Święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny jest obowiązkowym wspomnieniem, więc powinniśmy je co najmniej zauważyć. Tymczasem umyka nam ono w nawale codziennych zajęć i niewielu z nas zatrzymuje się choćby na chwilę, by powiedzieć: „Skoro jest święto, to jest w nim coś ważnego”. Jesteśmy maryjnym narodem, w Matkę Najświętszą „wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy” (Jan Lechoń). Święta poświęcone Matce Bożej mają u nas nawet ludowe określenia, maj jest pełen maryjnych śpiewów po brzegi, październik grzechoce różańcem... A to wspomnienie, choć obowiązkowe, mija jakby przez nas niezauważone.
Reklama
Ktoś powie, że nic w tym dziwnego, skoro to święto pozostaje bez powagi apostolskiej Tradycji (na Zachodzie zostało ustanowione dopiero w XIV wieku), a także że jest ono kontrowersyjne, bo celebrujemy wydarzenie, które czerpie inspirację z apokryfów. Gdy do nich sięgamy, widzimy, jak dzieciństwo Matki Najświętszej wypełniają sceny bajkowe, i to w sposób uwłaczający rozumowi, naiwne. Nawet jeśli rzeczywiście w Izraelu był zwyczaj, że małych chłopców i dziewczynki oddawano na służbę w świątyni, to przecież nie powiemy, iż od dnia ofiarowania Maryję karmił anioł i że od tego czasu nie jadła już nic ziemskiego. Albo że na modlitwie i kontemplacji spędzała kilkanaście godzin dziennie, a resztę czasu poświęcała na tkanie bezcennych płócien. Ta Maryja jest nieprawdziwa. A przynajmniej ubrana w nie swoje szaty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
*
Czy Kościołowi nie przeszkadza fakt, że od strony historycznej niemal wszystko jest tu niepewne? Wystarczy poczytać Protoewangelię Jakuba, by pokręcić głową w geście wątpienia... Tyle że nikt w to wspomnienie nie cytuje apokryfów! Możemy pozostawić pozakanoniczne ramy tego wydarzenia – dać rodzicom Maryi imiona, kazać im wypełnić złożony ślub: oddać córeczkę na służbę świątynną. A przecież moglibyśmy „dolegendarnić” tamto zdarzenie tekstami z pism Maríi z Ágredy albo cytatami z Katarzyny Emmerich. Ich tekstów jednak Kościół w tym dniu również nie przywołuje. Ma nam do pokazania tak wiele, że dane apokryficzne przestają nas interesować. Nie ma znaczenia, że to święto nie ma żadnych historycznych uzasadnień. Ono jest dla nas ważne, ponieważ podkreśla ważną prawdę o Maryi, a mianowicie że od samego początku swego życia była Ona poświęcona Bogu.
*
Reklama
Pierwsza istotna rzecz, na którą powinniśmy zwrócić uwagę w tym wspomnieniu, to dostrzeżenie najważniejszych bohaterów tego święta. Gdy przyjrzymy się uważniej wspomnieniu Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, zauważymy, że składa się ono niejako z dwóch części, a każda nich ma innego bohatera. Drugim i finalnym jest, oczywiście, Maryja – i to Ona jest właściwym podmiotem tego święta. Ale w nazwie tego liturgicznego dnia to nie Matka Najświętsza – jeszcze dziecko – jest podmiotem, osobą, która działa. To nie jest „ofiarowanie się Maryi”, ale „ofiarowanie Maryi”. Mówimy o akcie dokonanym przez Joachima i Annę. Nie Maryja siebie ofiarowuje, ale oddają Ją Bogu Jej rodzice. To jest przede wszystkim ich ofiara!
Spróbujmy wczuć się w stan ich duszy. Po smutnych latach, w których w ich domu nie było słychać dziecięcego śmiechu, pojawia się w nim córeczka. Jest ich radością i całym szczęściem. (Nic dziwnego, trafiło się im najpiękniejsze dziecko w całej historii świata; nawet Ewa niech się przy Niej zawstydzi). Gdy miną zaledwie 3 lata, muszą oddać Ją do świątyni. Muszą się Jej wyrzec. Zrezygnować z Niej. Swój dom uczynić znowu pustym.
Dlaczego ofiarowują Maryję Bogu? Bo takie złożyli ślubowanie. Obiecali Dawcy Życia: „Jeśli Ty dasz nam dziecko, my oddamy je Tobie. Postąpimy tak samo jak matka Samuela”. Nie łamią danego słowa i jak Anna z Księgi Samuela i oni oddają swe jedyne dziecko – całą swoją radość i miłość – do świątyni. Może już nigdy go nie zobaczą.
W apokryfach Joachim i Anna nie płaczą. Są gotowi do złożenia ofiary, do zapłacenia bardzo wysokiej ceny. Jakim cudem – pytamy dziś – do niej dojrzeli?
*
Reklama
Kościół patrzy na rodziców Maryi z zachwytem, zdumiony ich świętością. I wie, że ich postawa tłumaczy, dlaczego także Maryja, zabierana od kochających rodziców, nie płacze... Ona nauczyła się od nich, jak się kocha Stwórcę! Ona wie – od nich – że całe ludzkie szczęście jest w wypełnianiu woli Bożej. Ojciec i matka nauczyli swą córeczkę, że ważny jest tylko Pan. Człowiek nie jest ważny... Jeżeli człowiek chce być szczęśliwy, w jego życiu ważny musi być tylko Bóg.
W to obowiązkowe wspomnienie spotykamy troje najszczęśliwszych ludzi na świecie, choć po ludzku to całkowicie niezrozumiałe.
*
Maryja ma świętych rodziców. Bóg przygotował to także dla Niej. Obdarzył Maryję łaską zachowania od grzechu, ale pokazuje nam, że nawet taka łaska potrzebuje środowiska, w którym będzie mogła wzrastać i owocować. Ewa też była bez skazy, wystarczyło jednak, że jej środowiskiem na krótką chwilę stał się szatan, by łaska obumarła.
Czy dziwi zatem, że s. Łucja napisała, iż ostatnia walka z szatanem rozegra się w rodzinie? Że Jan Paweł II wołał, iż rodzina jest wpisana w Credo Kościoła? Bez świętych rodziców trudno będzie Stwórcy ulepić wielkich świętych, którzy zmienią świat.
Rodzice Maryi nie mają tysięcy świątyń rozsianych po całej ziemi. Nie ma o nich podniosłych kazań w kolejnych pokoleniach. Trudno nawet napisać ich hagiografię, bo te nieliczne dane, które o nich mamy, są pisane w konwencji baśni i legend. Joachim i Anna pracują w tle. Tacy są rodzice. Czy zapomnieli o Maryi, gdy opuściła ich dom? Bynajmniej. Jeśli rację ma papież Benedykt XVI, że odległość między ludźmi liczy się nie w jednostkach długości, ale w stopniach miłości, to ta rodzina zawsze była razem.
*
Reklama
O drugiej bohaterce tego święta właściwie wszystko już zostało powiedziane. Maryja urodziła się dla Boga i dla Niego żyła. Nauczyli Jej tego Anna i Joachim – święci najwyższej próby. Ich niezwykła ofiara, którą było oddanie jedynego dziecka Bogu, była też aktem samej Maryi – Jej radosnym chceniem. Ona chciała, by najdrożsi rodzice oddali ją Bogu. Chciała być darem dla Pana. Darem zupełnym.
Aż kusi w tym dniu, by spróbować wejść na Maryjną ścieżkę, by podczas najbliższej liturgii złożyć Bogu tę ofiarę, na którą On czeka. Nie jest nią kilka złotych wyjęte z portfela, ale jestem nią ja cały. Bez „ale” i „pod warunkiem, że”. Kładę na ołtarzu całe swoje życie z jego radościami i troskami. Pan je przyjmuje i przemienia... I wprowadza na drogę, którą znamy z życia Maryi.
By stworzyć z nas świętych, Zbawiciel potrzebuje jednak czegoś jeszcze. Tak jak Maryja każdy z nas musi trwać w środowisku łaski. To dlatego Kościół musi być wspólnotą, która sobie nawzajem pomaga i podnosi ku niebu!