Teresa Gawrońska i Leon Rasiński zostali starostami tegorocznych diecezjalnych dożynek w Radzyminie
W tym roku święto plonów w diecezji warszawsko-praskiej odbędzie się w Radzyminie. Po raz pierwszy organizuje się tu jednocześnie dożynki diecezjalne, gminne i powiatowe.
Przygotowania wciąż trwają: rolnicy koszą trawę na placu, gdzie stanie ołtarz i zbiorą się ludzie, robotnicy malują mur przykościelny, a inni parafianie przygotowują karuzelę dla
dzieci i wystawę płodów rolnych. Nad wszystkim czuwa Ksiądz Proboszcz, który - w porozumieniu z burmistrzem i parafianami - wyznaczył właśnie starostów:
Teresę Gawrońską i Leona Rasińskiego.
- To dobrzy gospodarze i przyzwoici ludzie - mówi ks. dziekan Stanisław Kuć. W czasie samej uroczystości to właśnie oni będą nieść do ołtarza bochen dożynkowy.
Byłam zaskoczona, ale się cieszę
Wieś Mokre leży niedaleko Radzymina. To właśnie tutaj mieszka Teresa Gawrońska, tegoroczna starościna. Razem z córeczką czeka już na nas przed domem. Na widok Proboszcza uśmiecha się przyjaźnie.
I zaprasza nas od razu do środka.
Rozmawiamy przy dużym prostokątnym stole, nakrytym kolorową serwetą. Magda, uczennica V klasy, podaje herbatę i ciasto. Pozostała trójka dzieciaków: osiemnastoletnia Katarzyna, siedemnastoletnia
Ania i dwudziestodwuletni Jarek, idzie teraz w pieszej pielgrzymce do Częstochowy. Jedną z grup prowadzi syn, obecnie alumn praskiego seminarium. - Jego decyzja,
że będzie księdzem nie była dla mnie zaskoczeniem, choć po maturze złożył jeszcze papiery na studia - wspomina. Gdy mieszkał w domu, pomagał rodzicom w pracach polowych. Teraz
musi wystarczyć pomoc samych dziewczynek.
Pani Teresa razem z mężem prowadzi siedmiohektarowe gospodarstwo. Teraz akurat są żniwa, pracy zatem więcej niż zwykle. - Mamy też krowy, kury, króliki - mówi. I prowadzi
mnie na podwórko, by pokazać zwierzęta. Mleko od krów przerabia na sery i sprzedaje do cukierni i do sklepu. Jest również radną w Urzędzie Gminy, już IV kadencję. Działa
też w Komisji Budżetowej i Komisji Rolnictwa.
Urodzona w Wołominie, gospodarstwo w Mokrem przejęła po rodzicach. - Lubię to, co robię - mówi z uśmiechem. Sprawia wrażenie, jakby nie była zmęczona.
Jakby prace polowe były łatwym kawałkiem chleba.
- Pani Teresa znana jest też z zaangażowania w życie parafii - podkreśla ks. prałat Stanisław Kuć. Raz w tygodniu bierze udział w spotkaniach
modlitewnej grupy Legion Maryi. Odwiedza chorych i starszych, wspiera duchowo, rozmawia, pociesza. Oprócz tego jest zelatorką Koła Żywego Różańca we wsi. - Modlimy się w domach,
na zmianę u wszystkich członków - mówi. - Czasami też przyjeżdża do nas Ksiądz Proboszcz - dodaje. Zawsze uczestniczy on w spotkaniu jakiejś grupy.
Ksiądz Kuć siedzi na krześle i uważnie przysłuchuje się naszej rozmowie. Jego zdaniem wiara pani Teresy jest bardzo głęboka. Dlatego oddziałuje tak bardzo na całą rodzinę. To ona wprowadziła
do domu wspólną modlitwę. - Od dnia ślubu oboje z mężem razem modliliśmy się codziennie - wspomina Teresa Gawrońska. Gdy przychodziły na świat kolejne dzieci, do tej modlitwy się
dołączały. - Odkąd pamiętam, zawsze tak było - wtrąca się Magda. - Od wielu lat razem odmawiamy codzienny pacierz, Różaniec, Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Jedynie Pan Bóg i wspólna
modlitwa może pomóc we wszystkich problemach dnia codziennego - kwituje starościna.
