Ministrant, zgodnie z podstawowym znaczeniem tego słowa, jest sługą, pomocnikiem przy sprawowaniu Mszy św. i innych nabożeństw liturgicznych. Posługa ministranta oznacza, że liturgia staje się sprawą nie tylko kapłana, lecz całej wspólnoty, w tym sensie, że uczestniczy się w rytuale w sposób czynny. Dzięki współtowarzyszeniu celebransowi przy ołtarzu Msza św. nie jest widowiskiem do obejrzenia i odsłuchania, ale rzeczywistością angażującą całego człowieka. Ministrant wraz z wiernymi współtworzy liturgię, a tym samym buduje wspólnotę, którą nazywamy Kościołem.
W parafii zawsze była dobra atmosfera
Trzydziestoośmioletni Michał Śrubarczyk pracuje jako kierowca ciężarówki. Jest żonaty i ma dwuletnie dziecko. W 1993 r., zaraz po Pierwszej Komunii św., zapisał się do Liturgicznej Służby Ołtarza. – Co niedzielę przychodzę, by służyć przy ołtarzu jako ministrant i lektor. Bardzo lubię czytać Biblię. Nawet w ciężarówce mam małe Pismo Święte i w przerwach w pracy pogrążam się w lekturze – opowiada o swoich ministranckich początkach, wskazując na niebagatelną rolę proboszcza – ks. Tomasza Nowaka (wówczas wikariusza) w kształtowaniu odpowiedzialnych postaw ministranckich i kreowaniu dobrej parafialnej atmosfery.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Rzeczywiście, w zawierciańskiej parafii św. Stanisława Kostki panuje prawdziwie modlitewna atmosfera, a liturgia celebrowana jest z wyczuciem miejsca i sytuacji. Ten widoczny dla postronnego obserwatora model został wypracowany przez poprzedniego proboszcza – ks. Kazimierza Bednarskiego i jest pielęgnowany przez obecnych duszpasterzy. Patrząc na uwijających się przy ołtarzu ministrantów, czujemy autentyzm ich służby.
Szef szefów
Maciej Ciszewski, ceremoniarz, jest żartobliwie określany jako szef wszystkich szefów. Na pytanie, czy lubi rozkazywać, odpowiada przekornie: – A kto nie lubi? , a potem dodaje poważnie: – Nasza grupa to dobre chłopaki, dogadujemy się.
Do obowiązków Macieja należy przygotowanie całości liturgii, w tym ministrantów, by byli kompetentni w czynnościach przy ołtarzu.
– W relacjach z kolegami ministrantami staram się być szczery i sprawiedliwy. Gdyby tego zabrakło, to nigdy nie udałoby mi się wprowadzić jakichś korekt, poprawek; bez szczerości nie ma postępu – podkreśla filozoficznie i uzupełnia: – Na zbiórkach ministranckich staramy się ciepło przyjąć nowych ministrantów, by poczuli się częścią ministranckiej rodziny. Zachęcam innych do dołączenia do nas. Tak naprawdę z tego są same korzyści i nie ma żadnych minusów.
Trzej „powołani” przez ks. Mateusza
Paweł Szymala jest lektorem od kilku miesięcy. – Jestem już starszym młodzieńcem, ale ks. Mateusz Olejnik, który uczy nas religii, poprosił o wsparcie liturgiczne mnie oraz kolegów Jakuba i Kacpra. Okazało się, że ta jednorazowa pomoc stała się naszym niewymuszonym obowiązkiem. Fajnie było i stwierdziliśmy, że zostajemy. W szkole nie mamy z tym problemów. Prawdę mówiąc, nie jest to w szkole temat, który by interesował uczniów: czy ktoś chodzi do kościoła, czy nie, czy służy przy ołtarzu bądź nie – mówi Paweł.
Reklama
Jakub Rogoń, jeden z „powołanych” przez ks. Mateusza, dzieli się ciekawymi spostrzeżeniami. – Muszę powiedzieć, że Msza św. z punktu widzenia ministranta jest diametralnie inna niż z punktu widzenia wiernego, uczestniczącego w nabożeństwie. Jest to ciekawe doświadczenie, bo kiedyś moja wiara była zupełnie inna. Ona się zmieniła, odkąd zacząłem czytać słowo Boże, kiedy stanąłem przy ołtarzu… to jest wielkie przeżycie! W przyszłości chciałbym się uczyć historii, ale postaram się nadal być wierny ministranckiemu powołaniu – deklaruje Jakub.
Trzecim „powołanym” przez ks. Mateusza jest Kacper Zalewski.
– Ksiądz wikariusz poprosił mnie chyba w grudniu ubiegłego roku o pomoc. Zgodziłem się, bo już kiedyś byłem ministrantem, ale nie wytrwałem. Teraz próbuję drugi raz. Nigdy nie miałem kryzysu wiary, jednak od dziecka zadawałem sobie różne pytania na jej temat. Nie wątpiłem, niemniej jako małe dziecko zastanawiało mnie zawsze, jak to wszystko zrozumieć, wytłumaczyć. Do tej pory nie wiem, po prostu wierzę, że Bóg jest. Apokalipsa św. Jana jest dla mnie najciekawszą księgą Biblii, ale wszystkie pozostałe są ciekawe i z każdej da się „wyciągnąć” jakąś naukę. Pan Bóg daje mi radość i nadzieję – zwierza się Kacper.
Potwierdzenie
Reklama
Kuba Kulis ma kuzynów, którzy razem z nim służą przy ołtarzu. W trakcie wywiadu z Niedzielą tryskają humorem i śmieją się z krewnego. – Jak to kuzyni. Ale lubimy i szanujemy się wszyscy bez wyjątku. W ministranckiej rodzinie jest miło i przyjemnie. Dla mnie najbardziej interesujące w posłudze ministranta jest to, że mam co robić, nie siedzę w ławce i nie patrzę się w jeden punkt. I to jest najlepsze. A do Pana Boga każdy musi sobie sam znaleźć drogę. Nikogo nie można do tego zmuszać, bo jeżeli kogoś zmuszamy, to ta osoba automatycznie jeszcze bardziej się od Boga oddali. Jeden kolega nie chodził do kościoła, ale ksiądz go poprosił, by wziął czynny udział w Triduum, i kolega się nawrócił; znalazł drogę. Wystarczyło tylko, że ksiądz mu zaproponował czynny udział we Mszy św., a on się zgodził, spróbował i przekonał się do Kościoła – mówi Kuba.
Jest wesoło
Marcin Rycombel, jak sam przyznaje, jest z natury bardzo aktywnym człowiekiem, pozytywnie nastawionym do życia. – Lubię wszystkich dookoła uszczęśliwiać. Widać, jak koledzy na mnie reagują. Potrzebny jest w grupie taki wesoły człowiek. Ja ten dar mam po rodzicach. Ale jeżeli chodzi o liturgię, to jestem bardzo poważny – zastrzega. W dalszej części rozmowy wskazuje na serdeczne relacje między ministrantami. Porównuje je z relacjami kolegów ze skateparku, które nie są nacechowane taką zażyłością. Z wrodzoną wesołością i przekorą dodaje: – Wydaje mi się, że jestem odważnym człowiekiem.
Opinię, że Marcin jest najbardziej wesołym ministrantem zawierciańskiej parafii, potwierdza Igor Peroń, który służy przy ołtarzu czwarty rok. – U nas jest fajnie, a najfajniejszy jest Marcinek, super kumpel! Do Liturgicznej Służby Ołtarza przekonał mnie kolega, ale ja sam też chciałem. Już w tym roku mógłbym założyć albę i być lektorem, ale dałem sobie jeszcze rok, aby dojrzeć – śmieje się do spółki z Marcinem młodziutki Igor.
Przesłanie
Doświadczony ministrant, mąż i ojciec – Michał Śrubarczyk, dzieli się na koniec rozmowy ogólną refleksją na temat współczesnych wyzwań i budowania męskiej tożsamości przed Bogiem i ludźmi. – Młodym ministrantom chciałbym powiedzieć, by nie wstydzili się swej posługi, by przychodzili do kościoła i służyli przy ołtarzu. Miejcie trochę odwagi. Każdy czas ma swoje trudności. Nieważne, czy ktoś was wyśmiewa, ignoruje, ważne jest być i trwać przy ołtarzu. To was zbuduje i umocni parafialną wspólnotę – podsumowuje z przekonaniem.