Reklama

Wiara

Dzięki niemu czuję, że żyję

Szymon ma zespół Downa i wiele marzeń. To o zostaniu projektantem mody już się spełniło. Wiele osób przekreśla jednak dzieci takie jak on już na starcie. Jakże się mylą! Z Daną Łuszczki, mamą Szymona i jego czworga rodzeństwa, rozmawia Zbigniew Kaliszuk.

Niedziela Ogólnopolska 51/2023, str. 8-11

[ TEMATY ]

świadectwo

zespół Downa

Zdjęcia: Krzysztof Świertork/BPJG

Dana Łuszczki szczęśliwa żona, mama piątki dzieci i babcia trójki wnuków. Wraz z mężem prowadzi firmę Kartony 24. Na zdjęciu: z Szymonem w zaprojektowanej przez niego sukience podczas pokazu mody w Światowym Dniu Zespołu Downa 2022 r.

Dana Łuszczki
szczęśliwa żona, mama piątki dzieci
i babcia trójki wnuków. Wraz z mężem
prowadzi firmę Kartony 24.
Na zdjęciu: z Szymonem w zaprojektowanej
przez niego sukience
podczas pokazu mody w Światowym
Dniu Zespołu Downa 2022 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zbigniew Kaliszuk: O tym, że Szymon ma zespół Downa, dowiedziała się Pani dopiero po tym, jak się urodził...

Dana Łuszczki: To był bardzo trudny czas. Lekarka wzięła mnie za rękę, pogłaskała i powiedziała, że u mojego syna podejrzewają... pewne cechy zespołu Downa. Byłam przekonana, że to musi być jakaś pomyłka. Kiedy w końcu dostałam swojego synka, porozwijałam go ze wszystkich ubranek, wycałowałam, potem obejrzałam z każdej strony i tylko się utwierdziłam w tym, że żadnego zespołu Downa nie widzę. Albo nie dopuszczałam do siebie, że tak może być. Najgorszy i najtrudniejszy w tym wszystkim był wzrok innych matek.

Reklama

Przy wypisie ze szpitala dostaliśmy skierowanie na badanie kariotypu. W oczekiwaniu na wyniki ochrzciliśmy Szymka i odwiedziliśmy klinikę w Katowicach. Lekarze podejrzewali, że syn może mieć jeszcze wiele innych wad. Zaczęły mi do głowy przychodzić pytania: Dlaczego przytrafiło się to nam, młodym małżonkom, przecież mieliśmy zdrową córkę i nigdy wcześniej w naszych rodzinach nie było osób z tym zespołem? Co powie nasza rodzina? Jak ja się pokażę na ulicy? Taki miałam bałagan w głowie. Strach i masa obaw. Co robić dalej? Od czego zacząć? Co będzie z naszym synem w przyszłości? Jak on sobie poradzi? Co ze szkołą? Co z naszą rodziną? Wyniki badań kariotypu miały być za miesiąc. Postanowiliśmy z mężem, że zaczekamy na nie ze wszystkimi decyzjami i działaniami. To był okropny czas. Mówi się czasami, że na takie wyniki czeka się jak na skazanie. Gdy przyszedł list z Krakowa, bałam się go otworzyć. Wynik badania był pozytywny. Do końca życia będę pamiętać ten moment. Mój kochany mąż objął mnie, przytulił i powiedział: damy radę!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Od tego momentu wzięliśmy się do pracy. Już wiedziałam i to dało mi motywację do działania. Powzięłam postanowienie, że zrobię wszystko, aby pomóc mojemu synowi. Oczywiście, lęk i strach o jego przyszłość pozostały. Czułam, że zawiodłam mojego męża, rodząc mu niepełnosprawnego syna. Ale to on mi najbardziej pomógł, kiedy nie miałam siły i wiary. Jego obecność i czułość, opieka i miłość pomogły mi przejść te pierwsze trudne chwile. Dzięki jego postawie i wierze pytania, które miałam, zaczęły ustępować miejsca pozytywnym myślom. Z każdym dniem i z każdym krokiem, kiedy obserwowałam postępy Szymona, trudności odchodziły na bok, a my zaczęliśmy dostrzegać, że dzięki synkowi coś w naszym życiu zaczyna się zmieniać. Dziś jestem wdzięczna za Szymona. On jest dla mnie darem. Nie wyobrażam sobie życia bez niego i nie zamieniłabym go na inne dziecko. Dzięki niemu czuję, że żyję. On sprawia, że wokół nas cały czas dzieją się pozytywne rzeczy. Nie sposób policzyć, ilu niezwykłych ludzi poznaliśmy dzięki niemu, ile miejsc mogliśmy zobaczyć, ile serdeczności otrzymaliśmy od ludzi z zewnątrz. Nie sposób też opisać, ile dobra otrzymaliśmy od samego Szymka. On wylewa morze miłości na nas i najbliższych. Nie wyobrażam sobie, żeby go miało nie być. Z Szymkiem nie sposób się nudzić. Powtarzam też ciągle, że mam Szymona w jakimś celu tu, na ziemi.

Reklama

Pokonała Pani długą drogę od lęku do dumy i ogromnej wdzięczności za syna... Jak ona wyglądała?

Zaliczyliśmy przedszkole samorządowe oraz dwie klasy szkoły podstawowej. Kiedy dziecko jest małe, przez większość czasu nauka jest prowadzona przez zabawę, kolorowanki, tańce, piosenki. Szymek poszedł do przedszkola, kiedy jeszcze do niego chodziła Gabrysia, nasza starsza córka. Było łatwiej, ponieważ w każdej chwili mogła być przy nim, a on się nie bał. Programowo szedł razem z dziećmi w grupie. W szkole podstawowej, niestety, było już trudniej. Szymek jest bardzo ambitny, dlatego zależało mu, aby mieć takie same książki jak inne dzieci w klasie. Chciał robić to samo i mieć takie same zadania oraz obowiązki. Niestety, mimo swoich ambicji i tego, że był rok starszy, odstawał od dzieci w klasie. Nie dawał rady, nie nadążał. W domu codziennie wieczorami siadaliśmy i wspólnie wykonywaliśmy ćwiczenia rehabilitacyjne oraz nadrabialiśmy zaległości ze szkoły. Nazwałam to „wkładaniem łopatą”. Próbowaliśmy stymulacji przez zabawy, wyliczanki, ćwiczenia ruchowe... Męczyliśmy się wszyscy. Wtedy przyszła pora na zmianę szkoły. Wybraliśmy specjalny ośrodek szkolno-wychowawczy. Teraz, kiedy rozmawiamy, Szymon jest już absolwentem.

Długo wzbraniałam się przed tym, by mój syn poszedł do szkoły specjalnej. Bałam się i chyba ciągle nie dopuszczałam do siebie myśli, że jest niepełnosprawny i ma chodzić do szkoły dla takich dzieci. Próbowałam go na siłę „unormalnić”, żeby był taki jak my, jak jego rówieśnicy. Wmawiałam sobie: jak to, on nie da rady? Da radę. Poświęcę mu więcej czasu, będę tłukła z nim tę naukę, to w końcu da radę. Ale jednak tego nie dało się zrobić. Wybór ośrodka to było najlepsze, co mogliśmy dla niego zrobić. Ta szkoła to był dla niego drugi dom. W niej Szymon rozwinął swoje skrzydła. Nabył wszystkie umiejętności, nauczył się życia. Okazało się, że ma wiele pasji i w szkole mógł pokazać, co potrafi. Poza tym poznał nowych ludzi. Zawarł pierwsze przyjaźnie, przeżył pierwsze zakochanie się, mógł wziąć udział w wielu wyjazdach, konkursach. Miał indywidualny program nauczania, odpowiednią kadrę pedagogów, w klasie była mała grupa dzieci i ogólnie przyjazne środowisko. Finalnie Szymon skończył szkołę podstawową oraz przysposabiającą do życia. A ja przyjęłam go takiego, jaki jest.

Reklama

W którym momencie Szymon zainteresował się projektowaniem mody?

Szymon ma wiele zainteresowań. Od teatru – był aktorem – przez muzykę, taniec z ukochaną dziewczyną Klaudią, aż po modeling i rysunek. Rysuje, odkąd pamiętam. Przechowujemy bardzo wiele jego prac. Uwielbiał zwłaszcza kolorowanki antystresowe. W domu często zdarzały się sytuacje, że Szymon przebierał się w różne stroje. Nie było rodzinnej uroczystości bez oryginalnego przebrania. Podkradał też swojej siostrze ubrania i je przerabiał. Już wtedy widziałam, że moda to jest coś, co go bardzo interesuje. W ośrodku stworzył kolekcję rysunków-karykatur wszystkich nauczycieli. Ich wspólną cechą był strój, buty, kolczyki czy fryzura nauczycieli. Wszystkim nam się to bardzo spodobało. Myślę, że od tamtego momentu jeszcze więcej rysował. Na początku naszą rodzinę w różnych strojach galowych. Potem zaczął rysować suknie tzw. księżniczkowe, balowe i wszystkie inne.

Reklama

W marcu 2022 r. odbył się pierwszy pokaz sukni zaprojektowanych przez Szymona. Jak to się stało, że jego pasja nabrała tak realnego kształtu?

Szymek jakiś czas temu został zaproszony na Uniwersytet Rzeszowski na spotkanie ze studentami. Jedna ze studentek, Magda Ciołek, zafascynowała się wówczas nim i jego rysunkami. Stwierdziła, że chciałaby pokazać jego talent szerszemu gronu odbiorców. Skontaktowała nas z projektantką Gabrysią Tomaką-Ząbek, prowadzącą firmę Pastelove Motyle. Spotkaliśmy się w czwórkę. Byłam zaskoczona tym, ile Magda miała pomysłów, i nie ukrywam, że początkowo podeszłam do nich troszkę z dystansem. Tymczasem dziewczyny pracowały nad marzeniem Szymona. Nie minęło wiele czasu, gdy zadzwoniła do mnie Gabrysia i totalnie zaskoczyła! Pierwsza suknia Szymona miała się pojawić wraz z innymi sukniami jej projektu na pokazie Fashion Street w Sandomierzu. Szymon był zachwycony i chyba nie dowierzał, że to dzieje się naprawdę. Nie ukrywam, że ja też miałam dreszcze i łzy w oczach. Dziewczyny na tym nie poprzestały i kilka miesięcy później, przy okazji Światowego Dnia Zespołu Downa, miał się odbyć pokaz mody Szymona! Zanim udaliśmy się na pokaz, Szymon nie mógł znaleźć miejsca w domu. Cały czas powtarzał, że ma „stresa”. Ja też miałam tremę, ponieważ miałam być modelką. Szymon stworzył wiele projektów, ja wybrałam jeden z nich, ale nie wiedziałam, że mam go na pokazie zaprezentować. Byłam pod ogromnym wrażeniem wydarzenia. Prawdziwy show, muzyka, widzowie, kamery i wywiady, cały tłum fotografów, błysk fleszy i gromkie brawa. Szymon był sobą, trema odeszła i z radością oraz bez skrępowania odpowiadał na pytania. Największą frajdę miał wtedy, kiedy sam przemaszerował po czerwonym dywanie. To była jego chwila. Jesteśmy rodzicami piątki dzieci, dla nas to ogromna radość, gdy spełniają się ich marzenia.

Co teraz motywuje Szymona? Czy ma dalsze plany i marzenia związane z projektowaniem?

Oczywiście, jak każdy człowiek Szymon ma również marzenia. Marzy o założeniu rodziny, pragnie mieć wspaniałą żonę i dzieci. Chce kochać i być kochanym. Marzy o własnym domu i o podjęciu pracy. W tym momencie bierze udział w pewnym projekcie, po którym, być może, uda mu się znaleźć odpowiednie zatrudnienie. Jego marzeniem jest praca w salonie sukien ślubnych. Chciałby doradzać klientkom w ich wyborze. Ale chciałby również być kelnerem. Oczywiście, marzy też o projektowaniu i pokazach.

Reklama

W jakim stopniu Szymon jest w stanie żyć samodzielnie?

Od początku robiłam wszystko, aby zadbać o sprawność Szymona na tyle, by poradził sobie w życiu. I dziś wiem, że on da sobie radę z codziennym funkcjonowaniem. Wykonuje podstawowe czynności wokół siebie i w swoim otoczeniu jak każdy inny człowiek, bez przypominania i pomocy. Obsługuje komputer, telefon komórkowy i wszystkie inne sprzęty domowe, dba o swój pokój, do niego należy codzienne karmienie naszego psa. Sam chodzi do fryzjera, do kościoła, na lody czy swoje drobne zakupy. Zna się na zegarku, choć musi chwilę pomyśleć, żeby odczytać wskazówki. Czyta i pisze, czasami ma jedynie problem z dłuższymi wyrazami. Kilka razy jechał sam autobusem 25 km na zajęcia do Rzeszowa. Ja tylko wskazałam mu, do którego ma wsiąść, a on sam kupił bilet i na dworcu odebrał go trener. Był bardzo szczęśliwy, że tego dokonał. Poczuł się dorosły. Jest dobrze zorganizowany. Jedyna rzecz, której nie byliśmy w stanie go nauczyć, to rozpoznawanie i liczenie pieniędzy. Dodawanie do dziesięciu jeszcze mu wychodzi, ale trudniej jest z pieniędzmi. Dlatego zawsze daję mu na zakupy wyliczoną kwotę. Szymon wiele potrafi, bo do wszystkiego miał dostęp, wszystko mu pokazywałam i go uczyłam. Nie zabraniałam, a wręcz przeciwnie – zachęcałam do próbowania.

Nie ma Pani obaw o przyszłość Szymona? Zwłaszcza o czas, gdy zabraknie Was, rodziców?

Szczerze, to jeszcze o tym nie myślałam. Mam chęć długo żyć! Kiedyś rozmawiałam z Szymonem o moim niepełnosprawnym znajomym, który mieszka w domu spokojnej starości. Szymek zapytał, czy jego też tam kiedyś oddam. Odpowiedziałam, oczywiście, że nie, nigdy w życiu. Szymek wzruszył się, w jego oczach pojawiły się łzy i mi podziękował. Powiedział, że jestem jego najlepszą mamą i że on też nigdy mnie nie odda. Dawniej myślałam, że przecież ma czworo rodzeństwa i to ono się nim zaopiekuje. Ale ja nie mam prawa im tego narzucać. Wiem jednak, że nie zostawią go samego.

Na ile niepełnosprawne dziecko wymusza reorganizację życia, porzucenie planów zawodowych i marzeń?

Prowadzimy z mężem własną firmę i było nam o tyle łatwiej, że kiedy urodził się Szymon i była potrzeba bycia z nim, to po prostu nie pracowałam. Byłam mamą i to na tamten czas była moja kariera.

Reklama

Wracałam do pracy za każdym razem, kiedy kolejne dziecko było już w przedszkolu. Wiadomo, że przy własnej działalności sami ustalamy sobie czas pracy. To, co się działo i dzieje wokół Szymona, dodaje mi energii i chce mi się działać. Lubię też angażować się społecznie, a jak sobie jeszcze pomyślę, że być może w ten sposób komuś pomogę, to nie ma siły, aby mnie od tego odciągnąć. Niepełnosprawność Szymona nigdy nie była przeszkodą w moim życiu zawodowym i społecznym.

Wspomniała Pani też jednak o tym, że były sytuacje, z którymi trudno było sobie poradzić... Jak się to Państwu udało?

Najtrudniejsze były tzw. fochy Szymona. Czasami zawieszał się i nie mogliśmy w żaden sposób z tego wybrnąć. Szymek ma swoje zdanie i trudno go zmusić, aby było inaczej. Często się obrażał i przestawał nas słuchać. Trzeba było odczekać, aż mu to minie. Trudne chwile przeżyłam też w związku z zabiegami medycznymi, gdy cierpiałam razem z Szymonem. Moim największym wsparciem był i jest mąż. Bez niego nie poradziłabym sobie. On jest dla mnie specjalistyczną pomocą w trudnych chwilach. Mogę na niego zawsze liczyć. Rozumie mnie jak nikt inny. To on szybciej zaakceptował tę sytuację i się w niej odnalazł. Jest silniejszy ode mnie. Swoim spokojem i dystansem wiele razy mi uświadomił, że trzeba poczekać. Na pewno dużo daje mi też wiara w Boga, więc się jej trzymam.

Reklama

Co powiedziałaby Pani rodzicom, którzy w czasie ciąży dowiadują się o tym, że ich dziecko najprawdopodobniej będzie miało zespół Downa?

Kiedy urodził się Szymon, nikt mi nie powiedział, jak będzie. A potrzebowałam tego, ponieważ przyszłość widziałam tylko w czarnych barwach i miałam milion pytań w głowie. Dlatego kiedy potem widziałam na ulicy mamę z dzieckiem z zespołem Downa, zawsze chciałam podejść i ją pocieszyć. Po prostu potrzymać za rękę i powiedzieć, że to dziecko jest darem, że nie będzie źle, że ono jest nam dane w jakimś celu. Na pewno każda z nas odkryje kiedyś, w jakim.

Wywiad jest fragmentem rozmowy, której całość została opublikowana w książce Każde życie jest cudem. Poznać w niej można więcej podobnych historii.

Warto wybrać życie. To dziecko na was czeka, kocha was. Nie bójcie się, idźcie za głosem serca, bo ono na pewno wskaże wam dobrą drogę. Wskaże wam życie. Każde dziecko jest cudem, jedynym, wyjątkowym i niepowtarzalnym.

Monika Niklas, mama Krzysia z zespołem Downa

Skończyłam studia na kierunku psychologia, a obecnie pracuję w szkole dla dzieci z autyzmem jako terapeutka behawioralna. Od lat trenuję wyciskanie sztangi w leżeniu i przez wiele lat byłam członkinią kadry narodowej w tym sporcie (mistrzyni Polski juniorek w 2010 r. – przyp. red.). Cieszę się z mojego życia. Ono układa się wspaniale i cały czas mnie zaskakuje.

Aleksandra Zielińska z wadą rozszczepu kręgosłupa z przepukliną oponowo-rdzeniową

Lęk nie jest dobrym doradcą. Aborcja to morderstwo z największym okrucieństwem. Dlatego nigdy, ale to nigdy nie zakańczajcie tak ciąży. Jedyną opcją powinno być urodzenie żywego dziecka. Niezależnie, czy to będzie dziecko w pełni sprawne czy niepełnosprawne, czy z wadą letalną.

Paweł i Olga Dębowscy, rodzice Frania

Każde życie jest radością, każde życie jest darem. Nie wyobrażamy sobie, żeby któregoś z naszych dzieci mogło nie być. Widzimy, że każde dziecko jest ważne, potrzebne, cudowne, wspaniałe, i jesteśmy za nie bardzo wdzięczni Panu Bogu.

Iga i Konrad Grzybowscy, rodzice Józia i Tereski z SMA oraz zdrowych Tadzia i Gucia

Moje dzieci nie zwracają uwagi na to, że nie widzę, nie dają mi z tego powodu żadnej taryfy ulgowej.

Daniel Zawodnik, niewidomy od urodzenia wskutek wady genetycznej, szczęśliwy mąż i ojciec trójki dzieci

Brak pełnych, sprawnych rąk wyróżnia naszego synka z tłumu – to prawda, ale prawdą jest też to, że jest wyjątkowy, bo kto potrafi posługiwać się tak sprawnie nogami, gdy ma obie ręce zdrowe? Tacy ludzie jak Nathan (na zdjęciu) są w mniejszości, a przez to stają się szczególni.

Sabina Walczak, mama Nathana cierpiącego na zespół TAR

Wypowiedzi zaczerpnięte ze świadectw opublikowanych w książce Każde życie jest cudem, wydanej przez Fundację Grupa Proelio: ksiazka.proelio.pl .

2023-12-12 09:19

Oceń: +9 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Mój Wielki Post

Niedziela częstochowska 9/2016, str. 4-5

[ TEMATY ]

świadectwo

Wielki Post

Bożena Sztajner/Niedziela

Wielki Post jest czasem, w którym mamy się duchowo odrodzić i przygotować do obchodów pamiątki najważniejszego wydarzenia w historii ludzkości, jakim jest męka i zmartwychwstanie naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. W jaki sposób przeżywamy ten wyjątkowy czas? Jak do niego się przygotowujemy? Co jest dla nas najistotniejsze i jak osobiste doświadczenia przekładają się na bardzo wyjątkową relację z cierpiącym Chrystusem? Opowiedzieli nam o tym nasi Czytelnicy

CELINA: – Myśląc o Wielkim Poście, myślę o Drodze Krzyżowej Pana Jezusa. Przed oczami przesuwają mi się obrazy najgłębszego cierpienia, poniżenia, opuszczenia, oddawania wszystkiego, by być ze mną. Cierpi Jezus – mój grzech jest winien. Oczyma duszy szukam kontaktu wzrokowego z Jezusem, spotykam oczy pełne miłości, żadnych oskarżeń. Nawiązuje się relacja. Chcę stanąć po Jego stronie, ulżyć Mu. Intuicyjnie wyczuwam, że najbardziej bolały Jezusa grzechy raniące Jego Serce. Oddam Mu więc w Wielkim Poście wszystkie cierpienia duchowe, wszystkie moje trudne sprawy, uczynię Go jedynym moim powiernikiem i będę uczyć się od Niego, jak w cichości dźwigać swój krzyż. Ufam, że będzie mi pomocą. Sercem wyczuwam, że z krzyża emanuje największa miłość. Gdzieś w głębi za tym wszystkim są: spokój, ukojenie, radość, moja perła, moje życie ukryte w słowach. Nic mi więcej nie potrzeba.
CZYTAJ DALEJ

Albertynki w Boliwii: wszędzie szukamy oblicza cierpiącego Chrystusa

2025-11-16 18:35

[ TEMATY ]

albertynki

Boliwia

Vatican Media

Centrum Medyczne św. Brata Alberta w Boliwii

Centrum Medyczne św. Brata Alberta w Boliwii

W tym wszystkim jest jeszcze język niewerbalny; język miłości, przygarnięcia, pocieszenia - tak o swojej posłudze w Boliwii opowiada Vatican News s. Weronika Mościcka SAPU. Albertynka, która od czterech lat posługuje na misjach, prowadzi Centrum Medyczne im. św. Brata Alberta, gdzie jak sama mówi: „staram się patrzeć nie tylko na ciało, tylko na coś więcej, czego potrzebują ci ludzie”.

Trzyosobowa wspólnota sióstr podejmuje różne zadania wśród ubogich i potrzebujących. Jest to posługa duszpasterska, praca wśród dzieci i młodzieży - w tym wyszukiwanie osób najbardziej potrzebujących, realizacja projektów na rzecz nauki, rozwoju młodych oraz prowadzenie centrum medycznego.
CZYTAJ DALEJ

Abp Kupny: „Kościół buduje się przez codzienną wytrwałość”

2025-11-16 16:54

Archiwum Archidiecezji Wrocławskiej

Parafia NMP Królowej w Oławie obchodzi dzisiaj 20-lecia swojego powstania. Eucharystii przewodniczył metropolita wrocławski, abp Józef Kupny, który w homilii przypomniał, że najważniejszą świątynią nie są mury, lecz człowiek.

Metropolita wrocławski rozpoczął swoją homilię od słów Jezusa zapowiadających zburzenie świątyni jerozolimskiej. - Powinny poruszyć uczniów słowa Jezusa: “Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu”. Ale Jezus wypowiedział je nie dlatego, że nie ceni piękna murów i wystroju świątyni, lecz dlatego, że prawdziwą świątynią zawsze był i jest człowiek. Człowiek i jego serce otwarte na Boga i przyszłość, wskazał kaznodzieja, dodając: - Uczniowie wtedy jeszcze tego nie rozumieli. Dopiero Chrystus pokazał nam, że to my jesteśmy świątynią Boga, że Bóg mieszka w nas. Dziś, patrząc na piękny kościół parafialny, chcemy powiedzieć: “Panie, dziękujemy Ci, że w tym miejscu zechciałeś zamieszkać pośród nas”.              W dalszej części abp Kupny wrócił do początków parafii, wyrażając głęboką wdzięczność wszystkim, którzy ją tworzyli: - Każda parafia ma swoją historię i swoje korzenie. Dwadzieścia lat temu, kiedy powstała wasza parafia, Bóg zaprosił ludzi tej ziemi do nowego dzieła. Nie było wtedy wszystkiego, co mamy dziś, ale były nadzieje, plany i wiele pracy. Ta parafia istnieje dzięki wierze, miłości i wytrwałości ludzi - mówił metropolita wrocławski, dziękując za zaangażowanie w dzieło stworzenia parafii. - Z serca dziękuję wszystkim, którzy byli na początku tej drogi. Myślę o tych, którzy przez dwadzieścia lat są związani z tą parafią. Dziękuję księdzu proboszczowi Robertowi, dziękuję wszystkim, którzy ofiarowali czas, talenty, środki i modlitwy. Niech Bóg wynagrodzi ich trud — zarówno tych, którzy są dziś z nami, jak i tych, którzy odeszli do domu Ojca.      Odnosząc się do Ewangelii, abp Józef Kupny zauważył: - Dzisiejsza Ewangelia mówi o niepokoju, zniszczeniu i trudnościach. Nie wiem, jak słuchali jej uczniowie, ani jak my ją odbieramy, ale ona jest zaskakująco aktualna. Każda wspólnota przeżywa chwile słabości, rozproszenia, zmęczenia. A jednak Jezus mówi: “Nie trwóżcie się”. To znaczy: nie bójcie się, bo Ja jestem z wami. Wracając jeszcze w słowie do dwudziestolecia parafii, hierarcha podkreślił: - Chrystus przez tych 20 lat był tutaj obecny: w sakramentach, w Eucharystii, w rodzinach, które trwały mimo trudności, w dzieciach, młodzieży, w chorych i starszych. Był obecny w każdym, kto się modlił, służył, pomagał. I choć były chwile trudne, to właśnie wtedy najbardziej widać było siłę wiary - powiedział abp Kupny, dodając: - Jezus mówi dziś do nas: “Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”. Te słowa są jak program waszego jubileuszu. Kościół buduje się nie przez spektakularne działania, lecz przez codzienną wytrwałość: przez matki i ojców, którzy uczą dzieci modlitwy; przez kapłanów, którzy dzień po dniu głoszą Słowo Boże; przez seniorów modlących się za młodych; przez ludzi, którzy sprzątają kościół, śpiewają, troszczą się o parafię. To codzienny trud, ale i codzienny cud. Nie zabrakło także odniesienia do patronki parafii: - Najświętsza Maryja Panna Królowa od początku czuwa nad tą parafią. Jej królowanie to nie panowanie, jak myślimy po ludzku. To służba: pokorna, wierna, pełna miłości. Maryja trwała pod krzyżem i uczy nas, abyśmy w chwilach prób nie odchodzili, ale trwali przy Chrystusie z nadzieją - mówił kaznodzieja, dodając: - Dzisiaj wielu gniewa się na Kościół, zniechęca się, odchodzi. Ale to właśnie wtedy trzeba trwać. Trwać przy Chrystusie, nie opuszczać Go w chwilach próby, tak jak Maryja nie odeszła spod krzyża.      Na zakończenie homilii abp Józef Kupny zawierzył parafię Duchowi Świętemu i Matce Bożej: - Dwadzieścia lat temu Bóg rozpoczął w tym miejscu piękne dzieło Boskie. Dziś dziękujemy Mu za wszystko, co już uczynił, i z ufnością prosimy, by prowadził nas dalej przez następne lata i dziesięciolecia. Niech Duch Święty daje nam wytrwałość w wierze, nadziei i miłości, a Maryja, wasza Królowa, niech prowadzi was drogą ku Bogu.”
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję