Szereg dyskusji w mediach na temat przystąpienia Polski do Unii Europejskiej sprowokowała także we mnie, przeciętnym zjadaczu chleba, próbę uporządkowania własnych przemyśleń na ten temat. Docierające
z różnych stron opinie i wypowiedzi mogą bowiem budzić niejednokrotnie sprzeczne reakcje. Zaczynamy zastanawiać się, czy dzieje się tak z powodu braku rzetelnej i wiarygodnej informacji, czy może ze zwykłej
podejrzliwości i braku zaufania do naszych tzw. elit politycznych oraz coraz większego dystansu wobec spraw, na które nie mamy bezpośredniego wpływu. W sprawie Unii Europejskiej klamka już zapadła, a
o tym, jak będzie naprawdę, przekonamy się już za chwilę, bo po znaczącej dacie 1 maja 2004 r.
Wątpliwości, jakie nękają społeczeństwo polskie, są głównie natury moralnej. Po rozlicznych aferach, jakie od dłuższego czasu ujawniane są w naszym kraju, straciliśmy już rozeznanie, czy reprezentujący
Polskę negocjatorzy są wiarygodni i nie wiemy, czy faktycznie bronią polskiej racji stanu, czy może ponad dobro państwa przedkładają swoje partykularne interesy. Niestety, w tym niezwykle ważnym dla naszej
Ojczyzny momencie, w rządzie mamy sporo osób skompromitowanych. Społeczeństwo jest zmęczone i rozgoryczone nie mającymi końca: korupcją, kumoterstwem i nadużywaniem władzy.
Wbrew jednak temu, co dzieje się w naszym rządzie i sejmie, uważam, że jako naród mamy wiele wartości, które mogą stanowić ważny wkład do Unii Europejskiej. I my też możemy na tym związku skorzystać.
Unia może stać się szansą dla polskiej wsi i małych miejscowości, które są obecnie w opłakanej sytuacji i gdzie bezrobocie przybiera przerażające rozmiary. Przystępując do UE, nie możemy jednak być zmuszani
do rezygnacji z własnych wartości i przywiązania do polskiej tradycji religijnej i narodowej. Tak naprawdę jesteśmy w Europie od ponad 1000 lat (jeśliby za początek tego związku przyjąć chrzest Mieszka
I). Choć miewaliśmy jako naród okresy słabości i upadku obyczajów, to przecież niejednokrotnie pokazywaliśmy drogę ku bardziej ludzkiemu, chrześcijańskiemu światu i społeczeństwu; przykładem są słusznie
dawniej uroczyście wspominane: unia lubelska, Konstytucja 3 maja czy niemal zapomniany dziś akt konfederacji warszawskiej z 1573 r. Śledząc niezłomność postaw Polaków w wielu dramatycznych momentach
historii Europy (chociażby okres II wojny światowej, a współcześnie - sierpień 1980 r. czy rok 1989), nie ulega wątpliwości, że mamy sporo do zaoferowania i możemy mienić się spadkobiercami
wielu najbardziej chlubnych tradycji kontynentu.
Mamy prawo do jednoznacznego opowiedzenia się w kwestiach spornych moralnie, np. w sprawie aborcji, eutanazji czy klonowania istot ludzkich, do ścisłego rozgraniczenia dobra i zła. Także w sprawie
wychowania i nauczania młodzieży w szkołach, dziś, w wolnej i niepodległej Polsce, jako rodzice mamy sporo do powiedzenia. Możemy przecież dać swoje przyzwolenie lub się przeciwstawić. To my, tu i teraz,
a nie jacyś ludzie w Europie Zachodniej, mamy bezpośredni wpływ na wychowanie polskich dzieci i nie musimy już obawiać się narażenia władzy, jak to było w latach PRL-u. Powinno zależeć nam na dobrym wykształceniu
dzieci i na daniu szansy polskiej młodzieży, by wobec swoich rówieśników z UE nie miała żadnych kompleksów, które, niestety, dotknęły poprzednie pokolenie tylko dlatego, że urodziło się ono po drugiej
stronie „żelaznej kurtyny”.
Jeśli zaczniemy od budowania ładu moralnego we własnych domach, szkołach i w najbliższym otoczeniu, nie powinniśmy obawiać się zagrożeń płynących ze świata zachodniego. Przestępstwa, przemoc i korupcja
dotykają narody zarówno na Zachód, jak i na Wschód od naszych granic. Zbudujmy tylko w naszym kraju taki system porządku publicznego, byśmy sami mogli czuć się bezpiecznie. Nie dajmy się zwieść kolejnym
populistycznym hasłom polityków, którzy myślą tylko o własnej karierze. Dotychczasowy rząd wiele obiecywał, a nie poradził sobie z żadnym problemem, np. reformą finansów publicznych, służby zdrowia, nie
zrobił też nic - co najbardziej bolesne - w sprawie pomocy socjalnej polskim rodzinom wielodzietnym, dotkniętym bezrobociem, które egzystują często na skraju nędzy. Nie może być tak, że stale
rośnie przepaść między warstwą ludzi ubogich (szczególnie na wsiach i w małych miasteczkach, gdzie brak jakichkolwiek perspektyw na uzyskanie pracy), a bogatymi oligarchami, którzy porobili kariery dzięki
politycznym układom. Moralnym obowiązkiem ludzi zamożnych, zwłaszcza w kraju katolickim, powinno być regularne pomaganie biednym i nie jest to żadna wielkopańska łaska, ale zwykła, chrześcijańska powinność.
„Jezus wychowuje nas to tego, byśmy spotykali Go w innych, w pierwszym rzędzie w oszpeconych twarzach biednych” - nawołuje Ojciec Święty.
Uporządkujmy najpierw własne podwórko, a Unia Europejska nie wyda się chyba taka straszna. Mimo wszystko wierzę, że wbrew wszelkim obawom otwiera się przed nami nowa szansa na odegranie ważnej roli
we współczesnym świecie. Świat Zachodu zatęsknił za tradycyjnym porządkiem, który wcześniej uparcie próbował odrzucić. My możemy mu to na powrót zaoferować. W polskich rodzinach przetrwały, na szczęście,
bardzo silne więzi międzypokoleniowe. Osoby starsze stale cieszą się u nas autorytetem i szacunkiem, dzieląc się doświadczeniem życiowym, natomiast młodzież, wychowując się w bliskim kontakcie z dziadkami,
zyskuje wiele, poznając swoje rodzinne korzenie. Nawet różne mody i atrakcje kolorowego, rozkrzyczanego świata (np. świętowanie Halloween czy walentynek) nie są w stanie przyćmić i zdominować w naszym
społeczeństwie tradycyjnego charakteru świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, uroczystości Wszystkich Świętych czy nawet Dnia Matki, Babci i Dziadka. Wystarczy o to zapytać nastolatków, dla których już
dziś owa tradycja stanowi dużą wartość. Spójrzmy także, jak chętnie i masowo na święta przyjeżdżają do kraju wszyscy ziomkowie, mieszkający na co dzień za granicą!
Nie musimy obawiać się unijnej przyszłości pod warunkiem, że w naszym społeczeństwie ugruntujemy ład moralny, a w przyszłości będziemy dokonywać mądrych i przemyślanych wyborów politycznych, młodzieży
zaś damy mocne kręgosłupy etyczne. Przykładem własnego życia i postępowania przypominajmy jej o podstawowych zasadach prawdy i dobra, w myśl Norwidowskiego westchnienia: „(...) Do tych, co mają
tak za tak - nie za nie - / Bez światło-cienia... / Tęskno mi, Panie”.
Ojciec Święty, którego autorytet wznosi się ponad wszystkie głosy, miłośnik cytowanego wyżej poety, niejednokrotnie wypowiadał się, iż pragnie, byśmy budowali wspólną Europę. Któż bardziej, jak nie
Jan Paweł II, życzy naszej Ojczyźnie lepszej, dostatniej i pokojowej przyszłości?
Pomóż w rozwoju naszego portalu