Reklama

Ludobójstwo Polaków na Kresach

Nie z chęci zemsty, lecz przez szacunek dla prawdy

Jedną z wielu przemilczanych kart z najnowszej historii Polski jest tragedia, która dotknęła Polaków - mieszkańców południowo-wschodnich Kresów II Rzeczypospolitej. Tzw. rzeź wołyńska to pojęcie nieznane przeciętnemu Polakowi. Ponure wypadki, które miały miejsce w latach 1939-45 na terenie województw łuckiego, tarnopolskiego, stanisławowskiego i lwowskiego, pozostały owiane mgłą milczenia zarówno w okresie PRL-u, jak i - co musi budzić zastanowienie - po roku 1989, kiedy, wydawałoby się, zaistniały dogodne warunki do wydobycia prawdy na jaw. Zamiast tego jesteśmy raczeni przez większość mediów eufemizmami typu „wypadki na Wołyniu”, „konflikt polsko-ukraiński”, „antypolska akcja”, „tragedia wołyńska”. Nie brak wręcz prób stawiania polskich ofiar na równi z tymi, którzy mordowali ich w imię obłąkanej ideologii.
Ludobójstwo Polaków na Kresach było przedmiotem sesji popularnonaukowej, zorganizowanej 24 października br. przez Stowarzyszenie Upamiętnienia Zbrodni Ofiar Ukraińskich Nacjonalistów oraz Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. W auli Centrum Kształcenia Ustawicznego w Toruniu zgromadziło się duże grono osób zainteresowanych tą tematyką; wśród nich - wielu naocznych świadków tamtych wydarzeń. Główny wykład wygłosiła Ewa Siemaszko, współautorka (z ojcem, prof. Włodzimierzem Siemaszko) monumentalnej pracy pt. „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-45”.

Niedziela toruńska 49/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Po I wojnie światowej Ukraina, w odróżnieniu od Polski, Litwy, Łotwy czy Estonii, nie zdołała „wybić się na niepodległość”, a ziemie zamieszkałe przez Ukraińców zostały rozdzielone między Rosję Radziecką i Polskę. Ich los był diametralnie różny. Mieszkańcy Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej rychło doświadczyli na własnej skórze „dobrodziejstw” komunizmu. Największą tragedię przyniósł im wywołany sztucznie, na rozkaz Stalina, wielki głód (1932-33), który według szacunków pochłonął 6-8 mln śmiertelnych ofiar. Demokratyczna II Rzeczpospolita, mimo wszelkich przypadków naruszania sprawiedliwości społecznej, oferowała swym ukraińskim obywatelom o wiele więcej praw, tolerując - a przynajmniej nie dążąc do zniszczenia za wszelką cenę - pojawiające się licznie organizacje o zabarwieniu nacjonalistycznym i separatystycznym.
Wśród tych ostatnich czołową rolę odgrywała OUN - Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, stawiająca sobie za cel wywalczenie niepodległości jednolitej narodowościowo Ukrainy. Jej przywódcy wzywali do bezlitosnego fizycznego likwidowania nie-Ukraińców, czyli - mówiąc wprost - do wymordowania miejscowych Polaków i Żydów.
Wprowadzenie tych planów w czyn nastąpiło w okresie II wojny światowej. Eksterminacja Żydów została dokonana w latach 1939-41, a nacjonalistom ukraińskim przypadła w niej rola pomocnicza, gdyż pierwsze skrzypce grali tu Niemcy. Natomiast sprawcami rzezi Polaków, do której doszło na tych terenach w latach 1939-45, byli ich ukraińscy sąsiedzi. W pierwszym okresie (1939-42) napady miały charakter indywidualny, wybiórczy. Liczbę ich ofiar szacuje się na ok. 5 tys. osób, w znacznej mierze liderów polskiej społeczności. W 1943 r. OUN i jej zbrojne ramię - Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) rozpoczęły działania na wielką skalę, angażując do nich cywilną ludność ukraińską. Apogeum mordów przypadło na lipiec 1943 r. (Wołyń) oraz kwiecień - czerwiec 1944 r. (Małopolska Wschodnia). Według najostrożniejszych szacunków (zapewne znacznie zaniżonych) przyniosły one śmierć co najmniej 120 tys. tamtejszych Polaków. Fizycznej likwidacji ulegały całe wsie. Symbolem tych wydarzeń była niedziela 11 lipca 1943 r., kiedy w wyniku ściśle zaplanowanej akcji Ukraińcy wymordowali 10 tys. Polaków i spalili doszczętnie 130 polskich wsi.
Napastnicy dokonywali napadów zazwyczaj nocą. Podchodzili cicho pod polskie miejscowości, otaczali je kordonem strzelców, a następnie wkraczali do poszczególnych gospodarstw i domostw. Większość ofiar była mordowana przy użyciu narzędzi gospodarskich - wideł, siekier, łopat, noży itp. - i z nieopisanym okrucieństwem. Ci, którzy ginęli bez tortur, mogli się uważać za szczęśliwców. Wykłuwanie oczu, wyrywanie języków, rąk, nóg, przerzynanie piłą na pół (przytoczony został przypadek przerzynania głowy, któremu towarzyszyło urąganie: „Masz Polskę od morza do morza”), przybijanie do wrót, uderzanie główkami dzieci o ścianę, „sadzanie” dzieci na sztachety, gwałty na kobietach - to tylko próbka ponurego rejestru tortur zadawanych polskim ofiarom. Badacze - na podstawie relacji świadków - wyróżnili ponad 300 rodzajów zadawanych tortur! W wielu przypadkach Polaków spędzano do budynków gospodarczych, które podpalano. Niejednokrotnie napastnicy podpalali kościoły, w których odbywały się nabożeństwa (w kilku przypadkach były to Msze św. pierwszokomunijne).
Wbrew temu, co głosi propaganda ukraińska, a polska niekiedy powtarza - napady nastąpiły bez uprzedzenia (odezwa OUN wzywająca Polaków do opuszczania gospodarstw i przenoszenia się za rzekę San, sama w sobie bezprawna, została wydana - na wszelki wypadek, dla uniknięcia odpowiedzialności karnej po wojnie - dopiero w listopadzie 1943 r. i nie dotarła do ludności polskiej).
- Podczas II wojny światowej - podkreśliła Ewa Siemaszko - Polacy byli ofiarami trzech ludobójstw: niemieckiego, sowieckiego i ukraińskiego. To ostatnie jest uporczywie przemilczane lub negowane przez stronę ukraińską i znaczną część przedstawicieli polskiego życia publicznego. Tymczasem rzeź Polaków na Kresach nosi wszelkie cechy ludobójstwa i wyczerpuje całkowicie definicję tej zbrodni, zawartą w Konwencji ONZ z 9 grudnia 1948 r.
O ludobójczym charakterze zbrodni nacjonalistów ukraińskich świadczy szereg faktów:
1. Napastnicy dążyli do całkowitego wymordowania Polaków, którzy ginęli bez względu na płeć i wiek.
2. Było ono dokonywane z niebywałym okrucieństwem - Polacy mieli nie tylko umrzeć, lecz także poczuć, że umierają; towarzyszący mordom sadyzm był bezprzykładny i powszechny.
3. W zbrodnię zaangażowane były szerokie kręgi ludności ukraińskiej; nie tylko bojowcy z UPA, lecz również chłopi na co dzień zajmujący się uprawą roli, kobiety, wyrostki, dzieci, a nawet pewna liczba duchownych prawosławnych i unickich.
4. Eksterminacji - w całości lub w części polskiej - podlegały również rodziny mieszane, w których „została zepsuta ukraińska krew”. Na porządku dziennym były zabójstwa polskich członków rodziny z rąk ich najbliższych pochodzenia ukraińskiego, którzy w ten sposób naprawiali swój „życiowy błąd”. 5. Mordercami byli sąsiedzi nie zważający na doznane wcześniej dobrodziejstwa, przekreślający całe lata zgodnego współżycia. 6. Mordowaniu towarzyszyło unicestwianie materialnych śladów polskiej obecności na tych terenach, przygotowujące utworzenie niepodległej Ukrainy.

Dopełnieniem sesji była uroczystość w kościele św. Jakuba. Podczas Mszy św., której przewodniczył proboszcz ks. prał. Andrzej Wawrzyniak, została tam odsłonięta tablica poświęcona ofiarom ludobójstwa na Kresach. Wmurowano ją naprzeciw innej, upamiętniającej fakt, że w krypcie świątyni pochowany jest ordynariusz łucki, bp Piotr Adolf Szelążek, wygnaniec z Kresów, zmarły w 1950 r. w Zamku Bierzgłowskim (podczas sesji postać tę przybliżył wykład dr. Waldemara Rozynkowskiego z UMK).
Homilię wygłosił ks. kan. Krzysztof Stanowicz, proboszcz parafii św. Wojciecha w Złotorii. Urodzony na Kresach w roku, na który przypadło apogeum zbrodni ukraińskich, cudem ocalał wraz z rodzicami i rodzeństwem. „Modliłam się wieczorem, aby przeżyć noc; modliłam się rano, aby przeżyć dzień” - tak starsza siostra ks. Krzysztofa wspomina tamten czas, w którym okrutna, bestialsko zadana śmierć, mogła przyjść znienacka, o każdej porze. Ks. Stanowicz pokazał zebranym w świątyni obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa, przed którym jego rodzina modliła się o przeżycie przed Wielkanocą 1944 r., kiedy Ukraińcy zapowiedzieli „malowanie pisanek polską krwią”...
„Wybaczamy wszystko wszystkim. Zła nie pochwalamy. Ludzi nie osądzamy. Niech ich osądzi Pan - Sędzia, który nie ma względu na osoby” - ten fragment homilii odzwierciedlał ton wypowiedzi, które padły podczas sesji. Świadkowie tamtych tragicznych wydarzeń, choć na całe życie naznaczeni obrazem bestialstw, na które patrzyli, po wojnie zaś zmuszeni do milczenia przez władze PRL, nie pragną zemsty. Nie mogą jednak pogodzić się z sytuacją, w której sprawcy zbrodni nie chcą się przyznać do popełnionego zła czy wręcz poczytują je sobie za powód do chluby. Warunkiem trwałego pojednania polsko-ukraińskiego jest odsłonięcie prawdy o bolesnej przeszłości. A nie da się stanąć w prawdzie, jeśli - w kontekście ludobójstwa Polaków na Kresach - ze strony ukraińskiej nie padną słowa przeprosin jako dowód autentycznego żalu i odcięcia się od zbrodni sprzed 60 lat.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niedziela Palmowa

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.

W ciągu wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha, Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści ( por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także rozważa Jego Mękę. To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka) . Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?). Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje), gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza - Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu, nadziejo nasza!". Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników. Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty w obrzędzie Środy Popielcowej. Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: " Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą - ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej, aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób. A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
CZYTAJ DALEJ

Bądźmy jak Jezus nawet w trudnych chwilach

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Grażyna Kołek

Rozważania do Ewangelii Łk 22, 14 – 23, 56.

Niedziela, 13 kwietnia. Niedziela Palmowa
CZYTAJ DALEJ

Zbrodnia katyńska: kto podjął decyzję i jak przygotowywano się do mordów?

2025-04-13 12:53

[ TEMATY ]

zbrodnia katyńska

ZSRR

polcy jeńcy

pl.wikipedia.org

Decyzja o zbrodni katyńskiej zapadła na najwyższym szczeblu władz ZSRR. Zamordowanie polskich jeńców wojennych oraz przetrzymywanych od agresji na Polskę urzędników, polityków i przedstawicieli inteligencji było następstwem przemyślanych przygotowań, a mechanizm działań przypominał mordy dokonywane przez NKWD w okresie wielkiej czystki.

Zbrodnia katyńska była następstwem dokonanej przez ZSRR wspólnie z Niemcami agresji na Polskę. Od 17 września 1939 r. w ciągu kilkunastu dni Armia Czerwona zajęła terytorium o obszarze około 200 tys. km kw., na którym mieszkało 13 mln osób.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję