, a do tego gruntowna konserwacja starej świątyni - wylicza Ksiądz Proboszcz.

8 i 15 września w sanktuarium sulisławskim odbędą się uroczystości odpustowe. Jak informuje ks. Mariusz Mazur, w tym roku Ojcowie Zmartwychwstańcy chcą powrócić do dawnej tradycji i zagospodarować wszystkie dni między tymi dwoma świętami. Każdego dnia kapłani z parafii, z których przybywają do Sulisławic pielgrzymki wiernych, celebrować będą Msze św. 7 września podczas nabożeństwa z udziałem bp. Mariana Zimałka poświęcony zostanie odnowiony chór w nowym kościele. 8 września głównym uroczystościom odpustowym Narodzenia Najświętszej Maryi Panny przewodniczyć będzie ordynariusz sandomierski bp Andrzej Dzięga. 15 września - święto Matki Bożej Bolesnej - jest dniem modlitwy za chorych i cierpiących. O godz. 11.00 w ich intencji odprawiona zostanie Msza z sakramentem namaszczenia chorych.

Każdy, kto chciałby wesprzeć dzieło renowacji sanktuarium, może dokonywać wpłat na konto: Stowarzyszenie Miłośników Sanktuarium Maryjnego w Sulisławicach BS Staszów 74 9431 0005 2001 0001 2263 0001 lub Parafia Rzymskokatolicka pw. Narodzenia NMP, Sulisławice 91, BS Tarnobrzeg o/ Łoniów 57 9434 1038 2007 1770 0984 0001.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Świadectwo s. Marii Druch: uratował mnie mój Anioł Stróż

[ TEMATY ]

świadectwo

Anioł Stróż

Krzysztof Piasek

S. Maria Druch prowadzi rekolekcje i głosi konferencje na temat aniołów.

S. Maria Druch prowadzi rekolekcje i głosi konferencje na temat aniołów.

Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy, dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa. Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej.

„Nie ma dzisiaj zakątka ziemi, nie ma człowieka ani takich jego potrzeb, których by nie dosięgła ich (aniołów) uczynność i opieka”. Wiecie, Drodzy Czytelnicy, kto jest autorem tych słów? Wypowiedział je nieco już dziś zapomniany arcybiskup mohylewski Wincenty Kluczyński, który założył w Wilnie (w 1889 r.) żeńskie bezhabitowe zgromadzenie zakonne – Siostry od Aniołów. Wspominam o tym nie bez powodu, bo autorką kolejnego świadectwa jest siostra Maria Druch z tego właśnie anielskiego zgromadzenia. Historia, którą specjalnie dla was, Drodzy Czytelnicy, dzieli się tu siostra Maria, dotyczy czasów jej dzieciństwa. Jednak mocno utkwiła jej w pamięci i z pewnością miała wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej. Oddajemy zatem jej głos. „Miałam wtedy 13 lat. Spędzałam ferie zimowe u wujka. Jego dom był położony nieopodal żwirowni. Latem kąpaliśmy się w zalanych wykopach. Trzeba było uważać, ponieważ już dwa metry od brzegu było tak głęboko, że nie dało się złapać gruntu pod stopami. Zimą było to doskonałe miejsce na spacery. Woda zamarzała, lód był bardzo gruby, rybacy łowili ryby w przeręblach. Czułam się tam bardzo bezpiecznie. W czasie jednego z takich moich spacerów obeszłam dookoła wysepkę i znalazłam się w zatoce, gdzie temperatura musiała być wyższa. Nagle usłyszałam dźwięk… trtttttt. Zorientowałam się, że lód pode mną pęka. Nie znałam wtedy zasady, że powinno się położyć i wyczołgać z zagrożonego miejsca. Wpadłam w panikę. Zrobiłam rzecz najgorszą z możliwych. Zaczęłam szybko biec do oddalonego o około dziesięć metrów brzegu. Lód pode mną się nie łamał, ale był rozmokły i czułam, że im bliżej jestem celu, tym moje stopy coraz głębiej się w niego zapadają. Kiedy ostatecznie dotarłam do brzegu, serce chciało ze mnie wyskoczyć. Byłam w szoku. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, co się wydarzyło. Według zasad fizyki powinnam znajdować się w wodzie. Nie miałam prawa dobiec do brzegu po rozmokłym lodzie, naciskając na niego tak mocno. Wiem też, jak tam było głęboko – nie biegłam po dnie pokrytym lodem. Pode mną były wielometrowe otchłanie. Wtedy uznałam to za przypadek, szczęście.
CZYTAJ DALEJ

Bp Krzysztof Wętkowski modlił się przy grobie św. Jana Pawła II

2025-10-02 17:43

[ TEMATY ]

Watykan

bp Krzysztof Wętkowski

grób JPII

Karol Porwich/Niedziela

Bp Krzysztof Wętkowski

Bp Krzysztof Wętkowski

Do bycia ludźmi zawierzenia i zaufania zachęcał podczas Mszy św. odprawionej w czwartkowy poranek przy grobie św. Jana Pawła II biskup włocławski Krzysztof Wętkowski. W kaplicy Świętego Sebastiana w bazylice św. Piotra w Rzymie 2 października zgromadziło się około trzystu wiernych z diecezji włocławskiej.

Wizyta przy grobie św. Jana Pawła II była dla nich ważnym momentem pielgrzymki do Rzymu. Mszy Świętej przewodniczył biskup włocławski Krzysztof Wętkowski. Eucharystię koncelebrowali bp Stanisław Gębicki, biskup pomocniczy senior diecezji włocławskiej, bp Krzysztof Nykiel, regens Penitencjarii Apostolskiej oraz trzydziestu kapłanów diecezjalnych.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję