Brytyjczycy za miesiąc będą mieli referendum ws. dalszego członkostwa w Unii Europejskiej. Nie od dziś wiadomo, że nastroje wyspiarzy są zmienne i nie chcą, by Bruksela wtrącała się w ich politykę wewnętrzną, bo zawsze wysoko cenili sobie suwerenność. Dlatego też zachowania Komisji Europejskiej niemal w przededniu referendum daje wiele do myślenia.
Ostatnie poczynania wiceszefa Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa mogą świadczyć o tym, że ten doświadczony Komisarz nie wie co robi, albo doskonale wie i robi to celowo. Wówczas na cały konflikt Komisji Europejskiej z Polską trzeba patrzeć z zupełnie innej perspektywy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
David Cameron wielokrotnie stawał w obronie Polski. Mówił, że Warszawa sama powinna decydować we własnych sprawach. Podobnie mówią jego partyjni koledzy zasiadający w europarlamentarnej frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, która od wielu lat jest w koalicji z deputowanymi Prawa i Sprawiedliwości. Im częściej Londyn mówił w ostatnich miesiącach o prawie do samostanowienia, tym KE mocniej naciskała Polskę, ale także inne kraje Unii Europejskiej.
Reklama
Na początku maja Komisja Europejska przyjęła projekt karania państw członkowskich, które nie chcą przyjmować imigrantów. Za każdego z nich takie kraje jak Polska miałyby zapłacić 250 tys. euro, czyli ponad 1 milion złotych za osobę. Tak postawiona sprawa jest jawnym ograniczaniem suwerenności, która w prosty sposób mogłaby zrujnować budżety krajów niechętnych polityce imigracyjnej Brukseli. Desperacie kroki Komisji Europejskiej w tym względzie, nie są niczym innym, jak próbą wyjścia z kryzysu, do którego doprowadziła nieodpowiedzialna polityka Angeli Merkel.
Kilka dni temu Premier Wielkiej Brytanii David Cameron powiedział wyraźnie, że nie można stawiać pod ścianą państw członkowski UE. Co robi w tym czasie Komisja Europejska? Ogłasza ultimatum ws. Trybunału Konstytucyjnego dla Polski na 23 maja, czyli dokładnie na miesiąc przed referendum w Wielkiej Brytanii. Takie kroki Brukseli mogą świadczyć tylko o jednym - unijni komisarze głosami Brytyjczyków chcą pozbyć się ich z Unii Europejskiej. Robią bardzo wiele, aby zniechęcić ich do pozostania w Unii. W tej perspektywie Polska jest tylko drugoplanową figurą w szachowej rozgrywce. Jeśli Frans Timmermans chciałby tylko wesprzeć swoich politycznych kolegów, którzy nad Wisłą są obecnie w opozycji, to powinien działać ostrożnie, aby nie zrazić do Brukseli ludzi glosujących nad Tamizą. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że KE zamierza w najbliższych tygodniach kolejny raz postawić Warszawę do kąta.
Reklama
Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej będzie oznaczało, że Polska straci ważnego koalicjanta w europarlamencie, ale także przetrącona zostanie cała koalicja eurorelistów, którzy chcą wspólnoty niepodległych państw, a nie jednego superpaństwa, na którego czele staną Niemcy. Taka wizja przyszłości Unii Europejskiej mogłaby zburzyć stary układ sił w Europie, gdzie panowała równowaga pomiędzy Berlinem, Paryżem i Londynem. Niebawem może okazać się, że jedyną realną siłą na kontynencie będzie Berlin, który podporządkuje sobie wszystkie pozostałe stolice Unii Europejskiej. W tej perspektywie warto przypomnieć sobie politykę nieżyjącej już Margaret Thatcher, która na początku lat 90. niechętnym okiem patrzyła na jednoczenie się wschodnich i zachodnich Niemiec. Już wtedy twierdziła, że zaburzy to równowagę sił w Europie. W ostatnich latach, gdy obserwujemy, jak Berlin coraz sprawniej zarządza wspólnotą poprzez unijnych komisarzy, przekonujemy się, że Thatcher miała rację. Teraz zobaczymy, czy dominacja Niemiec będzie się pogłębiać.
Wiele jednak zależy od dalszych kroków Fransa Timmermansa i całej Komisji Europejskiej względem państw członkowskich, które mają obiekcję wobec polityki narzucanej z Brukseli. Jeżeli twarde działania względem m. in. Polski będą się w najbliższych tygodniach nasilać, to znaczy, że Bruksela na serio chce pozbyć się z unijnego pokładu Wielkiej Brytanii.