Reklama
Na świecie istnieją tylko dwie płcie: kobieta i mężczyzna. Homoseksualizm to dewiacja, a homoseksualiści nie mogą się ubiegać o adopcję dzieci ani o zrównanie statusu ich związków z małżeństwami. Tolerancja oznacza znoszenie czegoś mimo braku akceptacji dla tego zjawiska, nie oznacza natomiast przymusowej afirmacji. Ojciec jest głową rodziny, ale nie może ona istnieć bez emocjonalnej opieki matki. Podstawą pokojowego obcowania ludzi ze sobą jest kultura. Kulturą nie są natomiast brukowe wynurzenia celebrytów, publikowane w nic niewartych kolorowych pisemkach, nie są nią także prowokacje wobec wartości, ekskrementy ani wymiociny. Piękno istnieje obiektywnie i każdy człowiek, o ile włoży w to nieco wysiłku intelektu i woli, ma do niego dostęp. Prawda jest jedna i z niej wynikają realne konsekwencje. Dobro istnieje i da się opisywać, choć zapewne nie jest tak preferowane przez media jak zło i wynaturzenie. Mowa ludzka jest narzędziem komunikacji i tworzenia realnych wartości, „mowa nienawiści” natomiast to pojęcie stworzone – podobnie jak wiele innych – tylko po to, by szantażować wolność wypowiedzi i w konsekwencji zaprowadzać poprawnościową cenzurę. Poprawność, zwłaszcza poprawność polityczna, to narzędzie stosowane przez totalitarną i dążącą do zniewolenia ludzi ideologię. Opisane przez Jeana Baudrillarda zjawisko „symulakrum”, czyli podstępnej zmiany pojęć, w istocie jest zwykłą kradzieżą słów i ich znaczeń, służącą wprowadzeniu panowania ideologów nad swobodą ludzkiego myślenia, kojarzenia i komunikowania się ze światem...
Gdy się czyta powyższe zdania, można powoli wpaść w popłoch, wszak większość z nich może dziś stanowić podstawę sądowego procesu. „Nieistniejące” zaczyna namacalnie przemieniać naszą rzeczywistość. Dla świętego spokoju ustępujemy agresywnym barbarzyńcom na różnych polach, a oni wkraczają w każdą dziedzinę i zaprowadzają w niej swoje porządki. Zaczęli panować w kulturze – zmienili ją w cuchnące i odstraszające bagno. Celowo wykrzywili wszelkie kanony estetyki i moralności, aby bez przeszkód szerzyć swój zgniły kult.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Powoli – niestety – wkraczają na teren Kościoła i religii. Niedawno w pewnym nadmorskim miasteczku byłem świadkiem sceny, która przyprawiła mnie o osłupienie. Oto kapłan udzielający Najświętszego Sakramentu odmówił udzielenia go mężczyźnie, który uklęknął i chciał przyjąć Pana Jezusa do ust. Wierni obowiązkowo musieli przyjmować Najświętszy Sakrament na rękę. Pomijam w tym momencie dyskusje teologiczne, ale takie postępowanie jest właśnie wprowadzaniem reguł „nieistniejącego” w miejsce istniejącego. Kościół łączy i dodaje siły, a nie odrzuca i dzieli. Wewnątrz katolickich instytucji także namnożyło się ostatnio w Polsce wielu orędowników tego „nieistniejącego”. Sztandarowym tego przykładem jest działalność uznającego się za katolicki Tygodnika Powszechnego, którego główną obsesją stało się „reformowanie polskiego Kościoła i katolicyzmu”.
Do dziś redakcja tego pisma mieści się w budynku należącym do krakowskiej kurii.
„Nieistniejące” wciska się wszędzie, jest obecne w edukacji naszych dzieci, sączy się z mediów – nawet z niewinnie wyglądających bajek dla najmłodszych.
Jeśli się z tym pogodzimy, czeka nas kilka pokoleń niewolników, którzy będą zawiadywani przez umysły coraz mocniej dewiacyjne. Doprowadzi to, oczywiście, do katastrofy... Czy zatem istnieje jeszcze szansa obrony realnego, zdrowego świata?
Ten świat obroni się sam, „nieistniejące” doprowadzi jednak do chorób, z którymi ludzkość będzie musiała sobie radzić przez całe pokolenia. Tam, gdzie człowiek usiłuje zastąpić Stwórcę, zawsze mamy do czynienia z zatruwaniem zdrowego środowiska. Tam, gdzie część usiłuje zastąpić całość, muszą nastąpić wstrząsy.
Wtedy świat wróci do swojej pierwotnej postaci. „Nieistniejące” jest bowiem jak ból fantomowy kończyny, która nie istnieje – ból jest obiektywnie odczuwalny, ale jego źródło nie istnieje. Ból może prowadzić do realnych następstw, jednak jego źródło nie istnieje. Świat natomiast zawsze odradza się od realnej przyczyny, od źródła.
„Nieistniejące” powoli narasta jak pleśń, zaraza i... poczucie wstydu, które powinniśmy w sobie mieć, widząc, jak niewiele robimy, aby to „nieistniejące” zatrzymać.