O tym, że została starościną, dowiedziała się od Księdza Proboszcza. - Byłam zaskoczona - mówi. I oznajmia: - Ale się cieszę. Z pewnością jest to dla mnie wielkie
wyzwanie.
Nie wypada odmawiać
Podobnego zdania jest starosta dożynek: Leon Zdzisław Rasiński. - Nie spodziewałem się takiej propozycji, to dla mnie zaszczyt - mówi stanowczo. Po chwili jednak przyznaje, że nie lubi się
afiszować, nie lubi się wyróżniać. Dlaczego się zgodził? - A miałem wyjście? - śmieje się i patrzy na Księdza Proboszcza. - Są ludzie, którym nie wypada odmawiać.
Siedzimy przed domem, przy stole, w cieniu pięknego ogrodu. Zimne napoje, którymi częstuje nas żona starosty, znacznie ułatwiają upalną rozmowę. Tym bardziej, że pan Leon musi sporo opowiadać
o sobie. Bo ma spore doświadczenie w pracy społecznej.
Już trzecią kadencję jest sołtysem we wsi Zwierzyniec, w której mieszka. A także członkiem Komisji Rolnej w Urzędzie Gminy. Działał też w izbach
rolniczych. - Kierowaliśmy tam postulaty do izby wojewódzkiej, do władz centralnych, do rządu lub Sejmu w sprawie skupu zboża albo opłacalności sprzedawania produktów - opowiada.
Ma również za sobą doświadczenie w pracach społecznej komisji Wojewódzkiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego. Spotykał się z pracownikami terenowymi, brał udział w opracowywaniu
planu rocznego działalności tego Ośrodka, formułował opinie dotyczące pracowników.
Najwięcej emocji jednak wciąż dostarcza mu sprawowanie funkcji sołtysa. Cieszy go bardzo, że udało się wprowadzić wspólny system rządzenia. - Nie podejmuję żadnych działań jednostkowo -
oznajmia. Do rady sołeckiej wprowadził maksymalną liczbę członków, czyli jedenaście osób. - Im więcej jest ludzi, tym lżej - zapewnia. Prowadzi rozliczenia we wsi. Przyczynił się
do rozbudowy Klubu Rolnika, w którym odbywają się zabawy i wesela zwierzynieckie. - Chciałbym ten klub teraz jeszcze powiększyć - mówi. Gdy pytam o plany,
dodaje jeszcze zamiar wykonania kanalizacji we wsi i doprowadzenie wodociągów. Także posadzenie zieleni.
Leon Rasiński, wraz z żoną i dwoma synami prowadzi dwudziestohektarowe gospodarstwo. - Jest to typowe gospodarstwo rodzinne - wyjaśnia. Przyznaje, że zamierzał kiedyś
studiować na Politechnice. Ale obie siostry poszły na studia, rodzice nie daliby sobie sami rady z ziemią. - Zdecydowałem więc, że zostanę i pomogę rodzicom - wspomina
pan Leon. - Ale nie żałuje tej decyzji. Tym bardziej, że miłość do ziemi zaszczepił w synach.
Państwo Rasińscy zajmują się głównie uprawą zboża i ziemniaków. To się im chyba najbardziej opłaca. Mają też dziesięć krów, żona przerabia mleko na sery i potem sprzedaje. Ale
powoli będą się z tego wycofywać. Bo ludzie coraz częściej robią zakupy w supermarketach.
Podobnie jak starościna, starosta również jest wzorowym, aktywnym parafianinem - mówi ks. dziekan Kuć. Od wielu lat działa w Akcji Katolickiej. Pomagał na przykład w zorganizowaniu
„biegu malucha” - imprezie dla najmłodszych z okazji Dnia Dziecka. Sprzedawał też cegiełki na przyjazd Papieża, co roku zajmuje się rozprowadzaniem świec Caritas na święta.
Pomaga też w zbiórkach pieniędzy na remont kościoła czy przydrożnych kapliczek.
Dlaczego jest społecznikiem? - Lubię coś robić dla ludzi. Mam to zresztą w genach. I ojciec i dziadek byli społecznikami - mówi z uśmiechem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu