Reklama

Nnie jestem samotnikiem

Komory, to archipelag położony na Oceanie Indyjskim między wschodnim wybrzeżem Afryki (Mozambik) i północnymi krańcami Madagaskaru. Składa się z czterech wysp: Wielka Komora (Ngazidja), Anjouan (Ndzuani), Moheli (Mwali) i Mayotte (Mahore). Wyspy te rozciągają się na przestrzeni ok. 400 km, z północnego zachodu na południowy wschód. Trzy pierwsze, a więc Ngazidja, Mwali i Ndzuani, opowiedziały się w referendum z 1975 r. za utworzeniem niepodległego państwa i od tego czasu stanowią Federalną Republikę Islamicką Komorów, o powierzchni 2.170 km2. Czwarta wyspa, Mayotte, jest francuskim terytorium zamorskim, a więc terytorium pod protektoratem francuskim i nie należy politycznie do państwa Komorów. Stolicą Islamskiej Republiki Komorów jest Moroni, leżące na zachodnim wybrzeżu największej wyspy Ngazidja, u podnóża wulkanu Kartala (2.381 m. n. p. m.) Stolicę zamieszkuje ok. 20-25 tys. ludzi.

Niedziela w Chicago 41/2003

Kraj to piękny, jednak doskwiera samotność

Kraj to piękny, jednak doskwiera samotność

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

*

Wyspa pachnąca

Reklama

Cała Republika Islamicka Komorów liczy sobie ok. 600 tys. ludności i jest jednym z krajów o największym przyroście naturalnym na świecie, wynoszącym 3,55 %. Ludność wysp, a właściwie islamickiego państwa, jest w stu procentach muzułmańska, choć pochodzenia mieszanego. Komory zasiedlane były wielokrotnie już od VII-VIII wieku przez Afrykanów (głównie z Mozambiku), Malgaszów z pobliskiego Madagaskaru, a od IX-X wieku przez Arabów, którzy płynąc na południe wzdłuż wybrzeży Afryki, kolonizowali Afrykę wschodnią, m.in. także Komory. Pierwsi Europejczycy przybyli tutaj w XVI wieku i zastali już dobrze zorganizowaną społeczność arabską.
Do dzisiaj zresztą największe wpływy ma tutaj kultura islamu. Językami urzędowymi są: arabski (używany głównie w meczetach) i francuski (używany w biurach, szkołach i sklepach), ale ludność w znacznej części mówi językiem komoryjskim, zwanym singazidja, który jest mieszaniną swahili - arabskiego i innych języków rodziny Bantu.
Podstawową gałęzią gospodarki jest rolnictwo, które rozwija się na żyznych glebach dwóch wysp Anjouan (Ndzuani) i Moheli (Mwali). Sama Wielka Komora (Ngazidja), nie nadaje się do uprawy z powodu braku wody. Obfite deszcze, padające w okresie pory deszczowej, szybko wsiąkają w wulkaniczną, porowatą jak gąbka ziemię i przez całe miesiące okresu pory suchej ludzie używają np. do mycia i prania tylko wody morskiej. Rolnictwo jest jednak, nawet na Anjouan i Moheli, słabo rozwinięte i znaczna część żywności jest importowana z Afryki i Europy. Eksportowane są z Komorów głównie: wanilia, goździki i olejek eteryczny z drzewa yilang, służący do wyrobu perfum.

Europejczycy i chrześcijanie

Reklama

Niewielu jest na wyspach Europejczyków. Są to najczęściej pracownicy Ambasady Francuskiej i kilku innych zagranicznych przedstawicielstw i firm. Niewielu jest też turystów, ze względu na brak dobrze rozwiniętej bazy hotelowej. Same wyspy są bardzo atrakcyjne turystycznie i położone w tropikalnym, upalnym klimacie. Pora sucha trwa od kwietnia do listopada, a pora deszczowa - od końca listopada do połowy kwietnia.
Od XIX wieku pracowali tutaj - dojeżdżając z Madagaskaru - misjonarze jezuiccy. Ich pracę przejęli na początku XX wieku franciszkanie - dokładniej kapucyni. W latach 30. XX w. kapucyni dojeżdżali tutaj kilka razy w roku, także z pobliskiego Madagaskaru. A na początku lat 40. XX w. założyli główną misję w Moroni i zbudowali niewielkie kaplice na Moheli i Anjouan. Komory były wcześniej częścią diecezji Ambandja z Madagaskaru, a od 1975 r. są administraturą apostolską wchodzącą w skład Konferencji Biskupów Oceanu Indyjskiego wraz z diecezjami z Madagaskaru, Seszeli, Mauritius i Reunion. Kapucyni szwajcarscy pracowali tutaj do 1985 r., ale z braku powołań musieli misję opuścić i Stolica Apostolska zwróciła się do księży francuskich z prośbą o prowadzenie Misji i administratury apostolskiej.
Niestety, trudne warunki życia i pracy powodowały, że księża często się zmieniali, i w 1996 r. salwatorianie zostali poproszeni o przejęcie Misji. Od października 1997 r. pracę na archipelagu objął ks. Jan Szpilka, który wcześniej pracował prawie 20 lat w Zairze (dzisiejsza Demokratyczna Republika Kongo). 1 kwietnia 1998 r. został on mianowany administratorem apostolskim i zamieszkał w stacji misyjnej w Moroni. W kilka miesięcy później do pomocy w pracy na francuskiej Mayotte dołączył salwatorianin irlandzki - ks. Seamus O’Duill, a w ostatnim czasie do ks. Jana dołączyli także tanzanijski salwatorianin - brat Philip Iruru i belgijski misjonarz - ks. Jef Cornelissen, który uprzednio pracował w Zairze przez ponad 30 lat.
W ten sposób salwatorianie, na prośbę Stolicy Apostolskiej otworzyli nowe pole swojej misyjnej działalności. Współpracują oni w Moroni z siostrami Bożej Opatrzności - to zgromadzenie zakonne z Francji, które prowadzi dyspensarium, maleńki szpital, porodówkę i kilka szkół dla kobiet i dziewcząt, zarówno w samym Moroni, jak i w rozsianych po wyspie wioskach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Prawda o Misji

Jedynie te formy działalności misyjnej, prowadzone przez siostry, są akceptowane przez miejscowe władze i gdyby je zlikwidować, pobyt misjonarzy na wyspie byłby niemożliwy. Jak mówi ks. Jan, jest to niema i darmowa obecność Kościoła, który świadczy o Bogu jedynie dziełami miłosierdzia i cichą obecnością. Niemniej jednak praca taka jest również dawaniem świadectwa i na pewno przynosi wiele radości i satysfakcji, bo przecież umacnia nas w tym sam Jezus Chrystus, który nas powołał i posłał, abyśmy nieśli światło Jego Ewangelii po najdalsze krańce ziemi.
Trochę inna jest sytuacja na Mayotte, gdzie pracuje ok. 4 tys. Francuzów, pozostających pod duszpasterską opieką ks. Seamus’a. Tam też Misja katolicka prowadzi dużą szkołę dla młodzieży (do niedawna obsługiwaną przez siostry, a obecnie przez świeckich wolontariuszy z Francji), dyspensarium, już całkowicie oddane w ręce miejscowych sanitariuszy kreolskich i malgaskich, oraz mały hotelik dla turystów. Tutaj obecność księdza nie jest niema i gratisowa. Ma on pełne ręce roboty i chociaż miejscowej ludności nie nawraca, bo są to też muzułmanie, to jednak opieka duszpasterska nad pracującymi tu Francuzami, Malgaszami i Kreolami (z wyspy Reunion) zajmuje sporo czasu. Katecheza dzieci i młodzieży, przygotowanie do Pierwszej Komunii św., do bierzmowania, do chrztu św., śluby, codzienna Msza św. i praca administracyjna - pochłaniają cały czas ks. Seamusa.
Właśnie z Mayotte piszę tę korespondencję, gdzie pozostanę ok. dwóch tygodni, zastępując ks. Seamus’a (od 3 do 19 grudnia), który korzystając z mojej obecności ma jechać do Tanzanii, dla załatwienia kilku spraw.

Moje wspomnienia

Na przełomie października i listopada przypadł termin oficjalnej wizyty ks. Jana w Rzymie (Ad Limina Apostolorum) i więc prosił mnie o zastąpienie go w tym czasie w Misji katolickiej w Moroni. Z końcem października znalazłem się w Moroni i pozostałem tam aż do początków grudnia. Komunikacja z tym bardzo egzotycznym krajem jest trudna. Z Tanzanii trzeba było płynąć wodolotem na Zanzibar (ok. 2 godz.) i stamtąd następnego dnia trzy godziny lotu małym motorowym samolotem do Moroni. Po przylocie na miejsce nie zastałem już niestety ks. Jana, który dwa dni wcześniej musiał odlecieć do Rzymu. Z lotniska odebrały mnie dwie siostry, pracujące również w Misji i zawiozły do domu w centrum miasta, gdzie przez najbliższy miesiąc jedynym moim obowiązkiem była wieczorna Msza św. dla trzech sióstr i dwojga - czasami trojga - ludzi świeckich. Katolików na wyspie, jak i w całym archipelagu jest niewielu (jedynie przyjezdni z Afryki, Madagaskaru i Europy). Na niedzielnej Mszy św. w Moroni bywało maksymalnie 35 osób. Miejscowa ludność jest w całości muzułmańska i ma konstytucyjnie zabronione nawracanie się na inną religię. W liście pozostawionym przez ks. Jana, znalazłem taką radę: „Nie próbuj z nikim z miejscowych rozmawiać na tematy religijne, bo zostaniesz natychmiast oskarżony o prozelityzm i będziesz miał duże kłopoty”. Widać jednak zainteresowanie ludzi katolicyzmem i to jest dobry znak.
Oczywiście, ks. Jan, jako stały kapłan misji i administrator apostolski, ma znacznie więcej roboty, szczególnie administracyjnej, a ostatnio także inżyniersko-budowlanej. Dom misji pamięta jeszcze czasy kolonialne - wszystko się w nim sypie i rozlatuje. Konieczne są więc bieżące naprawy i remonty. Ks. Jan myśli także o wybudowaniu innego domu, poza miastem, gdyż obecny leży w samym centrum, na skrzyżowaniu ruchliwych ulic, a w okolicy znajduje się dwanaście meczetów, z których 7 razy dziennie (po raz pierwszy o godz. 4.00 rano!!!) rozlegają się przez głośniki pobożne modlitwy muzzeinów. Ponadto położenie i sama konstrukcja domu czynią go praktycznie niemożliwym do mieszkania: w pokojach ustawicznie panuje temperatura do 35°C, a duchota i wilgoć od pobliskiego oceanu powodują, że reumatyzm rozwija się w tych warunkach wyjątkowo szybko - czego sam w czasie mojego pobytu doświadczyłem. Warunki klimatyczne i (jak ja to nazywałem) psychologiczne są dosyć wymagające.
Brak pracy duszpasterskiej i kapłańskiej, samotność, poczucie izolacji i wyobcowania, świadomość, że jest się jedynie tolerowanym w tym całkowicie islamickim kraju, to wszystko stwarza raczej specyficzną atmosferę, która w połączeniu z dosyć trudnymi warunkami klimatycznymi, na pewno nie sprzyja podnoszeniu ducha. Ale do odważnych i wytrwałych świat należy. Na brak pracy nie narzeka jednak ks. Jan, chociaż nie jest to praca misjonarska i duszpasterska. Pewnie i dla niego wielkim ciężarem jest samotność. I to jest chyba jeden z najtrudniejszych momentów jego pracy. Ja też myślałem, że jestem raczej samotnikiem i cieszyłem się na kilkutygodniowy samotny pobyt. Po pięciu tygodniach pobytu w Moroni stwierdziłem jednak, że samotnikiem na pewno nie jestem i nie chciałbym jeszcze raz doświadczyć podobnej przyjemności. Kiedy ks. Jan wrócił z Europy, nie mogłem się nacieszyć jego obecnością i faktem, że nareszcie można z kimś porozmawiać. Wprawdzie stale były tu siostry, ale one mają swoje dobrze rozplanowane zajęcia i nie mają czasu na rozmowy w ciągu dnia.

* Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Ryś podczas ingresu: Wszyscy w Kościele współtworzymy dom, za który jesteśmy odpowiedzialni

Wszyscy w Kościele współtworzymy dom, za który jesteśmy odpowiedzialni - powiedział kard. Grzegorz Ryś w homilii podczas swojego ingresu do katedry na Wawelu. W wygłoszonym słowie metropolita krakowski ukazał Kościół jako wspólnotę pełną łaski, zakorzenioną w Słowie Bożym, Maryi oraz w misji ewangelizacyjnej i synodalnej, do której Duch Święty wzywa wspólnotę wierzących.

Duchowny podkreślił, że wydarzenie ingresu nie odnosi się tylko do osoby metropolity, ale przede wszystkim do ludu Bożego. - Bóg posyła do naszego Kościoła anioła ze Słowem. To Słowo odsłania dwie rzeczywistości. Najpierw łaskę, a potem misję, ta kolejność jest ważna - najpierw łaska, potem misja - zaznaczył.
CZYTAJ DALEJ

Wałbrzych. Pierwszy stopień święceń w rodzinnej parafii

2025-12-20 19:53

[ TEMATY ]

Wałbrzych

bp Marek Mendyk

święcenia diakonatu

ks. Tadeusz Wróbel

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Obrzęd święceń diakonatu. Nałożenie rąk i modlitwa konsekracyjna, centralny moment liturgii, przez który kandydat zostaje włączony w stan diakonów Kościoła.

Obrzęd święceń diakonatu. Nałożenie rąk i modlitwa konsekracyjna, centralny moment liturgii, przez który kandydat zostaje włączony w stan diakonów Kościoła.

Uroczystość święceń diakonatu była dla wspólnoty parafii św. Józefa Oblubieńca NMP wydarzeniem historycznym.

W sobotę 20 grudnia alumn Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Świdnickiej Paweł Kulesza przyjął sakrament święceń w stopniu diakonatu z rąk bp. Marka Mendyka, który przewodniczył uroczystej liturgii w rodzinnej parafii kandydata. W wydarzeniu uczestniczyła zgromadzona wspólnota parafialna, rodzina nowego diakona, a także społeczność seminaryjna wraz z przełożonymi. Kandydata do święceń przedstawił biskupowi rektor seminarium ks. Tomasz Metelica.
CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś do potrzebujących: każdy człowiek nosi w sobie królewską godność

2025-12-21 13:31

[ TEMATY ]

wigilia

ubodzy

Kard. Grzegorz Ryś

kard. Ryś

PAP/Łukasz Gągulski

- Każdy człowiek, niezależnie od tego w jakich warunkach zewnętrznych żyje, jak na zewnątrz wygląda, nosi w sobie królewską godność i wielką wielkość. Bardzo wszystkim wam życzę, żebyście w te święta ciągle ją w sobie odkrywali i wszystkim życzę, żeby także w was wszyscy odkrywali właśnie to - wielką godność królewską. I żeby nie zabrakło nikomu w te święta chleba - życzył kard. Grzegorz Ryś uczestnikom 29. Wigilii dla potrzebujących na Rynku Głównym w Krakowie.

- Myślałem, że jadę do Krakowa, a tu się okazuje, że przyjechałem do Betlejem, co mnie bardzo cieszy - stwierdził kard. Ryś i wyjaśnił, że nazwa miasta Betlejem znaczy „dom chleba”. - Bardzo się cieszę widząc Rynek Krakowski, który się staje domem chleba dla wielu, bardzo wielu osób. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy właśnie w ten sposób przeistaczają krakowski rynek po prostu z rynku w dom chleba - mówił nowy metropolita krakowski.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję