Chodząc po kolędzie przed laty, kilka razy z rzędu zdarzyło mi się nie zastać w jednym z wiejskich domów gospodarza. Żona zawsze tłumaczyła jego nieobecność wyprawą na ryby. Któregoś roku zmieniłem kolejność odwiedzin i doszło do spotkania z namiętnym wędkarzem. Zmieszany wyjaśnił, że księdza nie unika, tylko nie lubi się ładnie ubierać i stąd wymówka z rybami.
Powiernicy ludzkich trosk
Wokół odwiedzin parafian przez duszpasterzy narosło wiele medialnych wypaczeń, z podstawowym zarzutem, że ich celem jest zbieranie ofiar przez księży. Moje własne doświadczenie i świadectwa innych kapłanów pokazują jednak głębszy i bardzo potrzebny sens kolędowania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dla wiernych mieszkających w małych wiejskich parafiach, a takich jest większość w naszej diecezji, przybycie księdza jest wydarzeniem bardzo oczekiwanym. Wchodzę do domu, witam się ze starszym małżeństwem i słyszę: „Cały rok czekaliśmy na księdza, dobrze, że będziemy mogli razem się pomodlić”. Od razu czuć, że nie jest to wyuczona formułka, ale cicha radość, że ktoś do nich przychodzi. Proszą o błogosławieństwo pokoi, a potem opowiadają o swoim życiu, o dzieciach i wnukach, które wyjechały do miasta i wpadają tylko na święta. Staję się słuchaczem ich samotności, powiernikiem trosk i tym, kto niesie pocieszenie. Jest prawdziwa, ludzka i szczera więź, dobre spotkanie. I jest jeszcze coś głębszego, tajemnica przynoszenia Boga, podobnie jak czytamy w Ewangelii o wizycie Maryi u św. Elżbiety, które wzajemnie obdarowały się obecnością Boga.
Owocne spotkania
Spotkania kapłanów z wiernymi w ich domach są częścią duszpasterstwa. Kodeks Prawa Kanonicznego zaleca tę formę: „Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również – jeśli w czymś niedomagają – roztropnie ich korygując. Szczególną troską otacza biednych, cierpiących, samotnych, wygnańców oraz przeżywających szczególne trudności”.
Kolęda to potrzebna forma duszpasterstwa.
Zwykle to wierni przychodzą do kościołów, w czasie kolędowania to Kościół idzie do nich. Sam byłem świadkiem, jak spokojne spotkanie w czyimś domu było początkiem zmiany w życiu osób przyjmujących; często był to impuls do zaoferowania pomocy komuś, kto inaczej by o nią nie poprosił. W wielu parafiach to proboszcz ma najlepszą wiedzę o sytuacji mieszkańców i znajduje sposób na wsparcie ubogich czy chorych.
Radość dla obu stron
W tym roku wierni zostali zaproszeni do swoich kościołów, aby przyjąć błogosławieństwo od duszpasterzy. To oczywiście nie wyklucza możliwości odwiedzin w domach, kiedy sytuacja epidemiczna zostanie opanowana. Kolędowanie związane z okresem Bożego Narodzenia jest polską tradycją, ale w innym czasie jest jak najbardziej wskazane.
Odwiedzam kiedyś mieszkanie w bloku. Otwiera pan w średnim wieku, w niezbyt dobrej kondycji, mocno zaskoczony wizytą księdza. Po wahaniu zaprasza do wnętrza, na stole stosy gazet, słoiki, kartony, nieumyte talerzyki, sztućce i popielniczka. Nie widzę nigdzie krzyża czy obrazu religijnego, więc pytam, w którą stronę zwrócimy się w czasie modlitwy. I naraz błysk w oczach gospodarza: „Proszę księdza! Aniołek jest na choince! To może do aniołka?”. Przyjmuję sugestię, odmawiamy „Aniele Boży, Stróżu mój…”.
Każde spotkanie z drugim człowiekiem niesie radość. Te kolędowe są źródłem większych i mniejszych radości i dla wiernych, i dla kapłanów.