Reklama

Niedziela na Podbeskidziu

Pandemia ich nie powstrzymała

Sześć kobiet odbyło pielgrzymkę szlakiem Caminho Portugues wiodącą z Porto do grobu św. Jakuba Apostoła w Santiago de Compostela.

Niedziela bielsko-żywiecka 39/2021, str. IV

[ TEMATY ]

Santiago de Compostela

pielgrzymowanie

Archiwum uczestniczek

Koniec wieńczy dzieło

Koniec wieńczy dzieło

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Liczącą 281,58 km trasę pokonały: Agnieszka, Beata, Dominika, Lidia, Klaudia oraz Katarzyna Piecha, która była główną inicjatorką całej ekspedycji. Zainspirowała ją książka Żyje się tylko raz Grzegorza Polakiewicza. Jej autor z taką charyzmą opisywał swoje przejście portugalskim wariantem camino, że bez żadnych zastrzeżeń postanowiła pójść jego tropem. Od pomysłu do realizacji minęło niemal 6 lat. W tym czasie dzieci pani Kasi nie tylko, że zdążyły się usamodzielnić, ale i osobiście zaangażowały się w ten projekt. Najlepszym tego przykładem była jej córka Kludia, która postanowiła towarzyszyć mamie w wędrówce. Entuzjazm Kasi udzielił się także czterem innym kobietom. To spowodowało, że w Portugalii wylądowała całkiem pokaźna reprezentacja Pietrzykowic.

Pogodowa huśtawka

Reklama

Potężna barokowa katedra Se w Porto wyznacza początek Caminho Portugues. Z jej wnętrza pątniczki wyszły z okolicznościową pieczątką wbitą do paszportu pielgrzyma, tzw. credenciala, w który zaopatrzyły się jeszcze w Polsce. Wraz z każdym kolejnym dniem ich paszporty wzbogacały się o dodatkowe stemple, które potwierdzały przejście następnego odcinka camino. Raz pojawiały się po 40 km, a innym razem po zaledwie 18 km. W pierwszych dniach panie rozpoczynały swoją wędrówkę o godz. 8. Skorygowały to jednak dość szybko. Okazało się, że godz. 6. jest o wiele lepszym wyborem. Zmianę wymusiła kontynentalna Hiszpania i coraz silniej operujące słońce, które dawało mocno w kość. Im bliżej znajdowały się Santiago de Compostela, tym intensywniej paliło. Takiego upału nie doświadczyły idąc portugalskim wybrzeżem. Tam ochłodę przynosił wiatr wiejący od Atlantyku. Niósł on jednak nie tylko orzeźwienie, ale i sól, którą osadzał na twarzach. Wilgotność nad oceanem była tak duża, że pranie nie schło w nocy. Dopiero za dnia, przyczepione w specjalnych workach do plecaków, odparowywało w blasku słońca.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wirus w przestworzach

Maseczki na twarzy to rzecz obowiązkowa. Zwłaszcza jeśli wchodziło się w teren zindustrializowany. W Hiszpanii wytyczne w tym temacie były jednoznaczne. Kto nie miał maseczki, a tym bardziej zaświadczenia o szczepieniu, tego w restauracji nie obsługiwano. Ani w jej wnętrzu, ani w ogródku kawiarnianym. W albergues, czyli w schroniskach dla pielgrzymów, do dyspozycji gości było zaledwie 30% wszystkich wolnych miejsc. – Na noclegach nie było spoufalania. Ludzie byli wycofani. Nie nawiązywali kontaktów. Każdy trzymał się swojego towarzystwa – wspomina Kasia. W kościołach obowiązywał ścisły limit wiernych. Często przypominała o tym rozpięta wzdłuż ławek taśma remontowa, która eliminowała z użytku konkretną ilość miejsc siedzących. Nawet w bazylice w Santiago de Compostela wprowadzono ograniczenia. Zaledwie trzy osoby mogły zasiąść w jednej ławce. I tylko tym szczęśliwcom zezwalano na uczestnictwo we Mszy św. Ci, co stali, byli wypraszani z bazyliki. – Zdziwiło mnie to, że tak mało kościołów jest otwartych na trasie camino. Mijałyśmy piękne, średniowieczne świątynie, które mogłyśmy oglądać jedynie z zewnątrz. W ciągu tych 12 dni marszu zaledwie do kilku mogłyśmy zajrzeć do środka. Reszta była pozamykana na cztery spusty – mówi Beata.

E Viva Polonia

Reklama

Miejscowi o tym, kto pielgrzymuje, mogli dowiedzieć się z naszywek na plecakach, na których widniały dwa słowa: „Santiago – Polska”. Gdy je widzieli, pozdrawiali. Nawet policja była nastawiona pozytywnie. Kiedy pątniczki z Pietrzykowic przez pomyłkę znalazły się na pasie awaryjnym ekspresówki, stojący na nim patrol policji rzucił w ich kierunku „Buen camino”, i pozwolił iść dalej. Podczas śpiewania Barki przygodnie poznana Hiszpanka pokazała im na migi, że zna tą melodię. Nadto swoimi oklaskami dopingowała do kontynuowania śpiewania papieskiej pieśni. Wtedy też, i to nie po raz pierwszy, okazało się, że wciąż najbardziej rozpoznawalnym Polakiem na Półwyspie Iberyjskim jest św. Jan Paweł II.

Trudy marszu

Czy skarpetki do sandałów są passe? W modowych żurnalach owszem, ale nie na pielgrzymce. Tu liczy się komfort i efektywność marszu, a nie wygląd. Panie nie miały z tym żadnych problemów. Stopa bez skarpety to większa ilość pęcherzy, a przy pokonywaniu długich dystansów, nikt ich nie chce. Metody, żeby mieć ich jak najmniej były bardzo zróżnicowane. Wcieranie w stopy spirytusu salicylowego, posypywanie talkiem, wreszcie eliminowanie odtwarzania się nagniotków za pomocą przeciągniętej przez nie nitki. – Był taki moment, że szłam jak człowiek niepełnosprawny, bo zablokowało mi nogi. Łydki miałam jak z betonu. Zawzięłam się jednak i nie dałam za wygraną. Powalczyłam! – wspomina K. Piecha. Trudy marszu wzmacniał również plecak, który z rana ważył około 15 kg. W trakcie dnia, gdy ubywało w nim prowiantu i wody, potrafił schudnąć o całe 5 kg. – Na camino można się wybrać na lekko. Są specjalne firmy transportowe, które główny bagaż przewożą do wskazanych uprzednio miejsc docelowych. Pielgrzym nie musi wtedy na plecach dźwigać całego swego dobytku – mówi Piecha.

Strudzeni wędrowcy u bram

Ostatni odcinek był symboliczny i liczył zaledwie 8 km. Miejsce wiecznego spoczynku pierwszego męczennika spośród apostołów wyłoniło się zza woalu mgły, pokazując cały swój ogrom. Cel, jakim był grób św. Jakuba Starszego, został osiągnięty. Udało się to po 12 dniach marszu, pokonaniu 281,58 km i zrobieniu 428 263 kroków. – Moja wędrówka była podróżą w przestrzeń przebaczenia, którego się uczę. Chciałam znaleźć odpowiedź na pytanie, jak zachować się względem ludzi, którzy nas krzywdzą. Co zrobić, żeby mieć dość siły na błogosławienie im, a nie na złorzeczenie. Jak w wypadku starych, zapieczonych spraw, szukać dobrych rozwiązań i wyciągać rękę na zgodę. Czy to mi się udało, pokaże czas – konkluduje Piecha. 12 dni pielgrzymki, 12 dni refleksji i 12 dni nauki. „Jeszcze siebie lubimy” – w takich koszulkach Panie z gminy Łodygowice zameldowały się w Santiago de Compostela. Skoro tak się zareklamowały u celu podróży, znaczy się, że potrafiły ze wspólnej drogi wyciągnąć i zapamiętać to, co było w niej najlepsze. Czyż trzeba o lepszy prognostyk na przyszłość?

2021-09-22 07:48

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

140 dni pielgrzymki. Marek Kamiński: kilometry pozwalają odnaleźć nowego siebie

Kilometry pozwalają zagubić się, upaść i odnaleźć nowego siebie – powiedział PAP Marek Kamiński, wspominając pielgrzymkę do Santiago de Compostela. W sierpniu przypada szczyt pielgrzymkowy. W 2015 r. Kamiński przeszedł trasę siedmiokrotnie dłuższą niż najdłuższa polska pielgrzymka – ze Szczecina na Jasną Górę.

PAP: Mówi się, że kluczową rzeczą dla pątnika wyruszającego na pielgrzymkę jest intencja i świadomość celu. Bez tego, będzie to tylko „rajd pieszy na święconej wodzie”. Jakie były intencje i cel Pańskiej pielgrzymki z Królewca do Santiago de Compostela 10 lat temu?
CZYTAJ DALEJ

Wałbrzych. Jubileusz 80-lecia powrotu Ziem Zachodnich i Północnych do Polski

2025-12-15 12:32

[ TEMATY ]

Wałbrzych

abp Józef Kupny

Ziemie Zachodnie

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Uroczysta Msza św. w kolegiacie wałbrzyskiej pod przewodnictwem abp. Józefa Kupnego

Uroczysta Msza św. w kolegiacie wałbrzyskiej pod przewodnictwem abp. Józefa Kupnego

Uroczysta Eucharystia sprawowana w III Niedzielę Adwentu, w kolegiacie Najświętszej Maryi Panny Bolesnej i Świętych Aniołów Stróżów w Wałbrzychu stała się ważnym punktem obchodów 80. rocznicy włączenia Ziem Zachodnich i Północnych do Rzeczypospolitej Polskiej.

Modlitwie w intencji Ojczyzny, pokoju i pojednania 14 grudnia przewodniczył abp Józef Kupny, metropolita wrocławski i wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. W koncelebrze uczestniczyli biskupi diecezji świdnickiej: bp Marek Mendyk, bp Adam Bałabuch oraz bp senior Ignacy Dec.
CZYTAJ DALEJ

16 grudnia 1981 r. ZOMO zabiło górników z kopalni „Wujek” – strzały padły, gdy wydawało się, że jest po wszystkim

2025-12-16 07:24

[ TEMATY ]

stan wojenny

Wikipedia/Autor nieznany

Zomowcy podczas demonstracji w stanie wojennym

Zomowcy podczas demonstracji w stanie wojennym

16 grudnia 1981 r., od kul funkcjonariuszy plutonu specjalnego ZOMO zginęło dziewięciu górników kopalni „Wujek” w Katowicach. Strzały padły zaraz po tym, gdy górnicy wyparli napastników za bramę i wydawało się, że jest po walce.

Strajk w kopalni „Wujek” rozpoczął się 14 grudnia. Górnicy żądali odwołania stanu wojennego i uwolnienia Jana Ludwiczaka, szefa zakładowej „Solidarności”, który w nocy z 12 na 13 grudnia został zabrany przez milicję z mieszkania i internowany.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję