Reklama

Niedziela Wrocławska

Mityng to drugi dom

Gdy ktoś jest chory, idzie do lekarza a później do apteki. Gdy ktoś jest alkoholikiem również potrzebuje leczenia, bo alkoholizm to choroba duszy – mówi Krzysztof z grupy AA działającej przy parafii Ducha Świętego we Wrocławiu.

Niedziela wrocławska 4/2025, str. IV

[ TEMATY ]

Anonimowi Alkoholicy

Archiwum prywatne

Medal to docenienie pracy wszystkich należących do grupy AA

Medal to docenienie pracy wszystkich należących do grupy AA

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę z tego, że alkoholizm to choroba. A czasem trudno jest się przyznać do samego faktu, że jest się alkoholikiem.

Krystyna była moją koleżanką. Pamiętam ją z czasów szkolnych jako piękną dziewczynę. Gdy spotkałam ją po 15 latach, pomyliłam ją z jej babcią…. Ziemista cera, trzęsące się brudne ręce, wychudzona, przygarbiona, uciekający wzrok. Latem zbierała w lesie wszystko, co można było sprzedać a pieniądze szybko wymieniała na alkohol. Miała męża i dwóch synów. Nie byli w stanie jej pomóc. Alkohol zabił ją w wieku 52 lat. Do końca uważała, że nie ma problemu alkoholowego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dwa lata po jej śmierci zapił się jej 33-letni syn. Umierał w bólach, skarżąc się babci, jak bardzo go boli. Zaproponowała lekarza. – Nic mi już nie pomoże! – odpowiedział. Następnego dnia znalazła go martwego w łóżku.

Takie przykłady można mnożyć i zastanawiać się, dlaczego człowiek, który dotknął alkoholowego dna, nie potrafił się od niego odbić. Może zabrakło wyciągniętej pomocnej dłoni. A może zwyciężyło przeświadczenie, że tak musi być, bo takie jest życie. Nie musi!

Jest wyjście

Reklama

Są miejsca, gdzie do potrzebujących wyciągają się pomocne ręce, gdzie nie ma osądzania, wyśmiewania, braku szacunku. To grupy Anonimowych Alkoholików. W Polsce działa ich ponad 2 tys. Należą do nich mężczyźni i kobiety, którzy dzielą się ze sobą siłą i nadzieją na lepsze jutro. Często niosą na swych barkach bagaże życiowe, którymi można obdarzyć wielu i jeszcze by zostało. Wspólnota AA nie angażuje się w sprawy polityczne, w publiczne polemiki, poglądy. Podstawowym celem jej członków jest trwać w trzeźwości i pomagać innym w jej osiągnięciu. Warunkiem uczestnictwa w grupie jest chęć zaprzestania picia. Pierwszy z Dwunastu Kroków AA brzmi: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Jedna z takich grup działa przy parafii Ducha Świętego we Wrocławiu. Jej członkowie zgodzili się opowiedzieć o tym, jaką drogę przeszli, walcząc o siebie, swoje rodziny i życie w trzeźwości. Mówią o tym z wielką pokorą i świadomością własnej słabości.

24 godziny na dobę

– Mamy stać się ludźmi nowymi. Ale wiemy, że mamy do czynienia z alkoholem, który jest podstępny, dlatego potrzebujemy pomocy z zewnątrz. Pomagamy sobie, ale nikt nikogo na siłę tutaj nie przyciągnie. To decyzja każdego z nas. Wiemy też, że nie wyleczymy tej choroby. Terapia i mityngi są tylko bodźcem do jej powstrzymania. Ja osobiście uważam, że podjąłem najlepszą w życiu decyzję do trwania w trzeźwości. Od 19 lat trzeźwieję jako anonimowy alkoholik – mówi Jan i podkreśla, że to trzeźwienie to praca 24 godziny na dobę. – Muszę pracować nad tym, by jutro nie sięgnąć po ten jeden kieliszek. Zależy mi na tym nowym pięknym życiu. Otrzymałem dar, o który prosiłem Boga. Jestem szczęśliwy, bo mam rodzinę, która mnie wspiera, mam przyjaciół na grupie, którzy również mnie wspierają. Trzeźwieję dzięki nim, dzięki grupom i wspólnotom. Bardzo mi zależy na tym trzeźwieniu – podkreśla Jan i zauważa, że najtrudniejsze było przyznanie się do tego, że stał się bezsilnym i że to alkohol przejął ster nad jego życiem. – Trudno było się do tego kroku dostosować, bo przecież nic z domu nie wynosiłem, pieniądze przynosiłem. Piłem np. dwa tygodnie, ale później była długa przerwa. Dopóki znowu nie zaciągnąłem. Na mityngach jednak zrozumiałem, że alkohol w życiu moim i mojej rodziny wyrządził bardzo dużo zła – zaznacza.

Anonimowy nie znaczy niewidoczny

Reklama

Krzysztof jest w grupie, ponieważ chce nowego życia i to życie udaje mu się prowadzić. – Tutaj nauczyłem się mówić. Gdy piłem, znałem tylko inne słowa. Jestem anonimowy, ale nie jestem niewidoczny. Gdy ktoś zwraca się do mnie o pomoc, mówię mu o wspólnocie AA i wyciągam do niego rękę. Ten człowiek potrzebuje bowiem wsparcia i terapii – mówi Krzysztof i zaznacza: – Tutaj w grupie jestem zrozumiany, bo ktoś, kto nie ma takiego problemu, nie zrozumie tego, co ja przeżywam. Chociaż i tutaj te informacje zwrotne potrzebują czasu. Na początku nic mi nie pomagało – esperale, zaszycia. Żona nawet przynosiła mi wódkę do domu, bym nie pił na zewnątrz. Byłem dwa razy na leczeniu w Lubiążu. I tam na oddziale pękłem – opowiada Krzysztof. W Lubiążu spotkał panią psycholog, która wyciągnęła do niego rękę i pomogła mu w zdrowieniu. – Dziś dziękuję Bogu, że tak mnie poprowadził, dziękuję też małżonce, że mnie nie odrzuciła. Już 30 lat nie piję. Zmieniło się moje myślenie. Wiem, że nie jestem idealny, dlatego tutaj jestem. Tutaj się uczę, wiele dowiaduję i tutaj wracam. Byłem naocznym świadkiem tego, że można się zapić na śmierć. Na 30. rocznicę trzeźwości kupiłem 30 róż dla żony. Czy można funkcjonować bez alkoholu? Można! – mówi z przekonaniem Krzysztof i podkreśla, że cieszy się, że jest taka wspólnota, jak grupa AA, która w tym pomaga.

Liczy się każda minuta

Reklama

– Mityngi to nasz drugi dom. Ktoś tutaj wysłucha, ktoś inny puści między uszy, a jeszcze inny zapyta: „Co u Ciebie?” Dlatego tutaj przychodzę. Co daje mi grupa? Niby nic, bo przyjdę, pogadam i idę. Ale tak naprawdę ta wspólnota dała mi życie, bo gdybym tutaj nie przyszedł, nie wiem, co by było. A tutaj zawsze ktoś rękę do mnie wyciągnie. Tu jest radość, choć są i dramaty, jak np. nasz kolega Adam, który zmarł 7 lat temu – zamyśla się Marcin. A Jan dzieli się świadectwem: – Alkohol zabrał mi wszystko. Mój ojciec pił. Gdy miałem 12 lat, matka nie wytrzymała i popełniła samobójstwo, utopiła się. Gdy miałem 14 lat, ojciec zapił się na śmierć. Mój brat zadawał się z kryminalistami. Kiedyś dostał w głowę, zrobił się krwiak, wyratowali go. Ale dalej pił, dostał padaczki alkoholowej. Któregoś dnia upadł w łazience, uderzył o coś głową i już nie udało się go odratować. Zmarł. A ja to wszystko widziałem i nadal piłem. Pierwszy związek mi nie wyszedł. Mój syn w wieku 32 lat powiesił się u siebie w pokoju. To syn z konkubinatu. Później poznałem inną kobietę, wzięliśmy ślub. W lipcu br. minie nam 40 lat małżeństwa. Kiedyś zadałem jej pytanie: „Basiu, dlaczego Ty mnie nie kopnęłaś wtedy, gdy piłem?”. „Bo Ci przysięgałam, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Modliłam się, byś przestał pić i wiedziałam, że przestaniesz, tylko nie wiedziałam kiedy” – odpowiedziała. Dostałem piękny dar. Dostałem się do wspólnoty AA, aby razem tutaj zdrowieć. Każda godzina, każda minuta jest dla mnie radością – dzieli się Jan.

Nieograniczony dostęp do alkoholu

– Moja trzeźwość trwa od października ub.r. Piłem od 10 lat. Najbardziej w momencie, gdy byłem przedstawicielem handlowym znanej grupy produkującej alkohol. Za nic nie musiałem tam płacić. W piątek czekali na mnie znajomi aż przyjadę samochodem i rozpakuję przywiezione piwo. Taki nieograniczony dostęp do alkoholu może zgubić. Wiele razy byłem zaszywany, ale niewiele to pomogło. Za każdym razem, gdy człowiek się myje, to widzi te miejsca – dzieli się Robert. Stracił prawo jazdy, gdy jechał w nocy po koleżankę. Nie przypuszczał, że ma promile we krwi, skoro pił rano. – To był dla mnie wstrząs: Policja, kajdanki, pogotowie, dołek. A przed dołkiem trzeba się przebadać. Siedziało tam wielu ludzi, którzy patrzyli na mnie jak na kryminalistę. Do dziś pamiętam ich wzrok – mówi chłopak. Gdy nie pił, było dobrze. Ale gdy tylko pojawiały się problemy, sięgał po alkohol. W kolejnej firmie dzień zaczynał się od piwa, do pracy wiózł plecak z browarami i nikt tam tego nie sprawdzał. Obecnie pracuje w innym miejscu, ma własne mieszkanie i rodzinę.

Starania grupy AA zostały docenione i nagrodzone medalem św. Jadwigi Śląskiej. – Ten medal nie był dla grupy osób, ale dla całości AA, którzy działają i sobie pomagają. Bo to jest tak, że kiedyś ktoś wyciągnął do mnie rękę, dzisiaj ja do kogoś – podkreśla Marcin.

2025-01-21 14:55

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W jednej chwili Bóg odmienił jego życie

Niedziela bielsko-żywiecka 33/2024, str. IV-V

[ TEMATY ]

alkoholizm

Anonimowi Alkoholicy

Monika Jaworska/Niedziela

Janina (druga od lewej) i Mirosław (drugi od prawej) Rękorajscy z organizatorami i uczestnikami koncertu w szpitalu w Ustroniu

Janina (druga od lewej) i Mirosław (drugi od prawej) Rękorajscy z organizatorami i uczestnikami koncertu w szpitalu w Ustroniu

Miał 10 lat, gdy policja przyprowadziła go do domu pijanego. Był ponad 3 lata bezdomny, uciekał z miasta do miasta. Dworce, strychy i piwnice stały się jego przytuliskiem. Wyciągał chleb ze śmietnika, patrzył, czy nie jest spleśniały, i jadł. Popijał go zimną wodą. To była jego obiadokolacja. Jak podkreśla, to nie rodzice mu to zgotowali, a on sam zgotował sobie takie piekło na ziemi.

Mirosław Rękorajski w sierpniu – miesiącu trzeźwości – opowiada naszej redakcji o tym, jak sięgnął dna i jak Bóg go uratował. W wieku 4 lat zaczął pić piwo. Gdy miał 7 lat, jego starszy brat szedł do I Komunii św. – Gdy rodzice poszli do kościoła, to ja im spiłem parę kieliszków i padłem. Później piłem denaturat, wąchałem kleiki, rozpuszczalniki. Miałem dwa wyroki, szukano mnie listem gończym. Gdy w Warszawie spałem na ławeczce koło GUS-u, przyszła pani z buldogiem, odwinęła sreberko, kroiła mu suszoną kiełbaskę, a ja dwa tygodnie nie jadłem. Jakbym mógł to bym tego psa pogryzł – wspomina p. Mirosław. Pracował w kopalni na Śląsku, z której 2 razy go zwalniali za alkohol. W momencie kryzysowym, pijany i pod wpływem narkotyków, na Dworcu Zachodnim rzucił się pod pociąg. Ten przejechał obok niego, gdyż przecznica znajdowała się 2 metry wcześniej. – Stwierdziłem, że nawet zabić się nie umiem. Wtedy pomyślałem, co jest nie tak? Za ostatnie pieniądze kupiłem bilet. Wsiadłem w pociąg. A że pół roku się nie myłem i śmierdziałem, więc siadłem między wagonami. Jechałem do brata do Piotrkowa. Brat dał mi ubrania. Matka kazała się umyć i powiedziała, bym jechał na Śląsk, bo tam mam zameldowanie – wspomina. Trzy razy miał widzenie we śnie, że jest czysty, a wokół niego stoi dużo ludzi uśmiechniętych, podnoszących ręce, wielbiących Boga. Nie rozumiał tych snów.
CZYTAJ DALEJ

Paulin, który z ambony trafił do więzienia za obronę nienarodzonych

2025-03-25 09:07

[ TEMATY ]

ochrona życia

aborcja

dzieci nienarodzone

paulin

o. Krzysztof Kotnis

Adobe Stock

Paulin za głoszenie, że aborcja jest zabójstwem, trafił do więzienia

Paulin za głoszenie, że aborcja jest zabójstwem, trafił do więzienia

Za głoszenie, że każde dziecko poczęte pod sercem matki ma prawo do życia, a aborcja jest zabójstwem, z ambony trafił do więzienia. Dla paulina o. Krzysztofa Kotnisa przestrzenią krzewienia prawdy o ludzkiej godności i nawoływaniem do ochrony życia poczętego była nie tylko kościelna ambona, ale i Warszawska Pielgrzymka Piesza. O. Kotnis w 1966 r. spędził za to pół roku w celi z kryminalistami. Od lat paulini krzewią Duchową Adopcję Dziecka Poczętego nie tylko w Polsce, ale i zagranicą, także w Stanach Zjednoczonych. Na Jasnej Górze znajduje się centralny ośrodek tego dzieła. Dziś w Dzień Świętości Życia uwrażliwiają, że adopcja to także dzieło nadziei - „na to, że każde ludzkie życie, choćby najsłabsze, znajdzie miejsce w sercach swoich rodziców i całej społeczności”.

O. Kazimierz Maniecki zapamiętał o. Krzysztofa właśnie z Pieszej Pielgrzymki Warszawskiej. To tu także dał się poznać jako odważny głosiciel prawdy o ludzkiej godności, obrońca praw nienarodzonych do życia. - Temu powołaniu był wierny. To była postawa człowieka odważnego, gotowego na każdą ofiarę - wspomina współbrata o. Maniecki.
CZYTAJ DALEJ

Justyna Święty-Ersetic: w sporcie trzeba mieć szczęście i wiedzieć jak wykorzystać swoją szansę

2025-03-26 18:04

[ TEMATY ]

sport

pl.wikipedia.org

Justyna Święty-Ersetic

Justyna Święty-Ersetic

Justyna Święty-Ersetic wróciła z halowych mistrzostw świata w Nankinie ze srebrnym medalem w sztafecie 4x400 m. "W sporcie trzeba mieć szczęście i wiedzieć jak wykorzystać swoją szansę. Uważam, że z dziewczynami bardzo dobrze to zrobiłyśmy" - powiedziała lekkoatletka.

32-latka pod nieobecność Natalii Bukowieckiej była liderką polskiej sztafety i biegła na pierwszej zmianie. Wraz z nią startowały 23-letnia Aleksandra Formella, 25-letnia Anna Gryc i 17-letnia Anastazja Kuś.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję