Reklama

Wiadomości

Jasiu, zaczęła się wojna

Obudziły nas wybuchy. Czy to Putin straszy, czy naprawdę przyszła wojna? – Ala wspomina czwartkowy poranek 24 lutego. Z mężem, dziećmi i mamą są już w Polsce. Ale większość rodziny jest wciąż zagrożona śmiercią.

Niedziela Ogólnopolska 11/2022, str. 72-74

[ TEMATY ]

inwazja na Ukrainę

Karol Porwich/Niedziela

Już bezpiecznie. już w Polsce – halina i władysław z dziećmi

Już bezpiecznie. już w Polsce – halina i władysław z dziećmi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Rozmawiamy w opactwie Sióstr Benedyktynek w Przemyślu. Otoczeni murem obronnym, w pokoju z widokiem na ogród, uchodźcy nabierają sił po kilkudniowej ucieczce. Ale powietrze nadal jest ciężkie.

W pośpiechu

Alicja z Andrzejem, trojgiem nastoletnich dzieci i mamą przyjechali na polską stronę z Łucka. Pierwszego dnia wojny Rosjanie zbombardowali tam wojskowe lotnisko. Potężny huk doszedł do ich rodzinnego domu. – Najpierw zadzwoniła mama i krzyknęła: „Bomby!”. Nie chciałam wierzyć, nikt nie chciał – mówi 38-latka. – Potem musiałam obudzić dzieci. Podeszłam do syna i wypowiedziałam najtrudniejsze słowa: „Jasiu, zaczęła się wojna” – dodaje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Na komórkę m. Hiacynty przyszła wiadomość zza wschodniej granicy – od sióstr z Żytomierza: „Nie chciałam cię martwić, dostałyśmy informację, żebyśmy się szybko zebrały i wyjechały w inne schronienie. Mieli bombardować Żytomierz nocą. Dzięki Bogu nic nie było. Klasztor stoi na miejscu”.

Rzeczywistość świeckich i konsekrowanych dynamicznie się splata. Tak jak przestraszone dziecko biegnie w ramiona rodzica, tak przerażeni wojną ludzie biegną do kościołów i klasztorów, wołając tym samym językiem: „Pomocy!”. Alicja jeden z pierwszych telefonów wykonała do przemyskich benedyktynek. Te w pocie czoła przygotowywały już pokoje, spodziewając się napływu uciekających przed zagrożeniem Ukraińców.

Reklama

Podróż w bezpieczne miejsce dla wielu uchodźców może trwać nawet do 5 dni. Trzeba wybrać trasę z mniejszym ryzykiem bombardowania czy ostrzeliwania, z dostępnością do stacji benzynowych, a najlepiej kończącą się na najmniej obleganym przejściu granicznym. Taką drogę obrali Ala i Andrzej, podróżując z Łucka do Przemyśla przez Budomierz. Z przodu samochodu mąż i mama, z tyłu – Ala z trojgiem całkiem dużych dzieci. W bagażniku małe pakunki. W sercu pytanie: „Czy te drzwi zamykają się na zawsze?”. Bo to nie wyjazd na chwilę, na dzień. Czy to podróż bez biletu powrotnego?

4. peron

Kolejne osoby telefonują do benedyktynek z kolejowego przejścia granicznego – przemyskiego dworca. Tam każdego dnia od początku wojny przyjeżdża kilka pociągów, a w nich po 1-2 tys. uchodźców. Są transporty z Odessy, Kijowa, ze Lwowa. W nocy Ukraińcy jadą bez włączonych świateł, żeby nie przykuwać uwagi okupanta i uchronić się przed ostrzałem. W wagonach ścisk, duchota, czasem problem z dojściem do toalety. Do Polski jadą wielodzietne rodziny, dzieci z samymi matkami, bo duża część mężczyzn walczy o wolność Ukrainy, czasem wiekowe osoby, takie jak np. 91-letnia Lita z Kijowa.

Pociąg wjeżdża na międzynarodowy 4. peron. Z pierwszego wagonu terytorialsi wynoszą dziecko na wózku inwalidzkim. Za nim wysiadają dwie siostry i spracowana matka. Uśmiechają się i dziękują za pomoc. W spokoju i bez pośpiechu tabor opuszczają kolejni pasażerowie.

Do pociągu wchodzą polskie służby. Nie po to, żeby go przeszukać, dotrzeć do czegoś ukrytego, przemycanego, nielegalnego. Wchodzą, by się upewnić, że każdy, kto potrzebował pomocy, wysiadł. Żołnierz WOT po drodze znajduje niebieskiego plastikowego jeepa. Łączy się na krótkofalówce z kolegą, który pomaga nosić bagaże. – Mam niebieski samochodzik. Jak jakieś dziecko będzie za nim płakać, to przyjdźcie po zgubę – wysyła komunikat.

Reklama

Po drugiej stronie czekają już najukochańsze osoby. Stają na palcach i zadzierając brody, próbują wypatrzeć twarze tych, za którymi tęsknią. Co poniektórzy, otuleni kocami, ze zniecierpliwieniem odpalają papierosy. Są też obcy ludzie – Polacy, którzy przyjechali zaoferować swoją pomoc: transport w dowolne miejsce, nocleg, kolację czy rozmowę. Wśród nich jest ks. Marek Machała, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Rodzin Archidiecezji Przemyskiej. Kapłan wyszukuje w tłumie zdezorientowane osoby i zawozi je w bezpieczne miejsce. Deleguje zadania innym wolontariuszom, m.in. Gosi i Iwonie z Ruchu Apostolstwa Młodzieży. – Przychodzę tu codziennie po pracy i jestem do późnych godzin nocnych. Gdyby mnie coś takiego spotkało, też chciałabym być w ten sposób przyjęta – mówi Iwona. Dziewczyna ofiarowuje nie tylko swój wolny czas, ale także domową przestrzeń. – Mieszkanie po dziadkach udostępniłam młodemu małżeństwu z małym dzieckiem z Kijowa. Było w remoncie, ale się przydało – dodaje. Jej koleżanka, Gosia, studentka pielęgniarstwa, chce jechać na granicę, aby udzielać pierwszej pomocy medycznej. Na razie sortuje dary, pakuje transporty do Lwowa i pociesza strapione matki.

Męska sprawa

Wdzięczność za wielkie serce Polaków okazują ukraińscy żołnierze – prosto z wojennego frontu. Dariusz Lasek, inicjator Męskiego Różańca w Przemyślu, który zaopiekował się kobietą z dwoma synami, dostał takiego SMS-a: „Nazywam się Witalij, moja żona i dzieci spędzili noc u ciebie. Nie możesz sobie wyobrazić, jak spokojny jestem, wiedząc, że są bezpieczni w twoim kraju. Niech Bóg chroni ciebie i twoją rodzinę, i twój lud. Kiedy wojna się skończy, a ja będę żył, na pewno przyjdę i podziękuję. Wygramy! Chwała Ukrainie, Polsce i twoim ludziom!”.

Mąż Ali też chciałby walczyć, ale brat poprosił go o opiekę nad żoną i trojgiem dzieci. W Łucku Andrzej zostawił piątkę rodzeństwa, wielu siostrzeńców i bratanków: – Będziemy chcieli im pomóc się tu przedostać i zamieszkać – mówi. Małżonkowie już znaleźli swoją bazę. W Przemyślu wynajęli dwupokojowe mieszkanie. Właściciel poprosił tylko o opłacanie mediów i czynszu.

Zadanie

Po Ali i Andrzeju do sióstr benedyktynek przyjechali Halina i Władysław z pięciorgiem dzieci. To nie pierwsi i nie ostatni goście zza wschodniej granicy. Jak podkreślają mniszki, trzeba się przygotować na długofalową pomoc.

Od 24 lutego granicę Polski przekroczyło ponad milion uchodźców (stan na 7 marca). Eksperci przewidują, że z Ukrainy może wyjechać nawet 5 mln ludzi. Przed Polską i Europą stoi wielkie wyzwanie zatroszczenia się o wojennych uchodźców. Przed światem iskrzy palące wyzwanie zatrzymania Putina. ?

2022-03-08 13:41

Oceń: +8 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wszystkie łzy wypłakane

Niedziela Ogólnopolska 18/2022, str. 10-11

[ TEMATY ]

inwazja na Ukrainę

rosyjska agresja na Ukrainę

Paweł Kęska

ks. Rościsław Spryniuk kapłan greckokatolicki. Dyrektor Caritas Mariupol

ks. Rościsław Spryniuk
kapłan greckokatolicki.
Dyrektor Caritas Mariupol

Kiedy człowiek jest na granicy przeżycia, to budzi się w nim wilk albo brat... Gdy myśli, że już nic mu nie zostało – jest jeszcze wiara. Ona ratuje od utraty człowieczeństwa. O dramacie równanego z ziemią Mariupola opowiadają ks. Rościsław Spryniuk i Igor Ilwudczenko.

Paweł Kęska: Jakim miastem był Mariupol przed 24 lutego? Ks. Rościsław Spryniuk: Był miastem przemysłowym, miastem hut i portów. Mariupol był też miastem kwitnącym, rodzinnym, pełnym parków. Mieszkało tu ponad pół miliona ludzi. Język ukraiński mieszał się z rosyjskim. Wszystko zmieniło się w 2014 r., kiedy wybuchła wojna w Donbasie i pojawili się separatyści. Byli też w Mariupolu, ale zostali wypchnięci. Kilkanaście kilometrów od nas wyznaczono granicę z Doniecką Republiką Ludową (DNR). Latem 2015 r. na miasto spadły rosyjskie rakiety. Zginęli ludzie. Od tego czasu nikt nie czuł się bezpieczny. Ze wschodu przyjechało wielu uchodźców. Zaczęło u nas działać wiele organizacji charytatywnych, które pomagają ofiarom wojny. Mariupol był ostatnią ostoją ukraińską na południowym wschodzie kraju.
CZYTAJ DALEJ

Ile można spóźnić się do kościoła?

2025-10-04 21:04

[ TEMATY ]

Eucharystia

Msza św.

abp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Zwierzał mi się ktoś, że ma kłopoty z punktualnością. W zasadzie wszędzie się spóźnia, w tym również na niedzielne Msze św. Ta osoba, świadoma swojej wady, zapytała mnie, ile można się spóźnić do kościoła, żeby Msza św. niedzielna mogła być zaliczona jako spełniony obowiązek chrześcijański - pisze abp Andrzej Przybylski.

Zwierzał mi się ktoś, że ma kłopoty z punktualnością. W zasadzie wszędzie się spóźnia, w tym również na niedzielne Msze św. Ta osoba, świadoma swojej wady, zapytała mnie, ile można się spóźnić do kościoła, żeby Msza św. niedzielna mogła być zaliczona jako speł niony obowiązek chrześcijański. Dodała zaraz, że po noć wystarczy, jeśli się zdąży na czytanie Ewangelii, a właściwie to nawet tylko na moment Przeistocze nia chleba w Ciało Chrystusa i wina w Krew Pańską. Musiałem jej dopowiedzieć konkretnie i prosto: nie wystarczy!
CZYTAJ DALEJ

Dramat Ośrodka dla Bezdomnych "Albertówka" po pożarze pomieszczeń gospodarczych

2025-10-06 13:51

[ TEMATY ]

pożar

albertówka

Ośrodek dla Bezdonych

pomieszczenia gospodarcze

Telewizja Republika

Ośrodka dla Bezdomnych Mężczyzn „Albertówka” w Jugowicach

Ośrodka dla Bezdomnych Mężczyzn „Albertówka” w Jugowicach

Dramat Ośrodka dla Bezdomnych Mężczyzn „Albertówka” w Jugowicach w Górach Sowich na Dolnym Śląsku. Jak informuje Telewizja Republika, w niedzielę zapaliły się tam pomieszczenia gospodarcze, w których trzymane były zwierzęta i pasza. Doszczętnie zniszczona jest obora i stodoła, w której magazynowano siano. Budynki trzeba jak najszybciej odbudować i na to potrzeba też pieniędzy.

Na szczęście udało się uratować zwierzęta, które podczas pożaru przebywały na pastwiskach. Akcja gaśnicza trwała kilkanaście godzin, trwa dogaszanie budynków.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję