Reklama

Wigilia w motelu „Chicago star”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jeżeli zdarzy się Wam kiedyś odwiedzić motel „Chicago star” poproście gospodarza, by opowiedział historię, jaka zdarzyła się tam w noc wigilijną wiele lat temu. historia jest prawdziwa, zaręczam, ale właściciel jest człowiekiem humorzastym, więc gdyby przypadkiem nie miał nastroju - to posłuchajcie...
Zima była wtedy wyjątkowo ostra, w telewizji mówiono nawet, że na Florydzie emeryci nosili wełniane skarpety. U nas całymi dniami padał śnieg, by o zmierzchu niepostrzeżenie zamienić się w piekielną zamieć. Na highwayu podmuchy wiatru wytrzymywały jedynie potężne terenówki i tiry. Słupki rtęci raptownie leciały w dół, niektóre dzielnice wyglądały jak ciągnące się po horyzont pola krągłych ośnieżonych pagórków, a centra handlowe poznawało się jedynie po wystających z hałd śniegu neonach. Tamtej nocy powiało jeszcze mocniej, władze zaapelowały, by dzieci i starsi zostali w apartamentach, a ludzie, którzy wyruszyli w podróż, niech znajdą bezpieczną przystań.
Wielu trafiło wtedy do motelu „Chicago star”. Wcześniej ich nowoczesne samochody skapitulowały przed mrozem i zaspami, lądując w przydrożnych rowach. Brnęli więc w śniegu po kolana i przy zawodzeniu północnego wiatru do miejsca, które wydawało im się ciepłą i bezpieczną ziemią obiecaną.
Właściciel motelu nie posiadał się z radości. Hotel stał bowiem na uboczu, za dala od autostrad, tras szybkiego ruchu, czy węzłów komunikacyjnych. Banki stawały się coraz mniej cierpliwe, a klienci coraz rzadsi. Tej nocy miało być inaczej. Cały hol zapełniali podróżni i ich bagaże. Zdenerwowani, źli, wytrąceni ze zwykłego rytmu spraw dopytywali się nerwowo o wolne pokoje, oferowali podwójne, potrójne stawki za przyzwoite, jak mawiali, łóżko w pokoju ze sprawnym kaloryferem. Gdzieś tam w Ameryce czekały na nich: rodzina, znajomi, przyjaciele, choinki ze stosami prezentów, suto zastawione stoły i kolędy z kompaktu. Zamieć stanęła na drodze wielowiekowej tradycji, więc nie byli zachwyceni zmianą planów.
Właściwie nikt nie pamiętał jak i skąd pojawiła się tamta para. Dwoje ludzi znikąd. On - wysoki, szczupły, w ciuchach z secendhaendu, ona - niewielka drobna, kryjąca wielkie oczy za woalem wełnianego szala. Gospodarz nie chciał z nimi rozmawiać. Na pierwszy rzut oka widać było, że to emigranci z jakiegoś dziwnego, dalekiego kraju, o trudnej do zapamiętania nazwie. Tłumaczył się brakiem miejsc, choć na górze stały wolne dwa najlepsze pokoje, czekające na odpowiednich klientów.
- Słuchajcie, przykro mi, ale musicie jechać dalej.
- Nie możemy - tłumaczył mężczyzna. - Rozładował się akumulator w samochodzie, a żona źle się czuje...
Gospodarz nie był człowiekiem podłym, a przynajmniej tak o sobie sądził, teraz musiał jednak być twardy, musiał dobrze skalkulować zysk, co oznaczało - zero współczucia. Biznes is biznes...
- Okey - mruknął - mam taki składzik na narzędzia na tyłach. Nic wielkiego, ale nie wieje i kosztuje parę groszy...
Gdy kiwnęli głowami na znak zgody, wygrzebał z szuflady klucze, skasował cash, wskazał kierunek i niemal wypchnął ich za drzwi. Na jeden moment w gwarnym holu zrobiło się ciszej. Sporo osób obserwowało scenę, nikt jednak nie zareagował, a po chwili gwar i śmiech znów wypełniły lokal.
- Świat jest pełen dobrych okazji - właściciel uśmiechnął się chowając dolary do kieszeni i dziwiąc się własnemu szczęściu.
- Przez rok nie utargowałem tyle co dziś, nie uwierzysz, ale mamy gości nawet w szopie - rzucił w locie żonie biegającej z tacą między stolikami. Kuchnia pracowała pełną parą.
- To tak jak w Biblii - roześmiała się. Nie zrozumiał, więc dodała nerowowo: - No, że nie było dla nich miejsca w gospodzie - wyjaśniła. - Oj, i ktoś odnajął im szopę, rozumiesz?
- Aha. A to nie była grota?
Z radia płynęły piosenki o białym Bożym Narodzeniu, o wracaniu do domu, by pojednać się z bliskimi, o św. Mikołaju, saniach i reniferze z czerwonym nosem. Nikt nie śpiewał, z jakiego powodu całe to zamieszanie.
Dziwna to była noc. Przy jednym stole zasiedli wierzący i niewierzący, biznesmeni i drobni ciułacze, demokraci i republikanie, ekskomunisci i ekssolidarnościowcy, optymiści i rozczarowani. Maluchy licytowały się na gwiazdkowe prezenty, dorośli wiedli przerywane nerwowym śmiechem rozmowy o życiu, przeznaczeniu i planach na najbliższe wakacje. Nikt nie pomyślał o tych dwojgu ze składziku na tyłach motelu, tak jak zazwyczaj nie myśli się o ludziach wyrzuconych poza nawias. W pewnej chwili w rogu sali wybuchła nagła sprzeczka.
- Nonsens, jakie UFO?! - wykrzykiwał starszy pan o wyglądzie profesora. - Przecież to kometa, albo kawałek meteorytu, który po wejściu w naszą...
- Ludzie, chodźcie szybko. Chcecie zobaczyć UFO? - wołał rozradowany sąsiad.
- Proszę pana, ja się na tym znam. Jak mówię, że kometa, to kometa - upierał się profesor.
- Latający spodek bez dwóch zdań! - sąsiad stukał palcem w zamarzająca szybę.
Ludzie tłoczyli się przed oknem chcąc wypatrzyć w zamieci niezwykłe zjawisko.
- Jest, jest - wykrzyknęła nagle młoda kobieta. - Prawdziwa spadająca gwiazda!!!
- Patrycjo, jak pomyślisz teraz życzenie to z pewnością się spełni - pouczała babcia kilkuletnią dziewczynkę.
- Chcę być sławna, jak Britney Spears! - odpaliła rezolutnie mała.
- Zawsze interesował mnie pewien problem natury etycznej - tłumaczył profesor właścicielowi. - Jak współczesny człowiek zareagowałby na widok gwiazdy betlejemskiej, na fakt wcielenia się Boga w istotę ludzką? Mamy wiedzę, technikę, możliwości rozwoju, ale czy mamy intuicję dotyczącą metafizyki?
- Zupełnie niezwykłe zjawisko - dziwił się gospodarz wpatrzony w niebo. - Nie, nie mam zdania, w ogóle nie wiem o czym mówisz...
O świcie śnieg przestał sypać. Mroź jakby zelżał, w powietrzu jasne światło wyostrzyło perspektywę. Wstał piękny poranek Bożego Narodzenia, a pejzaż wokół motelu przypominał świąteczną pocztówkę. Gospodarz, zbrojny w łopatę, odśnieżał podjazd, gdy za winkla wytoczył się sapiąc i prychając stary model forda. Szła ku niemu kobieta, drobna, krucha, otulona wełnianym szalem. Dopiero teraz właściciel zobaczył, że była w zaawansowanej ciąży.
- Dziecko... - szepnął oniemiały. - Dziecko... Przecież mogło się tutaj, w szopie.., o mój Boże...
Buchający parą ford wytoczył się na zaśnieżoną drogę. I odjechał.
Wielu twierdzi, że stary zaczął wtedy płakać. Inni mówili, że biegiem wrócił do motelu i zamknął się na długie godziny w biurze. Kto dziś dojdzie prawdy? Jednak jeżeli będziecie kiedyś przejazdem w motelu „Chicago star” zapytajcie o tamtą noc, może wam się poszczęści. Jeśli nie - wiecie jak było...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Stanisław Dziwisz kończy 85 lat

2024-04-26 23:45

[ TEMATY ]

kard. Stanisław Dziwisz

Karol Porwich/Niedziela

Kard. Stanisław Dziwisz był przez 39 lat najbliższym współpracownikiem Karola Wojtyły, najpierw jako sekretarz arcybiskupa krakowskiego, a następnie osobisty sekretarz Ojca Świętego. Jako metropolita krakowski w latach 2005 – 2016 pełnił rolę strażnika pamięci Jana Pawła II i inicjatora wielu dzieł jemu poświęconych. Zwieńczeniem jego posługi była organizacja Światowych Dni Młodzieży Kraków 2016, które zgromadziły 2, 5 mln młodych z całego świata.

W Rabie Wyżnej i w Krakowie

CZYTAJ DALEJ

Jaworzyna Śląska. Ostatnie pożegnanie Tadeusza Papierza, taty ks. Krzysztofa

2024-04-27 15:48

[ TEMATY ]

bp Marek Mendyk

Jaworzyna Śląska

ks. Krzysztof Papierz

pogrzeb taty kapłana

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

Proboszcz parafii św. Jakuba Apostoła w Ścinawce Dolnej wraz z najbliższą rodziną i zaprzyjaźnionymi kapłanami odprowadził swojego ojca Tadeusza na miejsce spoczynku.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się w sobotę 27 kwietnia w kościele św. Józefa Oblubieńca NMP w Jaworzynie Śląskiej. Mszy świętej przewodniczył bp Marek Mendyk. W modlitwie i żałobie ks. Krzysztofowi towarzyszyła nie tylko rodzina i kapłani, ale także siostry zakonne oraz wierni, którzy przybyli z parafii, gdzie posługiwał syn zmarłego: ze Świebodzic, Strzegomia i Ścinawki Dolnej.

CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: Motocyklowy Zjazd Gwiaździsty do Częstochowy - po raz dwunasty

2024-04-28 15:17

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Karol Porwich/Niedziela

Na Jasnej Górze odbył się zjazd zorganizowany po raz dwunasty przez Stowarzyszenie Motocyklowy Zjazd Gwiaździsty do Częstochowy. Odwołuje się ono tradycji przedwojennych regionu. To druga grupa, która rozpoczęła w kwietniu sezon w częstochowskim sanktuarium. Zjazd wpisujący się w obchodzoną dziś XVIII Ogólnopolską Niedzielę Modlitw za Kierowców był czasem prośby o wzajemny szacunek na drodze i szczęśliwe powroty do domu dla motocyklistów i wszystkich użytkowników dróg.

W zjeździe uczestniczyli motocykliści z całej Polski. Marta Fawroska-Sroka z Będzina jeździ z mężem. Jak przyznaje, choć na początku odnosiła się z rezerwą do pasji małżonka, dziś nie wyobraża sobie życia bez wspólnych wypraw. - Co roku jeździmy na rozpoczęcie sezonu na Jasną Górę, bo Jasna Góra to nasza duma narodowa. Modlimy się rozpoczynając kolejny etap motocyklowej przygody - wyjaśnia uczestniczka motocyklowego spotkania. Motocyklowa pasja staje się wśród kobiet coraz popularniejsza.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję