Gdy byłem ze stypendystami „Dzieła Nowego Tysiąclecia” w Murzasichlu, obserwowałem z balkonu interesującą scenę. Obok ośrodka pasło się ok. 300 owiec. Pilnowali je dwaj juhasi, a pomagało im w tym sześć pięknych owczarków górskich. Gdyby to porównać do boiska piłkarskiego, to psy leżałyby w miejscu czterech chorągiewek w narożnikach, a dwa z nich – na zewnętrznych liniach wyznaczających połowę boiska. Studenci próbowali podejść i zrobić sobie zdjęcie z owcami. Zagadywali, uśmiechali się, pokrzykiwali, umizgiwali się do owiec i próbowali je karmić. Te nawet nie spoglądały w ich stronę, były zupełnie obojętne na wymyślne „zaloty” młodzieży. Studenci polowali na ujęcie z przytuloną do nich owcą, patrzącą z nimi prosto w obiektyw. Bezskutecznie. Ja jednak czekałem na powodzenie tych zabiegów. Zgodnie z zasadą pozytywnego myślenia spodziewałem się, że za chwilę na pewno się uda, bo bardzo tego pragnęli. Raz czy drugi któraś z owiec zniecierpliwiona nagabywaniem na króciutką chwilę podnosiła głowę, ale niestety, błyskawicznie wracała do żerowania, tyle że w innym miejscu. Smak trawy był dla niej o wiele ważniejszy niż kariera medialna. W pewnej chwili juhas wstał i w znany wyłącznie góralom sposób, z mocą, gardłowo zakrzyknął: he-ej! W ciągu sekundy wszystkie owce uniosły głowy, spojrzały na niego, a gdy ruszył, poszły za nim, w towarzystwie troskliwych owczarków. Stałem jak osłupiały.
W lot przypomniały mi się słowa z dzisiejszej Ewangelii: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną”. W tym samym rozdziale wcześniej Pan Jezus mówi, że pasterz „staje na ich czele, owce zaś postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych” (J 10, 5-6). Nic się nie zmieniło od czasów antycznych. Ufające pasterzom owce słuchają tylko znanego im głosu. Tamte z Podhala poszły paść się na zielonych łąkach. Mistrz z Nazaretu, jedyny naprawdę Dobry Pasterz, prowadzi nas na łąki z pokarmem nie tylko dla ciała. Karmi nas życiem wiecznym! Słuchając Go, idźmy za Nim. Benedykt XVI napisał, że mieszkańcy zamożnej półkuli północnej bywają ubogimi naszych czasów, gdyż nie znają Boga lub się od Niego oddalili. Gest prawdziwie samarytańskiej miłości oznacza przyprowadzenie ich do Boga i Kościoła, na sycące pastwiska. Niestety, często nie okazują oni głodu. Próbują karmić swojego ducha na „łąkach” z niezdrową „żywnością”, a czasem wręcz trującą nomen omen „trawą”. Im bardziej łakną, tym bardziej skrywają głód lub udają, że są syci. Filozofia keep smiling miło podtrzymuje uśmieszek, ale nie musi oznaczać radości. Trudne zadanie przed nami: uświadomić ludziom ich głód i próbować nakarmić Jezusem, jak chorego w polowym szpitalu. Franciszku, dziękujemy za zobowiązujący obraz. Nie samym chlebem żyjemy czy tak modną dziś dietą pudełkową. Są inne, nie mniej dojmujące głody. Łaknienie miłości, uwagi, bliskości i czułości, pokoju, mądrości, sensu i prawdy. Prawdę pisaną wielką literą zaspokaja wyłącznie Jezus Zmartwychwstały.
Pomóż w rozwoju naszego portalu