Reklama

Przyszłość jest Boża

Niedziela warszawska 47/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Andrzejki to czas, kiedy warto postawić sobie pytanie o wróżby, wiarę w horoskopy. Skąd w ludziach takie silne pragnienie poznania własnego losu? Dlaczego wywoływanie duchów jest niebezpieczne? Czy sny się sprawdzają? Na te i inne tematy rozmawiamy z o. prof. Jackiem Salijem, dominikaninem.

Piotr Chmieliński: - Czy widzi Ojciec coś niemoralnego we wróżbach andrzejkowych?

O. Jacek Salij Op: - Nie wiem, jak andrzejki wyglądają dzisiaj. W czasach mojej młodości lanie wosku wiązało się ze wspaniałą zabawą i mnóstwem śmiechu. Młodych ludzi z natury rzeczy ogromnie interesuje pytanie o przyszłego współmałżonka, zarazem jest to pytanie głęboko intymne, nieraz powodujące wiele napięć w młodym człowieku. Wieczór andrzejkowy dawał szansę przynajmniej ten jeden raz podejść do tego pytania z przymrużeniem oka i wśród zabawy, a jednak bez odbierania samemu tematowi jego naturalnej powagi. Zarazem nikt tych " wróżb" nie traktował poważnie, wszyscy wiedzieli, że to tylko zabawa.

- Jednak dużo ludzi praktykuje znacznie poważniejsze wróżby. Modne stało się chodzenie do wróżki, czytanie horoskopów, przepowiedni. Co ludzi popycha do wiary w możliwość poznania przyszłości?

- Zapewne jakieś zwątpienie w ludzką wolność. Podejrzenie, że wolność jest fikcją, że jesteśmy przez jakieś tajemnicze, a wyższe od nas moce zdeterminowani. Ludzie, którzy wierzą wróżbom, jakby nie wiedzą o tym, że ostatecznym wymiarem rzeczywistości jest miłość. Zrozumiałe, że wtedy rodzi się w człowieku ogromny, zazwyczaj zresztą mało sprecyzowany lęk. To ten właśnie lęk ludzie ci próbują zmniejszyć poprzez podglądanie przyszłości oraz jej zaklinanie, żeby im była bardziej przychylna.

Wróżby dają tym ludziom - z jednej strony - poczucie aktywności w oczekiwaniu na to, co w ich mniemaniu nieuchronne. Z drugiej zaś strony, za pomocą zaklęć i czarów człowiek myślący fatalistycznie usiłuje oswoić rzeczywistość, która jawi mu się jako wroga. Wydaje mu się nawet, że za pomocą zabiegu magicznego może przymusić rzeczywistość do oddawania mu jakichś nadnaturalnych usług.

Nie rozumiem, jak człowiek wierzący w Boga może chodzić do wróżki. Myślę, że dla takiego człowieka Bóg jest kimś, kto jest bardzo daleko, komu strach zaufać. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, żeby człowiek, który próbuje wyczytać swoją przyszłość w kartach lub gwiazdach, umiał zarazem z ufnością i miłością powierzyć swój los kochającemu nas Bogu. To niemal nie może się zdarzyć, żeby ktoś fascynujący się czarami i magią pracował nad pogłębieniem swojej wolności. Z kolei człowiek naprawdę wierzący zawierza swoje życie Bogu i nie ma potrzeby "egzorcyzmowania" przyszłości.

- Jednak niektóre przepowiednie się sprawdzają.

- Znam przypadek rozpadu małżeństwa pod wpływem uwierzenia gazetowej bredni, że rak z koziorożcem wzajemnie się nie znoszą, a ta pani i jej mąż byli właśnie spod tych znaków. Owa pani uruchomiła mechanizm samospełniającego się proroctwa i małżeństwo rzeczywiście się rozpadło. Przesąd okazał się mocniejszy niż ufność Bogu, gnostycka teza o zdeterminowaniu człowieka zagłuszyła empiryczną prawdę, że jesteśmy zdolni do wolności i w wielkiej mierze mamy możliwość kształtowania własnego losu.

- Czy jest coś złego w licznych horoskopach gazetowych, które tak chętnie są czytane głównie przez kobiety?

- Ja bym tu dmuchał nawet na zimne. Do horoskopów gazetowych co prawda nie zaglądam, ale mam żal do Polskiego Radia, że w swoim porannym programie podaje jakieś horoskopy dla osób w danym dniu urodzonych. Niby to oczywiste, że ich celem nie jest przepowiadanie przyszłości, tylko podbudowanie - metodą pół żartem, pół serio - dobrej samooceny słuchaczy. Myślę, że jakoś jednak to nasze dusze zamula i niektórzy ludzie naprawdę zaczynają wierzyć, że nasze losy, temperament, osobowość są zależne od gwiazd.

- A zmarli - czy mogą kontaktować się z żyjącymi poprzez sny?

- Wyobraźmy sobie, że kogoś przez sen upomina zmarły tata lub mama: "Kiedy synu pójdziesz wreszcie do spowiedzi?". Ten ktoś bardzo się tym przejął, poszedł do spowiedzi, zaczął nowe życie. Nie mam wątpliwości, że to był dar zza grobu - niezależnie od tego, czy działały tu zwyczajne mechanizmy ludzkiej podświadomości, czy rzeczywiście sam Pan Jezus wysłał rodzica z upomnieniem do grzesznego syna.

- Czy przez sen może przemawiać sam Bóg?

- Jeden z największych średniowiecznych uczonych, św. Albert Wielki, kiedy był już po decyzji wstąpienia do zakonu, miał następujący sen. Śniło mu się, że został zakonnikiem, ale w zakonie było mu coraz trudniej i w końcu musiał wystąpić. Zbudził się cały spocony i przerażony, ale z wielką ulgą, że to był tylko sen. Odczytał go jako głos Boga, że droga życia zakonnego nie jest dla niego.

Tak się jednak złożyło, że tego samego dnia jest sobie Albert na kazaniu i słyszy ni mniej ni więcej tylko następujące słowa: " Bo czasem jakiś student już sobie postanowił wstąpić do zakonu, ale przyśni się takiemu, że wstąpił i że potem wystąpił, i już mu się wydaje, że to wola Boża". Ponieważ Albert nikomu o swoim śnie nie opowiadał, te słowa dosłownie nim wstrząsnęły i zrozumiał, że przez sen ujawniły się tylko jego czysto naturalne niepokoje. Wstąpił do dominikanów i nigdy tego nie żałował.

Myślę, że ta przygoda Alberta jest dobrym pouczeniem, jak trzeba być ostrożnym z wiarą w sny. Trafnie oddaje to nasze ludowe przysłowie: "Sen mara, Bóg wiara". Nie należy całkiem lekceważyć snów, bo jednak może się w nich ujawniać coś ważnego, czego nie dopuszczamy do naszej świadomości. Natomiast od tego mamy rozum i czas życia na jawie, żeby swoje sny oceniać. Nie powinno być odwrotnie: sny nie powinny rządzić naszą jawą.

- Dlaczego Kościół zdecydowanie zakazuje praktyk spirytystycznych?

- Za spirytyzmem kryje się mentalność zafascynowana poczuciem władzy, odsuwająca na bok miłość. Jest to praktyka płynąca z założenia, że przy znajomości pewnych mechanizmów można uzyskać władzę nad tymi, którzy zeszli z tego świata. Tymczasem są rejony, w które nie wolno człowiekowi wchodzić. Kto się z tym nie liczy ściąga na siebie, a często na innych, jakąś szkodę. Jeśli naprawdę zależy nam na nawiązaniu wspólnoty z bliskimi, którzy już zmarli, to szukajmy kontaktu w prawdzie, a więc kontaktu w Bogu, w którego sprawiedliwych rękach nasi bliscy przebywają. Kontaktu całoosobowego, polegającego na zwiększaniu naszych dobrych czynów i modlitw, abyśmy się stali sobie jak najbliższymi w Chrystusie, który umarł za nas wszystkich. Resztę - cały ból rozłąki i całą niemożność bezpośrednio odczuwalnego spotkania - powierzmy z ufnością Bogu, który lepiej od nas wie, czego nam potrzeba.

Warto też wiedzieć, że wszelkie wywoływanie duchów jest bardzo ostro potępione w Piśmie Świętym: "Nie będziecie się zwracać do wywołujących duchy ani do wróżbitów. Nie będziecie zasięgać ich rady, aby nie splugawić się przez nich. Ja jestem Pan, Bóg wasz" ( Kpł 19, 31). Aż dwa razy Pismo Święte zestawia ten grzech ze straszliwą zbrodnią palenia własnych dzieci w ofierze Molochowi: "Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, przepowiednie i magię; nikt, kto by uprawiał czary, pytał duchów, wywoływał umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto tak czyni" (Pwt 18, 10-12).

Wywołując duchy, człowiek naraża się na niebezpieczeństwo kontaktu z siłami nieczystymi. Wydaje się komuś, że nawiązuje kontakt z kimś, kto zszedł z tego świata, a w rzeczywistości może być to zły duch. W efekcie to nie człowiek osiąga władzę nad jakimś zmarłym, tylko zły duch osiąga władzę nad tym człowiekiem.

- W niektórych rejonach kraju ludzie ciągle chodzą do różnych znachorów, czarowników, babek. Podobno potrafią wyleczyć każdą chorobę. Co Ojciec sądzi o tym procederze?

- Jest coś takiego jak mądrość medycyny ludowej. Pamiętam np. z dzieciństwa, że na opuchliznę nakładało się kwaśne mleko albo liść babki, i to rzeczywiście pomagało.

Natomiast wszelkie uzdrawianie za pomocą czarów, zaklęć itp., jest praktyką, która najprawdopodobniej wiąże się z kontaktem uzdrawiacza z siłami demonicznymi. Może on nawet o tym nie wiedzieć. Kontakt chorego z takim uzdrawiaczem nieraz rzeczywiście kończy się polepszeniem zdrowia. Rzecz w tym, że praktycznie zawsze ten pacjent zapada na jakąś inną chorobę, z którą idzie znów do tego samego uzdrawiacza, później na kolejną chorobę... Nie lekceważyłbym tego, co mówi ojciec Verlinde, że jakieś siły demoniczne drwią sobie w ten sposób z człowieka, a zarazem go od siebie uzależniają. Zaczyna się od choroby ciała, docelowo chodzi natomiast o to, żeby człowiek zachorował na duszy, odszedł od Boga.

- Czy wolno Boga prosić o uzdrowienie np. z ciężkiej choroby fizycznej? Jak odróżnić uzdrowienie pochodzące od Boga, od tego, którego autorem są siły demoniczne?

- Przypomnę rozstrzygnięcie Apostoła Pawła, czy wolno chrześcijaninowi jeść mięso ofiarowane bożkom: nie jedzcie takiego mięsa, ale też nie musicie się ciągle niepokoić o to, czy przypadkiem to mięso nie było na ołtarzu bałwochwalczym. Chrześcijanin nie paktuje i nie chce paktować z jakimikolwiek siłami "alternatywnymi". Zawierzamy całych siebie Chrystusowi i w Jego ramionach czujemy się bezpiecznie, toteż nie zaszkodzi nam, nawet gdybyśmy mieli jakiś nieumyślny, bezwiedny kontakt z jakimiś ciemnymi siłami.

Czy wolno Boga prosić o uzdrowienie? Nie tylko wolno, ale bardzo warto o to prosić. Również wtedy, kiedy choroba nie jest taka bardzo ciężka. Modlitwa o uzdrowienie to przecież nie jest poinformowanie Pana Boga, że jesteśmy chorzy i że chciałoby się odzyskać zdrowie. Jest to zawierzanie siebie Bogu połączone z nadzieją na uzdrowienie. Kiedy modlę się o zdrowie, to dokonuje się we mnie jakieś duchowe oczyszczenie, pogłębia się moje oddanie Bogu. Oczywiście tej modlitwy nie traktuję jako alternatywy działań medycznych. Bóg jest sprawcą uzdrowienia również wówczas, kiedy dokonało się ono dzięki sztuce lekarskiej. Wszystko dzieje się w świecie Bożym.

- Dziękuję bardzo za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowenna za wstawiennictwem św. Teresy Benedykty od Krzyża

[ TEMATY ]

nowenna

Edyta Stein

św. Teresa Benedykta od Krzyża

Archiwum Towarzystwa Edyty Stein we Wrocławiu

Zapraszamy do wspólnej modlitwy nowenną za wstawiennictwem św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein) przed liturgicznym wspomnieniem. Nowenna do odmawiania między 31 lipca a 8 sierpnia.

31 lipca
CZYTAJ DALEJ

Kard. Pizzaballa: dla Jezusa szczęśliwym jest ten, kto ma nadzieję i jest otwarty na dar

2025-08-07 18:39

[ TEMATY ]

nadzieja

Jezus

szczęście

kard. Pierbattista Pizzaballa OFM

Karol Porwich/Niedziela

„Dla Jezusa «szczęśliwy» nie jest nigdy ten, kto posiada, lecz zawsze ten, kto ma nadzieję, kto z ufnością trwa otwarty na dar. Dar, który ma oblicze relacji i przyjaźni, jakie należy przeżywać w posłudze” - stwierdza komentując fragment Ewangelii (Łk 12,32-48) czytany w XIX Niedzielę zwykła roku C (10 sierpnia 2025) łaciński patriarcha Jerozolimy, kard. Pierbattista Pizzaballa OFM.

Dzisiejszy fragment Ewangelii (Łk 12,32-48) jest ściśle powiązany z fragmentem z poprzedniej niedzieli, w którym Pan Jezus opowiedział przypowieść o bogatym głupcu (Łk 12,13-21): dzisiaj wyjaśnia się jej sens, pogłębia treść i w pewnym sensie otrzymujemy klucz do zrozumienia czegoś, co pozostało nierozstrzygnięte. Z poprzednich niedziel pozostało nam bowiem kilka ważnych pytań: co to jest owa lepsza cząstka, którą obrała Maria i której nie będzie pozbawiona (Łk 10,42)? Jakie dobra nie przemijają, co to znaczy być bogatym u Boga (Łk 12,21)? Jezus zatrzymuje się, aby porozmawiać ze swoimi uczniami na ten temat, ponieważ jest to kwestia ważna: dotyczy wieczności, a zatem dotyczy również naszego serca, mówi nam, gdzie jesteśmy w życiu, na czym naprawdę nam zależy, z czym wiążemy sens naszego istnienia.
CZYTAJ DALEJ

Polacy odkryli najstarsze ślady poruszania się kręgowców po lądzie, pozostawiły je ryby dwudyszne

2025-08-08 13:15

[ TEMATY ]

ryby dwudyszne

najstarsze ślady

kręgowce

poruszanie się

Alfred Uchman, Uniwersytet Jagielloński

Prace terenowe nad dokumentacją śladów w Kopcu. Na zdjęciu: Piotr Szrek i Katarzyna Grygorczyk

Prace terenowe nad dokumentacją śladów w Kopcu. Na zdjęciu: Piotr Szrek i Katarzyna Grygorczyk

Najstarsze ślady poruszania się kręgowców na lądzie zidentyfikowali Polacy w Górach Świętokrzyskich. Liczące ponad 400 mln lat skamieniałości dowodzą, że pierwsze próby wyjścia z wody na ląd podjęły ryby dwudyszne. Było to o 10 mln lat przed tetrapodami, najstarszymi w pełni lądowymi czworonogami.

Odkrycia dokonali badacze z Państwowego Instytutu Geologicznego–Państwowego Instytutu Badawczego: dr hab. Piotr Szrek, Katarzyna Grygorczyk, dr Sylwester Salwa, dr Patrycja Dworczak oraz prof. Alfred Uchman z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję