Reklama

Wiara

Dzień, w którym zostałem katolikiem

Każdy, kto czytał moje felietony, założył, że jestem katolikiem. Mogą być Państwo lekko zaskoczeni, dowiadując się, że katolikiem zostałem niedawno, po całym życiu spędzonym w Kościele anglikańskim.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Chociaż byłem dobrze zorientowany w życiu i kulturze katolickiej, miałem osobiste powody, aby pozostać w Kościele, w którym się urodziłem. Mój ojciec był biskupem anglikańskim, a obaj dziadkowie byli wybitnymi księżmi pochodzącymi z długiej linii duchowieństwa anglikańskiego po obu stronach rodziny. Wychowałem się i zostałem wykształcony w tradycji anglikańskiej, i przez całe moje wczesne lata katolicyzm postrzegałem jako coś obcego, odległego i dziwnego.

Wszystko zmieniło się pod koniec lat 70. ubiegłego wieku, gdy papieżem został Polak, który odwiedziwszy Wielką Brytanię po raz pierwszy w 1982 r., uczynił Kościół katolicki widocznym i interesującym dla osób z zewnątrz. Zainspirowany jego ewangelicznym charyzmatem zacząłem studiować nauczanie katolickie; a kiedy w 1988 r. zacząłem pracować jako korespondent w Polsce, odkryłem duchowy świat idei i obrazów, emocji i uczuć, o których istnieniu nie wiedziałem, uznając się za członka „pokolenia JPII”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Mogę podziękować pewnym osobom, które dobrze poznałem, za pogłębianie mojej wiedzy i zrozumienia – wśród nich o. Jackowi Salijowi, dominikaninowi, który stał się przyjacielem rodziny, ks. Józefowi Tischnerowi i innym ludziom ze środowisk katolickich w Warszawie i Krakowie.

Reklama

O zaangażowaniu chrześcijańskim dowiedziałem się dzięki kontaktom z ruchem Karta 77 w ówczesnej Czechosłowacji i spotkaniom z odważnymi katolikami w byłym Związku Radzieckim. Pomogło mi to, że mogłem zobaczyć wiarę w jej stanowczym, żywym i dynamicznym wydaniu, także podczas spektakularnych pielgrzymek papieża – czego niewielu moich rodaków miało okazję doświadczyć.

Podróż jednak pozostała osobista, a ja nadal się powstrzymywałem. Choć należałem do najmniejszej wspólnoty chrześcijańskiej w Polsce i Europie Wschodniej, byłem związany lojalnością rodzinną oraz poczuciem, że moja angielska tożsamość była głęboko związana z anglikańskim pochodzeniem, że porzuciłbym coś istotnego, gdybym się od tego odsunął.

Co więc się zmieniło? Co sprawiło, że odłożyłem wątpliwości i wahania na bok? Oczywiście, streszczę wiele złożonych myśli w kilku linijkach. Jedną z głównych motywacji było rosnące rozczarowanie anglikanizmem. Przez ponad trzy dekady, od przyjęcia kobiet księży do formalnego błogosławienia związków osób tej samej płci, Kościół Anglii przyjmował liberalne zmiany w zawrotnym tempie, stopniowo dystansując się od tradycyjnego nauczania teologicznego i moralnego oraz podważając stulecie cierpliwych wysiłków ekumenicznych.

Reklama

Niektórzy mogą to postrzegać jako dobrą rzecz, wyjaśniającą nasze kościelne różnice i umożliwiającą nam współpracę w praktycznych zadaniach bez dalszych złudzeń, że pewnego dnia moglibyśmy się zjednoczyć. Ale nasunęło to pytania o religijny charakter Kościoła Anglii, który jest otwarty dla wszystkich chętnych, bez żadnych wymogów członkostwa. Kościół uznaje tylko dwa zachowane sakramenty: chrzest i Komunię św. A te są teraz udzielane swobodnie i bez szacunku, z niewielkim, jeśli w ogóle, przygotowaniem. Ten liberalny kierunek wywołał również głębszą krytyczną refleksję nad historycznymi początkami Kościoła w XVI wieku – jako bytu stworzonego z dynastycznych powodów politycznych, którego teologiczne uzasadnienie zostało wymyślone post factum i narzucone siłą z góry, często z wielkim cierpieniem zdezorientowanej i zbrutalizowanej populacji.

Kiedy studiowałem historię mojego Kościoła, zdałem sobie sprawę, że jego główne roszczenie do bycia „zarówno katolickim, jak i zreformowanym” – zachowującym wyznania wiary apostolskie i patrystyczne, a jednocześnie przyjmującym reformacyjne spostrzeżenia w teologii i liturgii – było w dużej mierze wynalazkiem wiktoriańskim. Kościół pozostał zasadniczo protestancki z utrzymującymi się cechami erastiańskimi – fakt, który został niedawno powtórzony wraz z objęciem tronu w 2022 r. przez naszego nowego króla jako jego „najwyższego gubernatora”. Tyle o negatywnych powodach, dla których nie pozostałem anglikaninem.

Jakie były pozytywne powody, dla których zostałem katolikiem? Mówiąc prosto – widziałem Kościół katolicki jako stojący w nieprzerwanej linii sukcesji apostolskiej od swego Założyciela, który trzymał się razem pod autorytetem papieża przez wszystkie burzliwe kaprysy historii i który, mimo niekończących się kłótni i sporów, pozostał jednak niezmienny i zjednoczony w swoim nauczaniu, umacniany w czasach nowożytnych przez cud swojego katechizmu.

Reklama

Nie jestem teologiem, ale wydaje mi się, że w epoce niepokoju i wątpliwości, sceptycyzmu i cynizmu, kiedy wydaje się, że wszyscy pchamy się w różnych kierunkach, to jest rodzaj Kościoła, którego potrzebujemy – jak głosi motto zakonu kartuzów, które często cytował św. Jan Paweł II: Stat crux dum volvitur orbis (Krzyż stoi, podczas gdy świat się kręci). Pochodzę z malejącej, niepewnej wspólnoty kościelnej, nieustannie podzielonej w wyniku desperackiej próby dostosowania się do zmieniających się gustów i preferencji współczesnego społeczeństwa. Wszedłem do Kościoła liczącego 1,3 mld dusz, największego na świecie „dostawcy” edukacji i opieki zdrowotnej, oferującego komunię i braterstwo w każdym kraju, z jasnym poczuciem celu i głębokim szacunkiem dla prawd wiary.

Widziany z takiej perspektywy wybór był, jak mówimy po angielsku, autentycznie no-brainer. Jeśli Pan Bóg działał przez Kościół, musiał to czynić przez ten Kościół. Nawet wtedy postrzegałem swoje nawrócenie nie jako odrzucenie mojej anglikańskiej przeszłości, ale jako jej spełnienie. Podziwiam i szanuję wielkie osiągnięcia anglikanizmu – w kaznodziejstwie i nabożeństwach, edukacji i misji – i jestem wdzięczny za wszystko, co mi dał. Współczuję pokoleniom, które pokładały w nim zaufanie i pewność. Mimo wszystkich ponurych prognoz jestem również ostrożny wobec krytyków, którzy upierają się (jak upierali się przez ostatnie 500 lat), że Kościół Anglii jest „skończony”.

Ale jestem również dumny, że należę do rodzimego Kościoła katolickiego, który cierpiał prześladowania i marginalizację z rąk bogatego i potężnego establishmentu, który zainspirował odważnych męczenników, takich jak św. Tomasz More i św. Edmund Campion, wydał genialnych pisarzy – od Johna Drydena do G.K. Chestertona – i wychował wielkich przywódców, takich jak kard. Henry Edward Manning i kard. John Henry Newman, obydwaj współkonwertyci z anglikanizmu. Jeśli chrześcijaństwo ma przetrwać w moim kraju, wierzę, że musi to być katolicyzm. Pomogły mi duchowa i intelektualna podróż Newmana, która zaczęła się w znajomym otoczeniu mojego uniwersytetu w Oksfordzie, a także jego głębokie duszpasterskie zrozumienie współczesnych dylematów chrześcijańskich. Poruszyły mnie również użycie przez niego maksymy św. Augustyna: securus iudicat orbis terrarum (sąd świata jest pewny) w wyborze Rzymu zamiast anglikańskiego via media, a także jego osobiste motto: Ex umbris et imaginibus in veritatem (Od cieni i obrazów do prawdy).

To wkraczanie w nieznane dało mi poczucie powrotu do domu. – Ciesz się swoim pierwszym dniem jako katolik! – zawołała przyjaciółka, gdy wychodziliśmy z kościoła św. Teresy w Charlbury w ten pomyślny poranek przed Bożym Narodzeniem 3 lata temu. – Z drugiej strony – dodała świadomie – naprawdę zawsze byłeś katolikiem.

2024-12-10 12:35

Oceń: +6 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Światowe Dni Młodzieży w Panamie

Niedziela szczecińsko-kamieńska 9/2019, str. VI

[ TEMATY ]

świadectwo

ŚDM w Panamie

Archiwum uczestników

14 stycznia 2019 r. wraz z grupą młodzieży archidiecezji szczecińskokamieńskiej, ks. Mariuszem Wencławkiem SDB, ks. Marcinem Szczodrym i s. Bożeną Salij FMA wyruszyliśmy w podróż na Światowe Dni Młodzieży do Panamy. Odbywały się one pod hasłem: ,,Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa”

Światowe Dni Młodzieży w Panamie poprzedzone były dniami w diecezjach. Udaliśmy się zatem do Chitré, do parafii św. Teresy od Jezusa, by duchowo przygotować się do tak wielkiego wydarzenia, jakim było spotkanie z papieżem Franciszkiem. Po przyjeździe zostaliśmy mile powitani brawami, okrzykami i śpiewem przez tamtejszych gospodarzy, którzy zaprosili nas na nocleg do swoich domów i dbali o nas, by niczego nam nie brakowało. W programie były codzienne Msze św., adoracja Najświętszego Sakramentu, poranne animacje wraz ze śpiewem, tańcami i słowem Bożym, Różaniec św., wspólne przejście na stadion, gdzie odbyły się zajęcia rekreacyjne, m.in. gra w piłkę nożną, a także nauka tańców. Wieczorami odbywały się przedstawienia, wieczory narodowe, dzięki którym poznawaliśmy kulturę innych krajów. Również i Polska zaprezentowała swój taniec, jakim był polonez.
CZYTAJ DALEJ

Ojciec Pio, dziecko z Pietrelciny

Niedziela Ogólnopolska 38/2014, str. 28-29

[ TEMATY ]

O. Pio

Commons.wikimedia.org

– Francesco! Francesco! – głos Marii Giuseppy odbijał się od niskich kamiennych domków przy ul. Vico Storto Valle w Pietrelcinie. Ale chłopca nigdzie nie było widać, mały urwis znów gdzieś przepadł. Może jest w kościele albo na pastwisku w Piana Romana? A tu kabaczki stygną i ciecierzyca na stole. W całym domu pachnie peperonatą. – Francesco!

Maria Giuseppa De Nunzio i Grazio Forgione pobrali się 8 czerwca 1881 r. w Pietrelcinie. W powietrzu czuć już było zapach letniej suszy i upałów. Wieczory wydłużały się. Panna młoda pochodziła z rodziny zamożnej, pan młody – z dużo skromniejszej. Miłość, która im się zdarzyła, zniwelowała tę różnicę. Żadne z nich nie potrafiło ani czytać, ani pisać. Oboje szanowali religijne obyczaje. Giuseppa pościła w środy, piątki i soboty. Małżonkowie lubili się kłócić. Grazio często podnosił głos na dzieci, a Giuseppa stawała w ich obronie. Sprzeczki wywoływały też „nadprogramowe”, zdaniem męża, wydatki żony. Nie byli zamożni. Uprawiali trochę drzew oliwnych i owocowych. Mieli małą winnicę, która rodziła winogrona, a w pobliżu domu rosło drzewo figowe. Dom rodziny Forgione słynął z gościnności, Giuseppa nikogo nie wypuściła bez kolacji. Grazio ciężko pracował. Gdy po latach syn Francesco zapragnął być księdzem, ojciec, by sprostać wydatkom na edukację, wyjechał za chlebem do Ameryki. Kapłaństwo syna napawało go dumą. Wiele lat później, już w San Giovanni Rotondo, Grazio chciał ucałować rękę syna. Ojciec Pio jednak od razu ją cofnął, mówiąc, że nigdy w życiu się na to nie zgodzi, że to dzieci całują ręce rodziców, a nie rodzice – syna. „Ale ja nie chcę całować ręki syna, tylko rękę kapłana” – odpowiedział Grazio Forgione, rolnik z Pietrelciny.
CZYTAJ DALEJ

Globalne wyzwania. Szef watykańskiej dyplomacji apeluje o współpracę

2025-09-24 11:11

[ TEMATY ]

współpraca

abp Paul Richard Gallagher

globalne wyzwania

watykańska dyplomacja

PAP

Arcybiskup Paul Richard Gallagher

Arcybiskup Paul Richard Gallagher

„Potrzebujemy kompetentnych i proroczych przywódców, pokornych i wrażliwych na potrzeby wszystkich, zwłaszcza najuboższych członków społeczeństwa” - stwierdził arcybiskup Paul Richard Gallagher, sekretarz ds. stosunków Stolicy Apostolskiej z państwami, przemawiając podczas siódmej edycji Europejskiej Rady ds. Afryki i Bliskiego Wschodu (Ecam). Została ona zorganizowana przez The European House Ambrosetti, przy okazji 80. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, która odbywa się w Nowym Jorku.

W tegorocznej edycji wydarzenia wzięło udział ponad 20 krajów z 4 kontynentów. W swoim przemówieniu na temat „Afrykańscy liderzy na rzecz zmian: kształtowanie współpracy w dziedzinie zdrowia, edukacji, badań naukowych, agrobiznesu i zielonej energii” abp Gallagher podkreślił znaczenie współpracy między przywódcami w celu sprostania wyzwaniom globalnym.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję