Kasia, pochodząca z Ukrainy tegoroczna maturzystka, jest jedną z koordynatorek takiej pomocy. Pomaga również w kontakcie z osobami, które opuściły Ukrainę. Dzięki jej pośrednictwu możemy poznać również świadectwa uchodźców wojennych. Powtarza się w nich niedowierzanie, że to wszystko się dzieje, ale również wdzięczność za okazywaną pomoc.
– Przyjechałam tutaj 7 marca i jestem bardzo wdzięczna każdemu z was. Dziękuję też Panu Bogu za to, że pozwolił mi tutaj przyjechać i spotkać takich ludzi – mówi p. Margarita z Zaporoża i dodaje łamiącym się głosem: – Na Ukrainie mamy pracę, mamy szkolnictwo, mamy wszystko. Musieliśmy to zostawić. Został tam mój mąż i rodzina. Zostało wszystko. Musieliśmy przyjechać tutaj.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Co zrobili z drugim człowiekiem...
Reklama
Pani Margarita i jej mąż od czasu rozłąki nieustannie myślą o sobie, mimo dzielącej ich odległości. – W naszych sercach mieszka Jezus, który pomaga nam te wszystkie doświadczenia przetrwać. Oddaliśmy Mu życie 26 lat temu i wierzymy, że się nami opiekuje. Teraz słuchamy słowa Bożego razem z wami. Razem z Wami słuchamy, że Bóg jest miłosierny i że nas kocha. W Biblii jest nawet napisane: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Będzie czas, gdy każdy z nas stanie przed Bogiem i zda sprawę z tego, co zrobił i z tego, czego doświadczył. Ci ludzie, którzy przyszli z wojną na Ukrainę, tak samo będą stali przed Bogiem i tak samo będą mówili o tym, co zrobili z drugim człowiekiem – mówi p. Margarita. Podkreśla, że o wojnie słyszeli na Ukrainie od jesieni ub.r. Wiedzieli, że może wybuchnąć, ale jednak nie do końca w to wierzyli.
Grabią i wywożą wszystko
Rosa z Zaporoża opowiada o wydarzeniach z pierwszych chwil wojny, o tym, jak przygotowywali się do ucieczki. – Pierwszego dnia po przyjściu z pracy zbieraliśmy swoje rzeczy i gdy szliśmy z mamą, usłyszeliśmy wybuchy. Myślałam, że nam się wydawało, ale później zadzwonili znajomi i powiedzieli, że zaczęła się wojna. Zadzwoniła też do mnie siostra z Polski i powiedziała, żebyśmy przyjeżdżali do niej. Ale nie wierzyłam, że tak naprawdę może dojść do tego, co teraz się dzieje na Ukrainie – mówi Rosa łamiącym się głosem.
– Tego dnia zdążyliśmy zakleić okna, bo cały czas były wybuchy. Tak samo przez następne dni, więc siedzieliśmy w piwnicach. Mama próbowała wyjść, ale nagle zobaczyła rakietę, która przeleciała obok naszego domu. Do tej pory nie możemy uwierzyć, że to naprawdę się dzieje, że ta wojna zabija tyle ludzi i tyle dzieci. Jesteśmy tutaj, ale tak naprawdę nasze serca są tam, gdzie zostały nasze rodziny. Są tam Ci wszyscy, którzy nie zdążyli uciec. Zostali ludzie, zostały gospodarstwa oraz zwierzęta, które też są zabijane. A poza tym Rosjanie zabierają dosłownie wszystko i wywożą do Rosji. Wywożą i sprzedają to. Dlatego nie da się zrozumieć tego, co tak naprawdę tam się dzieje. Nie wiadomo, kiedy możemy wrócić do swojego domu, zobaczyć swoją rodzinę, zobaczyć to, co tam zostało. Nie wiadomo kiedy i czy w ogóle – mówi Rosa.
Było strasznie zimno
Reklama
Opowiada również o ucieczce pociągiem z Zaporoża. Pociąg był cały wypełniony, ludzie siedzieli wszędzie, gdzie tylko było to możliwe, również na podłodze, jeśli tylko było miejsce. Na dworcach mnóstwo ludzi, ale też wiele wolontariuszy służących pomocą. – Później, gdy przyjechaliśmy tutaj do siostry, u której też mieszka rodzina z Zaporoża, zdecydowaliśmy się zadzwonić do centrum wolontariuszy w Polsce i oni wysłali nas do Niemiec. Pojechaliśmy tam i zobaczyliśmy, jaki jest stosunek Niemiec do nas. Staliśmy dwie godziny na dworze, czekały rodziny, dzieci, bo trzeba było zrobić testy. Brali tylko po parę osób i trzymali je bardzo długo. Było strasznie zimno. Gdy już zrobiliśmy te testy, weszliśmy do dużego pomieszczenia i kazali nam tam zostać na noc. Nie było tam jednak łóżek ani nic, a były z nami dzieci. Zebraliśmy się więc, aby porozmawiać o warunkach dla nich, chcieliśmy miejsca do jakiegoś w miarę normalnego pobytu. Ale nic z tego nam nie dali, więc zdecydowaliśmy o powrocie do Polski. Okazało się jednak, że do Polski też nas nie chcieli wypuścić, bo twierdzili, że Polska przyjęła za dużo Ukraińców. Zapłaciliśmy, by nas wypuścili, zapłaciliśmy za bilet i przyjechaliśmy tutaj. Jakimś cudem udało się znaleźć księży, którzy od razu zaczęli nam pomagać – mówi Rosa i podkreśla też wielką pomoc ludzi, należących do parafii na Kozanowie. – Jesteśmy Wam wdzięczni za to. Jesteśmy wdzięczni Kościołowi, ale jesteśmy też wdzięczni Panu Bogu, że udało nam się wyjechać w tym czasie, gdy jeszcze można to było zrobić. Bo np. dzisiaj ludzie w Doniecku czekali na pociąg, a przyleciała rakieta, która ich zabiła – mówi Rosa i dodaje: – Mieszkaliśmy tam i nie możemy uwierzyć, że było życie i nagle w jednym momencie go nie ma.
Całe życie przed sobą
Kasia podkreśla, jak ważne jest to, co mamy na co dzień: pokój, dostatek, dobre życie. – Tak samo, jak mieli ludzie na Ukrainie. I nigdy nie pomyśleli, że może być inaczej, że może się to zmienić. Mamy tam rodzinę, dziadków. Dzwonimy do nich codziennie i boimy się, że kiedyś nie odbiorą telefonu – mówi Kasia i podkreśla, że choć dziadkowie mieszkają na Zachodzie Ukrainy, gdzie jest spokojniej, to jednak w mieście obok nich cały czas słychać wybuchy. – Moi znajomi, którzy mają 18 lat i całe życie przed sobą, walczą o pokój. Znajomi moich rodziców, ludzie, których znam, przysyłają nam wiadomości, że już nie zobaczę tego czy innego przyjaciela, bo zginął w walce. Tak właśnie dostaliśmy ostatnio wiadomość. Chrzestny mojego brata walczył od samego początku o wolność Ukrainy. Walczył już 8 lat temu, gdy to się zaczęło. Miał żonę, rodzinę, przyjeżdżał do nas, dzwonił. Niedawno przychodzi mama i płacze: Zabili go! I to słyszymy nie tylko my, bo ludzie słyszą to codziennie. Dzwonią do bliskich z nadzieją, że jeszcze usłyszą ich głos.
Reklama
Kasia podkreśla, jak często zapominamy o tym, co najważniejsze, pochłonięci smartfonami, laptopami, pogonią za pieniędzmi. Nie zawsze mamy czas dla innych czy czas na modlitwę. – Moi dziadkowie jechali kupić jedzenie. Usłyszeli naraz jakiś dźwięk, ludzie machali rękami, krzyczeli. Gdy odwrócili głowy w aucie, zobaczyli, że nie ma auta, które jechało za nimi. Nie było też mostu, przez który właśnie przejechali. Po takich zdarzeniach, gdy widzisz, jak ludzie umierają, zaczynasz przewartościowywać swoje życie – mówi Kasia.
– Pragnę podziękować z całego serca Polsce, za każdą osobę. Macie ogromne serca, bardzo dobre, w których zmieściliście cały nasz naród, całą Ukrainę. Bardzo Wam dziękuję! – mówi p. Margarita.
Parafia św. Jadwigi organizuje również transport pomocy humanitarnej dla uchodźców wojennych z Ukrainy. Zbierane dary zostaną przekazane do Zaporoża, aby pomóc uchodźcom z Berdiańska, Melitopola, Enerhodaru i Mariupola. Uchodźcy z tych miast uciekają przed wojną do Zaporoża, aby tam odpocząć i posilić się, a następnie wyruszyć dalej na zachód.