Reklama

Nasza rozmowa

Czy kilkadziesiąt gramów znaczy mniej?

Jednym z uczynków miłosierdzia co do ciała jest „umarłych grzebać”. Odnosi się on do wszystkich ludzi, niezależnie od wagi ciała.

Niedziela warszawska 45/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Szpitale nie są jeszcze przygotowane do radzenia sobie z problemem pozostawionych, martwych dzieci

Z prof. Bogdanem Chazanem, dyrektorem Szpitala im. Świętej Rodziny, rozmawia Izabela Matjasik

Izabela Matjasik: - Jak Pan Profesor odebrał pogrzeb nienarodzonych dzieci, które zmarły w wyniku aborcji bądź poronienia? To wydarzenie wywołało kontrowersje natury etycznej i prawnej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Prof. Bogdan Chazan: - To bardzo ważne wydarzenie. Może wpłynąć na to, jak postrzegamy dziecko przed urodzeniem, a także dziecko opuszczone przez rodziców. Dzieci pozostawione w szpitalu po urodzeniu przekazywane są do adopcji, czasem do domu dziecka. Nie jesteśmy przygotowani do sytuacji, kiedy pozostawione jest martwe dziecko, a przecież nie możemy udawać, że problemu nie ma.

- Ale gdy znajdują się ludzie, którzy chcą coś z tym zrobić, straszy się ich odpowiedzialnością karną.

- Podejrzewa się takie osoby, że coś knują, że za tym wszystkim stoi chęć zmiany ustawy aborcyjnej na korzyść życia. Środowisko feministyczne obawia się, że jeśli społeczeństwo dostrzeże w maleńkim, nienarodzonym dziecku człowieka, to zacznie się domagać zakazu aborcji. Jeżeli jednak nie będziemy mieli szacunku dla ciał martwych dzieci, nieważne czy ważących dwieście czy dwa tysiące gramów, to w przyszłości możemy obudzić się w społeczeństwie, w którym nie szanuje się również zwłok dorosłych ludzi. Powinniśmy więc walczyć o zmiany w podejściu do tej sprawy z czysto egoistycznych pobudek. Uciekamy od problemu śmierci, bo to mało estetyczne. A jeśli chodzi o dziecko, zupełnie tracimy rozeznanie. Rodzice martwych dzieci też są zagubieni w swoim nieszczęściu. Trzeba im pomóc.

Reklama

- A jakie procedury obowiązują w szpitalach?

- Jeśli rodzice nie zgłoszą się po ciało poronionego czy abortowanego dziecka, jest ono przekazywane do spalenia albo oddawane do badań naukowych w Zakładach Anatomii. Znika bez śladu.

- Czy rodzice mają prawo domagać się wydania ciała swojego dziecka?

- Tak, choć nie zawsze tego chcą. Szok, żal po poronieniu czy porodzie martwego dziecka jest ogromny. Jeśli jednak ktoś chce zobaczyć swoje dziecko, pożegnać się z nim i pochować, może wyrazić taką wolę i odebrać dziecko. Do pochowania dziecka potrzebna jest karta zgonu, którą wypisuje lekarz w szpitalu. Zdarza się nadal, że odmawia się wydania karty zgonu w przypadkach urodzenia martwego dziecka przed 22 tygodniem ciąży. Takie postępowanie jest nieuzasadnione. Rodzice mają prawo do swojego dziecka, do dysponowania jego ciałem. Czasem można delikatnie podpowiedzieć, że pogrzebanie malutkiego dziecka nie jest niczym niestosownym. Rodzice nie otrzymają po urodzeniu martwego dziecka przed 22 tygodniem ciąży aktu zgonu i zasiłku pogrzebowego. Warto zainteresować pomoc społeczną tym problemem lub zmienić ustawę.

- Czy we wszystkich szpitalach informuje się o tym rodziców?

- Nie, z kilku przyczyn. Lekarze nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że pochowanie martwo urodzonego dziecka bywa tak ważne dla rodziców. Niekiedy też szpitale niechętnie wydają zaświadczenia o martwym urodzeniu, obawiając się pogorszenia swoich statystyk. Ciała martwych dzieci powinny być traktowane w szpitalach z odpowiednim szacunkiem. W naszym szpitalu nie utrudnia się rodzicom zobaczenia i odebrania zwłok dzieci, które urodziły się martwe lub zmarły po urodzeniu. Psycholodzy podkreślają, jak ważne w przeżywaniu żałoby jest pożegnanie się ze zmarłym. Dlatego opracowaliśmy specjalną procedurę przekazywania rodzicom zwłok martwego dziecka. Odbywa się to w pomieszczeniu na ten cel przeznaczonym. W szpitalach położniczych nie projektowano do tej pory kaplic. A przecież tam też ludzie umierają i należałoby zapewnić w nich takie warunki dla ich pożegnania i przygotowania do pogrzebu, jakie są w szpitalach innych specjalności.

- Dyskusja nad sposobem traktowania ciał dzieci zmarłych wskutek poronienia zbiegła się w czasie z szokującą sprawą pielęgniarek z jednego ze szpitali w Katowicach, które bawiły się wcześniakami, wkładając je do kieszeni fartucha i robiąc im zdjęcia. Czy nie sądzi Pan Profesor, że nasz stosunek do ciał martwych dzieci jest związany z tym, że życie bardzo małych dzieci jest nieco mniej szanowane niż życie dorosłych?

- Może w pewnym stopniu tak jest. Muszę jednak powiedzieć, że pielęgniarki, zwłaszcza te, które pracują na oddziałach z noworodkami, cechuje szacunek do dzieci, a nawet miłość, szczególnie tych maleńkich, wcześnie urodzonych. Mam często okazję przyglądać się temu, jak są dla nich czułe, przeżywają ich walkę o życie, przywiązują się do nich. Pewnie, jak we wszystkim, zdarzają się wyjątki, może tak było w tym przypadku. Pielęgniarki bawiły się wcześniakami jak lalką, jak większym dzieckiem. Nie sądzę, by świadomie narażały dziecko na utratę zdrowia i życia. Raczej świadczy to o głupocie i braku wyobraźni.
Dzieci, które są wcześniakami już odłączonymi od respiratora, poddaje się niekiedy „kangurowaniu”, podaje się matce, by ogrzewała je ciepłem swojego ciała. Nie można jednak interpretować postępowania pielęgniarek jako swego rodzaju „kangurowania”. Kieszeń fartucha do tego nie służy. Teraz w stopniu dużo większym niż jeszcze kilka lat temu uznaje się podmiotowość noworodka, jego „człowieczeństwo”. Chroni się przed bólem, hałasem, niepotrzebnym światłem, dostrzega potrzebę kontaktu z matką. Przypadek śląskich pielęgniarek jest bulwersujący, ale wyjątkowy.

- A jak Pan Profesor jako lekarz odnosi się do sprawy państwa Wojnarowskich, którzy walczą o odszkodowanie za „złe urodzenie” swojej córki? Z jednej strony mówi się o tym, że walczą o prawo do badań prenatalnych, o wsparcie finansowe na leczenie dzieci, ale też rodzi się pytanie, czy to nie ma być odszkodowanie za to, że dziecko w ogóle się urodziło?

- W tej sprawie lekarz ma odpowiadać za to, że nie wykonał aborcji, ponieważ w porę nie wykrył choroby u dziecka. Nie można obarczać lekarza winą za to, że dziecko się urodziło. To jest zupełnie nie do przyjęcia. N ie wiem, jak rodzina będzie potem żyć, gdy dziecko dorośnie i dowie się, że rodzice skarżyli lekarzy do sądu za to, że ono się urodziło. Jak takie zachowanie oceni samo dziecko?
Sytuacja lekarza, który ma wykonać zabieg diagnostyki prenatalnej lub na jego wykonanie kierować, wiedząc, że rodzice zamierzają poprosić o aborcję, jeżeli wykryta zostanie choroba dziecka, nie jest - delikatnie mówiąc - komfortowa. Położnictwo zamienia się coraz bardziej w taśmę produkcyjną z kontrolą jakości, po której wybrakowane egzemplarze wyrzuca się. Przy powszechnym wołaniu o tolerancję nie ma tolerancji dla niepełnosprawności. Dzieci ma być niewiele, ale każde piękne, zdolne i najlepiej odpowiedniej płci. W Chinach dziewczynki rodzą się dużo rzadziej niż chłopcy.
Inną sprawą jest potrzeba wszechstronnej pomocy, także finansowej dla rodziny Wojnarowskich, okazanie solidarności, rekompensata za wydatki na kosztowne leczenie dzieci.
To są sprawy bardzo trudne. Próbując je rozwiązać, powinniśmy szanować człowieka niezależnie od tego, czy urodził się żywy czy martwy, jest pełno czy niepełnosprawny, waży kilkadziesiąt gramów czy kilka kilogramów, czy już się urodził, czy jeszcze nie.

Prof. Bogdan Chazan urodził się w 1944 r. w Kościeniewiczach na Podlasiu. Studia lekarskie ukończył w Akademii Medycznej w Warszawie. Pracował w Jarosławiu i Skierniewicach, a od 1982 r. w Instytucie Matki i Dziecka. Obronił doktorat i habilitację. W latach 1992-2002 kierował Kliniką Położnictwa i Ginekologii w Instytucie Matki i Dziecka. W latach 1998-2002 pełnił funkcję konsultanta krajowego w dziedzinę położnictwa i ginekologii. Napisał wiele prac nt. ginekologii i położnictwa, jest redaktorem i współautorem czterech podręczników. Obecnie pełni funkcję dyrektora szpitala ginekologiczno-położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie.

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Piotrowski: duchowni byli ostoją polskości

2024-04-29 11:42

[ TEMATY ]

bp Jan Piotrowski

duchowni

archiwum Ryszard Wyszyński

Odsłonięcie i poświęcenie pamiątkowej tablicy przy ścianie śmierci - z nazwiskami kilkunastu duchownych katolickich, którzy zginęli w obozie Gross- Rosen w Rogoźnicy

Odsłonięcie i poświęcenie pamiątkowej tablicy przy ścianie śmierci - z nazwiskami kilkunastu duchownych katolickich, którzy zginęli w obozie Gross- Rosen w Rogoźnicy

Duchowni byli ostoją polskości, co uniemożliwiało skuteczne wyniszczenie narodu, zgodnie z niemieckim planem - mówił dzisiaj w kieleckiej bazylice bp Jan Piotrowski, sprawując Mszę św. przy ołtarzu Matki Bożej Łaskawej, z okazji Narodowego Dnia Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego.

- To duchowni, według Niemców, byli grupą niezwykle niebezpieczną, ponieważ poprzez swoją pracę duszpasterską wspierali wszystkich Polaków - podkreślał biskup w homilii. - Od początku wojny byli wyłapywani, torturowani, niszczeni i mordowani - dodał. Jak zauważył, „sakramentalne kapłaństwo było dla Niemców, Rosjan, a potem komunistów znakiem sprzeciwu”.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: zaproszenie na uroczystość Królowej Polski

2024-04-29 12:48

[ TEMATY ]

Jasna Góra

uroczystość NMP Królowej Polski

Karol Porwich/Niedziela

Na Maryję jako tę, która jest doskonale wolną, bo doskonale kochającą, wolną od grzechu wskazuje o. Samuel Pacholski. Przeor Jasnej Góry zaprasza na uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski 3 maja. Podkreśla, że Jasna Góra jest miejscem, które rodzi nas do wiary, daje nadzieję, uczy miłości, a o tym świadczą ścieżki wydeptane przez miliony pielgrzymów. Zachęca, by pozwolić się wprowadzać Maryi w przestrzeń, w której uczymy się ufać Bogu i „wierzymy, że w oparciu o tę ufność nie ma dla nas śmiertelnych zagrożeń, śmiertelnych zagrożeń dla naszej wolności”.

- Żyjemy w czasach, kiedy nasza wspólnota narodowa jest bardzo podzielona. Myślę, że główny kryzys to kryzys wiary, który dotyka tych, którzy nominalnie są chrześcijanami, są katolikami. To ten kryzys generuje wszystkie inne wątpliwości. Trudno, by ci, którzy nie przeżywają wiary Kościoła, nie widząc naszego świadectwa, byli przekonani do naszych, modne słowo, „projektów”. To jest ciągle wołanie o rozwój wiary, o odrodzenie moralne osobiste i społeczne, bo bez tego nie będziemy wiarygodni i przekonujący - zauważa przeor. Jak wyjaśnia, jedną z głównych intencji zanoszonych do Maryi Królowej Polski będzie modlitwa o pokój, o dobre decyzje dla światowych przywódców i „byśmy zawsze potrafili budować relacje, w których jesteśmy gotowi na dialog, także z tymi, których nie rozumiemy”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję