Reklama

Niedziela Wrocławska

Spacer z Edytą Stein

[ TEMATY ]

św. Edyta Stein

Agnieszka Bugała

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pytałem rodziców, kto to był. Ojciec wiedział tylko tyle, że zginęła w Oświęcimiu. Kiedy przyjechałem do Polski, dowiedziałem się, że Edyta, gdy poznała Romana Ingardena, zaczęła uczyć się polskiego. Ja też chciałem się uczyć. Śledząc jej biografię, jako Niemiec, napotkałem na wiele wspólnego - mówi Björn Bollmann.

Tu urodziła się Edyta

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Rynek, stolik w „Witamince”, rozkładamy mapy. Pójdziemy najpierw tu, od ul. Włodkowica i synagogi „Pod Białym Bocianem” zbudowanej w 1824 r. - palec Björna zaznacza omawiane miejsce. To była synagoga dla postępowych Żydów. Kiedy ten prąd się rozwinął, przeniesiono ją na ul. Łąkową - mówi Björn - ta się zwolniła i wtedy przejęli ją ortodoksyjni Żydzi, tacy jak matka Edyty, Augusta. Bo Steinowie przybyli tu z Górnego Śląska - Gliwic i Lublińca, dodaje Andrzej Kofluk. Ale przecież gdy Steinowie przyjechali do Wrocławia, to nie zamieszkali od razu na Nowowiejskiej - wtrącam. Nie, zamieszkali przy ul. Dubois - tłumaczy Kofluk, wtedy Węglowej. I tam właśnie urodziła się Edyta. Tego domu dziś nie ma, na jego miejscu stoi tzw. plomba. Kiedy zmarł ojciec, status się obniżył i nie było ich stać na takie mieszkanie. Rodzina przeniosła się na ul. Kurkową. Matka dbała o rodzinny interes, była energiczna, zdecydowana. Dziś powiedzielibyśmy, że rozkręciła biznes - uśmiecha się Björn. Sprawiła, że rodzina szybko odrobiła finansowe zaległości. Dlatego znów przeprowadzka, tym razem na ul. Myśliwską. Edyta wtedy miała ok. pięciu lat.

Nowy adres

Palec sunie po mapie i jesteśmy już w innym miejscu. Kiedy mieszkali na Myśliwskiej, Edyta już rejestrowała pewne fakty - to okres, z którego pochodzą pierwsze jej wspomnienia.

Matka miała swój interes na ul. Niemcewicza, wcześniej skład węgla mieścił się nad Odrą. Sąsiad przy Niemcewicza nie był zbyt miły dla Augusty - wspomina Kofluk - zaryglował furtkę, przez którą przechodziła do swego zakładu. Aby nie okrążać całego kwadratu kamienic, Augusta przechodziła przez płot. Już w tym czasie objawiły się niezwykłe zdolności Edyty. - „Ta mądra Edyta”, mówiono - to bolesne wspomnienie z dzieciństwa, choć dziś się do niego uśmiechamy. Dokąd dalej? Na Pobożnego. Znów przeprowadzka, niby w pobliże Myśliwskiej, ale jednak zmiana. Rodzina zamieszkała na parterze domu przy ul. Henryka Pobożnego - ten budynek stoi do dziś. Z tamtego miejsca przenieśli się na Roosvelta i dopiero stamtąd na Nowowiejską. Jednak nie od razu tam przejdziemy, musimy połączyć zwiedzanie z topograficzną bliskością miejsc - tłumaczy Kofluk. Musimy się cofnąć - z pl. Solnego na pl. Nankiera, pod budynek vis á vis kościoła św. Macieja - róg Nankiera i Szewskiej. To tu Edyta zaczęła się uczyć. To też szkoła, w której Edyta przeżyła kryzys, bo...nie chciała się uczyć. Ten paradoks jej osobowości, upór - zapala się Björn - najpierw chciała iść do szkoły wcześniej, razem z Erną, a potem nagle jej się odechciało. Który rodzic daje radę z takim dzieckiem? Niedaleko pałacu Książąt Opolskich znajduje się tablica upamiętniająca Angelusa Silesiusa. To człowiek, który przeszedł z protestantyzmu na katolicyzm - łączą ich zbieżności, był zafascynowany mistyką, tak, jak później Edyta.

Reklama

Opowieść trochę nam się wymyka i płynie leniwie swoim rytmem. Zdaję sobie sprawę, że nie da się odtworzyć ani tamtej atmosfery, ani rzeczywistości. Da się tylko obudzić świadomość, że ona tutaj była, tu mieszkała, te miejsca lubiła bardziej, o tych opowiadała po latach.

Czas szkoły, czas studiowania

Edyta spacerowała po okolicy pl. Nankiera - wtrąca pan Andrzej - we wspomnieniach możemy przeczytać o spacerach pod klasztorem Urszulanek.

A może o roku 1911 r., kiedy zdała maturę?...Björn to już jest inne miejsce - porządkuje opowieść Kofluk, to ul. Poniatowskiego, wtedy przeniosło się tam gimnazjum im. Wiktorii. Ale do 1909 r., w okresie pobierania pierwszych nauk, Edyta chodziła na ul. Nankiera. Stamtąd wędrujemy pod Uniwersytet. To tu były studia z germanistyki, psychologii, historii i filozofii. Szerokie parapety, zapatrzenie na most Uniwersytecki - to wszystko w tym gmachu się działo. Spod Uniwersytetu pójdziemy mostem Uniwersyteckim na Dubois, czyli pod pierwszy adres zamieszkania Steinów we Wrocławiu. Potem na Myśliwską - mówi Kofluk.

Reklama


Pochyleni nad mapą „przechodzimy” przez pl. Świętego Macieja, ul. Henryka Pobożnego. Tam w pobliżu jest kościół pw. 11 Tysięcy Dziewic - mówi Björn - obecnie św. Józefa przy ul. Ołbińskiej. To też ciekawa historia. Niech pani sobie wyobrazi - uśmiecha się Kofluk - Kościół był wybudowany dla protestantów. Jej rodzina, przez cały czas, nawet przeprowadzając się, wciąż mieszkała na terenie tej parafii. Bo i Myśliwska, i Henryka Pobożnego i Roosvelta, to są ulice na terenie obecnej parafii karmelitańskiej. Nawet jej szkoła, obecne I LO, a wtedy budynek szkoły im. Wiktorii, to też teren tej parafii. Można wysnuć tezę, że to nie przypadek, że miejsca, na których mieszkała przyszła karmelitanka, Święta Kościoła, przypadły właśnie parafii karmelitańskiej. Karmelitanie przyszli tu w 1945 r., a więc trzy lata po śmierci Edyty.

Ale w niebie różne rzeczy wiedzą, więc może to nie przypadek?

Trudne wybory

Uporządkujmy. Do synagogi chodziły Pod Białego Bociana. Augusta chodziła sama, a dzieci po nią przychodziły. To była specyficzna rodzina, nie było bezczynności, każdy musiał coś robić. Tam była wolność - pozwalano na wiele, ale gdy Edyta nie chciała się uczyć, pojechała do Hamburga pomagać siostrze - nie mogła w tym swoim buncie nic nie robić.

W czasie studiów poznała we Freiburgu rodzinę Reinachów. Porozumiewali się w sposób niezwykły, istniała między nimi wyjątkowa więź. To dzięki nim Edyta rozpoczęła ten proces przemiany serca - głos Björna płynie nad mapą. - Edyta powiedziała Bogu „nie” i matka w jakiś sposób na to przystała, chociaż sama była osobą bardzo wierzącą. Wyobraźmy sobie dziś taką sytuację: dziecko nagle nie chce chodzić do kościoła. Co robią rodzice? Augusta na pewno przeżywała w sercu wielki dramat, ale pozwoliła Edycie dokonywać wyborów. Tu trzeba zrozumieć matkę - żydówkę - wtrąca pan Andrzej - jej ukochane dziecko rusza w drogę, zupełnie dla matki niezrozumiałą.

Uderzyć w stein

Na tamte lata była to bardzo nowoczesna szkoła. To właśnie w tamtym budynku padło to słynne zdanie: Uderz w kamień (niem. stein), a wytryśnie mądrość - przypomina Björn.

Róg Nowowiejskiej i Wyszyńskiego

Reklama

Ważny na tym szlaku jest kościół św. Michała Archanioła. Kaplica w kościele została poświęcona Edycie przez kard. Gulbinowicza w stulecie jej urodzin. Trzy rzeczy są w niej ważne: rzeźba otwartej księgi, wykonana przez Alfredę Poznańską, ufundowane przez parafię w Spirze witraże i obraz symbolizujący wizję i urzeczywistnienie wiary Edyty. I wspomnienia. Gdy przyjeżdżała do domu po przejściu na katolicyzm, właśnie na Nowowiejską (bo od 1910 r. tam mieszkali), chodziła do św. Michała, tam się modliła. Ostatni raz, gdy szła do Karmelu, też była w tym kościele. Choć nie ma pewności, że to był naprawdę ostatni jej pobyt we Wrocławiu, bo istnieją przesłanki ku temu, że była tu jeszcze w 1942 r., w drodze do Oświęcimia - opowiada Kofluk.

Ale po raz ostatni była tu w 1933 r. i była w kościele św. Michała przed podróżą do Kolonii. Potem szła na przystanek tramwajowy i patrzyła na dom rodzinny. W oknie stała matka Augusta. Mama nie pomachała do niej ręką. Choć wcześniej czule się pożegnały. Wsiadała na tym samym przystanku, który istnieje do dziś: róg Nowowiejskiej i Wyszyńskiego. Naprawdę był tam ten sam przystanek? - pytam z niedowierzaniem. Mam starą mapę, sprzed wojny, przystanek wtedy też tam był, sprawdzałem - kiwa głową Björn.

Trzeba pamiętać

Dokąd jeszcze? Spod kościoła św. Michała już na Nowowiejską 38, to ostatni punkt wyprawy, ale myślami można powędrować jeszcze na groby rodziców Edyty, którzy leżą na Ślężnej. Ich groby są odrębne. Ojciec zmarł dużo wcześniej, matki nie pochowano na mężu. I jeszcze Szpital Wszystkich Świętych, dziś szpital im. Babińskiego - tam trasa naszej wycieczki też nie prowadzi, ale są tam ślady Edyty. W tym szpitalu odbyła praktykę przed swoją pracą w charakterze pielęgniarki, którą podjęła na Morawach. Tam z dużą miłością podchodziła do drugiego człowieka. Tam uczyła się empatii - to miało wpływ na resztę jej życia. A o czym trzeba pamiętać idąc po śladach Edyty? Trzeba pamiętać o naszych tożsamościach - mówi Kofluk - polskiej, niemieckiej, żydowskiej. Dodawanie do wspólnego skarbca i czerpanie z niego. Każdy ma prawo do wolności w mówieniu o swoim, ale jednocześnie szanując siebie szanować innych. To przesłanie Edyty. To pomost, to łącznik. Wrocław chce być takim tyglem. I jest nim. Opowiadając o Edycie pokazuje jak w praktyce można to realizować. Ona naprawdę jest symbolem i wizytówką miasta.

2018-08-09 12:06

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Co nam pozostało po Edycie Stein?

Niedziela wrocławska 31/2018, str. I

[ TEMATY ]

św. Edyta Stein

Towarzystwo im. Edyty Stein

Edyta Stein jako wykładowca, 1931 r.

Edyta Stein jako wykładowca, 1931 r.

Chylimy głęboko głowy przed świadectwem życia i śmierci Edyty Stein, wybitnej córki Izraela i jednocześnie córki Zakonu Karmelitanek, siostry Teresy Benedykty od Krzyża, osobowości, która w swoim bogatym życiu jednoczy w sobie dramatyczną syntezę naszego stulecia. Syntezę historii pełnej głębokich ran, które nadal sprawiają ból… i jednocześnie syntezę pełnej prawdy o człowieku, w sercu, które tak długo nie znalazło spokoju i spełnienia, aż w końcu odnalazło spokój w Bogu” – powiedział Jan Paweł II w czasie beatyfikacji Edyty Stein 1 maja 1987 r. w Kolonii. 11 października 1998 r. błogosławiona została kanonizowana, a rok później Papież ogłosił ją patronką Europy.

CZYTAJ DALEJ

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Ks. Węgrzyniak: miłość owocna i radosna dzięki wzajemności

2024-05-04 17:05

Archiwum ks. Wojciecha Węgrzyniaka

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Najważniejszym przykazaniem jest miłość, ale bez wzajemności miłość nigdy nie będzie ani owocna, ani radosna - mówi biblista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak w komentarzu dla Vatican News - Radia Watykańskiego do Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej 5 maja.

Ks. Węgrzyniak wskazuje na „wzajemność" jako słowo klucz do zrozumienia Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej. Podkreśla, że wydaje się ono ważniejsze niż „miłość" dla właściwego zrozumienia fragmentu Ewangelii św. Jana z tej niedzieli. „W piekle ludzie również są kochani przez Pana Boga, ale jeżeli cierpią, to dlatego, że tej miłości nie odwzajemniają” - zaznacza biblista.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję