PORWANIE
Władze Białorusi wreszcie pozwoliły się spotkać z Romanem Pratasiewiczem, blogerem aresztowanym po porwaniu samolotu do Mińska, jego prawniczce. – Nie ma zagrożenia dla jego życia i zdrowia – oświadczyła Inesa Ałenskaja, ale jej zapewnienia, że nie ma czym się martwić, brzmiały niewiarygodnie. Nie ujawniła jednak, w którym areszcie przebywa aktywista i jaki jest jego status. Podpisała zobowiązanie o zachowaniu poufności w tej sprawie. Wcześniej rodzice Pratasiewicza, przebywający od kilku miesięcy w Polsce, zaapelowali na briefingu w Warszawie do przywódców krajów Unii Europejskiej i USA o pomoc w jego uwolnieniu. – Błagam was, pomóżcie mi uwolnić mojego syna – prosiła Natalia Pratasiewicz. Według niej, po zatrzymaniu w Mińsku jej syna duszono i bito. Podkreślała, że reżim Alaksandra Łukaszenki stosuje liczne represje wobec Białorusinów, którzy chcą wolności, demokracji i lepszej przyszłości. Nawiązując do opublikowanego przez reżimowe media nagrania wideo, na którym Roman Pratasiewicz przyznaje się do działalności „ekstremistycznej”, podkreślała, że jej syn nie nawoływał do zamieszek, nie mówił, że trzeba wprowadzić wojsko przeciwko Białorusi. – Informował świat o tym, co się działo. Robił to, bo chce jak najlepiej dla swojego kraju – wyjaśniła. Pratasiewicz, były współredaktor białoruskiego kanału Nexta – uznanego przez białoruskie władze za ekstremistyczny – został zatrzymany w Mińsku, gdy zmuszono do lądowania na tutejszym lotnisku samolot relacji Ateny-Wilno z nim na pokładzie. Rosyjski komentator Kiriłł Rogow zaapelował o ratunek dla Romana Pratasiewicza. Wszystkie dywagacje, czy grozi mu kara śmierci na podstawie białoruskiego prawa, są bezcelowe. „Na Białorusi nie ma prawa” – napisał na blogu „Echa Moskwy”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu