Reklama

Z wizytą u państwa Sylwestrzaków

Chłopaki nie płaczą...

Państwo Ireneusz i Barbara Sylwestrzakowie z Witnicy są małżeństwem od siedmiu lat. Dwa lata temu zdecydowali się adoptować Patryka i Damiana. Pomógł im w tym Diecezjalny Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy w Gorzowie Wlkp.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Chłopcy są braćmi. Patryk urodził się w 2000, a Damian w 2001 r. Najwcześniejsze dzieciństwo spędzili w Koszalinie, w rodzinie zastępczej.
- Nie znamy ich rodziców biologicznych. Wiemy tylko, że pochodzili z rodziny patologicznej i że było ich tylko dwóch. Oczywiście, znamy rodzinę zastępczą. Kontaktujemy się okazjonalnie - mówi Ireneusz Sylwestrzak, od listopada 2003 r. prawny ojciec chłopców. Jest pracownikiem ochrony w niemieckiej firmie, która zainwestowała w Witnicy.
- Na początku sami chcieliśmy być rodziną zastępczą, ale z czasem uświadomiliśmy sobie, że nie będzie to dobrym rozwiązaniem. Z rodziny zastępczej dzieci mogą być w każdej chwili zabrane, a przecież przyzwyczajają się i dzieci, i dorośli. Dlatego zdecydowaliśmy się dzieci adoptować. Uznaliśmy to za najlepsze wyjście dla dzieci i dla nas - tłumaczy Barbara Sylwestrzak, mama. Do niedawna pracowała jako kelnerka. Dziś chce zająć się tylko pracą w domu.
- Żyjemy na średnim poziomie. Pomaga nam rodzina. Powoli remontujemy mieszkanie i nie mamy wielkich kłopotów finansowych - tłumaczą Sylwestrzakowie.

Początek znajomości

Zanim doszło do adopcji, państwo Sylwestrzakowie musieli przejść długą procedurę formalno-prawną, a także wiele szkoleń prowadzonych przez Diecezjalny Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy, zebrać wiele zaświadczeń od instytucji, urzędów, lekarzy, psychologów, a także od proboszcza. Trwało to ponad rok, ale - jak twierdzą - warto było.
- Specjalna komisja sprawdzała także, czy nasze warunki mieszkaniowe nadają się do przyjęcia dzieci - mówi Barbara. Byliśmy dopiero na początku remontu, ale już musieliśmy zapewnić każdemu dziecku jeden, choćby malutki, pokoik. Trzeba było zdążyć przed terminem kontroli. Pomogli sąsiedzi. Dwanaście osób pracowało jednocześnie. Wszyscy chcieli pomóc. Pokoiki udało się skończyć na czas, tylko że komisja zamiast za dwa dni przyszła... po miesiącu.
W końcu jednak nadszedł dzień, kiedy dzieci zamieszkały z nowymi rodzicami we wspólnym domu na Osiedlu Południowym w Witnicy.
- Początki były bardzo fajne - wspomina Barbara. - Zadzwoniła do nas pani Agnieszka z Diecezjalnego Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Gorzowie. Powiedziała, że są dzieci, które można już adoptować, bo biologiczna matka zrzekła się praw rodzicielskich, tylko że opinia rodziny zastępczej o chłopcach była nie najlepsza. Dzieci miały być nieposłuszne i agresywne. Na podstawie tej opinii trzy małżeństwa już zrezygnowały z adopcji. Ja nie zraziłam się. Od razu kupiłam butelki, pieluszki, ubranka i postanowiliśmy pojechać do Koszalina. Z Ośrodka Adopcyjnego w Koszalinie pojechaliśmy z psychologami do rodziny zastępczej spotkać się z dziećmi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nie ma czasu chorować

- Pamiętacie ten dzień? - pytam chłopców. Pamiętają. Patryk opowiada, jak na pierwszy spacer koniecznie chciał zabrać Damianka, swojego młodszego brata.
Chłopcy robią na mnie wrażenie rozgarniętych i odważnych. Szczególnie Damian, który jest niezwykle zainteresowany dyktafonem i aparatem fotograficznym. Jego zamiary wobec sprzętu delikatnie, ale stanowczo poskramia tata. Patryk z kolei koniecznie chce mi pokazać nową grę komputerową, na co w tej chwili nie pozwala mama. Pobawimy się później, a teraz jest czas na opowieść.
- Damianek miał niecałe dwa latka. Nie umiał jeszcze mówić. Był malutkim dzieciątkiem, nosił pampersy i pił kaszkę z butelki - opowiada mama.
- Ja też piłem, ale już się oduczyłem - dodaje o półtora roku starszy Patryk.
- Już po pierwszym spacerze Patryk zapraszał nas: „Przyjedźcie jeszcze!”. Od razu ich pokochaliśmy. Z przedstawioną nam opinią nie zgadzało się nic. Jeszcze trochę trwało, zanim załatwiliśmy ostatnie formalności i zabraliśmy chłopców do nas. Zaczęła się krzątanina przy dzieciach. Karmienie, przewijanie, uczenie… Prawie jak przy niemowlakach. To były bardzo miłe dni - opowiada Barbara.
- Do żony od razu mówili „mamo”, do mnie początkowo „wujku”, ale już po tygodniu stałem się „tatą”.
- Nasze życie zmieniło się całkowicie. Przedtem miałam problemy z nadciśnieniem, bolała mnie głowa i robiło mi się czasem słabo. Od czasu, gdy mieszkają z nami Patryk i Damian, kłopoty minęły jak ręką odjął. Nie ma czasu chorować - żartuje Barbara, z czym zgadza się jej małomówny mąż.

Reklama

Pod jednym dachem

Dzieci szybko się uczą. Tata zapoznaje synów z komputerem i razem z mamą uczą dzieci podstaw niemieckiego. Chłopcy potrafią już w tym języku prowadzić proste dialogi. Patryk zna także litery, umie liczyć do stu, a nawet trochę pisać.
- Z dziećmi jest wesoło i nie ma czasu na nudę - zapewnia Barbara. Chłopcy koniecznie chcą pomagać. Kiedyś z Patrykiem włączyli pralkę i pilnowali, czy wszystko dobrze się pierze. Któregoś razu postanowili także wyprać moją bluzkę. Tym razem ręcznie. Gdy mąż idzie po zakupy, przypominają: „Kup mąkę, cukier, chleb, masło...”. Pomagają mi w kuchni, szczególnie wtedy, gdy piekę ciasto. Nawet chcą szorować kafelki i wannę. Tylko zabawek nie ma komu układać - śmieje się mama.
- Czasem kłócimy się i bijemy. Bo ja rozwalam klocki, a Patryk musi sprzątać - wyznaje Damian.
- Sąsiad ma trzy córki. Są starsze od naszych chłopaków, ale bawią się razem. Mamy też psa, małego wilczura - dodaje tata.
- Bardzo lubię bawić się z Dżekim - mówi Damian.
- A ja lubię jeździć na hulajnodze, a teraz na sankach. Wczoraj byliśmy z mamą i z tatą na dworze. Rzucaliśmy się śniegiem. Było fajnie! - woła Patryk.

Nowy dom

Pomysł adopcji dzieci nie wywołał wśród najbliższych państwa Sylwestrzaków protestów. Ale nie było też entuzjazmu. Jedynie mama Ireneusza, sama w dzieciństwie adoptowana, uważała, że to dobra myśl. Z czasem jednak wszyscy zaczęli oczekiwać dzieci i przekonywać o swej życzliwości.
- Przez pierwsze dwa tygodnie nie zamykały się nam drzwi - wspominają rodzice. Od pierwszego dnia wszyscy wpadli w zachwyt. Teraz to są najlepsze wnuki.
- Bardzo lubię chodzić na ryby - mówi Ireneusz. Oczywiście, zabieram też Patryka i Damiana. Moi rodzice mają stawy hodowlane koło Strzelec Krajeńskich. Chłopcy nie potrafią jeszcze obsługiwać wędkarskiego sprzętu i plączą zawsze dziadkowi wędki, ale dziadek mimo wszystko jest bardzo zadowolony i tylko mówi: „Dobrze, dobrze, kochani, już wam pomogę”.
- Sama czasem strofuję chłopców, żeby dziadkowi nie robili bałaganu w jego sprzęcie - przyznaje Barbara. Ale teść się wtedy oburza: „Ej, mama! Nie krzycz na nich!”.
- Dla nas nie ma znaczenia, czy dziecko jest biologiczne, czy adoptowane, ważne, żeby je dobrze wychować. Dziecko to dziecko. Każde potrzebuje miłości - tłumaczą rodzice. Podtrzymujemy kontakty z ludźmi, którzy adoptowali dzieci przez gorzowski ośrodek. Takich małżeństw jest coraz więcej. Dwa razy w roku są spotkania. Pierwsze odbywa się przed wakacjami, drugie na mikołajki.
- Jesteśmy zadowoleni. To duża satysfakcja, gdy widzi się postępy dzieci. Patryk twierdzi, że jak będzie duży, to zbuduje swój dom zaraz przy naszym, tuż za oknem - mówi Barbara. - Ja chciałabym, żeby mieli jak najlepsze wykształcenie, dobrą pracę i byli dobrymi ludźmi.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Filip Nereusz, prezbiter

[ TEMATY ]

święci

pl.wikipedia.org

CZYTAJ DALEJ

„Jesteś nadzieją” - częstochowski Marsz dla Życia i Rodziny dotarł na Jasną Górę

2024-05-26 18:41

[ TEMATY ]

Częstochowa

marsz dla życia i rodziny

Biuro Prasowe Jasnej Góry

Na Jasnej Górze zakończył się częstochowski Marsz dla Życia i Rodziny, zorganizowany w tym roku pod hasłem „Jesteś nadzieją”. Tradycyjnie ubrani na biało jego uczestnicy przeszli Alejami Najświętszej Maryi Panny na Błonia Jasnogórskie, gdzie pod figurą Maryi Niepokalanej został złożony hołd z kwiatów.

- Przejście ulicami Częstochowy, to okazja do promocji życia i rodziny wśród młodzieży, a także dorosłych. Maszerujemy po to, by świętować, cieszyć się i pokazywać radość z naszych rodzin i każdego życia. Nawet, jeśli niektóre rodziny doświadczone są kryzysami, chorobami, to życie zawsze jest na pierwszym planie. Tym się chcemy radować, tym się chcemy dzielić - powiedział Grzegorz Nienartowicz, prezes Fundacji „Ku pełni życia”.

CZYTAJ DALEJ

Marsz dla Życia i Rodziny w Częstochowie

2024-05-27 02:16

[ TEMATY ]

Częstochowa

marsz dla życia i rodziny

Karol Porwich / Niedziela

Tegoroczny Marsz dla Życia i Rodziny przeszedł ulicami Częstochowy 26 maja w Dzień Matki. Przed marszem sprawowana była Liturgia w archikatedrze częstochowskiej pod przewodnictwem bp. Andrzeja Przybylskiego.

Trasa marszu przebiegała alejami NMP i zakończyła się pod pomnikiem Najświętszej Maryi Panny na jasnogórskich błoniach

Karol Porwich / Niedziela

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję