Żłóbek betlejemski, kryjący tajemnicę wyniesionego człowieczeństwa, skierowuje uwagę naszą ku Życiu, ku Dziecięciu. Życie jest Światłością ludzi. Życie, nie śmierć! W stajence betlejemskiej upatrujemy nadzieję w Dziecięciu. W Nim widzimy nadzieję Rodziny, Narodu, Państwa i Kościoła” – mówił prymas Stefan Wyszyński, w homilii wygłoszonej 65 lat temu, w uroczystość Bożego Narodzenia 1959 r.
Szczególną, niejako naturalnie wzmocnioną uwagę, kierują ku Życiu i Dziecięciu ci, którzy świętując radość Bożego Narodzenia, oczekują także narodzin swojego dziecka! Włączeni tak bardzo w kontemplację Tajemnicy Wcielenia, przyjmują z wdzięczną miłością dar nowego życia. Tajemnica wyniesionego człowieczeństwa wybrzmiewa na nowo, dobrze znaną, choć za każdym razem inną melodią Życia, które czeka na przyjęcie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Mały człowiek na horyzoncie
Jeszcze chwila niepewności i… jest! Dwie kreski na teście i radosny okrzyk: – Mamy w rodzinie małego człowieka! To chwila ogromnego przeżycia. Już sama świadomość, że pod sercem mamy rozwija się nowe życie, choć zupełnie go jeszcze nie widać ani właściwie w żaden sposób nie da się poczuć jego obecności, zaprasza do wejście w Tajemnicę!
Reklama
Gdy rozmawiamy z Aleksandrą i Mateuszem Gajek spod Wołomina, małżonkowie przyznają, że jeszcze nie wiedzą, jak i gdzie spędzą najbliższe święta. Czy jeszcze, oczekując w domu, z pozostałą czwórką dzieci, czy na sali porodowej, a może już w siódemkę, z najmłodszym, narodzonym już synkiem.
– Kolejnego malucha planowaliśmy od dawna. Bardzo się ucieszyliśmy i właściwie jedyne, co nas w tej sytuacji zaskoczyło, to to, że tak bezproblemowo się udało – mieliśmy w rodzinie małego człowieka – przyznają rodzice Gabriela (15 lat), Natalii (12 lat), Piotra (10 lat), Marysi (6 lat) i Krzysia, którego narodzin z radością oczekują.
Reakcja starszego rodzeństwa nie była dla rodziców specjalną niespodzianką – czekali na młodszego brata lub siostrę. Jak przyznaje Ola, szczególnie córki są bardzo zaangażowane w ten czas oczekiwania. – Co w sumie bardzo nas cieszy, bo to dla nich dobra szkoła macierzyństwa i tego, jak wyglądają początki bycia mamą – podkreśla Ola.
Mama opowiada, że jednak czas tej ciąży był dla niej szczególnie trudny. Pomimo że przygotowywała się do niej przez kilka miesięcy, starając się zdiagnozować i wyleczyć wszelkie problemy zdrowotne, które mogłyby zagrozić jej lub dziecku. Niewiele z tych starań wyszło, bo pojawiły się zupełnie niespodziewane komplikacje.
W 26. tygodniu ciąży Ola trafiła do szpitala. Lekarze w pewnym momencie powiedzieli rodzicom, że być może w ciągu kilku godzin trzeba będzie przeprowadzić cesarskie cięcie, żeby ratować życie matki i dziecka.
Reklama
– Oczywiście na tym etapie wiązałoby się to z bardzo poważnymi konsekwencjami dla malucha, o ile w ogóle udałoby się go uratować. Tak wczesne narodziny zaważyłyby prawdopodobnie na całym jego życiu – podkreślają rodzice.
Pierwsze, co wtedy zrobiła Ola, to napisała do męża i do swoich współpracowników z prośbą o modlitwę i o rozesłanie tej intencji dalej. Wiedziała, że lekarze zajmą się swoją pracą najlepiej, jak potrafią. A tym, co jeszcze dało się zrobić w takiej sytuacji, było zapewnienie im Bożego prowadzenia we wszystkich działaniach.
– Leżąc w szpitalnym łóżku, słyszałam wtedy rozmowy lekarzy i położnych z korytarza, o tym, że sala operacyjna jest już dla mnie przygotowana. Ale nie mogłam uwierzyć, że za chwilę mogę już zobaczyć naszego synka – przyznaje Ola.
Jednocześnie położne przygotowywały kobietę do zabiegu. – Wykonywano też kolejne badania i podano mi kolejny, silniejszy antybiotyk, już trzeci, licząc, że ten w końcu zadziała. I tak też się stało. Po kilku godzinach, w środku nocy, położna zajrzała do mnie jeszcze i przekazała, że moje parametry nieco się ustabilizowały. Jeśli taka tendencja się utrzyma, nie będzie konieczności rozwiązywania ciąży – wspomina mama.
Przynosi nam Chrystusa!
W tamtym czasie Ola naprawdę mocno czuła, że wraz z synkiem są otoczeni modlitwą. To dawało jej największe poczucie bezpieczeństwa, niezależnie od tego, co by się stało.
Reklama
– Koniec końców ze szpitala wyszłam po dwóch tygodniach, szczęśliwie nadal z maluchem pod sercem. Nie mogę niestety powiedzieć, że to koniec problemów, bo właściwie z każdą wizytą u lekarza okazuje się, że pojawiają się nowe komplikacje, ale tym razem już mniejsze – mówi Ola. – Wydaje się, że mimo wszystko uda się donosić ciążę do bezpiecznego terminu. Jak na razie idzie nam dobrze – synek mógł przecież przyjść na świat już dwa miesiące temu, a tymczasem wciąż rozwija się tam, gdzie jest najbezpieczniejszy – dodaje Mateusz.
Oczekiwanie na narodziny dziecka w tym okresie od początku jest dla rodziny Gajków w pewnym stopniu wyjątkowe.
– Po pierwsze pewnie dlatego, że żadne z naszych starszych dzieci nie rodziło się zimą. Poza tym, towarzyszy temu dodatkowa doza niepewności co do tego, jak będą dla nas wyglądały tegoroczne święta – zastanawia się Ola.
– A co więcej wszystko – i to zupełnie niezamierzenie, bo planując ciążę, nie liczyliśmy, że termin porodu wypadnie tak blisko Bożego Narodzenia – łączy się w ciekawą całość, bo dla naszego synka wybraliśmy już kilka lat temu imię Krzysztof, czyli „niosący Chrystusa”. W tym roku oczekujemy więc podwójnie: na narodziny Dzieciątka i naszego maluszka, który, będąc jeszcze w brzuszku, tak bardzo przynosi nam Chrystusa samą swoją obecnością – podkreślają wspólnie małżonkowie.
Adwentowe cuda i zmagania
Przygotowując się w tym roku do świąt, Hanna i Tomasz Danilukowie każdego dnia Adwentu przybliżali swoim córeczkom Ani (4,5 roku) i Marysi (2 lata), inny wizerunek Matki Bożej. Czytali i wspólnie wykonywali drobne zadania, aby jak najlepiej przygotować serca na narodzenie Pana Jezusa.
Reklama
– Bardzo chcemy, na ile to możliwe, przekazać naszym dzieciom prawdziwy sens Adwentu i Bożego Narodzenia. Prawdziwy, a nie skomercjalizowany, pełen obłudy i zapomnienia o prawdziwym cudzie Wcielenia – zaznaczają nasi rozmówcy, wskazując, że czas Adwentu na pewno jest inny, kiedy ma się już dzieci. Wymaga więcej pracy nad sobą samym. Większego samozaparcia w swoich postanowieniach, aby móc ze szczerością pokazać dzieciom prawdziwy sens Bożego Narodzenia.
A w ich rodzinie Adwent jest bardzo szczególnym czasem – trudnym, ale też radosnym i pełnym cudów.
– W pierwszym roku naszego małżeństwa, tuż przed rozpoczęciem Adwentu, dowiedzieliśmy się o poczęciu naszej pierwszej córki. Już właśnie na samym początku tamten czas był bardzo trudny, ponieważ pojawiły się komplikacje ciążowe, które ważyły o pomyślnym przebiegu ciąży – wspominają Hanna i Tomasz. – Otrzymaliśmy wtedy relikwie św. Stanisława Papczyńskiego i po 9-dniowej nowennie do tego świętego zdarzył się cud za jego wstawiennictwem i wszelkie nieprawidłowości ustąpiły. To się działo właśnie w Adwencie.
Z kolei dwa lata później, także w Adwencie, przeżyli wielki ból… Zmarła ich 8-tygodniowa nienarodzona córka, Tereska, którą pochowali chwilę przed Bożym Narodzeniem.
Rok później znów zawitała radość, gdy 5 grudnia w zaciszu domowym urodziła się ich trzecia córka Maria Magdalena. Chrzest otrzymała także w Adwencie dwanaście dni po narodzinach.
Obecnie czas jest dla rodziny Daniluków także wyjątkowy, ponieważ oczekują narodzin czwartego dziecka, ale pierwszego syna.
Jak zaznacza Tomasz, takie podwójne oczekiwanie na narodzenie dziecka i na narodzenie się Pana Jezusa jest szczególne, także dla dzieci.
Reklama
– Jest bliższe ich sercom, gdy można im opowiadać o Matce Bożej, która miała w brzuszku Pana Jezusa, tak jak mama ma w brzuszku Jacusia. Dla Hanny jest to także bardzo szczególne, ponieważ pierwszy raz może doświadczyć choćby odrobiny podobieństwa do Matki Bożej Brzemiennej, która nosi także syna w swym łonie. Jest to bardzo poruszające, kiedy się o tym pomyśli – podkreśla głowa rodziny.
Córki, Ania i Marysia, bardzo przeżywają ten czas – oczekiwania na braciszka i oczekiwania na narodzenie Pana Jezusa. Jest to dla nich bardzo intensywny emocjonalnie okres. Co chwilę dziewczynki chciałyby sprawdzać, jakiej wielkości jest dzidziuś i co już umie robić!
Obdarowani!
Ten Adwent fizycznie dla Hanny na pewno jest trudniejszy od poprzednich ze względu na zaawansowaną ciążę, jednak jest też pełen wdzięczności za dar życia. Za dar życia kolejnego dziecka w rodzinie, a jednocześnie za dar życia Syna Bożego, za miłość Wcielonego Boga.
– Teraz, kiedy wspólnie ze Świętą Rodziną oczekujemy narodzin dziecka, mamy doświadczenie tego, jak bardzo jesteśmy obdarowani. Obdarowani tym radosnym oczekiwaniem, pełnym trudów i wyrzeczeń, ale bez wątpienia jednym z najbardziej radosnych w naszym życiu. Serca nasze się radują, kiedy widzimy też niecierpliwość naszych córek, które nie mogą doczekać się narodzin braciszka. Nawet nasza młodsza dwulatka całuje brzuch i wyciąga co chwilę malutkie ubranka z komody – opowiadają z uśmiechem rodzice.
Bardzo wdzięczni Panu Bogu za to, że mogą być rodzicami po wielokroć, że mogą doświadczać tyle miłości od Niego i od dzieci, tym goręcej chcą się nią dzielić.
„Oto patrzymy – co roku patrzymy – w najgłębszym zadziwieniu tej samej betlejemskiej nocy – na tajemnicę Twojego Narodzenia. O, jakże ubogi stał się Bóg! O, jakże bogaty stał się Człowiek! Błogosławione ubóstwo Boga, które stało się źródłem największego ubogacenia człowieka...” (św. Jan Paweł II).
Z Olą i Mateuszem, z Hanną i Tomaszem, ze wszystkimi rodzicami, którzy czekają na przyjęcie Daru, z nadzieją wpatrujemy się w żłóbek, ale też w oczekujące kołyski, które już wkrótce staną się pełne Daru! Pełne Życia, przed którego Tajemnicą klękamy z zadziwieniem. Z zadumą stajemy przed Tajemnicą Wcielenia – przed ubóstwem Boga-Człowieka, Emmanuela, który staje się jedno z nami, wynosząc tak bardzo nasze poniżone grzechem człowieczeństwo. I przed cudem życia, które w każdych narodzinach odnawia w nas świadomość naszego początku i przeznaczenia.