Reklama

Wiara

Wiktoria - cud narodzin

To historia o tym, że wiara i nadzieja nigdy nie umierają. Że dla Boga nie ma nic niemożliwego, a cuda noszą konkretne imiona.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jest Wigilia Bożego Narodzenia 2002 r. Na świat przychodzi Wiktoria. Dzieci rodzą się codziennie, więc dlaczego mówimy akurat o niej? Bo ta Wiktoria to prawdziwe zwycięstwo i naoczny cud.

Historia jak z filmu

Pani Halina w wieku 20 lat wyszła za mąż. Jakiś czas później małżeństwo zaczęło się starać o dziecko. Nikt się nie spodziewał, że ta historia będzie miała takie rozwinięcie... A ponieważ życie pisze najlepsze scenariusze, nie inaczej było w rodzinie państwa Szczepaników z Zawiercia. Rozmówczynie Niedzieli: p. Halina i jej córka Wiktoria dzielą się z nami swoją historią – niełatwą, ale taką, która zakończyła się zwycięstwem – cudem narodzin.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Mijały miesiące i kiedy nie było żadnych efektów starań o dziecko, poszłam do lekarza. Zlecone zostały badania mnie i mężowi. Badania nasienia wyszły dobrze, ale nie potrafiono znaleźć przyczyny u mnie. Przepisano mi pierwsze leki, ale bezskutecznie... – zaczyna swoją opowieść p. Halina. – Rok albo 2 lata później zostałam poddana serii badań, lekarze przeprowadzili ze mną wiele wywiadów i w końcu została postawiona diagnoza: zaburzenia hormonalne. Miałam za wysoki poziom prolaktyny, co skutkowało cyklem bezowulacyjnym. Lekarze jednak na tym się nie zatrzymali, ponieważ coś musiało powodować nadmierną produkcję tego hormonu – wspomina nasza rozmówczyni. Rezonans magnetyczny wykazał, że p. Halina ma gruczolaka – guza przysadki mózgowej, który był odpowiedzialny za wysoki poziom prolaktyny, co skutkowało niemożliwością zajścia w ciążę. To mógł być koniec... Koniec marzeń o ciąży, dziecku, zdrowiu. Historia jednak tak naprawdę rozpoczyna się dopiero w tym momencie. – Zaczęłam terapię hormonalną, którą początkowo bardzo źle znosiłam. Mało tego, okazało się, że guz się powiększa... – kontynuuje zawiercianka. Pani Halina została wówczas skierowana do neurochirurga. Tam padły konkretne propozycje. – Pierwszą było usunięcie gruczolaka przez zatokę klinową, czyli przez nos. Lekarz poinformował mnie o wszystkich niebezpieczeństwach: mogłam stracić wzrok, mieć problemy z mową, dostać paraliżu. Drugą opcją było życie z gruczolakiem, ale jednocześnie pożegnanie się z marzeniami o dziecku... Musiałam podjąć trudną decyzję – ja czy dziecko? Postanowiłam, że nie poddam się zabiegowi, miałam w głowie myśli, że przecież chora dziecka nie wychowam... Mimo że podjęliśmy decyzję o pozostawieniu gruczolaka, nie dawaliśmy za wygraną. Miałam robione kolejne badania, które wykazywały, że moje jajowody są niedrożne, przez co musiałam poddać się operacji – mówi p. Halina. Co było dalej? – Wielu znajomych wiedziało o naszych staraniach. Jedna z koleżanek, z którą pracowałam, powiedziała, żebym jechała w góry – do s. Bożeny Pieróg ze Zgromadzenia Sióstr św. Dominika – opowiada nasza rozmówczyni. Siostry służą przez modlitwę oraz zalecają odpowiednią kurację ziołową. – Pojechałam tam wraz z mężem. Po długiej rozmowie siostra dała mi zioła, zaleciła, żebym się stosowała do zaleceń lekarza, brała wszystkie leki, robiła badania. Spytałam, kiedy mam znów przyjechać, ale siostra powiedziała, że nie będę musiała już więcej przyjeżdżać... Brałam więc leki, chodziłam na badania. Miałam kolejny rezonans. Wtedy wydarzył się pierwszy cud! – wspomina z uśmiechem p. Szczepanik. Po gruczolaku został tylko ślad, ale samego guza – brak, poziom prolaktyny się obniżył. Niestety, p. Halina nadal nie była w ciąży. – Pojawiły się myśli, żeby odpuścić... Przez kilka lat płakałam. Obydwoje byliśmy już tym zmęczeni. Poszłam jeszcze do lekarza w Zawierciu, który zaproponował inne badanie. Miało ono wykazać, czy jesteśmy zarażeni pewną bakterią – i okazało się, że byliśmy. Wzięliśmy antybiotyk, minął jakiś czas, marzenia znów trzeba było odłożyć na bok – zaznacza kobieta. Historia jednak toczy się dalej... – Spóźniała mi się miesiączka, nie pierwszy raz, ale zrobiłam test i pokazały się dwie kreski. „Jestem w ciąży!” – powiedziałam do męża. Poprosił mnie tylko o spokój, żebym się od razu nie nastawiała, że testy mogą się mylić. „Jeśli nie będziesz w ciąży, to nie płacz, jeszcze jest czas” – powtarzał. Lekarz nic nie zobaczył podczas USG, jedynie rozpulchnioną macicę gotową na przyjęcie dziecka, ale nie mógł dać 100-procentowej pewności. Wysłał mnie do szpitala w Tychach, gdzie dalej nic nie mogli wykazać; spędziłam tam parę tygodni na obserwacji.

Znowu złudne nadzieje? Nasza rozmówczyni wraca do kolejnej sytuacji sprzed lat: – „Co to za dźwięk?” – spytałam w czasie jednego z badań. „Słychać serduszko, jest pani w ciąży” – odpowiedział lekarz. – W czasie ciąży żyłam w ciągłym stresie, bo bałam się, że coś będzie nie tak. Niespodziewanie, 2 tygodnie przed terminem, 24 grudnia o godz. 19.07, na świecie pojawiła się Wiktoria. Mój mały cud, moje zwycięstwo. Mając 33 lata, po wielu przejściach i staraniach, zostałam matką – uśmiecha się p. Halina. Boże Narodzenie i narodzenie Wiktorii. Dziecko wyczekane, wymodlone, rodzi się właśnie w Wigilię...

Modlitwa o cuda... ma sens?

– Przez te wszystkie lata to modlitwa podtrzymywała mnie na duchu. „Boże, daj mi dzieciątko, ale niech się dzieje Twoja wola, nie moja. Co dasz, to przyjmę” – powtarzałam. Co roku z mężem jeździliśmy na Jasną Górę prosić o cud. Prosić Maryję, naszą Matkę, o wstawiennictwo u Boga. Później pojechaliśmy tam już z naszą córką; stało się to naszą coroczną tradycją. Dziękujemy za to, co mamy. Dziękuję Matce, że sama zostałam matką.

Jest wiele małżeństw, które bardzo długo starają się o dziecko i nic się nie dzieje... Jak je pocieszyć, wesprzeć? Pani Halina przeżyła to na własnej skórze i z całą pewnością, bez zawahania podkreśla: – Trzeba zaufać Bogu, On wie najlepiej, co jest dobre. Nic na siłę.

– Zawsze żartuję, że jestem chodzącym dowodem na to, że cuda istnieją. Warto się modlić o nie, o wsparcie, nie można jednak traktować modlitwy jak koncertu życzeń. Najważniejsze jest zaufanie Bogu. Nie wiemy, czy coś będzie dla nas dobre, czy to odpowiedni czas i miejsce, ale Bóg wie – mówi nasz cud: Wiktoria Szczepanik. – Rodzice tyle lat się o mnie starali, dlatego cokolwiek by się nie działo, wiem, że po coś jestem na tym świecie, że ktoś tak bardzo mnie pragnął i oczekiwał... Jeszcze zanim się pojawiłam, już byłam obdarzona tak ogromną miłością, że myślę, iż wystarczy mi jej do końca życia – kończy z uśmiechem Wiktoria. ?

2022-03-01 13:05

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Co wydarzyło się w Legnicy

Niedziela Ogólnopolska 17/2016, str. 20-21

[ TEMATY ]

cuda

Legnica

Ks. Waldemar Wesołowski

Wszystkie zgromadzone dowody pozwalają wierzyć, że wydarzenie w kościele pw. św. Jacka w Legnicy ma znamiona cudu eucharystycznego

Wszystkie zgromadzone dowody pozwalają wierzyć, że wydarzenie
w kościele pw. św. Jacka w Legnicy ma znamiona cudu eucharystycznego

„Wszystkie zgromadzone dowody i fakty każą nam wierzyć, że to wydarzenie – mówiąc językiem prawniczym – ma znamiona cudu eucharystycznego”. Słowa te usłyszeli uczestnicy konferencji prasowej zorganizowanej 12 kwietnia br. w legnickim sanktuarium pw. św. Jacka

O chronologii wydarzeń mówił proboszcz parafii ks. dr Andrzej Ziombra. Przypomniał, że wydarzenie eucharystyczne, w związku z którym zwołano konferencję prasową, miało miejsce 2 lata temu, podczas świąt Bożego Narodzenia 25 grudnia 2013 r., na pierwszej Mszy św. W czasie udzielania Komunii św. jeden z konsekrowanych komunikantów upadł na ziemię. Został podniesiony i umieszczony w kielichu z wodą, aby zgodnie z zaleceniami liturgicznymi nastąpiło jego rozpuszczenie. Kielich ustawiono w tabernakulum. 4 stycznia 2014 r. jeden z księży podczas sprawowania Mszy św. zajrzał do kielicha i zauważył, że konsekrowany komunikant nie rozpuścił się, a na ok. 1/5 jego powierzchni pojawiło się przebarwienie. Następnego dnia został o tym poinformowany ówczesny biskup legnicki Stefan Cichy. Zgodnie z jego sugestią, odczekano dwa tygodnie. Po sprawdzeniu stanu zachowania stwierdzono, że część nieprzebarwiona opadła na dno kielicha i rozpuściła się, a część przebarwiona ciągle utrzymywała się na powierzchni. Biskup legnicki podjął wtedy decyzję o powołaniu specjalnej komisji w celu wprowadzenia procedur zmierzających do wyjaśnienia tego wydarzenia. Następnym krokiem było zlecenie Zakładowi Medycyny Sądowej we Wrocławiu pobrania materiału badawczego 26 stycznia 2014 r. 10 lutego przebarwiony fragment został przełożony z kielicha na korporał, a następnie do naczynia liturgicznego zwanego cyborium i pozostawiony w tabernakulum, gdzie znajduje się do dnia dzisiejszego.
CZYTAJ DALEJ

W krypcie Gorzowskiej Katedry spoczną szczątki śp. ks. prałata Tadeusza Załuczkowskiego

2025-01-30 17:12

[ TEMATY ]

krypta

Zielona Góra

katedra gorzowska

Gorzów Wlkp.

Archiwum Aspektów

Ks. Tadeusz Załuczkowski, drugi rządca Kościoła na Pomorzu Zachodnim i Ziemi Lubuskiej

Ks. Tadeusz Załuczkowski, drugi rządca Kościoła na Pomorzu Zachodnim i Ziemi Lubuskiej

Doczesne szczątki drugiego rządcy naszego Kościoła lokalnego śp. ks. prałata Tadeusza Załuczkowskiego zostaną złożone 4 lutego 2025 w krypcie biskupów Katedry Gorzowskiej.

Zmarły w 1952 roku ks. prałat Tadeusz Załuczkowski od 1946 roku pracował na Ziemiach Zachodnich. Początkowo posługiwał w Szczecinie, a od stycznia 1957 roku był wikariuszem kapitulnym Administracji Gorzowskiej. W lutym 1957 roku został administratorem Ordynariatu Gorzowskiego. Tą jednostką administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich rządził zaledwie 13 miesięcy, ale w tym czasie erygował aż 132 nowe parafie. Został pochowany na cmentarzu świętokrzyskim w Gorzowie Wlkp. W ostatnich dniach stycznia 2025 roku jego doczesne szczątki zostały ekshumowane. Spoczną w Katedrze Gorzowskiej obok innych biskupów i rządców naszej diecezji.
CZYTAJ DALEJ

Nuncjusz Apostolski w Kinszasie: papieskie przesłanie aktualne bardziej, niż kiedykolwiek

2025-01-31 14:03

[ TEMATY ]

Nuncjusz Apostolski

papież Franciszek

Demokratyczna Republika Konga

Adobe Stock

Afrykańskie uczennice niosące świeżą wodę

Afrykańskie uczennice niosące świeżą wodę

W przeddzień drugiej rocznicy papieskiej wizyty w Demokratycznej Republice Konga, nuncjusz apostolski w tym kraju, abp Mitja Leskovar mówi w rozmowie z mediami watykańskimi o niezwykle trudnej sytuacji, związanej z eskalacją walk i perspektywie nadziei, którą wciąż nakreślają słowa Papieża Franciszka i zaangażowanie Kościoła.

Demokratyczna Republika Konga to największy katolicki kraj Afryki. Obecnie nasilają się w nim walki, wspierane przez rwandyjskie bojówki, a najtrudniejsza sytuacja panuje w mieście Goma. Apel o pokój, jaki wystosował Papież Franciszek podczas ostatniej audiencji ogólnej, odbił się w kraju szerokim echem, tym bardziej, że Ojciec Święty zaapelował także o większe wsparcie wspólnoty międzynarodowej, prosząc o „podjęcie wszystkich możliwych wysiłków w celu pokojowego rozwiązania konfliktu”.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję