Reklama

Pasja życia Jacka Pałkiewicza

O podróży życia prowadzącej przez kontynenty z Jackiem Pałkiewiczem rozmawia Margita Kotas.

Niedziela Ogólnopolska 52/2020, str. 24-27

Archiwum Jacka Pałkiewicza

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Margita Kotas: Kiedy człowiek instytucja – podróżnik, dziennikarz i pisarz – w swej najnowszej książce palkiewicz.com odnotowuje: „Barwny film mojego życia dobiega definitywnie do punktu docelowego”, trudno nie czuć niepokoju. Przyzwyczaił nas Pan do swojej inspirującej obecności – odkryć, wnikliwego spojrzenia na świat...

Jacek Pałkiewicz: Niedawno, zupełnie nieoczekiwanie, doznałem szoku, że to już nieuchronny kres doczesnej wędrówki, tym razem podróży bez powrotu, o której dyskutują filozofowie, psychoanalitycy, religioznawcy czy medycy. Społeczeństwo, w którym żyjemy, dąży do odsunięcia od siebie śmierci, a jednocześnie do mówienia o niej bez wstydu, bo stawienie jej czoła i zaakceptowanie granicy, którą ona wyraża, pomaga lepiej zrozumieć sens życia. Świadomy chrześcijanin wie, że śmierć jest zastraszającym wrogiem, a walka z nią, nawet podjęta w Bożym przekonaniu, nie jest mniej zagorzała i dramatyczna. W sumie ta potyczka jest jednak podtrzymywana nadzieją, że to nie śmierć, ale miłość i życie będą miały ostateczne słowo, sam Bóg i Jego miłość, która przez śmierć wprowadza człowieka w życie wieczne.

Jacek Pałkiewicz to ciągle jeszcze polski podróżnik czy już raczej obywatel świata? Pytam o to, bo ciekawi mnie, czy poznając świat, obce kultury i religie, można się tak dalece zasymilować z tą szeroko pojętą innością, że aż zapomnieć o swoich korzeniach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Gdy zapytano Diogenesa, gdzie jest jego kraj ojczysty, odpowiedział, że jest obywatelem świata i cały świat jest jego ojczyzną. Nie przypominam sobie, abym poznając ro´z˙norodnos´ć globu, kiedykolwiek odczuł jakąś tendencję asymilacji ze wspólnotą ogólnoludzką. Chociaż – czując się dumnym Polakiem i nosząc polskość głęboko w sercu – deklaruję się Europejczykiem. Mam dwa obywatelstwa, ale zawsze pozostanę wierny ojczyźnie, bo w dzisiejszych czasach globalnego zacierania się granic, kiedy tożsamość zbiorowa Europejczyków ma wspólne europejskie obywatelstwo, można bez problemu być Polakiem patriotą i solidnym Europejczykiem, czyli – jak w moim przypadku – być jednocześnie lojalnym Polakiem i oddanym Włochem. Nie zawsze dobrze to widzą wyznawcy polskiego nostalgiczno-sentymentalnego patriotyzmu, którzy w ślad za Platonem uważają, że dobry obywatel to ten, kto zna swoje miejsce w państwie, wie, co mu wolno, a czego nie. Patriotyzm, jako ważny element spajający obywateli ze sobą? i z państwem, nie może w zglobalizowanym współczesnym świecie kreować postawy zamknięcia. Nie widzę problemu w kompromisie między patriotycznym umiłowaniem ojczyzny a uznanym w krajach Europy Zachodniej kosmopolitycznym patriotyzmem, akceptującym ponad granicami narodowymi wartości w sferze kultury, edukacji, relacji międzyludzkich. To odpowiada wyzwaniom współczesnego świata. Takie podejście – bez poczucia zagrożenia utraty tożsamości narodowej, za której losy ponoszą? odpowiedzialność – może pozwolić Polakom poczuć się lepiej zarówno u siebie w kraju, jak i za granica?.

Czym są dla Pana podróże? Odkrywaniem świata, miejsc, w których nie stanęła jeszcze ludzka stopa, spotkaniem z innymi ludźmi, a może wyprawą w głąb siebie?

Nieraz zastanawiałem się, jak wyglądałaby nasza planeta bez podróży, bez przekraczania granic znanego świata. I dlatego zapytam Panią; co byśmy osiągnęli bez postawienia po raz pierwszy stopy na nowym, nieskażonym terenie? Gdzie znalazłaby się wtedy nasza cywilizacja? Moim guru był prekursor epoki odkryć geograficznych – legendarny Marco Polo, chociaż bywa, że sięgam i do Odyseusza, niejako ojca wszystkich podróżników, którego interpretujemy jako metaforę ludzkiego życia. To jednak wenecki kupiec zaszczepił we mnie nienasyconą ciekawość świata, nieodpartą chęć poznawania niegościnnych miejsc i przekraczania granic możliwości. Dodajmy do tego wrodzoną dociekliwość, zachwyt i wzruszenie, a otrzymamy esencję mojego globtroterstwa. Oczywiście, po drodze były i spotkania z różnymi ludźmi, których trudno zapomnieć, i historyczne odkrycia nieznanego, wynikłe z obsesyjnego pragnienia odnalezienia tajemniczych rejonów. Powiodło mi się, bo ostatnim rzutem na taśmę dotarłem do plemienia Indian Yanomami nad Górnym Orinoko, które nie widziało wcześniej białego człowieka, czy też w końcu XX wieku, niczym odkrywca epoki wiktoriańskiej, znalazłem źródło Amazonki, które pozostawało niezdefiniowane przez nauki geograficzne. Bywało, że podróż obfitowała także w doświadczenia duchowe wiodące w głąb świadomości, co pozwalało z dystansu spojrzeć na siebie bądź łatwiej poddać coś analizie czy konfrontacji.

Reklama

Twierdzi Pan, że życie daje każdemu tyle, ile sam ma odwagę sobie wziąć. Gdy się patrzy na życie Jacka Pałkiewicza, trudno byłoby się z tym nie zgodzić. Odkrywca źródeł Amazonki, pogromca Atlantyku, trener antyterrorystów i kosmonautów... Czerpie Pan życie pełnymi garściami.

Ojciec Phil Bosmans, zmarły niedawno kapłan katolicki, zasłynął powiedzeniem: „Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, gdy umrzesz”. Prawdopodobnie tak właśnie wyglądało moje życie. Nie przyjmowałem do wiadomości, że coś jest niemożliwe, zatem wszystko, co robiłem, było zwykle wyzwaniem dla projektów, wydawałoby się, nieosiągalnych i zawsze wymagało wysiłku i poświęcenia. Bywało, że realizowałem młodzieńcze marzenia w świecie niezmienionym od jego zarania. To, co wyniosłem z pasjonujących dzieł Roberta Stevensona czy Daniela Defoe, mogłem dotknąć własną ręką, zweryfikować prawdziwość epizodów wyrosłych z fantazji niektórych autorów. Obracałem się po wielekroć tam, dokąd nie dotarli podziwiani przeze mnie bohaterowie ich opowieści. Kiedyś w Wenezueli wspiąłem się na tajemnicze tepui, góry o płaskich wierzchołkach opisane przez Arthura Conana Doyle’a w Zaginionym świecie. Było to niezwykłe przeżycie, bo miejsce stanowiące temat wielu legend, które autor znał tylko ze słyszenia, ja podziwiałem osobiście.

Odwiedzając wiele odległych zakątków świata, miał Pan sposobność poznać nie tylko jego piękno, ale także wiele ciemnych stron...

Rzeczywiście, byłem świadkiem rozlicznych przemian na świecie i przyznam, że wiele podróży wiązało się także z moją dziennikarską profesją. Przez kilkanaście lat byłem wysłannikiem Sette, dodatku ilustrowanego mediolańskiego Corriere della Sera. Ale nawet podczas wypraw eksploracyjnych patrzyłem okiem reportera, który swoją przygodę opublikuje potem w mediach, a nieraz i w książce. Niedawno udzieliłem wywiadu Katolickiej Agencji Informacyjnej, w którym opowiadałem o bezdusznym modelu rozwoju globalizacji „techniczno-ekonomicznej”, w której zysk przeważa nad godnością człowieka. W moich wędrówkach częstokroć widziałem niepomierne bogactwa pojedynczych osób oraz ludzi przymierających z głodu. Bywałem wśród Indian Amazonii, wypartych ze swoich terytoriów, bo zaczęto tam wydobywać ropę naftową. Wiele grup etnicznych przepadło bez śladu, mnóstwo jest dzisiaj zagrożonych. W licznych częściach globu zwiększa się przepaść między bogatymi i biednymi. Ponad miliard ludzi nie ma dostępu do źródeł czystej wody, a ponad dwa miliardy żyje w podłych warunkach sanitarnych. Dawne wartości odeszły w cień. Tryumfują chciwość, egoizm i powszechny kult pieniądza. Wyznacznik szczęścia to stan konta bankowego i dobry samochód. Duchowa pustka robi swoje. Zanikają więzi międzyludzkie, solidarność i mechanizmy wzajemnego wsparcia. Trudno dzisiaj liczyć na zwyczajną ludzką życzliwość. Nasz niegdyś ekscytujący świat gwałtownie się skurczył i częstokroć nie wierzę oczom, jak bardzo stał się jednakowy.

Top Jacka Pałkiewicza: najbardziej niebezpieczne region, który odwiedził, najpiękniejsze miejsce, które zobaczył, najdziwniejsza potrawa, a może miejsce, do którego chętnie wraca...

Najbardziej niebezpiecznym miastem świata jest prawdopodobnie Lagos, wiodący w statystykach dotyczących: morderstw, przestępczości zorganizowanej, handlu ludźmi, piractwa, gwałtów czy terroryzmu. Dla równowagi powiem, że najmniej zagrożonymi miejscami są Królestwo Bhutanu i Dubaj. Widziałem dużo niezwykłych miejsc, krain o niedościgłym pięknie, intrygujących tworów natury czy tajemniczych pomników dawnych epok. Ale najbardziej urzekły mnie khmerskie świątynie Angkoru – drogocenny klejnot wielowiekowej świetności Kambodży. Zdarzały się i egzotyczne potrawy, chociaż raz, w plemieniu Dżarajów w Wietnamie, z trudem wykręciłem się od zjedzenia myszy z rożna. Najczęściej wracam do Indochin, czyli Azji Południowo-Wschodniej, oraz do Ameryki Łacińskiej.

W okresie świąt trudno nie zapytać o najbardziej egzotyczne miejsce, w którym spędził Pan Boże Narodzenie.

Zawiodę Panią. W 1992 r. włoska gazeta wysłała mnie do Kambodży na zrobienie reportażu o „niebieskich hełmach”, które zabezpieczały tam pierwsze demokratyczne wybory. Z powodu różnych perturbacji mój wylot do domu się opóźnił i przyszło mi spędzić dzień Bożego Narodzenia w samolocie na trasie Bangkok – Rzym.

Pana drugą ojczyzną są Włochy. Jak wygląda świętowanie w Pana domu? Czy przenikają się w nim dwie tradycje: polska i włoska?

W moim włoskim domu w kuchni rządzi pani Linda, którą po kilku nieudanych doświadczeniach z polskim menu trudno byłoby przekonać do naszych „egzotycznych” dla niej dań. A mam na myśli pierogi z kapustą i grzybami, kutię, barszcz z uszkami, kluski z makiem, kompot z suszonych owoców czy śledzia w śmietanie. Kiedy jesteśmy w Warszawie, to też się nie upieram przy rodzimych przysmakach, bo trudno byłoby konkurować naszym tłustym i ciężkostrawnym specjałom z kuchnią śródziemnomorską. A jak wiadomo, włoskie dania pojawiają się na stołach całego świata. Słoneczna Italia jest największym globalnym eksporterem kultury kulinarnej, w której liczą się tradycja, gust i autentyczność.

Czas świąt, o ile spędzamy je w domowych pieleszach, jest czasem zatrzymania się i daje sposobność do przemyśleń. Karkołomnie nieco nawiązuję w ten sposób do Pana książki palkiewicz.com, w której dokonuje Pan swoistego rozrachunku ze światem i z samym sobą. Trudno uwierzyć, że w reporterskich notatnikach Jacka Pałkiewicza nie znajdzie się jeszcze jakiś nieopublikowany dotąd zapis albo że nie powstaną kolejne książki.

Trochę niezręcznie napisałem, że to już moja ostatnia książka. A przecież w archiwum leżą jeszcze stosy zapisywanych na gorąco moleskinów, kieszonkowych notatników, które zawsze były wiernymi towarzyszami moich peregrynacji. Drzemie tam rozmaitość materiału do wykorzystania. Marco Polo powiedział na łożu śmierci, że zilustrował tylko połowę tego, co widział, ja – dużo mniej.

Jacek Pałkiewicz
reporter, eksplorator, odkrywca źródła Amazonki, twórca survivalu w Europie, pokonał samotnie Atlantyk łodzią ratunkową. Obywatel świata i jego odkrywca, deklaruje się daltonistą politycznym i stojąc ponad wszelkimi podziałami partyjnymi, angażuje się w dzieło kruszenia murów w umysłach boleśnie zwaśnionych rodaków. Autor ponad 30 książek, publikuje swoje reportaże na łamach poczytnych periodyków europejskich (zob. www.palkiewicz.com). Jego bestsellerowa Pasja życia inspiruje dwa pokolenia polskich podróżników. Wyróżniony przez Benedykta XVI krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice

palkiewicz.com
Jacek Pałkiewcz
Wydawnictwo Świat Książki
Liczba stron: 562
Oprawa: miękka
Cena: 49,90 zł
Zamówienia: tel. 34 365 19 17 w godz. 7-15
kolportaz@niedziela.pl

2020-12-19 19:45

Ocena: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Wojciech, Biskup, Męczennik - Patron Polski

Niedziela podlaska 16/2002

Obok Matki Bożej Królowej Polski i św. Stanisława, św. Wojciech jest patronem Polski oraz patronem archidiecezji gnieźnieńskiej, gdańskiej i warmińskiej; diecezji elbląskiej i koszalińsko-kołobrzeskiej. Jego wizerunek widnieje również w herbach miast. W Gnieźnie, co roku, w uroczystość św. Wojciecha zbiera się cały Episkopat Polski.

Urodził się ok. 956 r. w czeskich Libicach. Ojciec jego, Sławnik, był głową możnego rodu, panującego wówczas w Niemczech. Matka św. Wojciecha, Strzyżewska, pochodziła z nie mniej znakomitej rodziny. Wojciech był przedostatnim z siedmiu synów. Ks. Piotr Skarga w Żywotach Świętych tak opisuje małego Wojciecha: "Będąc niemowlęciem gdy zachorował, żałość niemałą rodzicom uczynił, którzy pragnąc zdrowia jego, P. Bogu go poślubili, woląc raczej żywym go między sługami kościelnymi widząc, niż na śmierć jego patrzeć. Gdy zanieśli na pół umarłego do ołtarza Przeczystej Matki Bożej, prosząc, aby ona na służbę Synowi Swemu nowego a maluczkiego sługę zaleciła, a zdrowie mu do tego zjednała, wnet dzieciątko ozdrowiało". Był to zwyczaj upraszania u Pana Boga zdrowia dla dziecka, z zobowiązaniem oddania go na służbę Bożą.

Św. Wojciech kształcił się w Magdeburgu pod opieką tamtejszego arcybiskupa Adalbertusa. Ku jego czci przyjął w czasie bierzmowania imię Adalbertus i pod nim znany jest w średniowiecznej literaturze łacińskiej oraz na Zachodzie. Z Magdeburga jako dwudziestopięcioletni subdiakon wrócił do Czech, przyjął pozostałe święcenia, 3 czerwca 983 r. otrzymał pastorał, a pod koniec tego miesiąca został konsekrowany na drugiego biskupa Pragi.

Wbrew przyjętemu zwyczajowi nie objął diecezji w paradzie, ale boso. Skromne dobra biskupie dzielił na utrzymanie budynków i sprzętu kościelnego, na ubogich i więźniów, których sam odwiedzał. Szczególnie dużo uwagi poświęcił sprawie wykupu niewolników - chrześcijan. Po kilku latach, rozdał wszystko, co posiadał i udał się do Rzymu. Za radą papieża Jana XV wstąpił do klasztoru benedyktynów. Tu zaznał spokoju wewnętrznego, oddając się żarliwej modlitwie.

Przychylając się do prośby papieża, wiosną 992 r. wrócił do Pragi i zajął się sprawami kościelnymi w Czechach. Ale stosunki wewnętrzne się zaostrzyły, a zatarg z księciem Bolesławem II zmusił go do powtórnego opuszczenia kraju. Znowu wrócił do Włoch, gdzie zaczął snuć plany działalności misyjnej. Jego celem misyjnym była Polska. Tu podsunięto mu myśl o pogańskich Prusach, nękających granice Bolesława Chrobrego.

W porozumieniu z Księciem popłynął łodzią do Gdańska, stamtąd zaś morzem w kierunku ujścia Pregoły. Towarzyszem tej podróży był prezbiter Benedykt Bogusz i brat Radzim Gaudent. Od początku spotkał się z wrogością, a kiedy mimo to próbował rozpocząć pracę misyjną, został zabity przez pogańskiego kapłana. Zabito go strzałami z łuku, odcięto mu głowę i wbito na żerdź. Cudem uratowali się jego dwaj towarzysze, którzy zdali w Gnieźnie relację o męczeńskiej śmierci św. Wojciecha. Bolesław Chrobry wykupił jego ciało i pochował z należytymi honorami. Zginął w wieku 40 lat.

Św. Wojciech jest współpatronem Polski, której wedle legendy miał także dać jej pierwszy hymn Bogurodzica Dziewica. Po dziś dzień śpiewa się go uroczyście w katedrze gnieźnieńskiej. W 999 r. papież Sylwester II wpisał go w poczet świętych. Staraniem Bolesława Chrobrego, papież utworzył w Gnieźnie metropolię, której patronem został św. Wojciech. Około 1127 r. powstały słynne "drzwi gnieźnieńskie", na których zostało utrwalonych rzeźbą w spiżu 18 scen z życia św. Wojciecha. W 1928 r. na prośbę ówczesnego Prymasa Polski - Augusta Kardynała Hlonda, relikwie z Rzymu przeniesiono do skarbca katedry gnieźnieńskiej. W 1980 r. diecezja warmińska otrzymała, ufundowany przez ówczesnego biskupa warmińskiego Józefa Glempa, relikwiarz św. Wojciecha.

W diecezji drohiczyńskiej jest także kościół pod wezwaniem św. Wojciecha w Skibniewie (dekanat sterdyński), gdzie proboszczem jest obecnie ks. Franciszek Szulak. 4 kwietnia 1997 r. do tej parafii sprowadzono z Gniezna relikwie św. Wojciecha. 20 kwietnia tegoż roku odbyły się w parafii diecezjalne obchody tysiąclecia śmierci św. Wojciecha.

CZYTAJ DALEJ

Z Czech przez Polskę do nieba

Niedziela Ogólnopolska 16/2018, str. 20-21

[ TEMATY ]

św. Wojciech

Tadeusz Jastrzębski

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół pw. św. Jana Chrzciciela

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół
pw. św. Jana Chrzciciela

Urodził się zaledwie 10 lat przed chrztem Polski. Śmierć męczeńską poniósł już jednak w czasach, kiedy nad Wisłą władcy zdawali sobie sprawę ze znaczenia świętych relikwii. Czy Polska byłaby dziś tym samym krajem, gdyby nie św. Wojciech, jego związki z naszym państwem oraz przyjaźń z cesarzem?

Św.Wojciech został biskupem Pragi jako 27-letni mężczyzna. Jak podają jego biografowie, do katedry miał wejść boso, co prawdopodobnie symbolizowało ewangeliczną prostotę przyszłego męczennika. Potwierdzeniem tej tezy są inne historyczne źródła, według których wiadomo dziś ponad wszelką wątpliwość, że Wojciech nie dysponował wielkim majątkiem. To, co posiadał, miało służyć sprawowaniu kultu, zaspokajaniu potrzeb miejscowego kleru oraz jego osobistemu utrzymaniu.

CZYTAJ DALEJ

Życzenia przewodniczącego KEP dla biskupa sosnowieckiego nominata

2024-04-23 15:38

[ TEMATY ]

abp Tadeusz Wojda SAC

bp Artur Ważny

Karol Porwich/Niedziela

Abp Tadeusz Wojda SAC

Abp Tadeusz Wojda SAC

„W imieniu Konferencji Episkopatu Polski pragnę przekazać serdeczne gratulacje oraz zapewnienia o modlitwie w intencji Księdza Biskupa, kapłanów, osób życia konsekrowanego oraz wszystkich wiernych świeckich Diecezji Sosnowieckiej” - napisał abp Tadeusz Wojda SAC, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w liście przesłanym na ręce biskupa sosnowieckiego nominata Artura Ważnego. Nominację ogłosiła dziś w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce.

„Życzę Księdzu Biskupowi coraz głębszego doświadczania „bycia posłanym” czyli podjęcia misji samego Jezusa Chrystusa, który w pasterskim posługiwaniu objawia miłość Boga do człowieka” - napisał przewodniczący Episkopatu do bp. Artura Ważnego mianowanego biskupem sosnowieckim. „Życzę, aby codzienna bliskość Ewangelii i Eucharystii prowadziły do uświęcenia Księdza Biskupa oraz powierzonego jego pasterskiej pieczy Ludu Bożego Diecezji Sosnowieckiej” - dodał.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję