Choroba kojarzy się człowiekowi z bólem i cierpieniem, a czasem także ze śmiercią. Trudno zrozumieć jej sens. Najtrudniej wtedy, gdy choroba dotyka kogoś bliskiego
albo nas samych. Szukamy wówczas ratunku u lekarzy, często w modlitewnym skupieniu czekamy na cud. Niewątpliwie cierpienie jest wielkim doświadczeniem i wielką tajemnicą.
Św. Faustyna w Dzienniczku zanotowała: „Cierpienie jest skarbem największym na ziemi - oczyszcza duszę. W cierpieniu poznajemy, kto jest dla nas prawdziwym przyjacielem.
Prawdziwą miłość mierzy się termometrem cierpień”.
Ogromnie trudna jest miłość w cierpieniu. Jakże często dopiero wtedy dostrzegamy drugiego człowieka i uczymy się go kochać. Trudno jest dawać siebie drugiemu człowiekowi, poświęcać
mu swój czas. O ile łatwiej jest darować mu „coś” niż samego siebie.
Chociaż najbardziej dostrzegamy cierpienie i chorobę fizyczną, to przecież najcięższą chorobą naszych czasów jest brak miłości, a co za tym idzie jest przyczyną naszej
nieumiejętności kochania - odrzucenie Tego, który jest Miłością. Jezus mówi: „Byłem chory, a odwiedziliście mnie” (Mt 25, 36). Nie widzimy w Ewangelii Jezusa
chorego, ale widzimy Go poddanego ogromnym cierpieniom ciała i duszy, wyszydzonego i wzgardzonego, okrutnie pobitego. Któż zatem lepiej niż Jezus rozumie cierpienie chorego człowieka?
Kto pochyla się nad cierpiącym z większą miłością? Kto bierze ludzkie serce, zagubione i obolałe, w swoje święte dłonie i mówi z miłością: „Nie
opuszczę cię, ani nie zostawię”? To On. Ten, który zna słabości człowieka. Zna każde ludzkie serce, słyszy każdy bolesny jęk, widzi każdą wylaną łzę. Cierpliwie pochyla się nad każdym człowiekiem.
Czeka.
Może jest obok ciebie ktoś, kto potrzebuje pomocy twoich rąk, serca, twojego uśmiechu, uwagi? Jezus mówi: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili”
(Mt 25, 40). Dawanie siebie ubogaca człowieka, uczy cierpliwości, pokory, daje radość. Miłość jest trudna, kiedy łączy się z ofiarą, ale dopiero wtedy można dostrzec jej pełny wymiar.
Będąc wolontariuszką, podczas wakacji spotykam się na oazach z chorymi. Dla mnie oazy te to nie tylko czas wspólnego przebywania, ale i dawania siebie, dzielenia się chlebem
i miłością. Przez cały rok czekam na te dwa tygodnie, nosząc w sercu poznanych na oazie ludzi. Dzisiaj dziękuję wam, moi kochani chorzy przyjaciele, za to, że uczycie
mnie i moich kolegów cieszyć się z rzeczy pozornie małych, dostrzegać piękno, a przede wszystkim kochać Boga i bliźniego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu